Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2015, 19:10   #28
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Władca Marionetek


- Jestem Lu! – odparł żywo. Wciąż buzowała w nim niezmierną radość i ekscytacja, po ujrzeniu sklepu, wypełnionego po brzegi cudownymi zabawkami. Prawdopodobnie tylko ich ilość i różnorodność powstrzymały Lu przed zwinięciem kilku, gdyż przez cały czas nie mógł się zdecydować, która najbardziej się mu podoba.
Na widok nudnego gabinetu ogarnęło go niemałe rozczarowanie, i już miał zamiar pośpiesznie wrócić do magicznego świata miśków, klocków, robotów i różnorakich, kolorowych cudów, gdy jego uwagę przykuła gadająca lalka superbohatera. Nawet w najśmielszych snach, Lu nie mógł przypuszczać, że jego szefem ma zostać tak urocza istota. Jego wygląd i głos nasunęły mu pewne pytanie, którego oczywiście nie zdołał długo zatrzymać dla siebie.
- Ty też jesteś kukiełką? – odezwał się swym niewinnym, dziecięcym głosikiem.
- Co? -zapiszczął jego nowy przełożony. - To że jestem niski nie znaczy, że jestem zabawką! -oburzył się, krzyżując ramiona na piersi. - Trochę szacunku! -dodał oburzony, po czym już trochę przyjaźniejszym głosem dodał. - Jak cie nazywają i czemu lubisz zabawki? -zagadnął, jak gdyby druga część zdania była oczywistą oczywistością.
- Szkoda… – fakt, że jego nowy szef nie okazał się zabawką, nieco ostudził zapał kukiełki. –Nazywam się Lu – powtórzył.
Drugie pytanie, choć bardzo proste, najwyraźniej przytłoczyło skromny umysł kukiełki, który pod natłokiem dziesiątek nasuwających się odpowiedzi całkiem ogłupiał. Dopiero po kilku chwilach, usilnych starań, Lu w końcu znalazł satysfakcjonujące go odpowiedzi. –Bo lubią je też dzieci i… i sam jestem zabawką! – powiedział, po czym demonstracyjnie zrobił piruet. Jego sfatygowane ponczo wzburzone tak gwałtownym ruchem, uniosło się w górę odsłaniając do połowy jego kościste ciało.
- Zabawka sprzedająca zabawki...dziwne. -zamyślił się mały heros, po czym wskoczył prawnie na za wysokie dla niego krzesło. - Ale lubię cię! -zapiszczał, z góry wskazując palcami wskazującymi obu dłoni na Lu. Kciuki jego dłoni skierowały się do siebie, tak że jego dłonie przypominały dwie litery L.
- Jestem pewny, że razem przyniesiemy uśmiech na twarz wielu dzieci! -dodał energicznie. - Ile będziesz tu pracował?
- Tylko tydzień… Chciałbym dłużej, ale muszę zdać egzamin na wyższe piętro… - odparł wyraźnie zawiedziony tym faktem Lu.
- Po egzaminie zawsze możesz wrócić! -stwierdził malec wesoło. - A skoro jesteś zabawką, to pokaż mi co lubiły dzieci w twym świecie! -zachęcił go nowy szef.
Lu nie potrzebowała nic więcej. Kiwnął głową w stronę małego bohatera i rozpromieniony zaczął dokładnie przyglądać się pomieszczeniu. Kiedy stwierdziła, że nie znajdzie tu nic co mógłby wykorzystać do swego przedstawienia (poza samym Mino), obróciła się zgrabnie na kościanej pięcie i ruszyła do sklepu. Znalazłszy się ponownie w bajkowym świecie, zaczął kręcić się w kółko szukając odpowiednich rekwizytów. Po raz drugi mnogość i różnorodność znajdujących się wokół niego uciech zawróciła mu w głowie do tego stopnia, że sam nie wiedział za co najpierw ma się zabrać.
Kiedy w końcu jego obciążony umysł opanował sytuacje, Lu dostrzegł znajdującą się niemalże w centrum sklepu wieże, na którym poukładane zostały maskotki różnej maści. Obrawszy sobie go za cel, Lu bez chwili zastanowienia skoczył w tamtą stronę. Jego nogi oderwały się od ziemi, lecz nie dane im było zetknąć się z nią z powrotem. W chwili gdy kukiełka uniosła się do góry, został przechwycony przez pięć sznurków. Te, mieniące się czystą bielą, linki pojawiły się dosłownie znikąd. Nie były przyczepione do sufitu, ani żadnej innej konstrukcji. Wyłaniały się z powietrza. A w chwili gdy ich końce przyległy do koronkowego materiałem szaty Lu, zaczęły się zwijać unosząc go przy tym w górę. Następnie wraz z równoczesnym ruchem kościanej ręki marionetki, sznurki skierowały ją w stronę wieży. A kiedy w końcu znalazł się nad nią, linki zaczęły się wydłużać do chwili gdy nogi zabawki nie wylądowały delikatnie wśród sterty pluszaków.
Dopiero po wylądowaniu Lu zauważył, że przemierzając w ten sposób pomieszczenie skupił na sobie uwagę wszystkich obecnych w sklepie ciekawskich dzieci jak również ich rodziców. Zadowolony tym niespodziewanym efektem, Lu rozłożył ręce na boki. Wiszące na nim dotychczas poncho podążyło wraz z nimi, przybierając kształt potarganego od spodu półokręgu.
Jeżeli w tamtej chwili do sklepu wtargnąłby jakiś farmer – o ile tacy istnieli w wieży – to zapewne głowiłby się teraz, skąd w sklepie z zabawkami wziął się strach na wróble. Ogołocone ze wszelkiej biologicznej powłoki ręce i nogi w normalnym świecie mogły przywodzić na myśl mroczne istoty z legend, a napotkana w pochmurny dzień szmaciana głowa wywoływała trwogę u niejednego śmiałka. W świecie, z którego pochodzi Lu odczuł to nad wyraz boleśnie. Jednak tu, w wieży pełnej przeróżnych istot, często karykaturalnych i budzących grozę, niewielka kukiełka nie wywoływała tak gwałtownego emocji. W tym miejscu brzemię osobliwości i odrazy zostało, przynajmniej częściowo, zdjęte z dzieła białowłosego czarodzieja, którego Lu tytułował mianem Twórcy.
Będąc już gotowym do rozpoczęcia przedstawienia, Lu uniósł głowę ku górze, zwracając w ten sposób spojrzenie obserwatorów na wiszące na sznurkach, zabawkowe, okalane paletą jaskrawych barw motyle i ptaki zdobiące sklep. Kukiełka rozłożyła szeroko palce, a białe linki ponownie wyłoniły się z powietrza i uczepiły się latających stworzeń. Nagle stabilne wiszące dotąd zabawki zaczęły równocześnie krążyć w koło, na odległość na jaką pozwalały im linki przytwierdzające je do sufitu. W tym czasie rozłożone ręce Lu zaczęły zataczać niewielkie kręgi z coraz większą gwałtownością.
W końcu linki ograniczające swobodę powietrznych zabawek ugięły się pod naporem tych kontrolowanych przez Lu. Ptaki i motyle uwolniły się niemalże równocześnie i zaraz poczęły szybować nad głowami dzieci. Oswobodzone zabawki niezależnie przemierzały wszelkie zakamarki sklepu, z gracją omijając stające im na drodze przeszkody, a te krążące między zaaferowaną widownią starały się unikać rączek próbujących je złapać dzieci. Kontrolując tyle zabawek naraz, Lu począł z gracją obracać się na szczycie zabawkowej wieży. Jego ruchy przypominały pochłoniętego najżywszym fragmentem utworu dyrygenta, a jednocześnie wzburzonego gwałtownymi emocjami pianistę wyżywającego się na fortepianie. Sztuka marionetkarska, zapomniana w prawie każdym rozwiniętym technologicznie świecie, a tak bardzo powszechna w uniwersum z którego pochodził, w równie ekstatyczny sposób wyrażała dziecięce uczucia Lu. Choć krótki żywot kukiełki wciąż nie pozwalał mu w pełni zrozumieć tych emocji i wyrazić ich w bardziej wzniosłej formie. Lecz prostota jego przedstawienia w dalszym ciągu dotrzeć mogła do niedoświadczonych życiem malców.
Ruchy rąk Lu utraciły na szybkości, a latające zabawki zaczęły kumulować się nad nim. Białe linki utrzymujące je w powietrzu, nagle wydłużyły się, a kontrolowane przez nie motyle i ptaki zaczęły zataczać szerokie kręgi wokół kukiełki. W tym samym czasie kolejne cztery sznurki wystrzeliły nad nim, uczepiły się jego barków i uniosły go ponownie w górę. Krąg ptaków podążył za nim, a po chwili sam Lu ciągnięty przez linki, zaczął obracać się w koło. Wywołany w ten sposób powiew uniósł w górę potargane poncho, a koniec szalika lawirował w około. Synchroniczne ruchy zabawek z każdą chwilą nasilały się, a nieme przedstawienie zbliżało się ku końcowi.
