Wątek: Brudy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2015, 20:04   #27
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Joanna drgnęła, przestraszona bardziej nagłym pojawieniem się mężczyzny niż jego słowami, które przepłynęły gładko obok niej, nie zahaczając o mózg.
- Znikaj facet - mruknęła. - Dziecka nigdy nie było, Hani... Już nie ma. Nic tu po tobie.
- Wiem - pokiwał głową. - Ale to jeszcze nie koniec. Możemy przejść w jakieś inne miejsce, gdzie można normalnie pogadać? - zaproponował rozglądając się. - Swobodnie.
Wzruszyła ramionami.
- Dla mnie koniec. - spojrzała na niego uważnie studiując przystojną twarz. Uśmiechnęła się, jakby nagle wpadła na jakiś pomysł: - Ale mogę Ci podać numer do znajomego policjanta, on chętnie pogada, Teraz przepraszam, czekam na kogoś. - wstała i przesiadała się kilka krzesełek dalej.
- Marek Kamiński, tak wiem, nieźle sobie radzi, choć jest jeszcze daleko - pokiwał głową przypatrując się jej. - Ale on ci nie pomoże przeżyć. Dla niego to śledztwo, kolejne i to tak męczące jak jeszcze żadne inne. Dla mnie i dla ciebie chodzi tu o życie.
Zawahała się. Nie spodziewała się, że będzie znał nazwisko policjanta.
- Nie.. nie sądzę żebyś mógł cokolwiek zrobić. Hani i tak nikt życia nie wróci. A skoro mogłeś - dlaczego pozwoliłeś żeby się to stało? - spojrzała na niego wrogo.
- Nie wiedziałem, że… eh - przejechał ręką po włosach rozglądając się nerwowo. - Dopiero wróciłem i zacząłem wszystko układać do kupy. Nie myślałem, że aż tak im zależy na Hani. Tym… ludziom jej ojca. Nie postrzegałem ich jako zagrożenie dla niej. Gdybym wiedział, trzymałbym się bliżej niej, nawet wbrew jej woli.
- Chrzanienie. Próbowałeś nas zastraszyć w knajpie, teraz udajesz przyjaciela. Po co?
- Nie udaje przyjaciela, przynajmniej nie jej. Musiałem trzymać się blisko niej, ale i na dystans. Jej ojciec… dał mi dość sprzeczne przesłanki zanim odszedł. Ludzie po tych plastrach… - pokręcił głową. - Nie wiem kiedy mówił za siebie, a kiedy byle co. Wiem, że zawaliłem z Hanią, ale to kolejny powód żeby się odgryźć.
Plastry, szajki, ojciec Hani , który nagle jest w komitywie z kochankiem córki.. wszystko brzmiało jak scenariusz marnego filmu. Ale Joanna widziała plastry i zmianę , która zaszła w przyjaciółce. Wiedziała, że ojca tamtej zamordowano. To wszystko wydawało się nie mieć sensu, ale gdzieś on jednak musiał być. „Dał mi dość sprzeczne przesłanki zanim odszedł“. Czy właśnie przyznał się do zabójstwa? Zbladła, ale nie znalazła odwagi, żeby zapytać.
Dzisiejszy dzień był jednak długi, a wczorajszy jeszcze dłuższy. Nie miała już siły na gierki i zagadki. Czy nie mógł mówić normalne, wprost jak Tymon?
Podniosła się, aby spojrzeć na mężczyznę z góry.
- Czego chcesz? - zapytała.
Uśmiechnął się życzliwie spoglądając z dołu.
- Troszkę pomocy. Wydaje się, że jedyne osoby, które pozostały wierne dla ojca Hani to dwa tępe dresy i jedna ciota. Nie bardzo mam z czym pracować. Oczywiście wiem, że prosiłbym o wiele, ale jeśli sama… - w końcu jednak zebrał się by wstać i zmienić perspektywę - zemsta nie okaże się dla ciebie wystarczająco, to jestem pewien, że znajdzie się w tym sporo pieniędzy. No i na dłuższą metę wyjdzie bardziej bezpiecznie, jeśli pomożesz mi, po części pomóc sobie.
- Ojcu Hani. Wierne komu? czemu? ojcu - poprawiła go odruchowo. - Nie wierzę, że zemsta może przynieść coś dobrego. I nie potrzebuję pieniędzy. A Kamiński zapewniał, że nic mi nie grozi. - zamilkła na moment, myśląc intensywnie. W końcu dodała;: - Ale lubię wiedzieć. Rozumieć. Powiedz mi, co wiesz, a ja zdecyduję czy chcę ci pomagać.
