Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2015, 21:51   #29
Suchoklates
 
Reputacja: 1 Suchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skał
"Thrill of the night"
Nie pokładaj w ludziach zbyt wiele nadziei
Chyba, że lubisz czuć się jak głupek

Przystanął i odchylając parasol spojrzał w górę uśmiechając się półgębkiem, zanim ruszył w kierunku zaułka. Jego ekscytacja rosła z każdym krokiem, jednak nie wpłynęła ona na jego zachowanie. Spokojnym, nieśpiesznym tempem zbliżał się do urwanej kończyny i miejsca skąd słyszał czyiś głos, aby w końcu stanąć u wejścia do uliczki i bez słowa rozeznać się wzrokowo w sytuacji. Idąc słyszał ciche miarowe mlaskanie, jak gdyby coś mięsistego miarowo uderzało o twardą materię. Z każdym mlaskiem dało się słyszeć ciche słowa. - Wiem że to masz… -mlask. - No już mów gdzie to jest… - mlask. - chce więcej, chce więcej. - mlask, mlask, mlask.
Yoshida zerknął do zaułka od razu dostając pełny obraz sytuacji. W półmroku klęczało dwóch ludzi. A dokładniej jeden kucał, uderzając miarowo twarzą drugiego o ścianę. Z facjaty została już tylko krwawa miazga, a kawałki czaszki i mózgu opadały na uliczkę u stóp mamroczącego chłopaka. Całą jego twarz, dłonie i ubranie pokrywała krew.

[media]http://fc06.deviantart.net/fs71/i/2012/256/d/1/vino_by_projectsayuri-d5cy4k6.png[/media]

