Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2015, 02:16   #60
Aisu
 
Aisu's Avatar
 
Reputacja: 1 Aisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skał
Drathir Shi’quos.

Ponura twierdza Shi’quos ozdobiona gargulcami na kształt różnych bestii, nie nabrała nowego blasku wraz z przejęciem pod swój dach rodów Despana, niemniej nabrała życia. Nowy mistrz katedry wywołań Drathir uczynił ze swej domeny najbardziej rozrywkowy… nawet bardziej od kwater Malovorna i jego popleczników, czy katedr iluzji i czarowników. Sam Drathir, złootoki i ciemnowłosy drow farbujący pukle na granatowo, które to oplecione białymi wstęgami zwisały w czterech warkoczach, okazał się być młodym rozrywkowym drowem. I urodą mogącym się mierzyć z Yvalynem. Pasował do roli byłego pupilka Valyrin.
-Więc o co chodzi z tym Labiryntem? I co ma do spraw Areny były partner Han’kah?- zapytał drow pijąc trunek i przesuwając po planszy pionek savy. Jego przeciwniczką była młodziutka ładniutka drowka w dość skąpym stroju. Asystentka osobista lub sekretarka… oczywiście.
' Valyrin, twoje dziedzictwo przetrwało dom Despana. '
– Dziękuje za to że znalazłeś dla mnie czas Drathirze. – szermierz powitał go skinięciem głowy i uśmiechem, po czym powtórzył gest wobec nieznanej mu drowki. Musiał przyznać że do twarzy było jej w różu. – Przekazano mi że labirynty pod Areną nie są ci obce. – kontynuował wracając do mistrza wywoływań. – Jest w nich... Coś co muszę odnaleźć, z czego istnienia Tormtor raczej nie zdaje sobie sprawy. Miałem nadzieję że byłbyś w stanie mi pomóc.
Spuścił wzrok na planszę Savy, cierpliwie czekając na odpowiedź Drathira. Przerywanie pojedynku byłoby nieuprzejme.
Byli kiepscy w savę… oboje. Nudna rozgrywka była naznaczona bezczelną amatorką z ich strony.
-Oczywiście. Tormtor odebrało Despanie Arenę, ale dokumentacja jej dotycząca jest w moich rękach. Tylko… dlaczego miałbym ci pomagać?- spytał wprost drow nie spoglądając na Lesena.- I dlaczego nie poprosisz o pomoc samych Tormtor? Odpowiedź jest jedna. Interesuje cię przedmiot należący do Domu Despana. Nie mam żadnego interesu żeby ci w tym pomagać.
– Nawet gdyby doprowadziło to do odzyskania części przedmiotów które tam pozostały? - zaryzykował Lesen.
- Odzyskania dla kogo? Dla Han’kah by wkupić się w jej łaski? Nie jesteś dla mnie wiarygodną osobą Lesenie.- stwierdził w odpowiedzi Drathir nie przerywając rozgrywki. -Niegodną zaufania, ze względu na swą przeszłość.
– Interesy Han'kah nie są moimi. Już nie. - na krótką chwilę przeniósł wzrok na asystentkę czarodzieja. Tylko na krótką. – W tych tunelach jest coś co mnie interesuje, ale nie należało do waszego Domu, i dla ciebie nie będzie miało żadnej wartości. -
-I tak po prostu sobie tam wejdziesz, co?- zapytał Drathir zamyślony.
– To już moje zmartwienie. - stwierdził sucho samiec, ale po chwili namyślenia dodał – Chociaż nie wykluczam takiej możliwości. – i uśmiechnął się lekko.
- Jeśli mam się nieformalnie zaangażować w to… to nie bez solidnego planu.- odparł w odpowiedzi Drathir.- I jakiej to komnaty szukasz… lub jakiego skarbu?
To musiało mu starczyć, przynajmniej.
– Nie skarbu. - pokręcił głową. -... Ktoś się w tych tunelach ukrywa. Pewnie w jakiejś klatce trzy na cztery. Jaka jest szansa znalezienia kogoś takiego, z wiedzą która posiadasz?
-To Labirynt, tam jest pełno takich pomieszczeń. Ale Tormtor chyba wiedzą kto siedzi w ich lochach, prawda?- zapytał zdziwiony Drathir.
– Ty mi powiedz. Czy nie dysponując pełną dokumentacją tuneli, Tormtor jest w stanie kontrolować kto tak naprawdę ich używa?
-Nie wiem. Może tak, może nie… ale nawet z dokumentacją Tuneli, to jest szukanie igły w stogu siana, jak mówią na powierzchni.- ocenił Drathir wzruszając ramionami.
Samiec nie odzywał się przez jakiś czas, dalej przyglądając się grze. Ciekawe czy obydwoje faktycznie byli tak niekompletni, czy tylko ukrywali swoje możliwości?
– Prawda. - zgodził się w końcu. – Ale igła niewiele ma pożytku z pozostawania w sianie. Nie taka jest jej rola, nie tam jest jej miejsce. Czasami będzie je opuszczać, a nie wydaje mi się by robiła na oczach Tormtor... Labirynt musi mieć sekretne wyjścia. Jeżeli ktoś wie gdzie się znajdują, to właśnie ty. Powiedz, czy gdybym chciał wiedzieć czy korzystają z nich pewne osoby, to czy byłbyś w stanie dostarczyć taką informację? Nie muszę wiedzieć z jakich konkretnie, zdaję sobie sprawę z faktu że ta informacja nie jest na sprzedaż... Chce jedynie potwierdzić swoje przypuszczenia.
- Nie mógłbym… Nie pilnuję Areny, to już nie mój problem. Mam swoje sprawy, Arena i Tormtor mnie nie interesują.- wzruszył ramionam Drathir.-I to od wielu dekadni.
– Co by mnie kosztowało żebyś wskrzesił w sobie odrobinę zainteresowania? Choćby przez krótki czas. -
Jeżeli Drathir mógł dla niego zdobyć tą wiedzę, to właśnie takiej odpowiedzi od niego oczekiwał, mimo że prawdopodobnie cały czas pilnował tuneli Areny, tylko nie chciał się do tego przyznawać. Jeżeli nie miał odpowiedniej wiedzy... Cóż, nic nie szkodziło zapytać.
- Musiałbyś zdobyć me zaufanie, a zważywszy na twą przeszłość i znajomości… w ogóle ci nie ufam Lesenie Vae.- kolejny błąd na planszy. Kolejny błąd którego rozgrywająca tą partię drowka zapewne nie wykorzysta. Oboje byli kiepscy w savę… ale w kwestii polityki Drathir nie był amatorem.-Jestem łasy na podarki jednakże… masz jakiś dla mnie? Choćby to co knuje mistrz szkoły transmutacji dłońmi swych uczniów. Choć… bo ja wiem czy to jest coś warte. Nie wrosłem jeszcze dość mocno w nowy Dom, by próbować się mieszać rozszady Mistrzów. Ale może jakieś inne ciekawe kąski?
' O ty dwulicowy sukinsynu. '
– To bardzo precyzyjne pytanie jak na kogoś kto nie chce się mieszać w roszady mistrzów. – zauważył ze lekkim, choć serdecznym uśmiechem. – Prosisz o dużą zaliczkę. Ale rozważę twoją propozycję.
-Nie chcę się mieszać w roszady… to nudne… wolę…- ujął podbródek grającej z nim drowki między palce dłoni i nachylił się pocałował jej usta. Ona… nie oponowała. -Rozkoszować się życiem… ale by to czynić, muszę mieć na oku resztę. To że ja nie chcę się angażować, nie oznacza że oni nie spróbują mnie wciągnąć w swoje swary.
Lesen musiał pogratulować mu wyboru strategii. Kopiowanie pozornie frywolnego stylu Valyrin nie było wcale złym wyborem.
– Polityka potrafi być męcząca, doskonale rozumiem. – przytaknął z uśmiechem. – I wiem że Naczelna Czarodziejka Inynda także podziela ten sentyment. Powinnyście nas kiedyś odwiedzić w Vae, podeśle zaproszenie.
- Pomyślę nad tym.- odparł z uśmiechem Drathir wracając do gry.