Mrugnął poprawiony na polu językowym w podzięce i wysłuchał dziewczyny uważnie, zaciskając wargi gdy skończyła.
- Hani też mówił, że jest bezpieczna… ja wolę stawiać sprawę jasno - obejrzał się raz jeszcze, przejeżdżając wzrokiem po jasnym i bez oświetlenia korytarzu. - Może nie tutaj. Chociaż z kliniki czy co to tam jest wyjdźmy. Dziwacznie tutaj.
Pokręciła głową. Kłamał, na pewno kłamał, co do Wymiętego i Hani...
- Nigdzie nie idę, czekam na kogoś.
- Na Tymona? – przerwał jej, przymykając jedno oko. - Uhm… naczekasz się na marne. Byłem najpierw w waszym mieszkaniu, to znaczy zadzwoniłem nie włamywałem się, żeby nie było - poprawił się szybko. - Raczej nie jest teraz w stanie przyjechać. W ogóle wątpię by pamiętał, że coś ci obiecał. Co powiesz na taksówkę, ty podasz adres, ja zapłacę?
Rysy jej stężały.
- Kłamiesz, nie było go w domu. - rzuciła, a potem wyciągnęła komórkę i stuknęła w zdjęcie Tymka.
- Zakładam, że go podrzucili zaraz po tym jak wyszłaś - mruknął wsłuchując się w miarowy sygnał dzwoniącej komórki. - Ledwo doczłapał do drzwi. Te plastry… nie wiem czy to różne rodzaje, czy po prostu inaczej na ludzi działają, ale nikt nie przeżywa więcej niż kilkunastu dawek. Póki co - wzruszył ramionami, gdy włączyła się automatyczna sekretarka. - Nie poznał mnie oczywiście.
Na jej twarzy pojawił się strach. Rozłączyła się, chciała wsunąć telefon do kieszeni, ręką się jej trzęsła, nie trafiła, komórka spadła na podłogę. Podniosła ją i zacisnęła w dłoni.
- Jeśli mu coś zrobiłeś... - spojrzała na niego z wściekłością, starając się opanować . - Spokojnie, Tymek nic nie bierze, facet cie wkręca - próbowała przekonać samą siebie, ale pamiętała, co było z Hanią.. zanim. Znów wybrała numer, tym razem korporacji.
- Taksówkę na Wiolinową 20 poproszę. Jak najszybciej. Dziękuję.
Nie oglądając się na Dawida zbiegła schodami na dół, przed wejście do budynku.

Dołączył do niej powoli, stając obok i wbijając ręce w kieszenie luźnej, czarnej harringtonki z czerwoną podszewką. Taksówka miała być za pięć minut. Ulicą przejeżdżała sporo samochodów, piesi też uczęszczali w pobliskim ruchu drogowym, ogółem była teoretycznie bezpieczna.
- Oczywiście, że nic mu nie zrobiłem. Problem w tym, że większość osób poddana działaniu tego gówna, nie jest świadoma swego stanu. Zresztą efektów ubocznych jest znacznie więcej - westchnął ciężko spoglądając w głąb ulicy. - A ci którzy pamiętają, że biorą i tak mówią, że warto. Przede wszystkim, to oni wybierają sobie klientów, a nie na odwrót. Jestem całkiem pewien, że twój narzeczony nawet nie wie, że to brał, podobnie jak było z Hanią i Adamem. To co, będę mógł się zabrać? - spytał patrząc na nią uważnie. - Taksówki są tu strasznie drogie, a akurat mam gotówkę.
Upał nieco zelżał, zapadał powoli letni wieczór. Joanna rozglądała się nerwowo, wypatrując taksówki. Spojrzała, ze złością, na mężczyznę. Jeśli to, co mówił, było prawdą..
- Po co? Po co wybierają klientów? to bez sensu..- potrzasnęła głową. - Zresztą to nieważne. Wiadomo, jak odtruć człowieka?.
- Nie jestem chemikiem - wzruszył ramionami. - Samym specyfikiem bardzo się nie zajmuję, bardziej nimi, ludźmi, którzy tym handlują. No i tymi co przejęli interes po ojcu Hani. To oni ją… no - pokiwał głową widząc podjeżdżającą taksówkę i pomachał jej ręką by się zatrzymała. - Ci ludzie od plastrów… nie sądzę by chodziło im o pieniądze. Ostatecznie klienci im nie płacą, chyba, że ich potajemnie okradają. Naprawdę wielu rzeczy jeszcze nie wiem - powiedział otwierając jej drzwi i czekając na pozwolenie by też wsiąść.
Pokręciła głową.
- Musze sprawdzić, co z Tymonem. Na pewno masz mój telefon - powiedziała, wsiadając do taksówki.
Uśmiechnął się w ten sam diaboliczny sposób co przy pierwszym spotkaniu i mrugnął konspiracyjnie.
- Na pewno. Jutro w takim razie - powiedział zamykając za nią drzwi.


Taksówkarz był na tyle miły by nie zagadywać ładnej klientki, ale też nie odmówił sobie wzięcia paru niepotrzebnych skrętów by nabić dodatkowe złotówki na liczniku, na wypadek gdyby nie dostał napiwku. Najważniejsze, że wykonał swoją robotę i zawiózł Asię pod dom, gdzie policzył sobie niezłą kwotę.
Furtka była lekko uchylona, drzwi niezamknięte na klucz. W praktycznie samym progu, leżały pogniecione ubrania Tymona, te które miał na sobie gdy wychodził i parę kurtek wyrzuconych z bocznej szafy przy wejściu. Telewizor w salonie był włączony i dość głośno transmitował mecz angielskiej piłki nożnej. W kuchni garnek z czterema jajkami był bliski eksplozji, po tym jak cała woda wyparowała. Generalnie coś było nie tak.
Rozejrzała się niepewnie, targana niepokojem. Normalnie nie weszła by sama w takiej sytuacji, ale teraz obawa o Tymona była silniejsza. Wyłączyła palnik i odsunęła garnek. Mieli rację w sklepie, uchwyty nie nagrzewały się.
- Tymek? - zawołała, ale głos z trudem przebijał się przez ściśnięte gardło. Odchrząknęła. - Tymek!
Jedyne co jej odpowiedziało, to euforyczny okrzyk angielskiego komentatora z telewizora. Na piętrze wydawało się być spokojnie i niepokojąco ciemno.
Po pobieżnym obejrzeniu parteru weszła na schody prowadzące do części prywatnej domu, znajdującej się na piętrze. Zapaliła wszystkie światła i skierowała się do sypialni.
Widok Tymona mógł być jeszcze cięższy do zniesienia niż trzymanie umierającej Hani w rękach. Żył co prawda, ale wyglądał jak żywy trup mimo, że ledwie parę godzin, jeszcze trzymał ją w ramionach i był pełen życia. Teraz zdawało się, że miał w sobie tyle energii, że eksplodowała w nim pozostawiając marny wrak.
Z jakiegoś powodu ubrany w obrzygany garnitur Tymon siedział rozwalony na fotelu przed biurkiem, obrócony w stronę drzwi. Jego źrenice, czerwone i rozszerzone do granic możliwości, skierowane były tępo przed siebie, puste i nie reagujące na nagłe, ostre światło. Włosy miał tłuste od potu, czoło błyszczało się, całe mokre, oddychał nierówno, raz robiąc parę wdechów na sekundę, by potem nie pobierać powietrza przez kilkanaście sekund. Co parę chwil całe jego cało drgało ostro, prawie podrzucając go do góry i zrzucając z krzesła. Chyba nie był świadom obecności Joanny.



Na biurku za nim, leżała tacka z górką białego proszku, który walał się też na podłodze i jakimś cudem znalazł się pod nosem i wokół ust Tymona.
- Boże, Tymek, co ty narobiłeś… - Joanna podbiegła do chłopaka i złapała jego twarz w dłonie. - Patrz na mnie! Tymon! - nie reagował, wydawał się nie mieć świadomości, co się wokół niego dzieje.
Nie miała wiele czasu, jej chłopak był w głębokim wstrząsie.
Joanna należała do osób, które w sytuacjach kryzysowych nie wpadają w panikę. Przeciwnie - jej ruchy zwalniały, nabierając precyzji. Myślała jasno, decyzje podejmowała błyskawicznie. Dopóki widziała sens swoich działań, wykonywała je, sprawnie i efektywnie. Szok przychodził potem, kiedy spadała adrenalina.
Wyjęła komórkę i wybrała numer ojca. Odebrał. Zwykle odbierał, kiedy dzwoniła.
- Tato… Tato, słuchaj. Potrzebuje twojej pomocy. Tymon jest zatruty, dopalacze, narkotyki nie wiem, wymiotuje, bez kontaktu, drgawki, zaburzenia oddechu, gorączka.
Słuchała kilkanaście sekund, ojciec mówił coś o przedawkowaniu amfetaminy, albo heroiny, albo, że przynajmniej symptomy pasują. Kazał jej pilnować bicia serca, w razie czego podtrzymywać jego pracę. Powiedział, że już jedzie i dzwoni po karetkę.
- Tak, Konstancin, Akacjowa 17. Czekam, dobrze. Dziękuję, tato.

Schowała telefon, zbadała puls chłopaka - oczywiście szalał. Zarzuciła sobie jedno jego ramię na szyję, przytrzymała, a potem zsunęła jego ciało na podłogę. Ułożyła w pozycji bocznej ustalonej, oczyściła wnętrze jamy ustnej z wymiocin. To powinno usprawnić oddychanie. Przyniosła mokry ręcznik i położyła mu na głowie i karku, żeby obniżyć temperaturę.
A potem pomyślała o czymś jeszcze.
Ktoś zadbał o scenografię. Przygotował tackę (nie mieli takiej w domu, była tego pewna), biały proszek. Ale Tymon nic nie brał. I jeżeli narkotyk dostały się do jego organizmu, to na pewno nie przez nos.
Wyjęła z biurka nożyczki i zaczęła przecinać ubranie na ciele chłopaka. Ciągle wstrząsały nim drgawki, musiała pilnować, żeby go nie zranić przypadkiem. Rozcięła marynarkę, potem koszule, spodnie, zdjęła mu buty, skarpetki. Jeśli miał gdzieś przyklejony ten cholerny plaster to musi go znaleźć i usunąć!
Co prawda nie miał go, ale przyglądając się bliżej, dostrzegła na jego ręce jasny, okrągły, mały punkcik, gdzie skóra była bledsza. Na jego opalonej, hebanowej cerze było to widać szczególnie mocno, choć takie same odbarwienie na ciele kogoś innego, mogło ujść niezauważone. Rozmiarem pasował do plastrów, które Joanna widziała w torbie Hani.
W końcu usłyszała sygnał karetki, już prawie tu byli.

Oczywiście właśnie wtedy spostrzegła, że Tymon przestał oddychać. Zaczęła go reanimować, poczuła na ustach słono-gorzki smak po wymiocinach i drobinkach tego czegoś czym go nafaszerowano, które mocniej przylepiły się do niego. Wpychała w niego powietrze i uciskała klatkę czekając na pomoc. Wydawało się, że syrena wcale się nie przybliża, albo że robi to w śmiesznie ślimaczym tempie, ale w końcu się udało, dotarli. Weszli do domu przez otwartą furtkę i drzwi, z torbami, noszami i sprzętem medycznym, odsuwając Joannę, klękając przy Tymonie i zadając jej pytania, na które odpowiadała mechanicznie.
Wynieśli go na zewnątrz, ojciec właśnie podjechał i wysiadł nie gasząc silnika. Razem z Asią odprowadził ratowników i Tymona wzrokiem do karetki, jeden z nich powiedział do jakiego szpitala go zabierają i ruszyli pędem by wskrzesić zmarłego.

Ojciec skinął na Joannę, dając jej znak by wsiadała i powstrzymał się od razu.
- Szlag, czekaj, zamknij drzwi i wsiadaj. Masz wszystko przy sobie? Dokumenty, komórkę? - spytał by wymusić nieco trzeźwego myślenia w takiej sytuacji. Gdy już jechali, nie omieszkał spytać.
- Co tam się, kurwa, stało?
Siedziała obok ojca, ale nie patrzyła na niego. Powoli zaciskała i otwierała dłonie, żeby opanować ich drżenie. Kiedy się w końcu odezwała, głos miała zadziwiająco spokojny.
- Ktoś to wszystko zaaranżował, tato. Nafaszerował go tym świństwem. Tymek nic nie bierze, a jeśli nawet bym przegapiła - byliśmy umówieni, miał mnie zabrać od terapeutki , nie napruł by się przed spotkaniem… Nawet jeśli jest uzależniony, to nie jest ten etap, że nie można poczekać dwie godziny! - głos zaczął jej drżeć. - Poszła bym przecież spać i by mógł.. A to wszystko sypialni było takie .. teatralne. - opanowała się. - To ma związek z Hanią, jej ojcem.. Hanka przespała się z chłopakiem i była pewna, że jest w ciąży, podobno robiła milion testów.. ale na usg nic nie było. Nic nie było. Ona.. była inna, rozmijała się z rzeczywistością. przysięgała, że nic nie bierze. Widziałam u niej plastry, policjant o nich wie, takie plastry jak opatrunkowe, malutkie.. wystarczy nakleić i człowiek wariuje. Zrobiłam zdjęcie. Pokażę ci - zaczęła wyciągać komórkę, ale dłonie za bardzo się jej trzęsły. W końcu się poddała. - Tymek miał po tym ślad na ręce. Prawej. Dawid mówił, że oni przyklejają je komu chcą. Sami decydują. To nie ma sensu, ale tak mówił.
Oparła głowę o szybę w drzwiach i zamknęła oczy.
- Jedziemy do szpitala, prawda? Do Tymka? Chcę go zobaczyć.
Tato słuchał uważnie, mrużąc oczy przy paru okazjach. Może i Tymka nafaszerowali, ale ojcowska opiekuńczość i tak mówiła mu, że musi chronić córcię przed głupim bachorem. Jednak miał też w sobie sporo zimnej krwi i spróbował najpierw przyjąć wersję Joanny. Szczególnie, że miała dla niego jakiś tam niepokojący sens. Chociaż wolał nie wierzyć w swoje własne przypuszczenia.
- Kim jest Dawid? - spytał wiedząc, że o coś musi spytać, bo jeśli tak po prostu przyjmie jej wersję… jeśli się wygada będzie jej lepiej.
- Chłopak Hanki. Dawid Bluecamp, chyba. Od tego dziecka, co go nie było. Podobno wciągnął ja w jakieś szemrane towarzystwo.. - oderwała głowę od szyby i spojrzała na ojca. - Czekał na mnie. Powiedział, że Tymon nie przyjedzie, że jest nieprzytomny... - oczy się jej rozszerzyła, w końcu zrozumiała - Myślę, że on mu to zrobił. I on podrzucił plastry Hance. Znał nazwisko policjanta... Kiedy będziemy w szpitalu?
Ojciec zatrzymał samochód na światłach i zwiesił głowę smutno.
- Blondyn, młody, przystojny, zbudowany jak żołnierz? Wygląda trochę jak diabeł? - spytał cicho.
- Jak diabeł bym nie powiedziała, ale reszta.. Znasz go?
Przyłożył lewą dłoń do ust.
- On tego nie zrobił… chyba, chyba będziemy musieli potem porozmawiać. Muszę pomyśleć.
- Tato.. - Joanna poczuła, że brakuje jej tchu, jak kiedyś w liceum, gdy kopnięta nieszczęśliwie przez kolegę piłka uderzyła ją w brzuch. - Tato... Te plastry.. Znasz.. Brałeś to?
- Co? Nie, nie wiem o jakie plastry ci chodzi - pokręcił głową mrużąc oczy. Widać, że ciężko było mu o tym mówić. - Chodzi o ojca Hani… kiedyś tam się poznaliśmy, jak byłyście dosyć małe. Zaczął prowadzić pewien biznes i… zaproponował mi tam mój udział. No i… no i - westchnął ciężko kręcąc głową. - Chyba bo jakimś czasie zamienił tę swoją, powiedzmy, że firmę, w mafię. David był tam kimś na kształt jego ochroniarza. Były wojskowy czy coś, nie mam pojęcia skąd go wytrzasnął. Wiem tylko, że był dla niego wierny jak pies, a Jacek jeśli miał coś na uwadze, to było to dobro jego rodziny. Wiele dla niej przeszedł, naprawdę - wcale mu nie ulżyło, gdy wyrzucił z siebie to wszystko, chociaż pewnie dlatego, że wyraźnie nie była to całość.
Pokręciła tylko głową. Mafia? Takie rzeczy się nie dzieją, nie w domach jej koleżanek ze szkoły, w każdym razie.