W kulminacyjnym momencie ręce Lu opadły w dół, a wirujące wokół niego zabawki wystrzeliły równocześnie w stronę dzieci. Pędzące do celu motyle i ptaki, zwolniły pod wpływem kolejnego szarpnięcia białych linek, a następnie delikatnie poszybowały w ramiona kilkorga z przyglądających się przedstawieniu malców. Zostawiwszy zabawki pod opieką dzieci, kontrolujące je sznurki zaczęły się zwijać, aż w końcu zniknęły w powietrzu.
W tym samym czasie, wykorzystując odciągniętą od niego uwagę dzieci, Lu cisnął sobą w stronę drzwi na zaplecze. Upadł lekko, a następnie spojrzał z wyczekiwaniem na Mino.
Malutki bohater klaskał żywiołowo, niemal nie spadając ze stolika na którym usiadł. W sklepie wybuchła ogólna radość i natłok słów w postaci “Mamo kup mi!”. Jednak nie to było najważniejsze, a radość wypisana na młodych, radosnych buźkach, wielu ras i gatunków.
- Tak, tak i jeszcze raz tak! -zapiszczął Mino, wskazując za każdym razem, ułożona w “L” dłonią na osobnika w ponczo. - O to mi chodziło, na to czekałem! Radość, gniew, smutek, zabawa, śmiech wymieszane w jednym! - podniecił się stając na stole i rozkłądając szeroko małe ramiona, by znowu wskazać na Lu. - Lu-bie-Cie!! - zapiszczał, w ten sposób wylewając z siebie resztkę emocji. - Będziemy razem pracować, by przynieść radość na twarze malców. Czy jesteś gotów!? - zakrzyknął, tym razem celując palcem w stronę sufitu, niczym gwiazda rockowa po udanym utworze.
-Tak! - Lu krzyknął w napływie ekscytacji. - Kiedy zaczynamy?
- Od teraz! Umową zajmiemy sie później, podpiszesz tylko kilka rzeczy. -stwierdził Mino. - A teraz po prostu rób swoje… o naszym festiwalu opowiem ci później, póki co ciesz się dziećmi, a niech dzieci cieszą się To-bą! - zakończył, znowu kierując palce w stronę łysej główki laleczki.
- Tak jest! – zawołała kukiełka i ponownie rozłożyła ręce. Sekundę później linki ponownie spadły z powietrza i zabrały go w stronę zabawkowej wieży.
Szczęście ponownie ogarnęło niewielką zabawkę. Nawet w świecie z którego pochodził nie mógł liczyć na tak wspaniała zadanie. W dodatku sam do końca nie mógł zrozumieć postępowania Pana Błyszczącej Brody, który przysłał go tutaj. Dlaczego to Lu ma otrzymać pieniądze, za możliwość korzystania z zabawek, które oferował ten sklep? Chyba nigdy nie zrozumie dorosłych.
Zabawki w sklepie ponownie ożyły pod wpływem mocy Lu. Pluszaki zaczęły spacerować po sklepie, co chwile zaczepiając jakiś dzieci i zapraszając je gestami do wspólnej zabawy. Pojedynczy motyl znów zaczął krążyć pod sufitem demonstrując swoje podniebne akrobacje. Natomiast znajdujące się na regale dwa roboty, zeskoczyły i zaczęły walczyć ze sobą w spektakularny sposób.
Pochłonięty kontrolą białych sznurków Lu zaczął się zastanawiać, czy nie lepiej byłoby tu zostać na zawsze? Porzucić szary i smutny żywot regularnego, i poświęcić się zabawie z dziećmi. Pragnął codziennie przychodzić do tego sklepu, odgrywać spektakl marionetkowy, słuchać okrzyków radości dzieci… Jednak odegnał tą myśl równie szybko, jak się pojawiła. W końcu nie przybył do tej wieży dla zabawy. Nie po to twórca obdarował go tymi wszystkimi mocami, umożliwiając mu w ten przeżycie w pełnej niebezpieczeństw wieży, żeby Lu rzucił wszystko dla przyjemności. Wiedział, że za wszelką cenę musi dostać się na szczyt.
Ty razem jednak nie chciał pozwalać by rzeczywistość zepsuła mu humor. W końcu przez najbliższy tydzień, to ta „praca” zapewni mu pieniądze na nadchodzący test. Nic nie stało więc na przeszkodzie, by z prawdziwym zaangażowaniem poświęcić się swej sztuce. Zamierzał dać z siebie wszystko przez ten tydzień. Dla dzieci!
 
Hazard jest offline