Wolf zaklnął szpetnie pod nosem. Spodziewał się podjazdów ze strony zielonych, ale miał jednak nadzieję, że nie będą musieli sobie z nimi radzić przy spływie rzeką. Zamek był bezpieczny i człowiek mógł się w nim rozleniwić. Jednak ludzie tacy jak Wolf nigdy nie zapominali jak wygląda życie na trakcie. Mogło to kosztować życie, jak przyszło zapłacić biednemu flisakowi. Problem transportu jednak mogli załatwić później.
- Rychtować strzały i bełty - rzucił do towarzyszy. - Ci co nie mają, łapać za tarcze.
Odtroczył od plecaka tarczę i sunął ją po pokładzie w stronę Hansa. Odtroczył także kuszę. Wciąż leżąc naciągnął cięciwę i ułożył bełt na łożysku.
- Na mój znak salwa w las. Wolfgrimm łapiesz za drąg i odpychasz. Tarczownicy cię osłaniają.
Rycerz zdawał sobie sprawę, że krasnoluda jako niższego łatwiej będzie osłonić kilkoma tarczami, które mieli, a i khazad do słabowitych nie należał.
- Po salwie nie sterczeć, tylko za burtę i przeładować. Płyniemy dalej i po mili dobijamy do brzegu, by stawić im czoła.
Nie znali tej rzeki, a pod ostrzałem zielonych nie było mowy o ostrożnym pokonywaniu trasy. Byle kamień wystający z dna mógł ich zmusić do opuszczenia pokładu w trybie natychmiastowym. Wolał zmierzyć się z podjazdem na suchym lądzie, zdając się na własne umiejętności niźli na łut szczęścia. |