Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2015, 19:14   #112
Imoshi
 
Reputacja: 1 Imoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnie
Dzień 21, poranek
Nim pierwsze koguty zapiały, w targasowskiej karczmie czekało już dwóch mężczyzn. Nie zamawiali żadnego śniadania, ni napitku, jedynie oczekując na Leo, w grobowym milczeniu.
Młodzieniec pojawił się z samego rana, będąc strasznie zaspanym i najwidoczniej na kacu. Miał przy sobie plecak, a więc wybierał się w podróż, co się dobrze skaładało.
- Dobry. Leo, jak mniemam? - podszedł do chłopaka jeden z dołączonych. Drugi pozostał na miejscu, a pierwszy z nich kontynuował, nie czekając na potwierdzenie. W końcu zabandażowana ręka nie bierze się znikąd i nie jest zbyt częsta - Adam. Miło poznać. Można spytać, dokąd to się wybierasz? -
Młodzieniec popatrzył na nich sceptycznie.
- Rockviel. - odrzekl spoglądając to na jednego, to na drugiego. - Póki jest pogoda na przełęczy chcę się dostać do warowni. A czemu pytasz?
- Potrzeba nieco informacji. Podobno masz nieco znajomości, czy wiedzy, odnośnie paru… mniej ludzkich istnień. Szukam demonów. - skwitował bezceremonialnie, acz ciszej. Może i o tej porze nie było tu jeszcze stałych bywalców, ale nie było powodu niepokoić karczmarza.
- Nie wiem co ci za bzdur nagadali, i ile musiałeś zapłacić, ale kontaktu z nimi nie mam. Nie ukrywam, że potrafię wyczuć takowe istoty, lecz jeśli pytasz o dokładność, to miejsc nie znam. Choć zależy co się kroi, bo może mogę pomóc. A przynajmniej póki jeszcze tu jestem.
- Diabelskie Korony… Dwie z nich są w pobliżu, a my musimy je znaleźć. Musimy ocalić przed nimi Targas. - stwierdził bezpośrednio - Jeśli nie jesteś w stanie wskazać konkretnego miejsca, może chociaż potrafisz ograniczyć zakres poszukiwań? -
- A więc to mnie tak denerwowało. - stwierdził z uradowaniem. - Mogę powiedzieć, że jedna jest w Targas. Bezpośrednio gdzieś tutaj. Powątpiewam, czy w mieście, czy też pod nim. Czuję gniew i pewne emocje nie są stabilne. Zapewne nie było cię tu jakiś czas, wędrowcze, ale atmosfera jest jakby drażliwa. A wszyscy jacyś markotni. Z całą pewnością jest to “oddziaływanie obecności” demona. Czy też korony. Nie czuję jednak nic więcej. Więc albo jedno tłumi drugie, albo go tu po prostu nie ma. Co by znaczyło... cokolwiek innego. Z demonami nie mam i nie chcę mieć nic wspólnego, jeśli rozumiesz. Zapewne posiadasz większą wiedzę na temat sytuacji, niż ja, więc może uda ci się coś samemu zrozumieć. Ja nie zamierzam zostać tu na długo, jeszce dziś chcę opuścić ten kraj.
- Dobrze… wiemy już, że z całą pewnością jest gdzieś tutaj. Jakieś bliższe pomysły? Niewiele jest dziur tak wielkich by pomieścić demoniczne zastępy niezauważone…? - pytanie na głos zadane Leo, w myślach odwiedziło każdego członka Rodziny. Miejsce, do którego nikt nie chodzi, miejsce ukryte i ciche, a jednocześnie tak bliskie i wielkie…
- Hmm. Mało ludzi jest na zamku z tego, com słyszał, ale to by było juz nazbyt... rozumiesz. Dużo tu ludzi, więc raczej nic mi na myśl nie przychodzi. Może pod miastem, tyle że tu żadnych katakumb nie ma. A przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Barman!
- Służę. - młodzieneic położył 2 monety na blat.
- Niższe poziomy miasta, katakumby, głebokie piwnice etc.
- Ja mam piwniczkę ale małą. Arena ma podziemne korytarze, ale tam też płytko. Głębiej jest pod zamkiem, ale nie żeby jakoś wielce. Ze 20-30 metrów. Skarbiec, zbrojownia, cele. Kiedyś był szabrowniczy tunel, by aż za rzekę ludzi przerzucać w razie wycofywania, ale do tej pory mogł się zawalić. Zdaje się, że wejście było niejako na targowisku, albo w ktorymś z tamtejszych domów. Dawno był ten tunel, dawno. Jeszcze moją młodość pamiętał by.
- Hmm. Dzięki. I co myślisz?
- Wyślemy po jednym człowieku do podziemi areny i zamku, a tunel sprawdzimy sami. - odparł mężczyzna - Barman, jesteś pewien, że gdzieś Ci w pamięci nie utkwiło dokładne położenie tego tunelu? - dodał, kładąc na blacie kolejne dwie monety.
- Nu, pamiętałem, ale miasto przebudowali. Zdaje się być pod piwnicą jednego z domostw przy targowisku. A zapewne nie jednego. Szło prosto na południe, więc tak ze 2 czy 3 domy mogły się nad nim załapać. Szansa większa, że znajdziesz.
- Co do Ciebie - zwrócił się ponownie do Leo - Jeśli chcesz, i czujesz się dobry w walce, możesz pójść z nami. Nagroda Cię z pewnością nie minie, a ktoś bardziej doświadczony przyda się i nam. -
- Nie. Nie moje gusta. Źle reaguję na demony. Bardzo źle, a i kasy mi nie trzeba. Gdyby coś, wiecie gdzie mnie znaleźć.
- Jak wolisz. Do zobaczenia w takim razie. - po krótkim pożegnaniu się rozdzielili. Jeden z ptaków Rodziny nie stracił jednak Leo z oczu, a eskortował go spojrzeniem jeszcze spory okres czasu. Znaczenie małego szpiega Leo miał poznać dopiero przy granicach z Rockviel, gdzie sam mógł zauważyć nadnaturalną ilość ptactwa.


