Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2015, 16:20   #25
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Quina

Quina została przykuta magicznym łańcuchem do jednej z bali w kajucie galeonu wojskowego membrańczyków. W zamian za to, miała wolne ręce, przez co mogła spokojnie poruszać się po swoim dość pustym, ale wygodnym pokoju i samodzielnie spożywać posiłki. Ani broni, ani mówiącej głowy nie zostawiono jej do towarzystwa. Przynajmniej miała swoje, już suche ubrania z powrotem. Musiała też przyznać, że statki Membrańczyków były technologicznie znacznie bardziej zaawansowane od Ferramenckich. Może kwestia wkładu Sidhe w ich produkcję? Cóż, aż tak kosmiczne nie były.
Dzień, siedziała w świętym spokoju czy może raczej agonicznej ciszy. Sama, bez wiedzy o niczym, poza pojedynczym, okrągłym oknem wielkości dłoni, przez którego szybę mogła oglądać zamieszanie w porcie gdy uzupełniano zapasy.
Mogła się co najwyżej posilić na kilka westchnień. Wtem, drugiego dnia o porze porannej, zamiast milczącego, przypadkowego membrańczyka z miską, do kajuty weszła konkretna i dość istotna dla membrańczyków osoba.
Daemonius, znienawidzony pierwszy generał Membry, który już zdążył podstawić nogę jednemu (teraz ex) ferramenckiemu gwardziście.
Wszedł on jak zwykle, w długim płaszczu i żelaznej masce na twarzy. W ręku miał tależ, na którym znajdowało się teoretycznie bardziej znośne jedzenie od papki którą dostawała wczoraj. Ładnie ugotowane ryby i ryż.
Mężczyzna postawił strawę na małym stoliku, oddając posiłek Quinie.
-Chciałbym z tobą porozmawiać. - oznajmił. - I prosiłbym abyś była szczera. Chciałbym wiedzieć, co się tutaj dzieje. - wyjaśnił. - Najpierw nasza Sidhe każe wygnać portalem Sycheę, a potem pojmać nieznaną i nieznaczną ferramentkę, która na pewno niesie z sobą mniejszą wartość, a w każdym wypadku nie większą. - spokojnym, miarowym krokiem zaczął krążyć po ciasnej kajucie. - Cóż, po twoim ubiorze, a przede wszystkim niezwykle niepopularnym w Ferramentii kroju ostrza śmiem twierdzić, że jesteś przynajmniej artystką, asasynem, na usługach Rubiusa. Przyjmując, że nie weszłaś do samej gwardii...Jak to wygląda?
- Trafna dedukcja, godna generała. - Posiliła się na komplement. - Jestem gwardzistką, “Psem na usługach rodziny królewskiej” Jak to zwykła mawiać moja mistrzyni. - Z tymi słowami zasiadła przy stoliku. - A co do tego co się tutaj dzieje. Nie wiem. Statek którym płynęłam został zniszczony, wpadłam do morza, natrafiłam tam na istoty które wydawały się hybrydami ludzi i ryb. Potem wyłowił mnie jakiś człowiek, który był kapitanem łodzi na której podróżowała wasza Sidhe. Warto wspomnieć że spotkałam Membrańczyka, który pasował do opisu wyglądu Diamondusa? - Przestała mówić, by wziąć kęs przyniesionego dla niej posiłku. Jak dobrze było zjeść coś dla odmiany smacznego.
Daemonius wzruszył ramionami. - Niezwykle kooperacyjna, jak na zakładnika i artystę. Nie winię, i tak byś się wygadała. Przynajmniej unikamy przykrości. - zanotował chłodnym tonem. - A więc nie ma na twój temat nic specjalnego, żadnego powodu, dla którego bardziej nadawałabyś się do roli zakładnika od Sychea? Może poza potulnością i rozwagą? - dopytał, dla pewności.
Miała dziwne wrażenie że jeśli powie “nic” zostanie zabita na miejscu. Mimo że była niezwykle zdenerwowana, nie wyglądała na taką. - Na moje nieszczęście obawiam się że nie... - Przełknęła ślinę, patrząc Daemoniusowi w oczy.
-Hmm...rozumiem. Dziękuję za kooperację. - zdecydował w końcu. - Gdyby ktokolwiek z tobą rozmawiał, nie pytałem o nic, poza twoim pochodzeniem. Nie byłem miły. - poinstrułował, odwracając się do drzwi, aby opuścić pokój.
Artystka odetchnęła z ulgą. Trochę pocieszajacym było że ci którzy go złapali ukrywają przed sobą jakieś rzeczy. Na to chwilę było jednak za mało szegółów by robić pod to jakiś plan. W tamtym momencie zajęła się posiłkiem. I tak nigdzie się nie wybierała.

“zachód”
Niebieskoskóra kobieta siedziała w byle jakiej, niedbałej pozie na łóżku, pijąc spokojnie wino z kieliszka, drugą, uniesioną dłonią przytrzymywała towarzyszącą Quinie głowę, przyglądając się jej. - ”Być albo nie być, oto jest pytanie….” - zacytowała - William Blueskin Shakspeere. Co by teatr dał za rasę której głowy żyją pod odcięciu. - łyknęła specyfiku w krótkiej przerwie. - Acz ty jesteś pierwszym takim znaleziskiem. Powiedz mi, jakim cudem nie umarłeś?