- Masz złe wiadomości, tato. Ten Dawid to bandyta, próbował zastraszać Tymka, spotkaliśmy się wcześniej, a teraz on ledwie żyje… Ojciec Hani nie żyje, ona też, a z tego co słyszałam.. nie wiem.. ale policjant dziwnie mówił.. nie wiem co z jej bratem. Bandyta, udawał tylko lojalność. jak ty byś się czuł, gdybyś ty miał ochroniarza, a on by ze mną sypiał, no jak?! - zaczęła sie nakręcać, nie potrafiła juz dłużej tłumić emocji. - Wykorzystał Hankę, przeleciał ją, pewnie po to, żeby móc kontrolować jej ojca, wciągnął ją w swoje brudne sprawki, a teraz ona nie żyje! Nawet mu brew nie drgnęła, jak mu powiedziałam! I pozwolił, żeby to zrobili Tymkowi! - krzyczała coraz głośniej. - Pewnie sam kazał, zabił wszystkich z rodziny pana Jacka i przejął interes. Tam jakieś straszne pieniądze były w spadku. Jedźmy w końcu, ile można stać! Chcę już być w tym cholernym szpitalu i czegoś się dowiedzieć!
Prowadził w ciszy przez moment zbierając myśli.
- Może coś w tym jest, ale z tego co mi wiadomo to nie on przejął schedę po Jacku, tylko taki… rusek jakiś. Głęboko w tym nie siedziałem, ale Jacek często mówił, że ten… Vladimir bodajże, czy Victor, różnie go nazywał, ma zbyt duże ambicje. Słyszałem że… że polują teraz na Davida bo obarczają go zabiciem Jacka, chyba nawet używają podobnych argumentów co ty, chodzi mi o Hanię, ale on po prostu nie miałby w tym interesu. Tak mi się wydaje - westchnął ciężko. - Tak czy siak zerwałem z nimi kontakty, powiedziałem im, że się wycofuję, zaraz po tym jak przyjechałem do ciebie gdy Hania… - zbliżali się do szpitala.
Piłka ponownie uderzyła ją w brzuch, tyle, ze że zdwojoną siłą. Przykuliła się na fotelu, krew odeszła jej z twarzy.
- Wycofujesz się? - wyszeptała. W głowie jej huczało. To już koniec, zabiją jego, matkę, ja też.. Cały jej świat runął, przyszłość nagle przestała istnieć. Jak mógł im to zrobić?! - Nie można wycofać się z mafii.. Tato, musimy uciekać.
- Eh, nie rozumiesz - próbował sie wytłumaczyć. - To jest taka organizacja. Ci wszyscy mięśniacy i żołnierzy przyszli później, gdy normalna mafia warszawska zaczęła się interesować interesem Jacka. Zajmują się głównie… rozrywką. Różnego rodzaju. Nie byłem zresztą połączony z nikim więcej niż Jackiem i jeszcze jedną dziewczyną, naszą łączniczką. Po jego śmierci tylko ona o mnie wie.
- A wy co robiliście? Też odziedziczę miliony? - próbowała zastąpić przerażenie sarkazmem.
Tatuś zaśmiał się cicho, krótko i wcale niewesoło.
- Różni ludzie, mieli różny wkład w to wszystko. Ja nie musiałem w zasadzie robić nic złego. Przysięga. Później jeśli będziesz bardzo chciała to ci powiem - zatrzymali się na szpitalnym parkingu. - Na razie mamy chyba co innego na głowie.
Tu się z nim zgadzała, w pełni. Tymek był teraz najważniejszy. Wysiadła z samochodu i poszła w stronę budynku szpitala.



Stosunkowo szybko skierowano ich do prawie pustej poczekalni, która niestety była poczekalnią na OIOM-ie. Czekali w zniecierpliwieniu z dobre dziesięć minut, ale pierwszy nie przyszedł żaden lekarz czy nawet pielęgniarka, ale dwójka policjantów w mundurze i jeden po cywilu, w garniturze, ale z wywieszoną odznaką.
- Pani Joanna Drawska? Damian Nawrocki - powiedział odpowiadając sam sobie. - Wydział do walki z Przestępczością Narkotykową. Mogę zadać parę pytań? - spytał znowu znając odpowiedź, ale z grzeczności dał jej chwilę by coś powiedzieć.
Pokiwała głową. Co za różnica, czy siedzi tu milcząc, czy rozmawiając z policjantem.
- Czekam na informacje o moim narzeczonym - wyjaśniła.