Tymczasem rozpoczęły się przeszukania. Wszelkie trudności z dostępem stały się problemem straży. Zarówno arena jak i podziemia zamku zostały dokładnie przeszukane. Wkrótce, wraz z spotkanym po drodze strażnikiem, mężczyźni trafili z karczmy na targowisko, a tam, ku niezadowoleniu paru rodzin, rozpoczęli żmudne przeszukiwania piwnic.
Wymagało to trochę zniszczeń, ale już w drogim domu trafili na tunel. Pachniało w nim zgniłymi jajkami... siarkowodór. Siarka, a więc i ogień, czyli dobrze trafili. Musieli jednak przejść spory kawałek, orientujac się że Barman kłamał i również pod swoim barem mieł zejście do tunelu. Ale to sprawa drugorzędna. Rzeczywiście, tunel zawalił się w pewnym moemencie, lecz nie z góry, tylko na dół, wpadając do większej jaskini. Stamtąd prowadziły już tylko 3 drogi. Jedna mała - otwór wykonany przez stopienie, czy też rozpuszczenie skał. Zapewne robota stworów. Drugi większy, ale nadal nie wielkość człowieka. Nie mniej jednak, w kucki dałoby radę przejsc go bez większych problemów. Ostatni większy o jakąś głowę od członków rodziny, bił od niego straszliwy smród i ciepło.
Przed rozwidleniem Rodzina pozostawiła kilka pieczęci, jednocześnie przywołując posiłki. W ostatecznym rozrachunku, dwie osoby poszły mniejszym tunelem, dwie większym, a trzy pozostały na czatach.


