Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2015, 19:13   #111
Imoshi
 
Reputacja: 1 Imoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnie
Dzień 12, Targas
Popołudniem tego pięknego dnia, troje z ludzi Podziemia opuściło bezpieczny wymiar Rodziny, pojawiając się w mieście. Mieli sprawę do załatwienia… szukali blondyna zwanego Fryderykiem.
Popytali wpierw na melinie. Grad bywał tu czasami, bo gdzie, jak gdzie, ale tutaj alkohol był dość specyficznie silny. Grad był tutaj ledwie wczoraj i udał się do dywizjonów.
Ostatecznie, pomijając różnego typu szukanie i pytanie znajomych, odnaleźli go w 2 dywizjonie w barze. Zaszyty w rogu i starający się nie zwracać na siebie uwagi. W końcu coś przeskrobał i miał za swoją głowę nagrodę.
- Oh, witaj… - rozpoczął rozmowę jeden z dwóch zakapturzonych mężczyzn, przysiadając się bez pytania do Grada i podając mu dłoń, której ten oczywiście nie przyjął. Wystawiona dłoń nagle wydłużyła się nienaturalnie, chwytając blondyna za usta z siłą łamiącą szczękę i rozpoczynając proces wchłaniania, nim ten właściwie zorientował się co się dzieje.
Z rogu, przy którym siedział nagle doszło do wybuchu szarawego dymu. To drugi z dołączonych maskował działania pierwszego, i wprowadził odrobinę zamieszania. Nikt nie powinien zauważyć zniknięcia jakiegoś blondyna w takim rozgarbiarzu.