Głowa obserwowała kobietę chwilę w milczeniu. Jej przedziwne oczy wertowały jej sylwetkę, gdy w końcu po chwili namysłu postanowiła przemówić. - A jakim cudem ty zdołałaś się urodzić? W jaki sposób zyskałaś emocje, osobowość zdolność do myślenia? -odpowiadał kanonadą pytań, swym smutnym głosem. - Czy jeżeli nie znasz odpowiedzi na chociaż jedno z tych pytań, zdołasz pojąć naturę śmierci i sposób by nawet ona nie chciała zabrać żywota?
Twarz kobiety momentalnie przeszła w ekspresję zażenowania, zmęczenia, irytacji i braku cierpliwości. Nie była to twarz agresywna, raczej zmęczona. - Wow, i ta kobieta musiała cie nosić non-stop? Co ona zrobiła, żeby na to zasłużyć? - zapytała. Odłożyła na bok kieliszek z winem, następnie uszczypnęła głowę w policzek, który zaczęła ciągać, przyglądając się skórze. - Nie odpowiada sie pytaniem na pytanie. Jesteś magiem? Jakieś zaklęcie? Zjadanie dusz? Co cię wyróżnia od innych? - pytała.
- To, że znalazłem odpowiedniego króla. -odparł, wyraźnie krzywiąc się od dotyku obcej osoby. - Kogoś kto chce bym spełnił swe marzenie, osobę która rozumie jego potęgę i sprawia, że nawet śmierć nie może przeszkodzić mi w osiągnięciu tego celu.
-A, dobra. To wszystko tłumaczy. Gdzie twój król? - spytała w prost.
- Po co chcesz to wiedzieć? - odparł pytaniem na pytanie.
-Mów albo ci wydłubie oczy. - skrzywiła się kobieta. - Za co ty się uważasz, jesteś przeklętą głową. Strzelisz we mnie laserem z oczu czy jak? Lokacja króla albo nazwa królestwa, lecisz. - zażądała.
Zachód zaśmiał się smutno. - Odbierzesz mi oczy...straciłem już ciało, żyje w świecie gdzie każdy niszczy moje marzenie, naprawdę sądzisz że odebranie oczu zmusi mnie bym wydał wam imię swego jedynego prawdziwego przyjaciela? Komuś kto może chcieć go skrzywdzić… - jego usta jak zawsze ustawiły się w smutnym wyrazie. - Nie posiadać oczu znaczy nie patrzeć na to co dzieje się dookoła. To może być równie dobrze błogosławieństwo. - dodał zupełnie nie przerażony groźbą.
Kobieta skrzywiła się. - Prędzej czy później znajdę kogoś kto rozpozna twój dialekt, kwestia czy chcesz abym marnowała czas. - stwierdziła. - A więc twój król jest wspaniały, ale jedna kobieta to dla niego groźba? - dopytała.
- Twoja skóra jest niebieska...wiem kim jesteś. -zauważył. - Zebrałabyś swych braci i siostry i zaatakowała mego króla, a to sprowadziłoby na niego smutek i szczęście jednocześnie. Jednak to nas wysłał by z wami walczyć, nie możemy kazać mu robić tego za nas. - odparł melancholijnym tonem. - Zresztą nasza armia już się zbliża, jaka jest więc różnica w tym czy wiesz czy nie,skoro i tak zginiesz?
- O, patrz, głowa mi grozi. Zaraz zacznę się bać o swoje życie. - kobieta zwyczajnie nie mogła pojąć absurdu sytuacji. - Żaden Sidhe nie jest waszym wrogiem. RPA pewnie ma was w dupie, przynajmniej póki nie znajdziemy Tyraala, a kolekcjonerzy są tutaj po waszą magię, a nie wasze niedorozwinięte małpie łby. - Wyjaśniła wstając z łóżka. - W sumie faktycznie wyglądacie podobnie do małp. - zaobserwowała, zabierając Zachód do szklanego pojemnika z dziwaczną, kolorową i bulgoczącą wodą. - Coś ważnego do powiedzenia? - spytała. - Nie wiem kiedy cię potem wyciągnę.
- Czemu chcecie znaleźć Tyraala? -zapytał, zdradzając tym samym że wie o kogo kobiecie chodzi.
-Żeby zegzaminował moich Membrańczyków. - wyjaśniła. - I tak nie zrozumiesz, a jak wytłumaczę, to całość straci sens. - z spokojem zanurzyła głowę w dzbanie. - Niestety ale taki jest urok RPA.
Ciecz żarła, paliła. Nie niszczyła jednak skóry. Ból i obrażenia jakie zadawał kwas pokrywały się z prędkością regeneracji bezimiennego. Sidhe musiała szybko odkryć potencjał. Ostatecznie starała się go natychmiast zatrzymać.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline