Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2015, 00:14   #24
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Do głównej sali wstąpił Manfred. Było jeszcze przed południem i czarodziej postanowił efektywnie wykorzystać wolny czas jaki mu jeszcze pozostał przed wyprawą. Miał szczęście i trafił na osobę której szukał, Karla. Jak mag dobrze zrozumiał słowa Wolfa z uczty musiał to być drużynowy cyrulik a do tego na zamku miał własne laboratorium. Uznał że warto zamienić kilka słów z osobą uczoną i podszedł bliżej.
- Dzień Dobry Panie Karl. Jestem Manfred Landstreicher z Elsterweldu. Ma może Pan wolną chwilę by porozmawiać? - zapytał mężczyznę. Dopiero teraz zauważył ze cyrulik jest blady i robi wrażenie nie wyspanego. Czarodziej nie był do końca pewny ale wokół Karla wyczuł zapach jednoznacznie nasuwający skojarzenia z laboratorium alchemicznym.

- Proszę usiąść. - cyrulik wskazał dłonią na wolne krzesło. Już dawno przestawał zwracać uwagę na brak snu i ogólne wyczerpanie materiału. Po prostu, do niektórych rzeczy można nawyknąć. Nie mniej, ciało swoje okazywało. - W czym mogę pomóc Herr Manfred?
Czarodziej przysiadł się. Spojrzał na cyrulika i rozpoczął swój wywód.
-Miło Pana poznać. Od czego by tu zacząć... Jak się nie mylę jest Pan drużynowym medykiem. Skoro wyruszamy na tą wyprawę chciałbym zaproponować Panu swoją pomoc. Mam podstawowe pojęcie o opatrywaniu ran czy tworzeniu prostych mikstur leczniczych. Znam się trochę na ziołach. Co prawda przez studia nad magią nie miałem czasu zgłębić bardziej skomplikowanych procedur medycznych ale z chęcią poobserwuję mistrza to może i się czegoś nauczę. Nie miałby Pan nic przeciwko?- Zapytał czarodziej licząc na nawiązanie współpracy.

Przez chwilę cyrulik przyglądał się z kamiennym wyrazem twarzy na nowy nabytek drużyny.
- Zatem, zgaduje, że jesteś Herr Manfred czarodziejem? Czy raczej może uczonym na drodze oświecenia jak ja? - zapytał Karl zaczynając od dowiedzenia się czegoś więcej o swoim... towarzyszu.

-Tak, jestem czarodziejem. Chociaż to słowo bardziej kojarzy się z kimś doświadczonym w magii a mi bliżej do ucznia czy adepta sztuk tajemnych. Chociaż rozwój magiczny to mój priorytet to nie chcę zapominać o innych rzeczach. Można więc powiedzieć że na drodze oświecenia. - odpowiedział Manfred. Cyrulik wydawał się osoba oszczędną w gestach, a jego twarz nie zdradzała emocji. Pod tym względem mogli być podobni.

- Rozumiem. - skomentował cały wywód maga oprawca po czym wziął niewielki łyk rozcieńczonego wina. - Na polu bitwy nie ma czasu na naukę. Jak nadążysz, może się czegoś nauczysz. Nie mniej wolałbym, żebyś nie igrał z ogniem… zbyt często.
- Dziękuję za szanse i radę. Asystowałem już medykom podczas wojny. Powinienem nadążyć.- Manfred zamilkł, chwilę zastanawiając się nad następnym pytaniem.
- Miał Pan do czynienia z Bragthorne? Mógłby Pan mi o nim opowiedzieć?

- Tyle co każdy z nas. Plugawy nekromanta o potężnej sile. Nie lekceważ go. - odpowiedział opanowanym, wyważonym i zdawkowym tonem cyrulik nie zdradzając przy tym żadnych emocji - - Moja kolej. W czym się specjalizujesz?

- Jako mag? Można by powiedzieć że w niczym. Jestem uczniem, czeladnikiem. Korzystam z najprostszych zaklęć, brak mi jeszcze doświadczenia by być pełnoprawnym członkiem jakiegoś z kolegium i tym samym mieć jakąś magiczną specjalizacje. - odpowiedział poważnym tonem Manfred i po chwili dodał. - Jako medyk oprócz epizodu z wojną byłem zielarzem w wiosce. Leczyłem lekkie choroby, opatrywałem proste rany czy przygotowywałem nieskomplikowane dekokty. Co do nekromanty nie lekceważę go, zbieram informację. Jeśli był Pan naocznym świadkiem z chęcią usłyszałbym jakie to magiczne efekty wywoływał. Każdy szczegół się przyda. -

- Zmieniał się w mroczną chmurę - dotarło do uszu obu panów gdy do jadalni weszła elfka. Wciąż była nieco upstrzona w gałązki, ale bliżej temu było do wytarzania się w leśnej ściółce.
- Dzierży tez magiczny sztylet - dodała siadając obok nich. Zaraz po niej do sali weszło dwóch służących którzy przynieśli jej posiłek.
- Dzień dobry i smacznego .