- Hmh.. - pokiwał głową poruszając brwiami. - Parę mam takich. Muszę panią poinformować, że mamy gotowy nakaz przeszukania, wolelibyśmy jednak zrobić to rano, więc bylibyśmy wdzięczni, za nieprzeszkadzanie w tej procedurze. Tak czy siak - przestąpił z nogi na nogę, wypuszczając ciężko powietrze. Trzeba przyznać, że w porównaniu z Kamińskich wyglądał znacznie bardziej… profesjonalnie. Z wyglądu normalny gość, ot po prostu dobrze ubrany. Nie jakiś przystojny, ale i nie brzydki, nieźle zbudowany, krótko ostrzyżony. Miał jednak w oczach przeświadczenie o swojej wysokiej pozycji i dużej dozie pewności siebie.
- Z tego co póki co się dowiedziałem, jakieś dwie minuty temu, nastąpiło przedawkowanie amfetaminy, dość mocne, mimo, że pani narzeczony wyraźnie miał wcześniej do czynienia z tym narkotykiem. Jednak nie wyrobił sobie aż takiej odporności. Czy myśli pani, że zbadanie pani będzie koniecznie? - spytał przyglądając się jej uważnie.
-Nie, to nie tak.. - Nie wiedziała, od czego ma zacząć, za dużo się wydarzyło ostatnio, zbieranie myśli przychodziło jej z trudem. Odsunęła na bok obawę o Tymka, wykrwawiającą się Hanię i spróbowała się skoncentrować. - Nic nie brałam... Pewnie te wszystkie narzeczone, co Pan poznał, zaprzeczają, prawda? I nic nie wiem, żeby Tymek brał. - potarła skroń, zmęczonym, zrezygnowałem ruchem. - Ale.. potrafię myśleć. I znam fakty. Wie pan, w jakiej grupie jest najwyższe spożycie amfetaminy? Wcale nie studenci, nie pracownicy korporacji. Młodzież z subkultury jeżdżącej na snowboardach. I deskorolkowcy. Wszystkie sporty ekstremalne. Tymon jeździ agresywnie na rolkach, zawodowo.
Milczała przez chwilę.
- Ja nic nie zauważyłam, ale fakty i toksykologia dowodzą czegoś innego. Ważne jest to, że przedawkował. - zogniskowała spojrzenie na mężczyźnie i powiedziała z naciskiem: - Nie zrobił tego sam, ktoś go zatruł. Wczoraj... byłam świadkiem tragicznej śmierci mojej przyjaciółki. Dlatego... W każdym razie... Miał po mnie przyjechać. Może i brał, ale to nie był ten etap, że człowiek nie może odroczyć kolejnej działki o dwie godziny.
Wyjęła komórkę i otworzyła galerię. Pokazała policjantowi.
- Znalazłam to u mojej przyjaciółki. Nie wiedziała, że je ma. Tymek ma po tym ślad na prawej dłoni. Proszę porozmawiać z Panem Markiem Kamińskim, nie pamiętam stopnia.. Ja jestem zmęczona.
- Z Mareczkiem? - uniósł brew uśmiechając się wesoło. Oddał dziewczynie telefon bez większego przejęcia. - Nie ma pani zielonego pojęcia, skąd pani narzeczony mógł wejść w posiadanie tych substancji? - kontynuował swoje przesłuchanie, ku rosnącej, ale wciąż jeszcze skrywanej frustracji ojca. Wolał nie pogarszać sytuacji z psami.
- Myslę, że David Bluecamp mógł mieć z tym coś wspólnego.- odpowiedziała.- On widział się ze mną dziś, zanim pojechałam do domu i wiedział, że Tymek nie przyjedzie. Wiedział, że będzie naćpany. To były chłopak mojej przyjaciółki, Hani. A kiedy dziś po południu czekałam na taksówkę, Tymka wtedy nie było, ktoś się kręcił pod furtką. Zrobiłam mu zdjęcie.
- Okej, okej… bardzo ładne śledztwo jakieś pani prowadzi, ale mnie interesują tylko konkrety - wyciągnął za pazuchy notatnik i długopis, mimo iż pewnie miał smartfona, jak większość normalnych ludzi. - Jakieś dokładne dane tego Davida i dlaczego niby on?