Mniejsze przejście:
Miniejsze przejście było na tyle wąskie że nawet pomimo chodzenia na kolanach, trzeba było iść pojedynczo. Wiło się ono dość długo, jak na tak ślamazarne tempo i wychodziło do pustej jaskini. Trochę szerszej by można było wyprostować nogi, ale nie na tyle, by stanąć wyprostowanym. Jaskinia była dość mała i zawierała 2 ważne pukty. Mały zbiornik wodny i jakąś inskrypcję w nieznanym języku na jednej ze ścian.
Zbiornik został dokładnie przeszukany przez jednego z dołączonych, który, po upewnieniu się, że nie czyha w nim żadna bestia, bezceremonialnie zanurkował. Tymczasem drugi przywołał kartkę, pióro i atrament, by przerysować przedziwne symbole. Ktoś na zamku powinien być zdolny to przeczytać…
Jedyny problem był ze zbiornikiem wodnym. Otóż może i nurkowanie nie było problemem dla rodziny, skoro nie potrzeba było oddychać. Kłopot stanowiła sama woda. Najwidoczniej była ona poświecona. Tak też gdy członek Rodziny wskoczył do niej, już nie wypłynął...
- Bardzo ciekawe…. - skomentował drugi - Zapamiętać: Uważać na wodę święconą. - po czym bezceremonialnie zaczął… wchłaniać jeziorko. Może i woda była szkodliwa także dla ciał członków Rodziny, ale odpowiednio wykorzystana nadal mogła służyć za wyśmienitą broń. Co ciekawe, woda nie zmieniała swojego poziomu, niezależnie od ilości wchłoniętej… co oznaczało, że jest to nieskończone źródło święconej wody! Jak na miejsce o takim znaczeniu przystało, komnata została obsypana licznymi pieczęciami, by nikt nie mógł prześlizgnąć się tędy niezauważony.


W tym samym czasie, zamek Herzoga Ruperda
Na początek kartka z znakami wylądowała w rękach wszystkich, którzy należeli do Rodziny. Gdy żaden z nich nie zdołał zidentyfikować inskrypcji, któryś począł chodzić i dopytywać po co mądrzejszych głowach zamku.
Kartka trafiła ostatecznie do pewnego młodego skryby, który począł ją odcyfrowywać z marnym skutkiem, poza kilkoma słowami. Jakby specjalnie się złożyło, istotnymi słowami: woda, świętość czy tez święcona, niebianie, oraz plan czy też cel. hmm.. Zdawało się, że woda święcona przy ośrodku demonów mogła nie być przypadkiem.


Większe przejście:
Tu było o wiele łatwiej, ponieważ wystarczyło przejść kilkanaście metrów, by trafić na kamienne schody. Stopnie prowadziły w dół, do cieplejszej strefy. Tak też po niedługim czasie dotarli do przedsionka piekła. A raczej piekielnego obozowiska w tym wymiarze. Całokształt był podobny do bazy pod starą fortecą. Tyle, że tutaj było mniej demonów i jakby się bardziej zadomowiły. Można powiedzieć, że legowiska-namioty były ułożone dość luźno. Gdzieniegdzie paliły się ogniska stosów kości. Była nawet kuźnia. Piekielna wyrwa, łacząca owe miesjce z tym, co można by nazwać piekłem znajdowała się na podwyższeniu, jakby ołtazu.


Wejście okazało się dziecinnie łatwe. Choć nigdzie nie widać było korony, bardzo łatwo zwrócono uwagę tutejszych.
Diabły szybko otoczyły nieznajomego.


Jednak, co jest przejawem kultury ludzkiej, lub też niezwykłością wśród demonów, nie zaatakowały. Po niespełna minucie i stworzeniu przejścia pojawili się “wyżsi” w hierarchii. Dwójka męskich osobnikow staneła przed przybyszem.


A gdzieś nieopodal, stojąc ramię w ramię, przygladały się wszystkiemu dwie panie.
[IMGl]http://image.noelshack.com/fichiers/2013/18/1367247884-kanade-mind.png[/IMG]