Karl skinął głową Youviel na powitanie i spojrzał zimnym, lodowatym wręcz spojrzeniem na mężczyznę, swojego rozmówcę, a kącik jego ust powędrował nieprzyjemnie ku górze.
- Zatem, Herr Manfred jesteś nielicencjonowanym czarokletą bez przynależności do Kolegium? - powoli, głosem pełnym chłodnego jadu powiedział oprawca pochylając się lekko do przodu. Symbol Sigmara wysunął się z fałd płaszcza i wesoło dyndał nad stołem, niczym skazanieć na sznurze - Zatem radzę nie szafować niepotrzebnie ogniem który pochodzi od chaosu. Nawet nie próbuj zaprzeczać. To nie wyjdzie nikomu na zdrowie Herr Manfred. Rozumiemy się?

Manfred powoli spojrzał na symbol potem znów na cyrulika. Wzrok miał obojętny.
-Chyba Pan mnie nie zrozumiał, chociaż może to ja źle dobrałem słowa... Należę do kolegium. Nie jestem jednak na tyle utalentowany by jak to Pan ładnie określił szafować ogniem który pochodzi od chaosu. Jestem po prostu uczniem a jako taki nie mam specjalizacji. Proszę się jednak nie martwić, znam założenia Imperialnego Dekretu o Magii i się do nich stosuję. - odpowiedział chłodno czarodziej, darując sobie złośliwości. Słowa Karla nie przestraszyły go, ale ubolewał ze trafił na fanatyka. Następnie skierował się do elfki.
-Dzień dobry Pani Youviel - powiedział z uśmiechem, wzrokiem zwracając uwagę na gałązki. - Baron też wspominał o tej umiejętności czarnoksięznika, ale właśnie takich szczegółów jestem ciekaw. W jaki sposób sztylet jest magiczny? - zapytał, licząc na chociaż ogólną odpowiedź.

Heinhopf patrzał na młodego czarodzieja z mieszaniną zniechęcenia i obrzydzenia. Oto siedział przed nim naiwny człowiek, nieświadomy ryzyka mocy którą się posługuje. Nie było tu miejsca na litość. Członek kolegium czy nie, babrał się w piekielnych mocach chaosu. Dopił więc płyn z kielicha, odłożył go głośno na stół i posyłając lodowate spojrzenie na maga wstał, rękę trzymając na młocie ku przestrodze sprawiedliwości, która go czekała gdyby okazał się czarnoksiężnikiem i… odszedł.

Manfred pokiwał głową gdy Karl wstał. Rozumiał że tyle było że współpracy czy bliższej znajomości. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz tak go potraktowano. Wiedział że dla wielu nie ma różnicy pomiędzy lojalnym czarodziejem kolegium a plugawym czarnoksiężnikiem chaosu ale od początku nie ukrywał swojej profesji przed innymi więc po była ta dysputa? Czarodziej westchnął świadom że niepotrzebne ziarno niezgody zostało zasiane. Czemu nie mógł trafić na gorliwego wyznawcę ale pokoju Magnusa Pobożnego? Miał jednak nadzieję że gdyby konał, to cyrulik w swej żarliwej wierze nie poskąpi mu pomocy.

Youviel zanim odpowiedziała pozwoliła na wymianę zdań pomiędzy ludźmi. Powoli jadła jajecznicę, którą popijała kwaśnym mlekiem. Poczekała chwilę aż cyrulik wyjdzie.
- Sztylet zabrał duszę mojego nienarodzonego dziecka.

Czarodziej sposępniał. Po raz pierwszy wolałby usłyszeć jakieś ogóły. Ze sztylet jaśniał nienaturalnym blaskiem albo że rany nim zadane źle się leczyły. Teraz bił się z myślami czy prosić o szczegóły czy odpuścić temat. Nie chciał Youviel urazić, wiedział że dla matki strata dziecka to olbrzymia tragedia.
-Proszę przyjąć moje kondolencję.- odpowiedział szczerze. Przez chwilę milczał, mimika którą normalnie starał się kontrolować zdradzała jego wahanie. Skoro jednak elfka wyruszała w pogoń za Bragthorne to choć traumatyczne doświadczenie mogło zostawić po sobie ślad to jednak nie złamało jej. Postanowił ciągnąć zagadnienie dalej.
- Nie chcę poruszać tego tematu jeśli jest to dla Pani bolesne. Jeśli jednak mogę to skąd stwierdzenie że sztylet zabrał duszę? - zapytał elfki.