***
Narada

' Jak uroczo, cieszę się że Erelhei-Cinlu nie różni się za bardzo od świata na powierzchni i my także dryfujemy od kryzysu do kryzysu. ' przemknęło samcowi przez myśl kiedy słuchał sprawozdania czarodzieja.
– Czy wszystkie osobniki tak wyglądały, czy różniły się w zależności od rozmiaru? – zapytał przyglądając się zwłokom. – Czy komunikowali się w jakiś sposób? Czy używali magii? Psioniki?
-Widoczne było zróżnicowanie stworzeń, zarówno w kwestii barw jak i kształtów szponów w obrębie tego samego rozmiaru. Nie było to zróżnicowanie na płeć.- zaczęli mówić magowie przekrzykując się nawzajem- Porozumiewały się warknięciami, szczęknięciami, ale działały jak sfora… Nie posługiwały psioniką czy magią. Pojedynczy osobnik nie jest zbyt groźny… Ale jest ich wiele…. To rój… Fala… Tysiące.
– Czy istnieją jakieś przesłanki do podejrzewania łańcucha dowodzenia? Czy większe osobniki rozkazywały mniejszym? Rozumiem że ciężko jest w trakcie walki zwracać uwagę na takie rzeczy... Ale postarajcie się sobie przypomnieć.
- Wydaje mi się, że w swych sugestiach… przeciągasz strunę. Zaczynasz naszym magom narzucać odpowiedzi.- stwierdziła ironicznym tonem Lanni.-Gdyby wśród tych kreatur rzeczywiście był łańcuch dowodzenia, to oni by nie stali przed nami odpowiadając na pytania.
Czarodzieje jednak nie zaprzeczyli przypuszczeniom Lesena, potwierdzając je ostrożnymi “może” i “chyba tak”.
– Być może trochę się zapędziłem. Moje przeprosiny Wielebna Opiekunko. – strażnik pochylił pokornie głowę. – I jest to dobre pytanie. Jak udało wam się uciec? – zwrócił się na powrót do czarodziei.
Opowieść ich była pełna fajwerwerków, eksplozji i dramatycznych wydarzeń, ale w skrócie to sprowadzało się do wspólnego magicznego wysiłku na odparcie wrogów i ratowaniem skóry kosztem orczch żołdaków.
– Fascynujące. - przytknął w zamyśleniu samiec, tylko jednym słuchając ewidentnie podkolorowanej historii. – Jestem ciekaw jakimi konkretnie zdolnościami dysponowały te stwory... Ale pewnie uporządkowanie tego wszystkiego trochę zajmie. – zerknął na Matkę Opiekunkę. Miał już kilka teorii które chciał zweryfikować... Ale wiązało się to z długą serią dość dogłębnych pytań, a nie był do końca pewien co konkretnie Sereska chciała wyciągnąć z tego spotkania.
- Fascynujące… ale co powinniśmy w związku z tym zrobić?- zapytała retorycznie Sereska zerkając na Alyquarrę. Drowka skinęła głową i rzekła gestem odsyłając magów z sali.-Ewentualna wyprawa wojenna mogłaby z pewnością osłabić Dom Vae. I to bez względu na jej wynik. Obecnie siły Domu dopiero są odbudowywane.
– Z drugiej strony... Czy możemy sobie pozwolić na to by po Podmroku szalała plaga robali mordująca wszystko co się rusza? Korytarze nigdy nie odżyją. - zripostował przyciszonym tonem Lesen. Te robale były problemem dla wszystkich... Ale dla Vae wyjątkowo. – I nie wiemy jeszcze co jest ich celem. Nawet jeżeli Erelhei-Cinlu nie jest zagrożone, to jeżeli rozprzestrzenią się po okolicznych tunelach ucierpi handel z Icehammer i Thay. Chyba nie tylko w naszym interesie jest powstrzymanie ich? – zapytał retorycznie.
- Mamy się poświęcić dla Erelhei-Cinlu? Teraz?- zapytała Lanni splatając palce razem.-Mamy upaść jak Despana? Może lepszym wyborem będzie… porzucenie Erelhei-Cinlu?
– Nikt nie sugeruje heroicznego poświęcenia się dla Erelhei-Cinlu... Ale czy nie uważasz że jest trochę za wcześnie na... „Taktyczny odwrót”, Wielebna Opiekunko? Jestem pewien że Rada Matron w swojej nieograniczonej mądrości podejmie właściwe kroki do powstrzymania tej zarazy. - zasugerował dyplomatycznie. Czasami żałował że nie należał do jakiegoś innego domu, którego pierwsza myślą na widok jakichkolwiek kłopotów nie było zwinięcie manatek i udanie się na ponowną tułaczkę po Podmroku…
-Rzecz w tym, że z poprzednich wojen wszystkie Domy wyszły okaleczone. Pomijając wściekłe macice z Tormtor… raczej nie widzę żadnych chętnych ku kolejnej wojennej wyprawie w głąb Labiryntu.-westchęła smętnie Sereska.
– Możemy zostawić problem w spokoju i poczekać aż urośnie do nieznośnych rozmiarów, a wtedy inne Domy nie będą miały w tej sprawie wyboru. Jestem pewien że taka strategia nie kopnie nas wszystkich w cztery litery. – zasugerował wesoło szermierz. – I czy nie jest to pierwszy kryzys z jakim spotka się miasto od kiedy Ythesha'na przejęła stery? Czy bardziej... Stanowcze rozwiązania nie będą jej kusiły? To dla niej dobra okazja by pokazać się jako silna przywódczyni, zwłaszcza po gorzkim rozejmie z Tormtor.
- Trudno powiedzieć co planuje Nietoperzyca… jej magowie pewnie złożyli podobny raport u stóp swej pani.- mruknęła pod nosem Sereska.-Wydaje się jednak, że problemy uderzają w miasto z różnych stron. A ona jest bardzo ostrożna z natury.
-Mogę spróbować pomówić z naszą Matką Opiekunką moja pani. Nie sądzę żeby była mi tak wroga jak magowie katedr.- zaproponowała Inynda znienacka.
– I robactwo blokuje odzyskanie Mythalu. To nie jest tak że nie ma w Shi'quos elementów którym zależy na szybkim rozwiązaniu tego problemu. – dodał Lesen – W każdym razie zgadzam się z Wielebną Opiekunką Lanni i Generał Alyquorra, działając na własną rękę tylko osłabimy Dom. Zwłaszcza że zdecydowanie powątpiewam by pojedyncza wyprawa do Miasta Illithidów zakończyła sprawę. Ten atak... Czy nie uważacie za dziwne, że te robale wyrżnęły nas oddział akurat kiedy mieliśmy ewakuować Mythal? Siedzieliśmy tam od miesięcy. Czy możemy ich obecność właśnie teraz zwalić na zbieg okoliczności? Jestem pewien ze sekcja wykaże więcej, ale coś czuje że te robale wcale nie są takie bezmyślne.
-To prawda.. najlepiej zacząć od badań. Wyprawa… może poczekać. Pośpiech mógłby się okazać równie groźny co zaniedbanie tej sprawy.- zadecydowała Sereska kończąc naradę.