Zdecydowanie skromne oddziały, jak na piekielny obóz.
- Zabłądziłeś, człowiecze? - zapytał czarnoskóry z wielkim uśmeichem. - To niedobrze...
Minuta oczekiwania oznaczała najpewniej, że Pakt z Mefisto miał jednak jakąś wartość… widać jednak, że nie wśród wyższych demonów, które od razu odczytały prawdziwe jestestwo członków Rodziny.
- Wręcz przeciwnie, Panie. - odparł rozmowniejszy z dwójki przybyszy - Należymy do ludzkiej organizacji, której jednym z celów jest pomoc w Waszym zadaniu, w planie Inwazji na ludzkość. Nasi ludzie mieli okazję przybyć już do Mefistofelesa, sługi Zaa’fiela Uragiego, i przedstawicieli Czerwonej Korony. Za słowami tego pierwszego, przybywamy tu, by zapytać: Czy potrzeba Wam czegoś? -
- Acha. Ten głupiec wciąż pozostaje uwięziony. - skomentowała któraś z demonic
- A wiec. Mefisto przyslał was tutaj... by pomóc w inwazji... - czarnoskóry popatrzył na rogatego za sobą.
- Coś się znajdzie. - odparł tamten.
- Hhhhh. Wciąż jednak pozostaje sprawa... co wy będziecie z tego mieć? - te słowa skierował do członków Rodziny.
- Kto wie. - odparł jeden z dwójki mężczyzn - Jest wiele rzeczy, których chcemy. Od właściwie podstawowej, czyli zapewnienia sobie w Waszej rasie sojuszników, miast wrogów, przez wiedzę, która wiążąc się z naturalną koleją rzeczy, wkrótce stanie się władzą, aż po moc i zdolności zapomniane przez tych na górze, te, którymi dysponujecie tylko Wy, Panie. Myślę, że o ewentualnych konkretach porozmawiamy dopiero po tym, jak na coś się przydamy. Nie ma sensu marnować czasu. -

Czarnoskóry kiwnął głową. W tym momencie rogaty zaczął przedstawiać możliwości.
- Potrzebujemy kilku rzeczy. Pierwszą są kryształy Hyrfenu. Powinny być przy władcy, tak, by wiedział, że my się zbliżamy. Trzeba się ich pozbyć. Druga to ścieżki wyjścia. Tunele są odrobinę wąskie, ale wystarczające, choć brak wielu ścieżek wyjścia. Trzeba je stworzyć, ale tak, by się nie zawaliły i wszystkie wychodziły w mieście. Kolejna sprawą są Lerten. “Wyczuwający”, ci którzy potrafią nas wyczuć. Mają zniknąć z miasta. Mistrz Zaa’fiel pragnie w pierwszej fazie zasiać zamęt i pochłonąć jego moc. Do tego będzie potrzebne... zbrojne uzbrojenie ludzi...
- Jeszcze sprawa Croatoana i Arymana - dodała demonica o szponiastych nogach, podchodząc do rozmawiających.
- Haten. [racja] Mistrz chce znać ich cele. Z pierwszym nie powinieneś mieć problemów, o ile twa demoniczna forma wytrzyma jego zarazę. Z Arymanem będize problem. Jako wysoki demon, najbliższy zostaniu koroną, skrył się w oczekiwaniu na coś. Ale skoro pragniecie nam pomóc, to na waszych barkach będzie leżeć jego odnalezienie.
- Sporo roboty, jak widzę - skomentował dotychczas milczący blondyn
- Najpierw zajmiemy się Lerten. Z tego co mi wiadomo, w okolicy przebywa tylko jeden z nich, zwący się Leo. - odparł drugi - Weź jeszcze dwóch i zajmijcie się nim.
- Załatwione. - podkomendny natychmiast zniknął
- Tymczasem… Jest jedna rzecz, właściwie dwie, które mnie ciekawią. Pochodzicie z Piekła, prawda, Panie? Czy prawdą jest, że szczególnie zdeprawowane ludzkie dusze trafiają tam po śmierci? Co się z nimi dzieje? I, skoro Wy zdołaliście opuścić Wasz dom… czy one też mogą tego dokonać? -
- Haten. Lecz one są tam niczym więźniowie. A my panami. Są dla nas rozrywką, a jak każda zabawka... wszystko ulega rozpadowi. My jesteśmy panami, możemy wędrować wszędzie, bez niczyjej zgody. Oni nie mogą.
- Lecz jest trochę problemów tam na dole, więc... nic dziwnego że piekielnicy pouciekali. - dodała demonica.
- W takim razie, kwestia “co my będziemy z tego mieć” jest niemal pełna. Chciałbym w takich pustych powłokach - jak na rozkaz, obok pojawił się przedstawiciel armii Urgarusa - umieścić kilku konkretnych “więźniów”, jakich posiadacie. Czy to możliwe? -
Demony spojrzały po sobie i na kogoś latającego w oddali.
- Zobaczymy co da się zrobić. Licz się jednak z tym, że nie wszystko pójdzie tak, jak się planuje.
- Drugą sprawą jest zdolność Mefistofelesa, Pana Paktów. Co dzieje się z ofiarami i mocą, pochłanianą przez jego cyrografy? Trafiają pod pieczę Korony? -
- Poniekąd. Lecz tym zajmują się gewareni [“przydupasy”] Lucifera.
- Rozumiem. - i z tym słowem rozsiadł się wygodnie, podpierając się o ścianę - Chwilę nam to zajmie. -


Tymczasem, na wschód od Targas
Ptak śledzący napotkanego “Wyczuwającego” wybrał moment, gdy wokół nie panoszyli się zbędni obserwatorzy. Gdy tak się stało, wokół niego pojawiło się trzech ludzi, członków Rodziny, którzy swobodnie opadli w dół, lądując na przeciw, a także z lewej i prawej jegomościa, bez kłopotów. Przyjrzeli mu się dokładniej, jakby szukając jakichś wskazówek odnośnie zdolności człowieka zwanego “Lerten”.
- Witaj ponownie, Panie Leo. - zagadał w tym czasie blondyn, stojący naprzeciw przyszłego przeciwnika - Doszliśmy do wniosku, że będziesz nam jeszcze potrzebny. - z tymi słowami dwójka pozostałych poczęła niebezpiecznie zbliżać się do “Wyczuwającego”.
- Nie wiem, czy w tych okolicznościach chcę wam pomóc. Może pod warunkiem, że nie wymaga to powrotu do miasta.
Odłożył tobołek i chwycił fragemnt bandaża, w który owinięta była jego lewa dłoń.
- Niestety, tak. - z tymi słowami dziesiątki impulsów telekinetycznych powędrowało w kierunku jegu nóg z siłą zdolną połamać wszystkie ich kości.
Impulsy trafiły lecz nie w niego. Coś na wzór energetycznego kształtu. Owalnej barieru

