Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2015, 17:10   #8
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Kap. Kap. Kap.

Odgłos kropli spadających na beton w odstępach 5 sekund doprowadzał go do szaleństwa. Jeszcze trochę i włożyłby palcy w uszy tak głęboko, że przebiłby pewnie bębenki słuchowe. Był przekonany, że to kolejna tortura wymyślona przez te parszywe irackie psy. Chcieli go złamać, chcieli żeby zdradził swoich braci, ale gówno im powie. Miał swój honor, chętnie umrze za swój kraj jeśli sprawa tego wymaga.

Kap. Kap. Kap.

Kurwa. Próbowali bicia, podtapiania, głodzenia, wyrywania paznokci i zębów a ma pokonać go to małe kurewstwo? Diabeł tkwi w szczegółach, tak mawiał jego ojciec. Przynajmniej w jednym miał...

Zerwał się z pryczy jak oparzony kiedy klawisz przejechał pałką po metalowych kratach. Oprócz niego za kratami stał jeszcze nadwyraz poważny mężczyzna w białej koszuli, czarnych okularach i garniturze.

Powrót do rzeczywistości. Znów był w starych dobrych Stanach Taaaak Bardzo Zjednoczonych Cudownej Ameryki. Senne wspomnienia chowały się na powrót w labiryncie jego schorowanej głowy. Patriotyzm... Bóg.. Honor.. Ojczyzna.. Te słowa na powrót stały się gorzkimi pigułkami do przełknięcia. Chwilowo jednak nie miał czasu się nad tym rozwodzić.

- Obudziłem cię słoneczko? Jak mi przykro. Zbieraj się... Wychodzisz – powiedział niechętnie z paskudnym grymasem na twarzy strażnik. Big Mackowi jak Black ochrzcił w myślach zastępcę szefa strażników o znacznej nadwadze, mogło się to nie podobać, ale najwidoczniej ludzie odpowiedzialni za decyzję o jego nagłym „ułaskawieniu” byli o kilka lub kilkanaście pozycji wyżej w łańcuchu pokarmowym.

-Będę mógł się chociaż ogolić? - zapytał z nadzieją.

Mężczyzna w garniturze wzruszył tylko ramionami co mogło znaczyć, że jest gotów pójść na małe ustępstwa o ile Black nie będzie robił żadnych problemów. Biorąc pod uwagę fakt, że zaraz po wyjściu z celi założono mu specjalne kajdanki, które nie dawały żadnej swobody w używaniu rąk ułaskawienie wyglądało bardziej na przeprowadzkę do innej celi. I tak mogłoby rzeczywiście być gdyby nie facet w czerni, który wyglądał jak podręcznikowy agent rządowy. Zresztą który z tych tajniaków tak nie wyglądał? Zresztą to nie był jego pierwszy raz.

-Twój kraj znów cię potrzebuje synu.

Tajniak powiedział to z pełną powagą, kładąc akcent na ostatnie słowo tak jakby to był pobór do wojska. Słyszał już kiedyś podobne slogany. Gapił się przez chwilę w jego szare, puste oczy nawet na moment nie mrugając. W końcu Black przybrał minę niechcianego szczeniaczka i drżącym głosem wypowiedział jedno słowo.

-Tata?

Mężczyzna spojrzał na niego szczerze zaskoczony po czym pokręcił ze zrezygnowaniem głową i popchnął Black w stronę wyjścia na dobre porzucając ojcowski ton.

---


Skiros. Jeszcze wczoraj nie miał pojęcia o istnieniu takiego miejsca. Mały kawałek raju w kraju ogarniętym chaosem. Przynajmniej z tego co słyszał grekom nie wiodło się ostatnio zbyt dobrze, ale co on tam wiedział. Większość Amerykanów obchodził głównie ich własny kraj i on mógłby zaliczać się do tej grupy gdyby nie fakt, że chwilowo nie obchodziło go nic.

Przez pół godziny po prostu stał na balkonie swojego pokoju na najwyższym piętrze hotelu w którym zgodnie z instrukcjami się zameldował. Przypatrywał się turystom, którzy pewnie liczyli na ciut lepszą pogodę, kwiaciarce na ulicy która z naturalnym wdziękiem skupiała na sobie spojrzenia przechodniów, kłótni taksówkarza z wypisującym mu mandat parkingowym Ważył w lewej dłoni ciężar szklanki z whiskey. Rozkoszował się jej aromatem bardziej niż smakiem. Upił tylko mały łyk by poczuć jak ten palący płyn rozlewa mu się po żołądku. Przypominając, że pod tą skorupą wciąż jest człowiekiem z krwi i kości. Wiatr od strony morza smagał mu twarz z niesłabnącym uporem. Black nic sobie nie robił z jego wysiłków. Oddychał. Pierwszy raz od dawna oddychał.

