- Ja też wracam. Nic tu po mnie, do negocjacji nie zostałem stworzony - Ron zaśmiał się odrobinę sztucznie. - Wiadomość mogę twojemu znajomkowi wysłać, jak boisz się stąd - wzruszył ramionami, ostatnie słowa kierując do Manueli.
- Raczej nie dostaniesz tej połowy jak zostaniesz na wyspie - Alker odpowiedział na inną poruszoną przez nią kwestię. - Jak dobrze zrozumiałem przekaz, pozostanie ci tylko zaliczka. Juanowi zresztą także. Najwyraźniej pan Alberto chciałby się upewnić, że nikt nie wtrąci się do tej sprawy i nie popsuje tego, w jaki sposób pragnie tę delikatną sytuację rozwiązać.
Detektyw nie brzmiał ani na zawiedzionego, ani na szczęśliwego. Jego ton utrzymywał się w tonacji neutralnej.
- W takim razie my będziemy się zbierać - powiedział do pozostającej na Ralasco dwójce. - Musimy dotrzeć do mniej zaludnionej części wyspy, skąd nas zabiorą. Trzymajcie się. I pewnie nie posłuchacie, ale unikajcie rozlewu krwi tak długo, jak będzie to możliwe.
Tak jak oni jego, on ich nie zamierzał nawracać na cokolwiek. Uścisnęli sobie ręce i czwórka najemników udała się ponownie bardziej w stronę miasta, pewnie do autobusu lub załatwić sobie inny transport.
Juan i Manuela natomiast pozostali sami.
I teraz mieli zupełnie wolną rękę do planowania dalszych kroków.