- Doprawdy? - zapytał prezentując swojego asa z bandaża. - Wybaczcie, lecz nie mam na to nastroju. Wolałbym przed zmierzchem przejśc przez grań. W nocy staje się to niezywkle trudne. A nie sądzę, by zabawa z wami zajęła mi krótką chwilę. Ja w swoją stronę, wy w swoją. Co wy na to?
- Mam inną propozycję - odparł dołączony - Jak już chyba zdążyłeś zauważyć, dość łatwo zdołałem Cię dogonić. Dysponujemy własnym sposobem na szybszą podróż. Zawalczmy więc. Jeśli wygrasz, przeniosę Cię do Górskiej Warowni. Jeśli zaś ja wygram, polecimy razem do Targas, a później i tak Cię tam odstawię. Nic nie stracisz. - uśmiechnął się w wyczekiwaniu na odpowiedź.
- Twierdzisz, że potrafisz mnie przenieść do Górskej warowni szybciej, niż bym sam tam dotarł? Pewnyś swego, zważyszwy, że teleportacja w tym świecie nie działa... A jedynym warunkiem jest moje zwycięstwo? Czuję tu jakiś haczyk. Bardzo musi wam zależeć, bym wrócił do Targas...
- To bez znaczenia - skomentował odczucia mężczyzna - Jeśli wolisz, możemy postrzegać to jako zwykły atak zbójów. Nie jestem jednak pospolitym porywaczem, dlatego, gdy przegram, dostaniesz o czym mówię w ramach zadośćuczynienia za stracony czas. Z tymi słowami rzucił się naprzód, w zbroi, jednak bez broni, z prędkością pozwalającą zwykłemu obserwatorowi zauważyć jedynie cień szarżujący prosto na Leo. Dołączony domyślał się, że tamten ponownie ochroni się barierą… dlatego zamierzał użyć całej siły jaką miał, by ją po prostu prezełamać.
Zderzenie. Tarcza, a raczej energetyczna forma dłoni zaczęła pękać pod naporem sił. A gdy tylko pękła, Leo chycił demoniczną dłonią za głową szarżujacego i uderzył w nią kolanem, puszczając przeciwnika. Jednocześnie podniósł demoniczną dłoń do góry, wytwarzając energetyczny obraz dłoni. Tym razem nie w formie tarczy, lecz olbrzymiej, zaciśniętej pięści, która uderzyła z góry z wielką mocą.
Z kolei wielka telekinetyczna pięść członka Rodziny uderzyła z dołu, chcąc doprowadzić do starcia dwóch mocy. W tym samym czasie sam mężczyzna natarł szybkimi i celnymi ciosami, niemal zupełnie ignorując defensywę. Szybkość ataków utrudniały co prawda kontratak, ale w ostatecznym rozrachunku ten mógł zostać łatwo przeprowadzony.
Dwie wielkie pięści zderzały się w powietrzu, wywołując poteżne wstrząsy, a dwójka walczyła w zwarciu. Młodzieniec walczył raczej typowym stylem “bij i kop ile wlezie”. Starał się wyprowadzać ciosy prawą ręką - zapewne silniejszą.
Gdy w walce wręcz okazał się równie sprawny, jak członek Rodziny, ten przywołał pajęczą sieć, by go omotać, a następnie, korzystając z chwili oszołomienia lepkim tworem, zadać mu kilka mocnych, szybkich ciosów, zdolnych zakończyć ten pojedynek.
Walka dłużyła się niemiłosiernie, lecz zwycięstwo przechylało się na szalę Rodziny. I wtedy energetyczna pięśc Leo pękła pod naporem telekinetycznej siły. Siły, która nie powstrzymana, zderzyła się ze stokiem, wywołując potężny wstrząs i lawinę. Skały zaczęły spadać z gory i trącać kolejne, wywołujac efekt domina.
Początkowo drżenie podłoża nie powstrzymało dwójki przed konfrontacją w walce. Żaden z nich nie opuścił gardy, jednak obklejony Leo nie mógł już dorównać szybkiemu przeciwnikowi. Potężny kopniak dołąconego został wprawdzie wzięty na przedramiona, nie połamał więc żeber “Wyczuwającemu”, jednak mimo to odepchnął go boleśnie i pozbawił gruntu pod nogami. Młodzieniec wstał, dysząc mocno. Jego przeciwnik nie dostał nawet lekkiej zadyszki, ba, wyglądał jakby w ogóle nie oddychał. Zupełnie ignorował swoje siniaki i krwawiący, zapewne złamany nos, jakby nie czuł bólu. A jego oczy nie zmieniły wyrazu od początku walki. Nadal wyglądał na pewnego zwycięstwa, i nadal z jego ust nie schodził głupkowaty uśmieszek. Leo usłyszał coś za sobą i odwrócił się błyskawicznie. Dostrzegł, iż wstrząs będący efektem starcia dwóch mocy nie przeszedł bez echa. Kilka poruszonych zjawiskiem kamieni dotknęło kolejnych, a te znowu… i tak doszło do reakcji łańcuchowej. Lawiny lecącej prosto na nich. Dołączony uśmiechnął się jeszcze szerzej. Sam mógł umknąć lawinie po prostu się unosząc. Nawet jeśli Leo był w stanie odtworzyć magiczną dłoń i unieść się na niej, byłby wtedy podatny na wszystkie inne ataki.
- To koniec. - stwierdził członek Rodziny, podchodząc niespiesznym krokiem do oponenta - Przegrałeś. -
Na swoim ubraniu dostrzegł on jakby… otwierające się oko. Takie samo jak spojrzenie blondyna. Idealnie okrągłe. Pieczęć Rodziny… podczas walki wszakże było wiele okazji, by ją ustawić.
W mgnieniu oka wokół Leo pojawili się pozostali dwaj mężczyźni, łapiąc go i wciągając w nieznane…