W tym samym czasie, dwóch innych dołączonych, w tym znany już złodziejaszek imieniem Mark, powędrowało na spotkanie z czarodziejką Andromedą. Na rozkaz Gubernatora, musieli wiedzieć więcej o tej całej “rękawicy szyfrów”, czy jakoś tak.
Panienka Andromeda jak zwykle tajemnicza. Gdy tylko padło o nią pytanie w podziemiu, wiedziano już, że dołączeni są z “Rodziny”. Widać tutaj nie pytano o nią w jakiś prosty sposób. Panienka wyraziła jednak chęć rozmowy i przemówiła bezpośrednio do ich głów, a raczej do wspólnej jaźni.
- Szukałeś mnie. - glos zabrzmiał w umysłach, a dołączeni zasiedli przy barze.
- “Zgadza się.” - odparł głos Rodziny, brzmiący niczym setka, lub może i dwie, ludzkich głosów, wypowiadających te same słowa w tym samym czasie - “Rękawica. McArtner polecił mi skontaktować się z Tobą w jej sprawie. Gdzie możemy jej szukać? Czym dokładnie jest?”
- Rękawica szyfrów. Artefakt stworzony przez pradawnych konstukotorów, zdolny obchodzić zabezpieczenia przez nich zaprojektowane. Niektóre artefakty są chronione nie tylko pułapkami, ale i szyframi. A teraz o wiele trudniej o kogoś, kto by rozumiał ich sposób myślenia i pismo. Natrafiliśmy na pewne ruiny z takowym zamkiem na wejściu. Problem z jej znalezieniem jest kluczowy. Nie mogła zostać zabezpeiczona szyfrem, by móc ją łatwo odzyskać. Pytanie tylko, gdzie ją skryto.
- “Jakie masz pomysły? Wspominano MI” - co ciekawe, jaźń przemiawała jako jedna osoba - “że spodziewacie się obecności rękawicy w Lesie Drwali, ale to jak szukanie igły w stogu siana. Niebezpiecznym stogu siana. Są jakieś bliższe dane?”
- Ruiny są częścia ziemi. Aura jest jedna. Jedynym wyjściem jest badanie ruin, o ile... ktos nas nie uprzedził.
- “Ruiny w Lesie Drwali, prawda?” - upewniła się jaźń - “Ktoś się tym zajmie. A tak zupełnie z ciekawości… co spodziewacie się odkryć za tym szyfrem?”
- Inny artefakt, zapewne potężny. A może i wiedzę. Mocy nigdy nie jest za wiele w naszych planach. A artefakty są jej najprostszym uosobieniem. Las Drwali... może nie. Rinu wędrują przybywają i odchodzą, ale co jest częścią tego świata, pozostaje. Ruiny muszą być gdzieś w tamtejszej okolicy, bo tam jest brama. Rękawica jest kluczem do naszego celu, tak jak brama jest kluczem do prawdy. Takie rzeczy lubią się przyciągać.
- “Pozostaje przeczesać cały tamten teren. Odezwę się, gdy już to znajdę.” - Kilka godzin później całkiem spora gromada dołączonych przeszukiwała już tereny Lasu drwali i okolice Czarnej Bramy, z lotu ptaka.
Maruder jak zwykle przy swoim kamieniu. Po lasach szwendał się czarny gad, a ruin wciąż brak... Wędrują. Skąd więc myśl, że muszą być właśnie tutaj.
Jakieś fragmenty budowli... tak, ruiny. Jednak są, tyle że mało okazałe. Resztki jakiejś zabudowy brak zejścia niżej. Ale zdaje się, że było kiedyś. W sumie jest jeszcze Mroczny Las, tyle że będzie trzeba to zbadać już z poziomu ziemi i trzeba będzie uważać na tamtejszą zwierzynę.
Zwiadowcy Rodziny podzielili się na czteroosobowe grupki, by w takim składzie przyjrzeć się słynnemu “Mrocznemu Lasu”.
Kiedyś już tu byli, kiedyś ledwo przeżyli... a teraz badali to miejsce w poszukiwaniu celu. Wprawdzie podróż przez Mroczny Las jak zwykle była zachwycająca. Już po kilkuset metrach w nim spędzonych, stracili punkty odniesienia i zaczęli błądzić, aż natrafili na ścieżkę. Czarny jaszczur biegał gdzieś na na obrzeżach, trzymając się zaskakujaco w konkretnej odległości od nich. Czasem większej, ale nigdy nie mniejszej niż 500-600 metrów.
Jedyny świadomy punkt, do którego mogli teraz zmierzać to... kamienny krąg.
- Hmm… - zamyślił się jeden z dołączonych, trafiając do kamiennego kręgu. Wkrótce cała grupa tam trafiła. Właściwie nie mieli pomysłów co dalej. Nie było tu żadnych innych punktów odniesienia, niezależnie czy patrzeć z ziemi, czy z powietrza. Chociaż…
Czarny gad. Trzymał się od nich z daleka, utrzymując spory dystans. Rodzina kojarzyła go już z tego miejsca. Nanaph pamiętał jak budząc się po przybyciu do tego świata, w okolicy szwędał się właśnie on… Przypadek? Może… Ale zawsze lepiej to sprawdzić.
Rodzina ustaliła pozycję gada i zaczęła go… okrążać. Niezależnie od zwinności jaszczura, nie mógł wiecznie unikać kilkunastu, kilkudziesięciu ludzi…
Nie mógł ale robił to nadzwyczaj sprawnie. Zapewne wyczuwał ich obecność, a co do szybkości... był chyba najszybszym stworzeneim naziemnym spotkanym w Międzyświecie. W koncu jednak dane im było zamknąć okrąg i powoli go zacieśnić.
Wtedy też gad podszedł na odległość wzroku do jednego z członkow Rodziny. Czarny dwunożny jaszczur stał w pewnej, zdawało by się bezpeicznej, odległości i spogladał na jednego z dołączonych.
- Witaj - pomachał mu, można by rzec, przyjaźnie, zauważony mężczyzna - Mogę spytać kim jesteś? Obserwowałeś nas i unikałeś przez spory kawał czasu, więc chyba nie ma sensu udawać zwykłego zwierzaczka… -
Wciąż żadnej reakcji. Może trzeba by było przejść do konkretów bo... gadanie z milczącym jasczurem było z deczka dziwne. Choć była pewna osoba, która coś takiego potrafiła.
A więc jednak nie gadał… no cóż, trudno. Tak czy inaczej, został przez Rodzinę zapędzony niejako w kozi róg. Grzechem byłoby nie skorzystać z okazji i pozbawić się w ten sposób najszybszej istoty lądowej międzyświata… Grupa zaczęła się do niego zbliżać, niespiesznie zmniejzając odległość. Nie dobyli broni, jednak byli gotowi na agresję jaszczura.
Jaszczur zaczął się niespiesznie rozglądać, a następnie skulił się. To był dobry moment na atak, a jednak tak zwodniczy. Kształt jaszczura rozpłynął się i urósł., dopiero po chwili przybierajc nową formę. Formę która zdołała w jednej chwili roszarpać dwóch dołączonych.
[img]
http://fc08.deviantart.net/fs11/i/2006/228/6/2/Smoke_Element_Dragonne_by_nJoo.jpg[/img]

