Wątek: Narrenturm
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2015, 12:28   #37
Dziadek Zielarz
 
Dziadek Zielarz's Avatar
 
Reputacja: 1 Dziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemu
Dni mijały jeden za drugim, przynosząc pokrzepienie dla ciała, oraz nowe dziwy znajdowane w obozowisku. Raz jeden gdy topornik przechadzał się po okalającym jar zagajniku natknął się na porzuconą księgę, która ku jego zdumieniu mozolnie pełzła przed siebie kłapiąc okładką, niby pokraczny stwór. Nikomu nie przyznał się do swego odkrycia obawiając się, że niechybnie wzięto by go za wariata.

Z jego uchem było lepiej. Piszczenie i podejrzane szumy wkrótce ustąpiły, a przyszyta małżowina zaczęła na powrót pełnić swoją rolę. Doprawdy dziwował się Niedźwiedź nad postępami w jego leczeniu, dając głowę, że gdyby za parę groszy miał ofiarować się w ręce wędrownego felczera pewnikiem i dwa tygodnie nie wystarczyłyby, żeby poczuł się choć w połowie tak dobrze.

Wracał do zdrowia za sprawą umiejętności Klary i medycyny oferowanej przez wiedźmy. Młoda Selena szybko skumała się z medyczką i odtąd co rusz widziano je razem jak szeptały nad woreczkiem pełnym ziół, albo wymieniały uwagi oglądając jedną z podejrzanych książek. Klara robiła przy tym miny zupełnie jakby ktoś ofiarowywał jej worek złota co było już zupełnie dziwne.

Z obozowej sielanki obfitującej w proste prace przy podtrzymywaniu ognia, oraz reperowaniu broni i ekwipunku wciąż wyrywała go sprawa przepowiedni. W nocy nawiedzały go sny, w których młoda czarownica przychodziła do niego by go posiąść, a następnie uwięzić i obciąć mu głowę. Przed śmiercią tańczył jeszcze na rozżarzonych węglach patrząc na jej ponętnie wijące się ciało, które w koszmarach zdawało się być uplecione z węży gotowych go ukąsić. Kiedy indziej wędrował poprzez korytarze pełne zakapturzonych postaci ścigając rudowłosą Jelenę, ale ta umykała mu pospiesznie gubiąc się co rusz, a długie rękawy plątały członki kozaka zawracając w niechciane odnogi szalonego pomieszczenia wprost w objęcia lisiej dziewczyny. Siłował się z nią próbując przedrzeć przez zasłonę czarnego całunu, ale im bardziej próbował tym ciaśniej splatał się z delikatnym ciałem pachnącym ziołami. Nad wszystkim górowały jarzące się niby dwa słońca oczy rudej czarownicy, śledzące każdy jego krok.

Po wybudzeniu Kislevita miał wrażenie, że jest zupełnie sam, jakby w nocy wydarto go z tego świata i ciśnięto na tułaczkę po dziwnych planach tego miejsca. Szybko jednak nadchodziła codzienność wymazując złe wspomnienia nocnych podróży, a gospodynie tego miejsca znowu zdawały się zupełnie zwyczajnymi kobietami. Pomijając fakt, że parały się magią, oczywiście.


~***~


Wkrótce kozak powziął decyzję. Nie rozmyślał już, nie uciekał, podszedł do sprawy tak jak to było wedle tradycji jego ludu. Twarzą w twarz. Cokolwiek miało się stać, był na to gotów.

Jaromir stanął przed wiedźmami i czekał aż te zwrócą na niego swoją uwagę. Kiedy spojrzenia rudej czarownicy i Kislevity się zrównały Gniewisz wciągnął powietrze jak przed skokiem do głębokiej wody i rzekł:

- Gotowym. - a na znak swej gotowości uderzył pięścią w wypiętą pierś. - Zbyt długo cel mój mi umyka. Chcę poznać prawdę.

Rudowłosa wrzucała do kociołka zioła i mieszała w nim. Wieszczyć miała zaś ta młoda dzierlatka o twarzy lisicy i oczach płonących od gorączki. W kilka chwil po wypiciu odwaru jej oczy zmętniały, sucha skóra na policzkach ściągnęła się, dolna warga odsłoniła zęby.