***
Badania.

Z wielu magicznych przedmiotów jakie przywiózł z powierzchni, Księga Wiedzy Świata była chyba jego ulubionym.
Zawierała w sobie, tak jak mówiła nazwa, całą wiedzę świata.
A przynajmniej tak twierdził sklepikarz. Nie była to, oczywiście, prawda, księga która faktycznie coś takiego by w sobie zawierała nie kosztowałaby kilkanaście tysięcy tylko parę milionów. To co księga tak naprawdę robiła to odbijała wiedzę jej właściciela, wyciągała na powierzchnie to co sam wiedział, ale z czego mógł nie zdawać sobie sprawy. Pośpiesznie przeleciane notatki, zasłyszane plotki zbijające się w konkretny obraz...
Przynajmniej taka była teoria Lesena. Może było w niej coś więcej, trudno było powiedzieć.
Co mógł powiedzieć, to że użyteczność księgi rosła wraz z wiedzą właściciela. Dla czarodzieja byłaby nieodzowna w badaniach, łowca znalazłby w niej wiele o swojej zwierzynie, a dla druida byłaby istną kopalnią informacji o korzonkach.
Zaś dla drowa który przemierzył ćwierć kontynentu niewiele było rzeczy których by nie zawierała.


… No i dysponowała tym dodatkowym bonusem, że nie znajdowała się pod nadzorem kleru Lolth, dzięki czemu nie tylko zawierała bardziej... Liberalne teorie, ale też pozwalała je studiować w sekrecie.