---

Wszedł dziarsko do kawiarni z twarzą, która nie wyrażała żadnych emocji. Ubiór biznesmena, któremu się powodzi był okej pozwalał mu się wtopić w tłum, ale czuł się trochę jak wąż w nieswojej skórze. Prywatny odrzutowiec, najlepszy hotel, garnitur od Armaniego? Agencja nie oszczędzała. Usiadł przy stoliku i spojrzał na smartphona. Był grubo przed czasem umówionego spotkania. Zresztą tak jak zaplanował. Mógł spokojnie przygotować się na odprawę i sprawdzić teren. Na pierwszy rzut oka nie dostrzegł nic podejrzanego. Kawiarnia była raczej ekskluzywna i chwilowo nie pękała w szwach łagodnie mówiąc. To ułatwiało sprawę, znalazł stolik w rogu i usiadł na krzesło z białym obiciem. Nie lubił spotykać się tak na widoku, zbyt dużo czynników których nie sposób było wziąć pod uwagę, zbyt wiele miejsca by założyć podsłuch, ale to nie on rozdawał karty, więc nie miał wyjścia. Z nesesera wyjął książkę będącą sygnałem dla pozostałych. Jeszcze raz dyskretnie zerknął na fotografie przedstawiające pozostałych członków zespołu upewniając się, że jest pierwszy. Po czym podniósł dłoń zwracając uwagę kelnera, który kilka mgnień oka później już był przy jego stoliku rzuciwszy na przywitanie coś po grecku. Black uznał, że było to najprawdopodobniej standardowe dzień dobry i czym mogę służyć.

-One coffe please.. Make it black - powiedział z nadzieją w głosie, że kelner zrozumie i w istocie pokiwał głową i zaraz oddalił się by zrealizować zamówienie.

Black wstał od stolika zostawiając Iliadę na widoku i z neseserem w ręku skierował swoje kroki do toalety.

Upewniwszy się, że jest sam otworzył neseser. I wyjął z niego czarną maskę z biała namalowaną na niej trupią czaszką i wywierconymi dziurami na oczy. Wyjął ją ostrożnie drżącymi dłońmi i przypatrywał się jej przez moment. Kropelki potu pojawiły się na jego czole a wargi lekko drgnęły w krótkim spazmie podniecenia. Co było pierwszą oznaką emocji od bardzo dawna. Założył ją sobie na twarz. Zaczekał aż jego oddech stanie się spokojniejszy. Wyprostował się, spojrzał w lustro. Całość robiła lekko upiorne wrażenie, ale z tego co słyszał ekscentryków nie brakowało w lokalnym folklorze. Poprawił krawat i wyszedł z toalety z zamiarem wrócenia do stolika.

Kawa już na niego czekała. O dziwo brakowało książki, którą spostrzegł w rękach mężczyzny którego kojarzył z jednego ze zdjęć. W kawiarni znajdywała się także jedna z kobiet. Oboje byli odpicowani tak samo jak on.

Mógł mu to puścić płazem... Ale to co zrobił było po prostu głupie, naraził całą operację, przecież książka miała być sygnałem rozpoznawczym a on ją po prostu wziął i zmienił stolik. Skąd oni biorą tych ludzi?
Teraz każdy mógłby przyjść udawać jednego z nich. Westchnął starając się zachować kontrolę. W sumie to maska była rzeczą jeszcze bardziej charakterystyczną niż Illiada.
Nagle usłyszał jak ktoś za jego plecami przeprasza go z wyraźnym greckim akcentem. Odsunął się na bok i zauważył kelnera, który teraz szedł z kawą do stolika nowego kompana Blacka. Bez chwili namysłu szturchnął go nogą tak, że wpadł na jedno z krzeseł. Zobaczył z satysfakcją, że traci on równowagę a taca z kawą leci wprost na mężczyznę o sporej posturze czytającego Iliadę.

-Ups...
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day
traveller jest offline