- Nadejdzie wędrowiec - wieszczka kilka razy odetchnęła głośno. - Nadejdzie Viator, Wędrowiec, od słonecznej strony. Zamiana się staje. Od nas ktoś odchodzi, do nas Wędrowiec przychodzi. Mówi Wędrowiec: ego sum qui sum. Nie pytaj Wędrowca o imię, ono jest tajemnicze. Bo cóż jest, kto to zgadnie: z tego, który pożera, wyszło to, co się spożywa, a z mocnego wyszła słodycz. Martwy lew, pszczoły i miód. Bratanka twa woła - Jaromira zelektryzował cichy głos medium. - Bratanka twa woła: Idź i przyjdź. Idź, skacząc po górach. Nie zwlekaj. Zgromadzeni, uwięzieni w lochu, zamknięci w więzieniu. Amulet… I szczur… Amulet i szczur. Słońce, wąż i ryba. Odemkną się, uchylą wrota chaosu, wonczas runie wieża, zawali się, trafiona piorunem. W proch rozsypie się Narrenturm, błazna pod gruzami pogrzebie.

Kozak usilnie próbował zrozumieć treść przepowiedni, lecz na próżno, głos wieszczki wił się i skręcał nie dając się ogarnąć prostemu umysłowi, więc Gniewisz przyłożył najwięcej uwagi by choć spamiętać co zostało powiedziane.

- Adsumus, adsumus, adsumus! - Krzyknęła nagle dziewczyna, wyprężając się silnie, a Niedźwiedziowi włos zjeżył się na głowie. - Jesteśmy! Strzała za dnia lecąca, sagitta volante in die, strzeż się jej, strzeż! Strzeż się strachu nocnego, strzeż się istoty, która idzie w mroku, strzeż się demona co niszczy w południe! I co woła: Adsumus! Strzeż się pomurnika! Bój się ptaków nocnych, bój cichych nietoperzy! A ludzie palić się będą, płonąć w ognistym biegu. Omyłkowo. - Oczy dziewczyny zamknęły się, głowa opadła bezwładnie. Rudowłosa podtrzymała ją, położyła delikatnie.

- Nie zatrzymuję cię - powiedziała po chwili. - Pójdziecie jarem, skręcając tylko w lewo, zawsze w lewo. Będzie bukowy las, potem polana. Tam już odszukacie właściwa drogę.

Więcej słów nie padło i zaległa dziwna cisza mącona jedynie płytkim, rwanym oddechem Seleny, jakby ta właśnie przebiegła całą staję.

- Mówicie zagadkami, wiedzące, objaśnijcie mi co zostało powiedziane. - Niedźwiedź patrzył na twarze skąpane w blasku płomieni szukając odpowiedzi. - Gdzie szukać mej krewniaczki? Kim jest Wędrowiec, kim Pomurnik straszliwy? Czym Narrenturm?

- Skoro uważasz, że wróżba jest nie jasna, nie musisz płacić wcześniej ustalonej ceny. Jednak gdy pojmiesz znaczenie słów, wtenczas zapłacisz. Ja tłumaczyć tego nie mogę, nie śmiem nawet. Te słowa skierowane były do ciebie i to jak je zinterpretujesz jest twoim zadaniem. - Ruda wiedźma przemówiła tonem oficjalnym.

- Kiedy pojmę znaczenie tych słów… - Kislevita spojrzał z zaciętym wyrazem twarzy na lisią dziewczynę. Czuł się skołowany, w głowie huczało mu od natłoku nowych informacji. W piersi wzbierało palące uczucie odpowiedzialności, jakby to co usłyszał nakładało na niego jakiś przedziwny obowiązek. - Dobrze więc, kiedy zrozumiem wrócę tu.


~***~


Kozak zasiadł na swym stanowisku przy ogniu i zrazu roztarł zmarznięte ręce. Słońce chyliło się już ku zachodowi i tylko nieliczne promienie wciąż przeświecały przez konary drzew pogrążając polankę w półmroku. Od lasu ciągnął ziąb zaiste jak na tę porę roku nietypowy, toteż Jaromirowi nie spieszno było opuszczać ciepłe miejsce przy palenisku. Uszykował sobie nawet kosz, do którego przed spaniem planował wsadzić gorące węgle i umieścić przed wejściem do swego szałasu, by w nocy buchało z niego przyjemne ciepło.

Na ogniu piekła się sarna, albo inny leśny zwierz, sprawnie opatrzony przez Helvgrima. Sam krasnolud siedział jak zwykle on, posępny kręcąc od czasu do czasu rożnem by kolacja zanadto się nie przypaliła. Przez pierwsze dni okazji do rozmowy nie było, bo albo Jaromir słabował na zdrowiu i od towarzystwa innego niż Klary się odganiał, albo Wolfgrimm majaczyć zaczynał co zupełnie pochłaniało uwagę brodacza. Teraz kozakowi było już znośnie, a piwowar spał w najlepsze, więc i okazja się nadarzała wyśmienita by o dalszej podróży porozmawiać.

- Helvie, gdzie teraz? - zaczął Gniewisz podnosząc nieco głos, by zwrócić na siebie uwagę. - Przeca obozować do następnej pełni nie będziemy, a dobrze byłoby na następny etap podróży dobrze się przygotować. Rzeknij też co więcej o skarbie i jego przeznaczeniu, skorośmy już się zgodzili na odpowiednie podziały.

Hlevgrim łypnął spode łba na Jaromira, zamruczał pod nosem coś w swym języku. Pogmerał palcem w nosie, to co wydobył obejrzał krytycznie. Dopiero wtedy odpowiedział. - Ruszamy na stare cmentarzysko, które zostało splądrowane przez maruderów wojny z Archaonem, którzy wcześniej stoczyli walkę z ożywieńcami. Na cmentarzysku znajduje się khazadzka krypta, która jest już zbezczeszczona. Wiem to, że rabusie nie splądrowali podziemnych krypt. Sam cmentarz jest stary, bardzo stary, głównym celem tej wyprawy jest odzyskać starożytne bronie i pancerze wykute przez mych przodków. Złoto i srebro to tylko przystawka. Zamyślam, coby od wiedźm kupić jak najwięcej leków, złotem się nie wyleczymy, a te ich maści mogą się przydać, poza tym drugiej takiej okazji może nie być.

- Hmm… Nie nawykłem do rabowania grobów, choćby i najzacniejszych. Co to za przodkowie? - Jaromir kaszlnął od dymu. - I jaki mamy gwarant, że tam wciąż nie obozują sługusy mrocznych potęg?

Helvgrim wyszczerzył zębiska w uśmiechu. - Gwarant? A jaki gwarant mamy, że elf nie oszaleje i nas nie pozarzyna śpiących, jaki gwarant mamy na to, że jutro wzejdzie słonko? Jeśli tyczy się zaś grobów, spoczywają tam moi przodkowie i mam pełne prawo odebrać to co do mnie należy. - Po chwili milczenia Helvgrim dodał. - Poza tym lepiej aby tak cenna broń trafiła w nasze ręce niźli chaosu.

- Nie moja to rzecz osądzać wasze zwyczaje. My naszych zmarłych palimy razem z rynsztunkiem i wszystkim co tamten miał przy sobie, a o czym przed śmiercią nie rozporządził, albo zwyczaj nie traktuje. Skoro honor nakazuje Ci grób przenieść w bezpieczniejsze miejsce, tedy niech tak będzie. Mnie honor nakazuje dotrzymać danego słowa, więc pierwej zmilczę niż potępię Twój uczynek. - kozak opadł na posłanie i zamknął na moment oczy zmożony nagłym bólem. - Gdzie to cmentarzysko leży?

Helvgrim bił się z myślami, bo wiedział, że Jaromir ma wiele w tym co mówi racji, jednak Helvgrim od lat był hieną cmentarną i dawno już zmienił zapatrywania w tej materii. Teraz siedział w milczeniu i rozmyślał słowa, które padły. Jednak chęć zdobycia reszty pasa, część pasująca do starożytnej runicznej klamry, to przeważyło. Świadomość Helvgrima, że w grobowcu może znajdować się coś więcej, podsycała chęć sięgnięcia po skarb. - Cmentarzysko powinno być nie dalej niż dwa dni drogi, choć szczerze powiedziawszy to nie mam pojęcia jak się wydostać z obozu wiedźm. Ale jak tylko stąd wyjdziemy odszukam wskazówki i dotrzemy niebawem na miejsce.

Gniewisz zasępił się wpatrując w ogień. Gęste krople tłuszczu spływały z pieczeni skwiercząc głośno gdy lizały je płomienie. Jakoś nie miał ochoty zwierzać się Helvgrimowi z tego co usłyszał w przepowiedni, z drugiej strony krasnolud sam mógł się domyślić, że jego rozmowy z wiedźmami nie były bezowocne.

- Znam wyjście z jaru. Zdradziły mi je. - rzekł w końcu ostrożnie dobierając słowa, po czym skinął głową w stronę namiotów zajmowanych przez czarownice. - Nie wiem czy mówiły prawdę, nie widzę jednak powodu by miały kłamać.

Helvgrim splunął siarczyście, z tobołka wydobył butlę khazadzkiego spirytusu. - Z wiedźmami gadałeś? Masz jaja, jaja i to ze stali. Napijmy się wiec. - Upił tęgi łyk, następnie podał butlę kozakowi. - I opowiadaj czegoś się od nich wywiedział. Skoro powiedziały gdzie jest wyjście to chyba nas nie zeżrą. Cały ten czas, nie ukrywam, siedziałem jak na szpilkach. Magikom nigdy nie ufałem.

