Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2015, 14:25   #13
Jaśmin
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Noc. Księżyc w drugiej kwadrze. Właśnie zaczynają się zapalać iskry gwiazd. Tu, w pobliżu metropolii zwanej Sercem Ziemi, widać je znacznie słabiej niż w dziczy, światła uliczne przytłumiają naturalny blask, ale i tak jest na co popatrzeć. Zwłaszcza jeśli ktoś lubi misterium nocy, taniec gwiazd i księżyca.
Taniec.
W ciemnej piwnicy, o ścianach pokrytych mchem i liszajem, pachnącej skwaśniałym winem, stęchlizną, zastarzałym potem i zaschniętą krwią, oświetlanej przez strategicznie umieszczone pochodnie, trwa właśnie bój na pięści i stopy. Szybkie ruchy walczących, odgłosy ciosów i przyśpieszone oddechy, a w tle wrzaski podnieconych walką widzów, oznajmiają, że nadszedł kolejny wieczór w Kuźni. Słynnej na Lśniącym Południu miejscówce, w której odbywają się walki. Walki za pieniądze. Często znaczne.
Cios za ciosem. Cios za ciosem. W tle ktoś intonuje przepitym głosem przyśpiewkę -"Ruszaj się szybciej bo cię zrąbiemy, a jak skończymy to psom rzucimy"! W pewnej chwili śpiewkę podchwytuje jeszcze kilka męskich głosów. Śmiech. Pęd. Pot. Cienie walczących i widzów tańczą po ścianach tysiącem kształtów.
W pewnej chwili jeden z walczących leci w tył mocno i precyzyjnie uderzony w twarz prawym półhakiem, jego przeciwnik natychmiast rusza do przodu próbując skończyć. To błąd, cofający się jest co najmniej biegły w zaawansowanym sharusahk, cofając się chwiejnie nagle wspina się na palce i nie przerywając ruchu kopie przeciwnika w staw biodrowy. Po czym, odrzucając chwiejną postawę jak znoszony płaszcz, niemal wpada na kulejącego przeciwnika, który chyba nie ma takiej wprawy w sztukach walki.
Cios za ciosem. Cios za ciosem. W pewnej chwili wyższy i potężniej zbudowany z dwójki walczących, wciąż kulejący po kopnięciu w biodro, potyka się i na pół sekundy opuszcza zasłonę. Wystarczy. Szybki jak błyskawica cios kantem dłoni w tchawicę zgina go w pół. Jego przeciwnik nie daje mu szansy by się wyprostować. Natychmiast uderza kolanem. Olbrzym pada, z trudem oddychając przez złamany nos.
Zwycięzca, szczupły, średniego wzrostu mężczyzna, z nagim, lśniącym od potu torsem, ubrany wyłącznie w szerokie spodnie z mocnego żeglarskiego płótna, przez dłuższą chwilę stoi nad pokonanym, wciąż wijącym się słabo niczym przydepnięty robak. Stoi tak, dopóki młody, nawet jeszcze niezarośnięty, krasnolud, w zielonej opończy nie unosi mu ręki do góry w geście zwycięstwa. Pochwały, śmiech i przekleństwa puentują walkę. To koniec. Krew krzepnie, pot schnie na skórze, cofa się adrenalina. Koniec.
W gwarze tłumu zapełniającego piwnicę zwycięzca ledwo słyszy głos młodego krasnoluda, nawet mimo tego, że nachyla się on do ucha rozmówcy. Kiwnięcie głową, mała sakiewka przechodzi z ręki do ręki, po czym człowiek cofa się w tłum. Widzowie przepychając się, klnąc i komentując z ożywieniem walkę, otaczają młodego krasnoluda regulując stawki zakładów. W powstałym zamieszaniu nikt już nie pamięta o zwycięzcy...

*****

Jakieś dwie godziny później młody mężczyzna siedzi przy barze w "Uczcie Piękności", dobrej jakości restauracji. Dość czysta podłoga wysypana świeżymi trocinami, palące się lampiony i pachnące trociczki, stoły nakryte czystymi obrusami, za barem solidny wybór alkoholi z całego Południa i nie tylko. Klientela to zazwyczaj średnio bogaci kupcy i rzemieślnicy, choć można tu spotkać także bogatszych mieszczan. Przejezdnych jest mało, młody mężczyzna przy barze stanowi taki ewenement.
Z bliska widać, że pierwsze wrażenie jest mylące. Ubrany w czerń i czerwień amator stojącej przed nim szklanki z winem jest młody. Nawet bardzo młody. Nie może mieć więcej niż siedemnaście, osiemnaście lat. Stopy w niezbyt czystych białych skarpetach i wygodnych tabi z wyraźnie oddzielonym dużym palcem, szerokie spodnie z czarnego marynarskiego płótna, wygodne i mocne. Tors przykrywa czerwona półjedwabna koszula z fantazyjnym czerwonym żabotem i czarna, szamerowana srebrem kamizelka zapinana na perłowe guziki. Na szyi młodzieńca, jedwabny czarny fular spięty turmalinem. Otacza go zapach taniej wody kolońskiej. Na lewej nogawce, na kolanie, ma nieregularną czerwoną plamę. Wino? A może to krew?
Trzymające szklankę palce są długie i mocne, nadgarstki sprawne, postawa świadczy o pewności siebie i braku arogancji. Prosta mocna sylwetka mówi jasno o sile i kondycji. Wysmagana wiatrem skóra zachowała jednak połysk świadczący, że jej wrodzona barwa była jasna. W pewnej chwili chłopak odgarnia dłonią czarne proste sięgające ramion włosy. W świetle lampionów lśni skarabeusz z oliwinu na wskazującym palcu lewej dłoni.
Chłopak pociąga łyk wina gussier, odstawia na pół opróżnioną szklankę. Jeszcze nie zdaje sobie sprawy, że jest obserwowany. Ale to zmienia się gdy krępy niewysoki pięknobrody podchodzi do baru siadając na stołku obok chłopaka. Obserwuje go zupełnie otwarcie. Przez chwilę brodacz podejrzewa, że młodzieniec roztrzaska szklankę, takim gniewem płonie zarumieniona twarz chłopca. O czym myśli?
-Nie jestem głupcem - mruczy cicho, nagle zamiera na stołku - Cholera! Za dużo tego wina!
-Kłopot podzielony to kłopot podwojony - brodacz zaczyna rozmowę zamawiając kufel piwa.Chłopak zwraca się w jego stronę, przez chwilę obserwuje, ma oczy barwy stali.
-Człek w potrzebie to człek, którego należy unikać - odparowuje, krasnolud uśmiecha się pod wąsem.
-Byłem dzisiaj w Kuźni. Widziałem walkę i, wstyd przyznać, trochę kassy przegrałem - przerywa na chwilę by spróbować piwa - Dobrze się bijesz, chłopcze.Szukasz może pracy...?

*****

Jakiś czas później przy ognisku, przy którym zebrało się około dziesięciu osób, dochodzi do spotkania ze zleceniodawcą. Informacje są jasne, słowa krótkie, ton beznamiętny. Z tego wszystkiego chłopak najlepiej zapamięta właśnie ton. Trzysta sztuk złota? Gdy za walkę dostał zaledwie pięć i kilka srebrnych?
~To kogo mam dla ciebie zabić?~ - chłopak nie mówi tego głośno, ale jego pełne zmysłowe usta wykrzywia uśmiech. Przez chwile pociera w milczeniu cieńki orli nos. Zwraca się w kierunku pozostałych.
-Dla ułatwienia konwersacji. Jestem Spowity w Płomienie - przerywa na chwilę - Ale możecie mnie nazywać Płomieniem, a nawet Płomyczkiem. Nie urazi to mojej dumy i honoru - chłopak uśmiecha się ciepło...
 

Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 05-04-2015 o 17:59.
Jaśmin jest offline