Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-04-2015, 03:03   #6
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, barwiąc złotem zakurzone powietrze w "Kowadle i Młocie". Goście powoli schodzili się do karczmy po kolejnym pracowitym dniu. Zdecydowaną większość towarzystwa stanowiły krasnoludy, które sprawowały panowanie nad okolicą. Mijał piąty dzień, odkąd Kethra przybyła do miasta. Tego wieczora nikt nie zwracał już na nią większej uwagi. Stali bywalcy przywykli do widoku młodziutkiej, ludzkiej kobiety, a nowo przybyli byli na to chyba zbyt zmęczeni. Zresztą pomijając fakt, że była samotną, ludzką dziewczyną w izbie pełnej krasnoludów, nie wyróżniała się niczym szczególnym. Jej samej osamotnienie zdawało się w najmniejszym stopniu nie przeszkadzać. Czuła się tutaj naprawdę dobrze. A przede wszystkim - bezpiecznie. Póki co nie rzucił jej się w oczy nikt z Thay, choć całe dnie spędzała klucząc między namiotami przyjezdnych karawan w poszukiwaniu pracy. Jednak mało kto miał ochotę zabierać ze sobą młodą dziewczynę, podczas gdy tylu zaprawionych w boju najemników dostępnych było wszędzie dookoła.

Istnieje pewien stereotyp, wedle którego krasnoludy znane są w świecie z tego, że o ile są wspaniałymi rzemieślnikami, runotwórcami i wojownikami, o tyle w klasycznej magii nie idzie im już tak dobrze. Dla Kethry było to olbrzymią zaletą Dzieci Ziemi. Wśród nich nie musiała obawiać się spotykania co krok czarodzieja, zaklinacza, czarnoksiężnika czy całej reszty tego cholerstwa. Udało jej się nawet zaznajomić z niejakim Oswaldem, handlarzem, który przybył tu osobiście aż z Silverymoon, zwanego Klejnotem Północy. Wieczorami popijali wspólnie piwo i rozmawiali o tym, co ślina na język przyniosła. W zasadzie bardziej był to monolog Oswalda, ale słuchało się go nader przyjemnie.
- Nie martw się, mała, nie wszyscy magowie są źli, mówię ci. Z tych z Thay to faktycznie kawał drani. Ale u nas na Północy... Znałem taką jedną pannę - piękna, inteligentna, a w sercu samo dobro. Może nie na pierwszy rzut oka, racja, ale jednak kobieta, którą warto znać. - mrugnął do zamyślonej rozmówczyni.
Dziewczyna tylko wzruszyła lekko ramionami i uśmiechnęła się bez przekonania.

- Muszę iść. Od rana znowu będę szukać... - wskazała niewielką sakiewkę u pasa, w której ledwie widać było zarys kilku monet.
- Ha, widzisz! Dobrze, że mówisz. Dzisiaj taki jeden rozpytywał moich ochroniarzy... - zarechotał, wyraźnie rozbawiony pomysłem, aby ktoś z jego załogi miał przejść pod inne skrzydła. - Przyjdź jutro, może go znajdziemy.
- Dziękuję, Oswaldzie. Wypoczywaj dobrze i do zobaczenia jutro. - pożegnała krasnoluda, regulując swoją część rachunku.

***

Następnego dnia okazało się, że Oswald miał rację. Kethra zgłosiła się do wskazanego mężczyzna i uzyskała instrukcje co do miejsca spotkania. Nie do końca przekonywało ją zebranie poza miastem i w środku nocy, ale ostatnie kilka sztuk złota nie starczyłoby jej już na długo. Nie chciałaby być zmuszona opuszczać "Kowadło i Młot" ze względu na niewypłacalność. Za dnia posiedziała więc z Oswaldem i jego załogą, rozmawiając, grając w karty i dając się podrywać jednemu z nich. Była to przyjemna odmiana od ostatniej podróży, która przywiodła ją tutaj. Musiała spędzić ją z bandą gburów, którymi pomiatała jakaś panienka, nie mająca za grosz szacunku do innych.

Dziewczyna wyruszyła z miasta nieco szybciej, niż było potrzeba. W drodze nie spieszyła się jednak. Podziwiała uśpioną okolicę, wyłapując tu i ówdzie znaki tej przyrody, która nocą budzi się do życia. Granatowe niebo dosłownie usiane było gwiazdami. Zapowiadała się naprawdę dobra noc. Niestety, również mroźna... Przybyła na miejsce jako jedna z pierwszych. Przywitała się skinieniem głowy z pracodawcami. Rozsiadła się zaraz jak najbliżej ognia, grzejąc się w jego cieple i w milczeniu obserwując taniec płomieni. Pozostawało czekać.

Na oko mogła mieć może siedemnaście lat. Światło i cień pełgały radośnie po ciemnych, sięgających ramion włosach. Oczy błękitne niczym niebo w letni dzień lustrowały uważnie kolejnych dołączających śmiałków. Ot, przeciętna dziewczyna, gdzieś pośrodku dziczy. Gdy jej wzrok padał na kogoś, kto ewidentnie wyglądał na maga, pełne usta zaciskały się w wąską kreskę, a całe ciało sztywniało lekko, jakby w oczekiwaniu. Na cios? Na ucieczkę? Była to jednak jedyna reakcja, na jaką sobie pozwoliła. Miała na sobie skórzaną zbroję, nałożoną na odzienie w kolorze zieleni i brązu. U pasa spoczywały sztylet i krótki miecz. Rynsztunku dopełniał jeszcze krótki łuk, aktualnie spoczywający obok niej, na ziemi.

Kiedy rzekomo wszyscy pojawili się na miejscu, wysłuchała w milczeniu pracodawcy. Zmrużyła lekko oczy, nie tego się spodziewała. Nim jednak zdążyła wyrazić swoją wątpliwość, jeden z potencjalnych pracowników zabrał głos.
~ Aż śmierdzi magią... ~ zmarszczyła lekko nos, spoglądając na Lugala, co było jedyną oznaką jej dezaprobaty.
Znaraz odezwał się kolejny mężczyzna, zdecydowanie nie mag, za to bardzo tchnący pewnością siebie.
~ A tacy to chyba schodzą pierwsi... Chociaż może to tylko teatrzyk. ~ pomyślała.

- Czyli generalnie cały ten interes jest nielegalny? - odezwała się spokojnym tonem.
Głos miała niski, miły dla ucha.
- Oręż ze zbrojowni Serca Wielkiej Rozpadliny? Krasnoludzki, przez krasnoludów wykuty. - powtórzyła, pozostawiając innym do oceny całość sytuacji. Odpowiedź na pytanie o kłopoty w zasadzie pojawiała się sama.
- Albo robota będzie wykonana perfekcyjnie, albo wszyscy będziemy mieli przep... - urwała i odchrząknęła.
~ Za dużo czasu w karczmie z krasnoludami... ~ zganiła się w myślach.
- Wynagrodzenie jest kuszące. Ale przyznam, że niespecjalnie mam ochotę pracować na szkodę krasnoludów i podprowadzić im spod nosa ich własność... Zwłaszcza że wiadomo, jak bardzo cenią sobie dobrą broń czy pancerz, do tego ich roboty. Ty to pochwalasz? Naprawdę? - zwróciła się do krasnoluda stojącego obok Habroma, szczerze zaskoczona.
Bądź co bądź sądziła, że to bardziej lojalny względem siebie naród. A ten wyglądał na osobnika zadbanego, a nie jakiegoś wyrzutka, który chciałby dokopać pobratymcom.
 
sheryane jest offline