Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2015, 09:14   #668
AdiVeB
 
AdiVeB's Avatar
 
Reputacja: 1 AdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumny
Jeszcze jakieś dwa tygodnie polował na Los Diablos gdzieś na zaplutej Mojave wraz z oddziałem ochraniającym jakąś nowojorską karawanę... dziś pasożyty na rozklekotanych maszynach nie żyją a on wraca do rodzinnych stron z propozycją pracy od Nowego Jorku. Kto by pomyślał. Minęło tyle lat odkąd ostatni raz był chociaż w pobliżu Detroit. Był wtedy nawańcem, skurwysynem i dla fajnej spluwy potrafił poderżnąć gardło kobiecie w ciąży... z trojaczkami! „Szalony Irlandczyk” – tak go tu wołano w tamtych czasach, a pasowało to idealnie.

Teraz, po 5 latach... Harvey Trager był zupełnie innym człowiekiem. Prawym – choć zależy jak na to spojrzeć bo kręgosłup moralny może być dość elastyczny w dzisiejszych czasach, pomocnym – to też należy przyjąc z dozą rezerwy, zrównoważonym psychicznie – w sensie że nie wpada w szał i nie szlachtuje swoim toporkiem nikogo kto popadnie bo mu przyniósł nie tę szkocką którą zamawiał...

Ale żarty na bok. Po 5 latach spędzonych na autostradzie Harvey został po prostu zahartowany, zdystansowany i po prostu spokojniejszy. Może ma to coś wspólnego z faktem że po opuszczeniu Detroit, zawędrował do jednego z plemień indiańskich, ledwo żywy, wrak samego siebie. Przyjęli go, wyleczyli, nakarmili. Siedział z nimi rok, ucząc się polowania, bezszelestnego poruszania się, walki wręcz i rzucania tomahawkiem! To ostatnie widać aż nadto. Siekierka zawsze... ale to zawsze wisi na pierścieniu przy pasie gotowa pomknąć w stronę przeciwnika błyskawicznie. Stał się pełnoprawnym członkiem plemienia – wojownikiem klanu. Krótko po tym opuścił Indiańców z jeszcze większym przekonaniem i poczuciem ważności sprzątania ścierwa na bezdrożach. Prędzej mu do ludzi z Nowego Jorku lub rdzennych Dzieci Pustyni niż do pojebów z Detroit. Mimo to niektóre nawyki pozostają niezmienne. Za kółkiem swojego ukochanego Mustanga czuje się wolny. Do tego się wszystko sprowadza, czuć się wolnym za kółkiem swojego maleństwa. Bywał w różnym bagnie... pracował dla wielu ludzi ale nigdy, przenigdy nie należał do nikogo. Kiedyś można było nazwać go typowym anarchistą psychopatą – dziś jest po prostu wolnym strzelcem i wolną duszą.

Dużo myśli kłębiło sie w głowie skupionego mężczyzny. Kompani jadący z nim mogli zauważyć że auto prowadzi świetnie. Nic nie robiąc sobie z trudnego pustynnego terenu. Powoli zbliżali sie do pociągu. Harvey pstryknął kiepa papierosa za okno i zatrzymał się przy ostatnim wagonie. Zgasił silnik i powoli, od niechcenia wysiadł z auta, zamknął drzwi po czym oparł się o nie.

Załoga pociągu zobaczyła dobrze zbudowanego wysokiego mężczyznę o poharatanej przez pustynne słońce cerze. Nosi się raczej niechlujnie choć czysto. Ma na sobie dopasowane na styk czarne jeansy, trampki. Na białą koszulkę narzucona jest skórzana kurtka z oderwanymi rękawami. Przepasany jest pasem z dwoma kaburami ale spoczywa w nim tylko jeden rewolwer Magnum 44’. Na udzie ma dwie kolejne kabury. Jedną na nóż myśliwski, a drugą na noże do rzucania. Za pasem z kaburami bardzo wdzięcznie wisi ostry jak brzytwa tomahawk. Jest ogolony prawie na łyso, a twarz porasta gęsta broda. Okulary aviatory i odpalany kolejny papieros w ustach potęgują kwintesencję wojownika autostrady od razu szufladkując go i zaliczając do twardych pustynnych skurwieli. Stał tak luzem oparty o swoją maszynę, od czasu do czasu wypuszczając kłąb dymu, nic się nie odzywając. On tu tylko przyjechał pomóc sprzątać...
 

Ostatnio edytowane przez AdiVeB : 07-04-2015 o 09:47.
AdiVeB jest offline