- Chyba wy prowadzicie śledztwo, prawda? Nie wiem.. Hania ma go wbitego w komórkę. Dziś przyjechał do mnie i powiedział, że nie mam co czekać na Tymka, bo nie przyjedzie. Taksówkarz go widział. I Hania, i Tymon.. ale.. - poczuła, ze nie nadąża za własnymi myślami. - Próbował nas straszyć..ale to było wcześniej. Wczoraj. Lub przedwczoraj. - Spojrzała na ojca. - Przedwczoraj? Tato, przyniesiesz mi jakąś kawę? I dlaczego nic nie mówią co z Tymkiem?
Ojciec pokiwał głową i skierował się do ustawionego w głębi poczekalni automatu.
- Zaraz ktoś się zjawi, jestem pewien - pokiwał głową. - Chciałbym po prostu doprecyzować, że prowadzę śledztwo związane z nową, bardzo czystą amfetaminą, którą ktoś skutecznie rozprowadza po mieście, skoro pani uważa, że to co pani powiedziała ma z tym jakiś związek - schował notatnik zawiedziony. - Skontaktuję się z Mareczkiem. Ci dwaj panowie zostaną tutaj by nadzorować pani narzeczonego, jeśli… - pokręcił głową opanowując się. - Gdy już będzie… no. Na razie to wszystko, o nic nie będę panią oskarżać, czy już przesłuchiwać. W razie czegoś, mój numer - dodał podając wizytówkę, dwójka mundurowych usiadła gdzieś dalej w poczekalni i wyciągnęła komórki.
- Oskarżać? - spojrzała na policjanta, zdezorientowana. - Chyba trzeba szukać tych, co mu to zrobili, prawda?
- Możliwe, że inaczej rozumiemy pojęcie winy w tej sprawie, ale ogółem tak, będziemy “ich” szukać - pokiwał głową.
- To dobrze - upiła łyk kawy, była paskudna, żołądek zaprotestował gwałtownie. Odstawiła kubeczek na podłogę. - Dziękuję tato. Mówili coś? Może pójdziemy zapytać?
- Mówili, że jest w ciężkim stanie - policjant wzruszył ramionami i skinął głową. - Zostawię państwa samych. W razie czego pozostaniemy w kontakcie - powiedział kierując się do wyjścia z poczekalni.

Siedzieli w milczeniu. Dziesięć minut później wszedł lekarz, rozpinając pognieciony fartuch. Odszukał wzrokiem Joannę i podszedł wycierając rękawem pot z czoła.
- Pani jest od tego co przedawkował? - spytał dość chłodno.
- Tymon Potocki - potwierdziła, wstając.
- Nom chyba tak. Już dziesiąty w tym tygodniu po amfetaminie - pokręcił głową wzdychając zdenerwowany. - Serce mu praktycznie wybuchło. Duża dawka doustna i dożylnia, nie wiem jak po jednej dał radę sobie strzelić drugą, ale i tak długo wytrzymał. W recepcji będzie pani musiała podpisać parę dokumentów - podrapał się po głowie, myśląc, czy o czymś nie zapomniał. - Jeśli policja już z panią rozmawiała to wszystko będzie.
Skierował się w stronę dwójki policjantów chcąc im powiedzieć, że jednak mają wolny wieczór.
- A i ten… przykro mi - rzucił jeszcze doktor przypominając sobie.
- Asiu… - mruknął cicho ojciec, kładąc jej delikatnie rękę na ramieniu.
- Tak… - potwierdziła mechanicznie. - Tak. Panie doktorze! - podeszła do lekarza, chwyciła go za rękaw. - Czy mogę go już zobaczyć?
- Co? Hm? - mruknął odwracając się. - Nie, nie - pokręcił głową przepraszająco. - W przypadku przedawkowania najpierw trafia do kostnicy by policja miała dostęp na parę dni. Od nich, albo od tego jak natarczywy jest pani prawnik zależy, kiedy ciało trafi do zakładu pogrzebowego jaki tam pani se wybierze. A teraz przepraszam, ale mam nocny dyżur, muszę wracać do pracy - wskazał delikatnie ręką na drzwi z napisem “tylko dla personelu”.
- Jakie ciało? - zadała głośno pytanie, które tłukło się jej w głowie. Dopiero kiedy sama siebie usłyszała, zrozumiała, co się stało. Świadomość broniła się jeszcze chwilę przed przyjęciem prawdy, ale w końcu przegrała. Świat zawirował, ciało dziewczyny najpierw gwałtownie zesztywniało, aby po chwili opaść bezwładnie, kiedy w końcu mózg litościwie się wyłączył.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 08-04-2015 o 21:31. Powód: fotki
kanna jest offline