I dobrze, bo naprawdę, naprawdę nie chciał by ktoś przyłapał go na analizowaniu teorii podboju Vhaerauna.


***
Straż Vae

Stukając rytmicznie palcami o stół, Lesen obrzucił zgromadzone drowy długim spojrzeniem.
Jak każdy drow który nie chciał uchodzić za tyrana, starał się żeby jego bliscy podkomendni byli, od czasu do czasu, uwzględniani w procesie decyzyjnym. I, ponieważ zdawał sobie sprawę z własnych braków intelektualnych, niezwykle nielicznych, aczkolwiek nie nieobecnych, to czasami też słuchał tego co mieli do powiedzenia.
Nie posuwałby się do twierdzenia że faktycznie mieli wpływ końcową decyzję, aczkolwiek wygospodarowywał dla nich dość czasu by móc się wiedzieć co myślą.
Przynajmniej dopóki raczyli się tym dzielić.

– Wiecie... – potarł się po podbródku w zamyśleniu, i rozsiadając się wygodniej zaczął opowiadać – Pamietam jak byłem młody, jakieś sto lat temu, miałem wtedy, żeby nie skłamać czterdzieści lat? W każdym razie, towarzyszyłem pewnej kapłance na zakupach, jako straż przyboczna, właśnie tutaj w Erelhei-Cinlu, i odwiedziliśmy pewien butik. Po jakiejś godzinie przymierzania butów, zasugerowałem by wzięła purpurowe, bo ładnie pasują do jej karnacji. Jej skóra była praktycznie zrobiona z obsydianu, więc ta konkretna para naprawdę świetnie na niej wyglądała, a gdybyśmy spędzieli tam jeszcze jedną godzinę to istniało ryzyko że zjadłbym własne. W każdym razie, mówię jej co ja o tym myślę, na co ona smaga mnie biczem po twarzy i mówi że jak będzie chciała znać moje zdanie to o nie poprosi. Prawie straciłem tego dnia oko. – podrapał się po zamkniętej powiece. – Co jest dość zabawne, biorąc pod uwagę moją aktualną sytuacje. W każdym razie, jak się zapewnie domyślacie lekcja jaka się za tym kryje to że należy mówić otwarcie kiedy padnie taka prośba, i wykazywać pewną powściągliwość w innych.
Postukał ponownie palcami, a zgromadzone drowy zawiązały bezgłośnie porozumienie by zignorować ewidentną rozbieżność między przypowieścią a puentą.
– Co sprowadza nas do naszej aktualnej sytuacji. – ciągnął dalej Lesen. – Wyjaśnijcie mi, proszę, dlaczego, kiedy zadaje pytanie „Jakie jest wasze zdanie na temat aktywniejszego ścigania morderców w Geccie rozkoszy”, to w odpowiedzi słyszę nie wasze refleksje, a swoje własne pochwały, tylko lekko sparafrazowane? - przestał stukać. - Czy cały mój sztab składa się z bezmyślnych potakiwaczy, którzy nie rozpoznaliby innowacyjnej myśli gdyby ta wlazła im do łóżka i zasugerowała trójkącik? Czy powinienem kazać was wszystkich ściąć, a wasze głowy zamontować na drewnianych kołkach tak by kiwały się z cichym grzechotaniem kiedy sobie tego życzę, bo aktualnie właśni taki pożytek z was kurwa mam?!
Odetchnął głęboko, uspokajając nerwy, i ruchem dłoni uciszył zgromadzanie nim ktokolwiek zebrał się na odwagę by się odezwać.
– Zamknąć się, mieliście okazję żeby się wypowiedzieć i zmarnowaliście ją. A teraz do rzeczy. Do kwesti otwarcia biura śledczego wrócimy po rozwiązaniu problemu Kosiarza. Do tego czasu niech ktoś należycie posegreguje badane sprawy i zacznie je udostępniać dla każdego zainteresowanego. Kto chce, może się ich podjąć, w swoim własnym, wolnym czasie. Wolnym czasie, jeżeli ktoś z tego powodu będzie zaniedbywał swoje obowiązki jako strażnik twierdzy to przysięgam, wypatroszę go osobiście. Wezmę pod uwagę kto się udzielał kiedy ten projekt wejdzie w życie . - raz jeszcze postukał palcami o blat. Jeszcze trochę i wejdzie mu to w nawyk. – Będzie to trampolina dla tych którzy chcą się wykazać. W końcu kto by nie chciał zająć waszego miejsca, zajadać się kandyzowanymi owocami i będąc kompletnie bezużytecznym. – spiorunował ich raz jeszcze spojrzeniem. – To spotkanie uznaje za skończone. Wykonać. I spierdalać mi z oczu.


***
Podarunek.


– Wspaniałe pochwalił krawca, przyglądając się ukończonej kreacji. – Niech twoi ludzie dostarczą to Mistrzyni Inyndzie, i proszę, niech dołączą wiadomość...

***

Inyndo.
Na następnym przyjęciu niech twój blask przyćmi wszystkie inne czarodziejki w Erelhei-Cinlu. Ta suknia to moja własna kreacja, specjalnie dla ciebie. Mam nadzieje że ci się spodoba.
Zawsze o tobie myślący



***
Zdrajcy

Lesen, z pewnym zażenowaniem, musiał przyznać sam przed sobą że kwestia przecieku w jego szeregach stawała się dość nieznośna.
I w pewnym stopniu kusiło go żeby zaprosić do siebie wszystkich swoich zaufanych podopiecznych, postawić im za plecami pluton z kuszami, rozebrać ze wszystkich magicznych przedmiotów, delikatnie wytłumaczyć że za chwile na każdego z nich zostanie rzucony Dotyk Mówienia Prawdy, któremu, jeżeli wiedzą co dla nich dobre, się poddadzą, po czym wszyscy odpowiedzą na serię pytań odnoszących się tylko, i wyłącznie, do sprawy Kosiarza. Nie pytałby ich o żadne sprawy osobiste, i ich własne intrygi nie byłyby źródłem przesłuchań, w końcu od zawsze w pełni popierał wszelkie kreatywne próby obalenia go. Wytłumaczyłby że Kosiarz stał się problem nie tylko jego, ale i domu, i współpraca z nim byłaby zdradą najwyższego stopnia na którą po prostu nie mógł pozwolić, więc zdrajcy zostałaby podarowany bełt między oczy, po dłużej sesji na sali tortur.
Ale jako Kapitan Straży musiał ustanawiać pewien standard, i nie wypadało mu uciekać się do takich zagrań.
Niestety, teraz kiedy Loscivi zdecydowała się przyczaić w podziemiach, jego możliwość badania rzeczonego przecieku była poważnie ograniczona.
Okoliczności nie były sprzyjające.
Dlatego...

– Posłuchaj. - złożył ręce w piramidkę, nachylając się nad stołem. W Gabinecie był tylko on, i Irin. – Podejrzewam że mamy przeciek. Ktoś sprzedaje kosiarzowi informacje. Pracujesz ze mną od lat, i polegam na twoich umiejętnościach. Przyjrzyj się co robi K'yorl. Jeżeli odkryjesz coś podejrzanego, zgłaszasz się z tym bezpośredni do mnie, zrozumiano? Nie rozmawiasz na ten temat z nikim innym, nie chcę go spłoszyć...
...
… K'yorl, jesteś na stanowisku porucznika od lat, nie myśl że nie doceniam twojego wytrwania. Chce żebyś się przyjrzał co robi Irin...

… Mastrin, jesteś nowy, więc wiem że nie jesteś aż tak wplątany w intrygi domu jak niektórzy. Tarkaha awansowałem na porucznika niedługo po tobie, jego przeszłość nie jest bez skaz...

… Mastrin może i był cennym nabytkiem od Despana, ale mam wątpliwości co do tego gdzie leży jego prawdziwa lojalność. Twój dorobek był imponujący Tarkah, wierze że nie zawiedziesz mnie w tej sprawie...