Kotopodobna bestia o futrze utkanym jakby z dymu i mgły.
Resztki dwóch dołączonych zniknęły nim zostały do końca pożarte. Reszta natomiast uniosła się wysoko w górę. Następnie przystąpili do kontrataku. Deszcz setek, a może i tysięcy strzał spadł prosto na kotowatego.
Bestia nie była tak szybka, jak jaszczur ale i tak potrafiła zaskoczyć. Lawirowała między ostrzałem to znikając w obłokach dymu, to znów pojawiając się gdzie indizej. Strzały zdołały jednak w końcu jej dosięgnąć, a raczej meisjce w którym się pojawiła. Lecz wtedy nie była to już bestia sprzed chwili. Strzały padały na ziemię, sunąc po skamieniałym ciele bestii. Z nowej formy unosił się lekki dym. I nim zdążyli rozpoznać nową formę, kolejna dwójka była już martwa. Dostali w tors i głowę, magmowymi pociskami.

Kolejnych dwóch mężczyzn zniknęło, a na ich miejsce Rodzina przywołała następnych. Strzały osaczyły stwora, nie nacierając jednak bezsensownie. Dziesiątka dołączonych skupiła się na utrzymaniu strzał, by w razie następnej przemiany dotarły do celu nim stanie się coś złego. Piątka przystąpiła do defensywy, by telekinetycznie zatrzymywać kolejne magmowe kule, lub inne ataki, a pozostała piątka przystąpiła do ataku. Impulsom telekinetycznym o sile miadżącej skały nie było końca, a dwóch, tworząc w dłoniach twarde niczym stal kule o promieniu porównywalnym do stopy i z ogromną siłą miotali je w magmowate monstrum.
Bestia też nie walczyła bezinteresownie i dość szybk ozorienotowała się, że ataki nie skutkują i wykonała manewr wymijający, choć, po prawdzie, niewiele działały na nią ataki fizyczne. Wykonała zamkniety wystrzał, utrzymujac pocisk w paszczy a nastepnie wypuściła z płuc spory obłok dymu. Zapewne chciał dokonać kolejnej przemiany pod osłoną, na co Rodzina była już przygotowana. Strzały jednak nie spełniły swej powinności. Trzeba było czegoś wiecej by pokonać to coś. A co tym razem? No cóż, widać przeciwnik miał inne priorytety niż walka
[img]
http://digital-art-gallery.com/oid/6/r169_457x257_2409_The_Eye_Catcher_2d_fantasy_bird_ raven_picture_image_digital_art.jpg[/img]

Mały ptak wyskoczył z chmury dymu i popędził ku niebiosom. Diabelsko szybkie było to maleństwo. Ale może przy pełnej prędkości istniała by szansa, by je złapać. A z dużą ilością osób na otwartej przestrzeni...
Dołączeni wyruszyli za ptakiem w szaleńczym pościgu. Nie rzucali się jednak na niego bezpośrednio, miast tego wysyłając przed siebie strzały, których struktura w locie zmieniała się zupełnie. Koniec końców ptaka miały trafiać pociski pajęczopodobnej substancji, by obkleić go całego i zmusić do ponownej przemiany… najlepiej tym razem w człowieka.
Ptak sprawnie lawirował między strzałami, aż wyleciał poza szczyty lasu. Tam zatrzymał się w powietrzu. Dlaczego? Cóż, widać spełnił swój cel. Ostatnia strzała zdołała go już pochwycić gdy się zatrzymał. Pochwycony zaczął opadać aż... sieciopodobna substancja nie została rozerwana. Zmienił formę... poraz kolejny, lecz tym razem było to coś o wiele większego. I zdaje się, że Rodzina miała z tym styczność, choć może nie w pełnej formie.
Olbrzymi latający wąż Hadluc.

Bestia miała ze 100 metrów długości. To był powód dlaczego wyleciał on z lasu. Potrzebowął miejsca. Ogon poszybował, rozrzucając członków Rodziny we wszytkie strony. Jednego pochwycił, miażdżąc doszczętnie, innego po prostu pożarł. Zrobiło się mniej kolorowo.
- Wystarczy. - stwierdził “głównodowodzący” całej akcji, trzymający się przez całą walkę z dala, ni to do siebie, ni to do innych. Na ten rozkaz zareagowali wszyscy członkowie Rodziny. Ktoś złapał doszczętnie zmiażdżone szczątki i natychmiast je odesłał. Reszta rozpoczęła odwót: nie paniczną ucieczkę, a po prostu taktyczne wycofanie się. Pożarty natomiast, a raczej zmasakrowane jego resztki, także starały się kurczowo trzymać życia. Nie mając dość energii, by podtrzymać się telekinetycznie przed wpadnięciem do żołądka, spróbował jednak stworzyć przed sobą włócznię, niby rybią ość dla ogromnego stwora, by przytrzymać się wszystkim co mu zostało.
Szczęśliwiec podrażnił gardło i wyleciał z potężnym kichnieciem. Ale uprzednio...
Wąż również zareagował na oświadczenie głównodowodzącego. Patrzcie go.. zgrywało bezrozumne stworzenie. Ale jak, widać nie zamierzało być towarzyskie. Wąż jeszcze trochę lawirował, spoglądając na oddalajacych się, po czym zmienił formę na ptasią i powoli zaczął zlatywać do lasu.
Trudny przeciwnik, z którym zapewne jeszcze kiedyś zetkną się ich drogi.