Jego oczy były dziwnie mętne, jak gdyby oddalone - dało się to dostrzec nawet w mroku. Yoshida nie należał do strachliwych osób, ale ten facet sprawiał że dreszcz w kręgosłupie stał się mocniejszy. Roztaczał dookoła siebie ciężką aurę, niczym wygłodniały niedźwiedź wpuszczony do przedszkola. Zdawał się nie zauważyć osobnika z parasolkom, bowiem kontynuował swoje “przesłuchanie”. Szarowłosy stał jak wryty, w milczeniu przyglądając się tej groteskowej scenie z dziką ekscytacją. Nienormalne uczucie, które przepełniało jego ciało w pewien sposób sprawiało mu niepokojącą przyjemność. Dłonie szarowłosego nieco mocniej zacisnęły się na rączce parasola, a oczy zwężyły do minimum. Trwał w tym stanie zaledwie przez moment, który w jego odczuciu trwał wieczność, a następnie dał pierwszy krok wgłąb alejki. Krok pozbawiony wahania i strachu, był równie obojętny, jak ten dawany na co dzień przy wychodzeniu z domu. Wewnątrz jednak gotował się z wrażenia.
-Myślę, że ten Pan już nic Ci nie powie - Oznajmił wesoło.
Kiedy Yo przemówił, twarz trzymanego truchła po raz ostatni trzasnęła o ścianę i została do niej mocno przyciśnięta. Głowa mężczyzny pokrytego krwią, powoli obróciła się w stronę głosu. Teraz młodzieniec dokładnie mógł zobaczyć dziki obłęd i ekstazę wymalowaną w jego źrenicach.
-Milczy. - przyznał mu rację, cichym głosem. -To może ty masz więcej? - zapytał, powoli wstając z kucków, co sprawiło, że gęba przyciśnięta do wieżowca, zostawiła na nim długa krwawą smugę.
Szarowłosy nie odrywał spojrzenia od oczu oponenta, ciężko mu było to przyznać, ale obłąkane i silne osoby przyciągały go niczym światło ćmy. Pomimo szalejących w nim emocji udawało mu się zachować stoicki spokój. Słysząc głos mężczyzny, po raz pierwszy skierowany bezpośrednio do niego, Yoshida wkroczył w trans. Przechylił flegmatycznie głowę, mrużąc oczy i udając kompletnie rozluźnionego, jakby chciał sprowokować faceta poprzez lekceważenie go, rzucił:
-Czemu się nie przekonasz?
-Masz… - mózg osobnika zareagował na prowokację, jakby ta była potwierdzeniem jego żądzy. Niespodziewanie wygiął się cały, a truchło pofrunęło w stronę Yoshidy, niczym wystrzelone z katapulty. Skoro z taką łatwością cisnął ciałem, jego siła musiała być naprawdę monstrualna.
Yo odruchowo odsunął się z toru lotu cielska, nie będąc przy tym zaskoczony siłą obłąkanego. Już po pierwszym spojrzeniu zauważył, że to nie jest zwykły szaleniec. Urwana kończyna i sposób w jaki twarz denata rozsmarowana została po ścianie budynku wymagały sporej krzepy. O tak, zwykły śmieć nie wywołałby u niego dreszczy.
Ale... Nie znaczyło to, że mógł tak po prostu zaakceptować taki stan rzeczy. Był zbyt dumny, aby tak po prostu uznać jego siłę. Jego unik nie miał na celu odskoczenie od ciała jak najdalej się dało, wręcz przeciwnie. Ustąpił w bok tak, że zwłoki minęłyby go o centymetry, a gdy już miały to zrobić sam je chwycił wolną ręką i korzystając z pędu jakie nadał im je obłąkaniec okręcił się z nimi wokół własnej osi i miotnął z powrotem.
Zwłoki śmignęły w powietrzu, przelatując nad zakrwawionym chłopakiem, który ślizgiem wchodził już w prywatną strefę Yo. Uśmiechał się przy tym lekko, jak by cała ta sceneria była czymś normalnym, ot zwykłą zabawą na która każdy może sobie pozwolić. Truposz rozbił się o ścianę pozostawiając na niej kolejną krwistą smugę, a następnie upadł na ziemię z cichym łomotem. Nikt jednak nie zwracał już na niego uwagi, bo taniec obłąkańców właśnie nabierał tempa. Dłoń szaleńca śmignęła w stronę gardła szarowłosego, ale ten zdążył półkrokiem odsunąć się, unikając tym samym chwytu pokrytej krwią ręki. Yoshida wyrzucił w tym samym momencie parasol w górę i natychmiast sięgnął po dłoń, która próbowała schwycić go za gardło, by następnie podciąć przeciwnika i wytężając wszystkie siły przerzucić go na drugą stronę. Na jego twarzy również pojawił się uśmiech - typowy gdy czerpał radość z walki.
Parasol zakręcił się w powietrzu, nadając nowe barwy nocnemu niebu. Yo bez problemu chwycił dłoń, zaś jego kopniak trafił pod kolano wroga. Jego ciało oderwało się od ziemi, gdy ten z całych sił cisnął nim przez bark. Jednak w powietrzu wróg obrócił się sprawnie, tak że zamiast gruchnąć plecami o beton, wylądował na nogach, tuż przed Yoshidą, dalej pochwycony przez szarowłosego.
-Musisz to mieć! - ucieszył się, napinając mięśnie pochwyconej kończyny do stopnia, w który grube żyły pojawiły się na całej dłoni. Wykręcił ciało unosząc jedną ręką Yoshidę nad ziemię, tak że plecy właściciela parasolki łupnęły o pobliska ścianę. Ten zacisnął mocniej zęby w chwili gruchnięcia plecami o ścianę, wydawałoby się, że straci dech w piersiach choć na kilka sekund, jednak przyzwyczajony do walk Yo nie zamierzał ukazywać słabości. Podnosząc się z ziemi czuł lekką złość, ale koniec końców na jego twarzy wciąż gościł krzywy uśmiech. Jego przeciwnik był obłąkany, jednak z pewnością był wymagającym i godnym rywalem. W jednej chwili zrozumiał, iż walka niczym dziki zwierz nic dobrego mu nie przyniesie... Stał oko w oko z kimś kto posiadał siłę bestii, więc sam musiał stać się łowcą. Instynkt nakazał mu zmianę taktyki. Splunął na bok i uniósł gardę, szybkimi ruchami zbliżając się do przeciwnika i prowokując go do zaatakowania w celu znalezienia dobrej szansy na kontrę.
Jego przeciwnik nie był typem opanowanym, bez problemu dał się sprowokować. Problemem była jego siła i szybkość. Bowiem ta zdawała się rosnąć wraz z trwaniem walki. Chłopak doskoczył do Yo i gruchnął pięścia prosto w jego gardę. Ta spełniła swój obowiązek - zasłoniła twarz. Jednak i tak poczuł, jak kości niemal kruszą się pod siłą ciosu zakrwawionego chłopaka.
- Daj mi to...chce więcej… - jęknął, przygotowując się do szerokiego zamachu prawą ręką, zaś z jego nozdrzy pociekła spora dawka gęstej krwi, która miała dziwny niebieskawy odcień.
Yoshida nie należał do tych, co zawsze skupiają się na drobnych szczegółach dotyczących jego oponenta. Z początku nie interesowało go kim był i skąd się tu wziął. Odczuł jednak dosyć boleśnie dziwny wzrost siły, a niezrozumiały z pozoru bełkot zaczął mu kojarzyć się z gadką ćpuna na głodzie. Widywał takich już nie raz w tego typu alejkach, jednak różnili się diametralnie pod względem sprawności fizycznej. Jednak... Jeśli przed jego oczami stał zwykły narkoman...
Ataki obłąkańca były łatwe do sprowokowania i przewidzenia, nie mylił się porównując go do dzikiej bestii. I ten atak był potężny ale łatwy do przewidzenia. Pięść śmignęła nad głowa Yo, który kucnął, powalając by uderzył o ścianę budynku, która popękała dookoła pięści. Wtedy też jego cios wzmocniony shinso, uderzył w brzuch wroga, tworząc fale uderzeniową, która oderwała stopy zakrwawionego osobnika od ziemi i tym razem to on poleciał na ścianę. Sporo niebieskawej krwi wyleciało z jego ust, gdy zapewne pęknięte żebro przebiło coś w środku jego ciała. Mężczyzna powoli począł spływać po ścianie, kiedy Yo prostował się po ataku.
Uśmiech znikł z twarzy szarowłosego młodzieńca, bo łatwość z jaką przyszło mu odczytanie ruchów przeciwnika i rosnące podejrzenia, co do przyczyny jego szalonego zachowania - nie dawały mu spokoju.
Yoshida znalazł się przy obłąkańcu, gdy ten osunął się już na ziemię i szybkim, zdecydowanym ruchem nastąpił mu na palce prawej dłoni tak, by je połamać.
Palce zagruchotały, pod jego stopą, wyginając się w mało przyjemny sposób. Jednak nie wywołało to krzyku, a cichy kaszel, kolejnych porcji krwi.
- Amd…. - zaczął mówić coś cicho i niewyraźnie, jednak Yo, nie był wstanie zrozumieć o co chodzi.
-Tak mi się wydawało… - Mruknął pod nosem do siebie. Jego przeciwnik musiał być czymś naszprycowany przez co nie czuł bólu, a jego siła znacznie przekraczała ludzkie możliwości. Czuł lekki zawód ponieważ przez moment miał wrażenie, iż napotkał godnego rywala, co gorsze był zażenowany faktem, że jeszcze przed chwilą myślał o nim, jak o godnym rywalu. Nie miał boowiem szacunku dla ćpunów i im podobnych wyrzutków…
Kucnął niedaleko pokonanego i spojrzał na niego z wyrzutem. Chwilę zastanawiał się nad tym co powiedzieć i co zrobić z tym typem.
-Kto Ci to zrobił? - Spytał nagle, mając na myśli obłąkany stan w jakim był zakrwawiony chłopak do którego, jak zgadywał Yo, został doprowadzony przez jakiś nieznany mu narkotyk. Nie spodziewając się żadnej sensownej odpowiedzi zaczął ostrożnie przeszukiwać jego kieszenie.
Przeciwnik zaśmiał się cicho plując krwią. - To takie...cudowne. - westchnął… a nagle jego twarz znalazła się przy twarzy Yo. Oczy chłopaka były przekrwione, wyglądało jak by parę naczynek w nich pękło. Z ust ciekła niebieskawa krew, a na czole i szyi nabrzmiały żyły, jak by miały lada moment eksplodować. -To gdzie to masz? -syknął cicho, a nagle jego dłoń o pogruchotanych palcach, uderzyła w brzuch srebrnowłosego, jeszcze silniej niż poprzednio. Dziwnie nie kontrolowane Shinso, przeskoczyło po ciele Yoshidy, gdy od siły uderzenia, całe ramię wroga wygięło się pod nieprzyjemnym kątem. Sam Yo zaś przeleciał przez sporą część zaułka, zatrzymując się dopiero koło truchła którym wcześniej cisnął.
Przewrócił się na bok, chyba cudem tylko nie zwracając zawartości żołądka, a jego ciało bardziej odruchowo niż celowo pokryła spóźniona w tym wypadku warstwa shinso. Przez bardzo krótką chwilę zawładnęły nim jego pierwotne instynkty i gdyby nie odległość sam rozsmarowywałby teraz twarz obłąkańca po ścianie budynku. Jęknął cicho z bólu, dość szybko jednak, jak na takie uderzenie, dochodząc do siebie. Wstając zwrócił uwagę na zmasakrowane truchło tego nieszczęśnika i coś tam błysnęło mu we łbie, ale najpierw musiał się upewnić czy jego oponent da sobie wreszcie spokój. Zerknął w stronę zakrwawionego chłopaka, aby sprawdzić czy jego ciało ma jeszcze siły kontynuować tę walkę. Tymczasem Szaleniec, stawał chwiejnie na nogach, ale nie wyglądało jak by miał zaraz zemdleć. Jego źrenice uciekły gdzieś pod czaszkę, zostawiając, niemal samo białko w oczach. Żyły wykwitały na całym ciele, tak, że niektóre pękły od ciśnienia krwi, zalewając go coraz większą dawką krwi o odcieniu oceanu. Jednak z każdym momentem coraz więcej Shinso krążyło dookoła niego, burza nad niespokojnym morzem. Otworzył usta by coś powiedzieć, ale zamiast słów, wypłynęło z nich tylko sporo krwi. Jednak wtedy ruszył on do chwiejnej szarży, w której każdy krok odrywał spory kawał betonu od ziemi, a malutkie jego fragmenty chwile lewitowały przy nogach chłopaka przy każdym kroku. Był niczym pędzący ślepy byk - dziki i nieprzewidywalny.
Yoshida nie był strachliwy, ale również nie był głupi, chociaż nie... wróć - był głupi, ale w tym wypadku nie trzeba było być geniuszem ani posiadać pajęczych zmysłów, aby domyślić się, że zderzenie z szarżującym, naładowanym energią i tryskającym na wszystkie strony krwią obłąkańcem nie skończy się zbyt przyjemnie nawet z pokrywającą jego ciało zbroją z shinso.
Szarowłosy, miał tylko jedną sensowną drogę uniku- w górę. Jego stopa oparła się o jedna ściane, pozwalając podbić się wyżej, potem z drugiej strony, i tym sposobem przeskoczył nad szarżującym wariatem. Przez chwile czuł niemal na podeszwach wyładowania energii, ale te szybko podążyły za biegnącym zakrwawionym facetem. Kiedy ten stracił pęd, upadł z łoskotem na ziemię, po której zrobił kilka koziołków, lądując w coraz to większej kałuży niebieskawej krwi.
Tymczasem Yo wylądował zgrabnie na nogach i odetchnął głęboko, mając nadzieję, że to już koniec tego szaleństwa. Jego cudownie zapowiadająca się walka przybrała niespodziewany obrót i zostawiła chłopaka z masą pytań. Podszedł do leżącego na ziemi parasola, podniósł go i otrzepał niedbale, a następnie wrócił do zwłok, które chciał przeszukać chwilę wcześniej. Cały czas spoglądał kątem oka w stronę typa o niebieskiej krwi, dosyć nieufnie, jakby zaraz miał znowu wstać i coś odwalić albo nadymać się i wylecieć w powietrze.
Zamierzał podejść do niego, ale dopiero gdy już przeszuka nieszczęśnika, którym tak sobie rzucali. Rzecz jasna ostrożnie, z uwagą na kolejne niespodzianki. Jak dalej będzie leżał, to najpierw dźgnie go parę razy parasolką, coby mieć pewność, że nic więcej nie odwali, a później przeszuka i jego. Wolał jednak podtrzymywać zbroję jeszcze przez ten czas, tak na wszelki wypadek.
Facet chyba nie miał zamiaru wstawać, bowiem odczekanie sprawiło, że jedynie plama krwi stała się większa. Przeszukiwanie truchła nie było przyjemne. Było przesiąknięte krwią, a z racji na licznie pogruchotane kości, niemal glutowate. Osobnikowi brakowało dokumentów, zaś jego ATS był całkowicie pusty. Jednak w kiszeniach, po za kilka zgniecionymi papierkami po batonach i paragonie który był tak zakrwawiony, że aktualnie nie dało się go odczytać, Yo znalazł kilka małych kryształków. Wciśnięte były w najgłębszy róg kieszeni, jak gdyby wypadły z większego opakowania.

[media]http://fc09.deviantart.net/fs10/i/2006/083/2/4/Blue_Crystals_by_Aquastock.jpg[/media]

Niektóre też były umazane krwią, a było ich tak mało, że nie ważyły razem pewnie grama. Niezwykle leciutkie, zdawały się być wypełnione jakimś płynem. Przeszukanie wariata z którym walczył, pozwoliło zaś odkryć foliowy woreczek w tylnej kieszeni spodni, a w nim - samotny kryształek, taki sam jak te znalezione u pierwszego truposza.
Szarowłosy wrzucił wszystko do znalezionego woreczka i unosząc go zamarł na moment w bezruchu, przyglądając się drobnym kosteczką z czymś, co nieuważny przechodzeń wziąłby za zafascynowanie. Myślał jakiś czas nad tym wszystkim, aż w końcu schował worek do kieszeni i otworzył parasol, kierując się w stronę wyjścia z alejki. Ostatnie spojrzenie w stronę dwóch ciał i już go nie było.
Tym razem nie szedł na ślepo. Wracał do kasyna, choć nie po to aby wybyczyć się w swoim pokoju. Dziwny pakunek nie dawał mu spokoju, a jedyną osobą, którą mógł wypytać o tego typu rarytasy był nie kto inny, jak jego “szef”. Uśmiechnął się złośliwie pod nosem na wspomnienie tego człowieczka, który unikał go jak ognia od czasu zatrudnienia.
 
Suchoklates jest offline