… Dlatego okoliczności trzeba było zmienić. Podkręcić atmosferę, wybić ich z rytmu, sprawić że zdrajca zacznie popełniać błędy. Nie było to optymalne rozwiązanie, ale nie miał czasu by czekać na bardziej sprzyjające warunki.
Była oczywiście szansa że wybuchnie mu to w twarz, gdyby, oh, powiedzmy, porozmawiali ze sobą szczerze i otwarcie.
' Ha. '


***
Sekretarka




– Jestem zaszczycona Kapitanie. Oczywiście że przyjmuje twoją propozycję. – drowka wyprężyła się do pionu i zasalutowała energicznie, uśmiechając od ucha do ucha. Nic dziwnego, nie co dzień kapral straży była awansowana do roli adiutantki kapitana.
– Cieszę się Shyntae. – Lesen posłał jej szelmowski uśmiech. – Mam nadzieje że nasza współpraca okaże się... Owocna.
Niestety rejterada Nolem postawiła go w bardzo problematycznej sytuacji. Potrzebował asystentki, a z Loscivi wśród żywych nie był pewien komu może ufać. Praktycznie każdy bliski współpracownik mógł donosić jego wrogom. Nie mógł ufać swoim ludziom... Ale nie mógł też okazać braku zaufania do nich. Mógł siać paranoje wśród swoich poruczników, było to wręcz od niego oczekiwane, ale nie wśród szeregowych strażników.
Dlatego też potrzebował awansować kogoś kto wiedział że jest czysty, omijając najbardziej prawdopodobnych kandydatów.
A naprawdę, jeżeli od niedawna wolny kapitan mianuje atrakcyjną drowkę na swoją prywatną... „Asystentkę”... To kto będzie szukał wytłumaczenia innego niż oczywiste? Oh, parę osób będzie pomrukiwało z niezadowoleniem, ale nie było to nic czym należałoby się przejmować. Wszyscy wiedzieli że drowy takie jak Shyntae gwałtownie wzbijały się ku niebu... I najczęściej nie potrafiły latać o własnych skrzydłach.
W jej obronie musiał przyznać że był pod pewnym wrażeniem. Mimo niskiego stopnia drowka była całkiem bystra, przyjemna dla oka i miło się z nią rozmawiało. Z tym że... Brakowało jej ambicji. Niechętnie knowała przeciwko swoim przełożonym, za to interesowała się trochę magią, trochę hazardem, trochę powierzchnią, trochę podmrokiem... Dyletantka czystej wody. Lesen potrafił docenić otwarty umysł, ale taki brak ukierunkowania był kulą u nogi, i Shantae była tego chodzącym dowodem.
Ale do Vae wstąpiła długo po śmierci Loscivi, a kler Lolth był zbyt nieelastyczny jak na jej standardy, i miała dość rozumu by nie zadawać się z przedstawicielami innych bóstw, i tak stąpała po cienkim lodzie. Mógł jej ufać, póki co.

– Czy jest... Coś jeszcze co chciałeś mi powiedzieć, kapitanie? - zalotny ton wyrwał go z zamyślenia. Shyntae, wciąż stała wyprostowana, dumnie wypinając dorodny biust i przyglądając mu się zwysłowo przymkniętymi oczami.
– Ależ moja urocza asystentko, skąd wiedziałaś? – Lesen odsłonił zęby w drapieżnym uśmiechu. – Zaczynasz natychmiast! - dodał wesoło i rzucił jej dwa zwoje. – Ten po lewej zawiera mój grafik na najblizszy tydzień, zapoznaj się z nim czym prędzej. Zauważysz że niektóre godziny są obramowane, to mój prywatny czas, nie można go przenosić i w jego trakcie z nikim się nie spotykam. Ten po prawej to list do Urluma, przewodniczącego Katedry Psioniki z Shi'quos. Dostarcz go czym prędzej, chce się z nim spotkać za trzy dni, jak już przyjdą wstępne wyniki sekcji potworów. Jeżeli Shi'quos będą mieli coś wcześniej to niech da znać, im szybciej sprawe załatwimy tym lepiej. - drowka wpatrywała się w niego kompletnie nierozumiejąc. – No i co tak stoisz? Do roboty! - samiec zbeształ ją z przyjaznym uśmiechem na twarzy, skinając w stronę drzwi.

Jakby mógł zniżyć się do przelecenia kogoś takiego jak Shyntae.
 
__________________
"I may not have gone where I intended to go, but I think I have ended up where I needed to be."

Ostatnio edytowane przez Aisu : 08-04-2015 o 21:16.
Aisu jest offline