Dzień 17, Targas
Minął tydzień od powrotu Herzoga Ruperda do Targas. Władca nakazał sporządzić na dzisiaj raport odnośnie stanu skarbca Północnej Rubieży. Pośród codziennych obowiązków planował też przegląd straży i Wilczych Stad - oddziałów, których dołączenie zostało powierzone Gornowi i Fisherowi.
Sprawy z wilczym stadem szły bardzo powoli. Fisher zdawał się być jakby trefny. Ciężko to ująć. Poruszał się i zachowywał jak dołączony ale niekiedy miał takie zatrzymania, jakby starając się znaleźć sposób rozwiązania problemu. Wykazywał utrudnienia związane w wilczym stadem. Nie wiedział gdzie kogoś znaleźć, a bywało też tak, że nie wiedział, jak się odezwać. Więc ta sprawa miała się jeszcze przeciagnąć.
Przeliczenia skarbu zwykły być wykonywane na bierząco, ale złożyły się nieszczęśliwe komplikacje. Merlin udał się do Stolicy, a ostatni skryba zginął przy lesie. Więc przez pewien czas przeliczenia zostały przerwane. Rozkaz, choć prosty, wymagał czasu na spełnienie. Ogółu było ponad 50 tysięcy. Ale nie wszysto znajdowalo się w skarbcu Targas.
W ramach utrzymania bezpieczeństwa, prócz oczywistej straży na tych terenach, w skarbcu umieszczono kilkanaście pieczęci Rodziny. Na wypadek, gdyby trzeba się było z miasta ewakuować.


Noc 20/21, Targas
Do wspólnej jaźni doszła wiadomość o chęci spotkania z Herzogiem kilku osób z podziemia. W domyśle chodziło o spotkanie incognito poza zamkiem. W domyśle chodziło też o Rodzinę a nie tylko o Herzoga.
Rodzina nie miała nic przeciwko zobaczeniu, co Podziemie ma tym razem do powiedzenia. Herzog jednak był dla nich zbyt cenny, by wystawiać go na nawet najmniejsze niebezpieczeństwo, z drugiej strony pozostawienie jakiegoś pachołka mogło nie być zbyt rozsądne…
Ostatecznie jeden z dołączonych przybrał wygląd Herzoga i pojawił się na spotkaniu wraz z dwoma dołączonymi strażnikami miejskimi.
- Czekaliśmy na was. - Zaczął Howard – Widzicie, mamy pewien problem interesów...
- Nie pasuje nam aktualny stan rzeczy. - Asura skrócił wstępne omawianie. - Koliduje z tym, co zamierzamy.
Obaj popatrzyli na siebie, jedn był zły na drugiego za to, że wcięli się sobie w zdania.
- Bitwa. - dodał zbrojny król. Nigdzie nie było Gragora, ale w zamian był czarny mag, staojąc za jego miejscem.
- Co… zamierzacie? - “Herzog” nie zdawał się przestraszony, czy zdziwiony. Jego twarz nie ukazywała nadmiernych emocji. Dłonie strażników mimowolnie powędrowały w kierunku pochw mieczy, jednak nie dobyli jeszcze broni.
- Słyszeliśmy o pokoju z lasem. Nie jest to coś, czego byśmy sobie życzyli. - stwierdził Howard. - I zdało by się coś nakręcić rynek. Jakąś bitwą.
- Od razu pójdźmy dalej i rozpocznijmy wojnę. Na pełną skalę, jak to wy ludzie mawiacie. - skomentował Asura.
Zbrojny skrzyżował ręce na piersi. Obserwował rycerzy Rodziny, a zapewne był też gotowy wyciągnąć swoj olbrzymi miecz.
- Wojna… - powtórzył władca - Nie żartujcie sobie, Panowie. Mamy większe problemy. Demony. Dwie z czterech Piekielnych Koron rezydują na tych ziemiach. - zaakcentował poważnie to zdanie, i zrobił odrobinę przerwy - Gubernator poczyni wkrótce starania, by jedna z nich zainteresowała się Lofar, przed drugą jednak będziemy musieli się bronić. Nie możemy marnować sił. -
Cisza. Brak momentarza, brak zaskoczenia, brak jakichś większych emocji.
- Powinniście nacieszyć się pokojem, póki go jeszcze macie. To okazja, by poszerzyć swoje wpływy w innych miejscach tego świata. Macie ułatwiony kontakt z Krajem Wiatru, powinniście to wykorzystać. -
- Problem wciąż stanowi las. Nie możemy przez niego przejechać naszymi wozami. Nie możemy się przedostać, by rozprzestrzeniać tam nasze interesy. Pozostałe kraje... jak na razie mamy stawione. - stwierdził howard.
- Pokój nic nam nie da! - zazgrzytał Asura. - Tylko chaos jest prawdziwy.
- Mówicie o swoich wpływach tutaj, a Czarny Ninja wciąż bez kłopotów odpiera wasze działania. - odparł Herzog - Jeśli brakuje Wam transportu, mogę się tym łatwo zająć. Wśród Was są ludzie z Rodziny. Mogą Was i Wasze dobra przenieść na pustynię. -
- Tak też zrobimy. Lecz muszą być i pod naszą komendą.
Rzeczywiście, Howard jako dołączony jest niezależny i nie ma wpływu na Rodzinę.
W odpowiedzi Herzog przywołał pięciu spośród dołączonych żołnierzy armii Urgarusa.