Youviel spojrzała na młodego człowieka. Zaczęła już mówić, to i powinna skończyć. Szczególnie, że słowa jakoś same się cisnęły na usta. Jakby chciały ujść. Wszystkie na raz.
- Bo sztylet zaczął świecić czerwienią, bo to poczułam, bo mam sny... bo Bragthorne stwierdził, że to idealny dodatek - wyrzuciła z siebie niemal jednym them. Wiedziała już, że się zemści, że sprawi aby ostatnie chwile nekromanty były dla niego koszmarem. Dlatego była spokojna. Wiedziała, że bogowie jej nie opuszczą.

- Idealny dodatek do czego? - powiedział bezwolnie, zaciekawiony tym doborem słów. Brzmiało złowróżnie, co takiego nekromanta chciał osiągnąć? Lecz szybko urwał uświadamiajac sobie że takie pytanie było nie na miejscu.
- Przepraszam, to głupie pytanie... Proszę mi wierzyć że dołożę wszelkich starań by to plugastwo, tą abominację jaką jest Bragthorne wraz z wami zniszczyć. - dodał, mając nadzieję że jego słowa nie brzmią śmiesznie. Manfred odpuścił kwestię sztyletu, nie był pewny czy rzeczywiście tak dział ale wyobrażał sobie że coś takiego mieści się w zakresie mocy nieczystej tradycji nekromancji.
- Astromanci, magowie kolegium niebios przywiązują dużą wagę do snów. Tak samo kapłani Morra. Możliwe że Pani senne wizję odegrają kluczową rolę w nadchodzących wydarzeniach. Gdybym mógł coś doradzić proszę je sobie spisywać. Będzie się je Pani łatwiej analizowało. - powiedział Manfred który nie miał najmniejszego pojęcia o zawiłym procesie określania znaczenia snów, wiedział jednak że niebiańscy czarodzieje często prowadzą takie dzienniki. Nie chciał stresować Youviel kolejnymi pytaniami ale jeszcze jedna sprawa krążyła mu po głowie.
- Baron wspomniał że nekromanta potrafi zmieniać ciało w jakim przebywa… Czy to znaczy że mógł opętać dowolną osobę w pobliżu? -

- To jest możliwe, ale myślimy, że nie ma już na tych ziemiach nic do zrobienia. Dlatego zbiegł do Arabii - wytłumaczyła elfka. Postanowiła pominąć że nie umie pisać ani czytać. Nawet teraz nie zdawało jej się to potrzebne. Dojadła resztkę śniadania.
- Lepiej się przygotuj dzieciaku. Czeka nas długa podróż. - wstała od stołu i ruszyła do wyjścia. Musiała sama się jeszcze zająć swoimi przygotowaniami.

Czarodziej nie naciskał więcej elfki, w jego mniemaniu nie wypadało. Zastanawiał się czemu nekromanta uciekł a może wyruszył do Arabii. Prawdopodobnie czegoś szukał, ale czego? Czyżby jego celem było tajemnicze, upadłe królestwo za Arabią? Tutaj jednak wiedza Manfeda się kończyła. Bez dostępu do dodatkowych źródeł informacji nie było sensu by dzielić się tym przypuszczeniem.
- Postaram się nie zawieść - odpowiedział krótko elfce. Manfred był świadomy skali wyprawy, wierzył że podoła a jeśli szczęście dopiszę i wróci z ekspedycji cało, będzie miał się czym pochwalić. Wszakże nie wielu dane było zawędrować tak daleko. Jednak młody mag bał się. Jeśli Bragthorne mógł dowolnie przemieszać się między ciałami był nie do pokonania. W starciu z nekromantą nie mogli ufać nawet sobie. Adept magii tajemnej pokładał więc nadzieję w umiejętności jaką posiadał. Wiedźmi wzrok. Może plugawy byt nie mógł oszukać siódmego zmysłu? Rozmyślał nad tym jakiś czas, gdy został już sam. Słuchając rady doświadczonej towarzyszki udał się na zakupy a potem gotowy do podróży błąkał się po zamku barona.
 
Asderuki jest offline