Rodzina nie przewidziała jednak, że lawina przybierze na sile. Jednym z powodów mogło być naruszenie struktury skalnej wewntąrz ziemi. Powód jednak nie grał roli. To jego skutki były ważne. Skały przygniotły pochłaniającą grupę, jeszcze na moment przed przejściem.
Walczący z Rodziny uniknął śmierci, czy też zranienia, po prostu wzlatując w powietrze. Spoglądał na spektakl z gory, lecz nie obyło się bez zajrzenia do wymairu. Musiał mieć pewność, czy się udało.
W wymiarze pozostała dwójka stała obok siebie. Trzymali zawieszoną na (drucie?) prawą dłoń Leo. Spoglądali na siebie w milczeniu, bo nie było o czym mówić. Był za to jeden sposób, by się upewnić...
Z dołączonej dłoni zaczęli odtwarzać pozostałą część. I tak też po niedługim czasie do Rodziny dołączył nowy członek. Jedyne, co go różniło od wcześniejszej formy to ciemniejsza karnacja. Zachował jednak swe demoniczne ramię.
- Nie ociągać się - stwierdził do swoich podwładnych blondyn - Wróćcie tam i upewnijcie się, że nie żyje, że po jego aurze nie został nawet ślad.
Stojąca przed nim kopia nie była żadnym dowodem śmierci prawdziwego wyczuwającego. Wiedział jak to działa… to nie była nekromancja, ani żaden inny ohydny sposób więzienia ludzi, a jedynie prosta imitacja. Dlatego mieli to sprawdzić.
On sam, tymczasem, podszedł do nowego “Leo” wyciągając do niego rękę
- Witaj w Rodzinie - stwierdził z niemal niewinnym uśmiechem
Nowy spojrzał na niego z niezrozumienie, po czym powtórzył, jakby próbując ogarnąć umyłem znaczenie tych słów
- Witaj w Rodzinie. -
Jego demoniczna dłoń ruszyła powolnym ruchem ku ręce blondyna. Podali ją sobie na znak przyszłej współpracy.


Oczywiście, Leo nie był jedynym wyczuwającym w okolicy. Kilku innych mieszkało jeszcze w Targas, i choć kłopotem mogłoby się zdawać odnalezienie ich…
Tutaj na pomoc przyszła wiedza władcy Targas, Herzoga Ruperda. Znał on personalia całej reszty i określił ich jako niegroźnych - wkrótce więc straż w kilkuosobowych patrolach zajrzała do każdego z nich, aresztując pod różnymi zarzutami. Oczywiście żaden z nich nie był najprawdopodobniej niczemu winien, i nie zobaczył ni sądu, ni celi.


Kilkadziesiąt minut później, kryjówka demonów


- Dobra - stwierdził siedzący na ziemi mężczyzna, wstając i otrzepując spodnie - Wyczuwający “zniknęli” - i z tymi słowami za nim pojawili się wszyscy targasowcy Lerten. Wszyscy o tym samym spojrzeniu. Dołączeni.
- Teraz będą po naszej stronie. - dodał, uśmiechając się diabolicznie.


- Co do transportu… - zmienił temat dołączony, prawą ręką dotykając ściany i skupiając się na niej. Wkrótce dostrzegli jak na ścianie rozszerza się symbol. Oko dołączonych.
- Możemy przenosić Was teleportacyjnie. To lepsze niż tunele, mniejsza szansa na zostanie zauważonymi. -
Jeden z demonów pociągnął nosem.
- To nie rozwiązuje problemu. - stwierdził z grymasem. - Zdaje ci się, że możesz mieć władzę nad wszytkim, człowiecze? Drogi muszś być niezależne. Poza tym ten portal śmierdzi czymś... złym.
Rodzina nie wiedziała, czy mówią dosłwnie, czy też w przenośni. Jednak przez wzgląd na brak zapachu protalu, założyła drugą opcje.
- To chyba nawet dobrze - skomentował “zło” przez wzgląd na otaczające go persony - Sugerujecie, Panie, że bym was zdradził?
- Jesteś człowiekiem. Myślisz, że ufamy ci, ot tak? Głupiś!
- Tworzenie tradycyjnych tuneli jest znacznie gorsze. Po pierwsze, wymagają więcej czasu i sił. Po drugie, są znacznie bardziej hałaśliwe; jeśli ktoś na powierzchni usłyszy, to może się bardzo niedobrze skończyć, a jeśli przekopiemy się źle, można wręcz dokopać się prosto do nich. Po trzecie… tunele takie łatwo będzie znaleźć. Nawet powierzchniowcy mogą mieć kilka zdolności, które po prostu je zawalą. I wtedy wszystko stracone… Takie portale można za to zamaskować, a nawet jeśli zostaną zniszczone, można je z łatwością odtworzyć. Oczywiście, możemy do tego stworzyć kilka tuneli, ale, Panie, chociaż rozważ częściowe użycie tych portali.
- Hmm. Rzeczesz prawdę. W takim razie niech będzie, ale dostarcz nam Sastrodusy. One kopać będą, gdy my naszych braci szykować do wyjścia będziemy.
- Niech będzie i tak - stwierdził, ostatecznie akceptując wolę demonów - Przechodząc do drugiej sprawy, oto kryształy Hyrfenu. - w jego dłoni, istotnie, pojawiły się owe błyskotki. Jak dobrze mieć czasem władcę u swojego boku…

Kryształy w obecności demonów zaczęły zabarwiać się na czarno. A więc tak działały. A gdy trzymał je ktoś z Rodziny, miały barwę ciemnego fioletu. Hmm, ciekawe, co to znaczyło.


- Nie chciałbym się upominać, jednak czy teraz będzie już możliwe spełnienie mojej prośby? -
- Nie możemy ich sprowadzić tutaj. - odarł bez przeszkód. - Na powierzchni w stronę gór jest jaskinia. Pod nią się pojawią.


W tym samym czasie po dwóch dołączonych dotarło do Dwóch Królów Podziemia - Howarda i McArtnera, z prostą sprawą. Chcieli stworzyć listę straconych ostatnio przez Podziemie ludzi, wartościowych ludzi.
Odpowiedź była swego rodzaju prychnięciem. Tak... zapewne poświęcali zwykłe płotki. A, nie... Jednak przypomnieli sobie jedno imię - Coddage Ninja.


- Dobrze. - odparł dołączony, dobywając dwóch zwojów. Pierwszy z nich powędrował do demona - Prosiłbym też o dostarczenie go samej Koronie. Pozwoli to skontaktować się z nią w razie najwyższej potrzeby.
- Ychy. Jesli Za’afiel sobie tego zażyczy. - odparł demon.
- Co do drugiego… Zależy mi na tych trzech osobach - na zwoju były wypisane dane Urgarusa, pochłoniętego przez piekło, Szamana Bardlands, zabitego w walce kilka dni wcześniej, a także Coddage Ninja, o którego szczegóły dopytano Podziemie.
- Jeśli ich znajdziemy... omówimy kwestie zapłaty. Na razie pamietaj odebrać tamte dusze. Nie mogę pozostawać zbyt długo na wolności.
- Już lecą po nie. - skomentował zgodnie z prawdą dołączony.


Jaskinia na północy, w tym samym czasie:
Z jaskini biło ciepło. Widać, że coś rozświetlało wnętrze. Gdy Rodzinna grupa zajrzała do środka, czekała tam sukubina z 3 płonącymi duszami na łańcuchu.


Bez słowa przekazała łańcuch pierwszemu, który podszedł i zniknęła w płomieniu.
Dusze zdawały się wyć, ale nic nie było słychać.


Dusze prawie natychmiast wypełniły ciała 3 tworów rozgrzewając je od środka. Niestety, nic nie wniosły, a przy najmniej nic, o czym Rodzina wiedziałaby w tej chwili.
 
Imoshi jest offline