- Mamy iść jarem w lewo, zawsze w lewo, potem będzie bukowy las i polana, a dalej znajdziemy już drogę. - wyrecytował kozak wciąż brzmiące mu w uszach słowa. Przyjął butelkę od Helvgrima, nalał nieco do kubka, ale ledwo umoczył uta zawartością. Czuł się zagubiony bardziej niż było to zanim poważył się prosić wiedźmy o pomoc, a alkohol z całą pewnością nie byłby najlepszym doradcą w rozwikływaniu zagadek. Siorbnął po raz drugi przekazując butlę właścicielowi.

- Poza tym wiele mówiły o czyhających zagrożeniach, o pędzącej za dnia strzale, oraz rycerzu wołającym “Adsumus”, którego zwą Pomurnikiem, o mrocznych wrotach, Narrenturmie i wędrowcu, który nadchodzi. Tajemnice… - Jaromir skrzywił się jakby pod złym spojrzeniem czegoś nieobecnego wpatrując w ogień.

Krasnolud swoim zwyczajem pokiwał głową i zamilkł rozmyślając nad nowinami.
- A co robimy z naszym ostrouchem? Ponoć jakiś chaotyczny artefakt przy sobie nosi, psi huj jeden.

- No tak, elf, zupełnie o nim zapomniałem. - Kislevita ocknął się i wyprostował pospiesznie. Odszukał wzrokiem stojącego w oddaleniu Elastira, który błąkał się osowiały i nieskory do towarzystwa. - Na pewno nie można sprawy puścić samopas, bo jeszcze wyjdzie z tego jakaś bieda. Z mrocznymi potęgami nie ma żartów, nie... Trzeba by wziąć go na spytki. Może czarownice coś poradzą?

- Może poradzą, a może nie. Uważam, że to sprawa nasza, a nie jakiś tam czarownic i sami powinniśmy decydować co z tym dalej zrobić. Jak opuścimy to miejsce trza nam będzie siąść i pogadać. I wszyscy ustalimy co robimy z tym fantem dalej. - Helvgrim pociągnął kolejny łyk.

- I co nowego wtedy nam przyjdzie do głowy? Bardziej skłonny będziesz uciąć mu łeb, albo zaciągnąć do klasztoru sigmarytów? - nic a nic nie podobały się te pomysły Gniewiszowi, ale trzeba było brać je pod uwagę. - Teraz siedzimy i gadamy, teraz ustalmy co zacz z Elastirem. Od sprawy aż cuchnie czarną magią, a w tej dziedzinie mam nikłe rozeznanie, więc lepiej wywiedzieć się czym może grozić dalsze przebywanie z przeklętym przedmiotem, albo jak temu zaradzić.

Helvgrim milczał jakiś czas, intensywnie marszczył czoło, aż w końcu przytaknął Jaromirowi. - To co w takim razie? Trza nam iść do wiedźm i się dowiedzieć co z elfem. Może on sam coś wie na temat. I rację masz Jaromirze, ja najchętniej bym utrupił chaośnika i było by po sprawie. Jednak twoje rozwiązanie może być lepsze, może jest jakiś sposób. Może Klausa poślemy? Kuma się i tak z wiedźmami. Swoją drogą to dziwne imię jak na babę, Klaus. - Khazad zaczął rechotać pod nosem.

- Klara. Dziewczyna zwie się Klara. - rzekł kozak z powagą, bądź co bądź winien był tej pannie życie. - I jak na babę całkiem jest zaradna. Cóż, mnie do ścinania głowy elfa nie śpieszno. Najlepiej zrobimy chyba, jak się rozmówimy we wspólnym gronie, miast za plecami kłaść czyjąś głowę pod topór.

-Umarłego byście zbudzili tym dywagowaniem panowie… - jak widać elfickie uszy łowcy były naprawdę czułe. Ton wyraźnie wskazywał, że młodzieniec nie jest w nastroju, ale chyba wszyscy byli świadomi że nie da się dłużej trzymać tego w tajemnicy. Jaromir najwidoczniej miał takie samo zdanie bo chwilę później Elastir mało nie ogłuchł.

Kozak nabrał powietrza w płuca i tak jak pozwalał mu na to jego obecny stan zakrzyknął na obozujących, by Ci zebrali się przy ogniu. Pieczeń miała już wyraźnie dosyć, co zaraz przyuważył Helvgrim i począł wielkim nożem obrzynać porcje parującego mięsa i składać na półmisku. Ostatni raz gdy razem coś radzili był chyba podczas postoju w karczmie, a i wtedy każdy próbował zachowywać wszystko dla siebie. Teraz nadszedł czas by zadać dręczące pytania.
 
Dziadek Zielarz jest offline