- Wracając… Może zadowolicie się, na razie, wojną w nieco… mniej krwawej wersji? Chciałbym zorganizować wielki turniej na targasowskiej Arenie. Sprowadzić tu najlepszych wojowników, i wszystkich chętnych na zarobek magów. W takim momencie, by byli tu, gdy nadejdą demony. Chcąc nie chcąc, pomogą nam pokonać zagrożenie, a jednocześnie osłabimy inne tereny. A zyski z takiego typu wydarzenia mielibyście i Wy. -
Chwila ciszy. Spoglądali na siebie. Trudno było jednak wyczytać z ich twarzy cokolwiek wartościowego.
- Zajmiemy się tym, za jakiś czas. Chyba, że owa wojna z demonami ma nastać lada dzień?
- Tydzień? Może miesiąc. Zapewne nie dłużej. - stwierdził władca - Właśnie. Jeden z Was przypuszczał już wcześniej, że jedna z koron może być w Targas. Dlaczego tak sądziliście? Macie jakieś jej tropy? -
- Tu wszystko jest w bałaganie. W takim rozgardiaszu najprościej jest się ukryć.
- Czuję jego smród, lecz bez niego samego. - stwierdził Asura. Delikatnie się uśmiechnął. - Jego obecność nie jest taka zła. - dodał zagadkowo.
- Upierdliwa. - dodał zbrojny.
- Tak, tak panowie. Każdy ma z tym własne cele. Ale i tak wszystko sprowadza się do jednego. Władzy!
- Diabelska Korona nie jest czymś, co schowa się w karczmie lub domu. Potrzeba mi jej tropu… Jeśli Wy go nie macie, kto może mieć? -
- Niejaki Leo, może. Sprawy demoniczne nie sią tak pospolite, jak by się zdawało. - stwierdził Howard. - Chcę jeszcze uprzedzić, że niedługo zawitamy na zamku. Nie ma lepszej kryjówki, niż sam zamek. Liczymy, że znajdzie się tam dla nas jakaś większa komnata.
- A i się znajdzie. Tylko nie rozrabiajcie za bardzo - stwierdził mężczyzna, wracając do tematu - Leo. Gdzie go znaleźć? -
Czarny mag podszedł do blatu, rozwijając podłużną mapę z dywizjonami i Targas. Drugą ręką upuścil na pergamin stalową kulkę, ktora potoczyła się po nienaturalnej trasie, zatrzymując się w pewnym punkcie. Karczma w Targas.
- Tutaj - stwierdził Howard, wyręczając maga.
- Po czym go poznamy? -
- Zabandażowana ręka. Chłopak zdaje się mieć jakieś powiązania z demonami. Jest nam obojętny.
- To chyba byłoby wszystko. -
- Na to wygląda. Omówimy jeszcze między sobą sprawy przeniesienia bazy i damy ci znać już na zamku.
Spotkanie wkrótce później dobiegło końca.
 
Imoshi jest offline