Wątek: Brudy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2015, 21:29   #28
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Powiedzieć, że Tomek był wkurwiony to mało. Po telefonie Gabriela wpadł w szał. Wszystko zrobił jak należało, a tutaj mu zarzucali niekompetencje. Rzucił telefonem w szafkę pod telewizorem. Szafka zadudniła, a telefon spadł nieuszkodzony na włochaty dywan.
Dziś już takich nie robią - pomyślał. Podniósł telefon. Włożył do portfela pięćset złotych ze swoich "oszczędności". Poszedł się przebrać. Zapowiadała mu się długa, pracowita noc. Założył dżinsy, kremową bluzę z kapturem przewiązał sobie wokół pasa. Trzy woreczki strunowe z plastrami włożyl w kieszeń. Zdecydowanie za gorąco na taki ubiór, ale nad ranem może się przydać. Zamknął drzwi mieszkania i zadzwonił po taksówkę. Pora zainwestować. W końcu to już się zwróciło, a korzyści mogą być jeszcze większe.

Taksówka była dość szybko. Na początek kurs do dyżurującej w niedzielę apteki. W aptece bez problemów kupił to co zazwyczaj kupował w weekendy w trakcie semestru. 2KC i pięć par rękawiczek lateksowych w rozmiarze XL. Oczywiście za rękawiczki zdarli prawie jak za reklamówki jednorazowe. Polimery to taki dobry interes. Marża prawie jak na narkotykach. Tona polietylenu kosztuje 700zł. Tona polietylenowych jednorazówek około 15 000zł. Koszt produkcji to prawie 1000zł. A ludzie myślą, że 7 groszy za foliówkę w Chacie Polskiej to tanio.

Czasem sam się dziwił w jakim świecie żyje. Taksówka zawiozła go do mieszkania bliźniaków. Dzień był długi, więc miał nadzieję, że zastanie ich na miejscu zanim zaczną "nocną zmianę" przed komputerami. Już po chwili dzwonił do drzwi Gabriela.
Pierwszy dzwonek nie przyniósł wiele sukcesu. Oczywiście mógł próbować być nachalny.
Tomek wyjął telefon i sprawdził godzinę. Po czym zadzwonił na numer pośrednika.
Po dwudziestej. W sumie było już ciemno, ale to bardziej wczesny wieczór niż noc.
Męczył się z miarowym sygnałem komórki przez chwilę i gdy już myślał, że włączy się automatyczny głos sekretarki, podniósł się zdenerwowany głos Gabriela, tak odległy od tego tonu, którym go witał za pierwszym razem, jak to tylko możliwe.
- Czego?! - warknął do telefonu.
- Mam ze sobą to co miałem wam oddać, stoję pod drzwiami waszego mieszkania - odpowiedział Tomek równie ozięble.
Ciężkie westchnięcie.
- Nie mogłeś najpierw zająć się resztą dostaw i później przyjść po kasę by od razu oddać zbytek? Tylko dupę nam zawracasz niepotrzebnie i swój czas marnujesz… - Gabriel urwał na chwilę, elektroniczna muzyka w tle ścichła znacznie i Tomek usłyszał stłumiony głos jego siostry. Po chwili westchnął raz jeszcze i odezwał się ponownie.
- Dobra otworzę ci, właź na górę, tylko szybko - zabrzęczał dzwonek i drzwi do klatki stanęły otworem. Wspiął się znów na samą górę, a Gabryś czekał już przed zamkniętymi drzwiami, zza których wydzierały się na zewnątrz mocne, elektroniczne brzmienia. - Jeśli dostarczysz resztę towarów nie przecigając dostawy, zapłata nie ulega zmianie. Ten zbytek nie ma wpływu na hajs - mruknął wyciągając rękę.
Młody diler rzucił woreczek strunowy z plastrami Gabrielowi.
- Mówiłeś, że możecie zlokalizować ludzi po telefonie. Możecie sprawdzić czy ta dwójka która mi została jest teraz w swoich chatach?
Przymknał oczy na chwilę. Był dziwnie nerwowy, ostatecznie Tomek nie prosił o zbyt wiele. Widocznie miał się za wielkiego ważniaka. Westchnął dwukrotnie, w krótkich odstępach czasu i prychnął ciężko w końcu patrząc na Tomka.
- Tylko dlatego, że tak ładnie prosisz. Jeśli mają włączone komórki to tak. Dwie minuty - powiedział otwierając drzwi i zamykając je za sobą, na chwilę wypuszczając na zewnątrz za głośna muzykę. Sąsiedzi o ile w ogóle byli, musieli być mocno tolerancyjni, skoro takie coś miało się ciągnąć od wieczora przez noc aż do rana. Albo po prostu byli to dobrze opłacani sąsiedzi.
Zamiast Gabriela wyszła jego siostra, równie nie wesoła, choć nie miała wrogości w swoich hipnotyzujących oczach.
- Sorry za brata, naprawdę nie lubi jak mu się przerywa i miesza, w rzeczy inne niż te, które sam chce robić - machnęła reką zamykając za sobą drzwi, muzyka nieco ścichła. - Starzyński jest w domu, dopiero co wrócił, wcześniej jego sygnał był w centrum, ale stosunkowo krótko i od niedawna, więc zakładam, że był w domu, gdy tam zajechałeś. Jest jednym z tych, którzy nie wiedzą co mają dostać, ale widać coś go uczuliło… nic to - pokręciła głową, skracając swoje głośne rozmyślania. - Dziewczyna też właśnie wróciła do domu i po śladzie wygląda na to, że też była w domu, gdy ją odwiedzałeś.
Obejrzała się za siebie i podeszła nieco bliżej, zniżając głos, tak że Tomek ledwo ją słyszał.
- Jeśli chcesz na tym wszystkim dobrze zarobić, możliwe, że będziesz musiał zrobić troszkę złych rzeczy, ale… ale jeśli sprawisz jakiś zawód, coś ci się nie uda to… - chwilę myślała jakiego słowa użyć, ale stwierdziła, że nie ma co owijać w bawełnę. - Zabiją cię i jeśli masz rodzinę to ją też. Ci ludzie potrafią nagrodzić solidną robotę, ale nie wybaczają pomyłek. To taka… taka rada - mruknęła pocierając knykcie jednej dłoni, kciukiem drugiej. - Sam zdecyduj co z tym zrobić. Póki co żaden kurier nie chciał pracować dłużej niż przez cztery dostawy, a za każde kolejne jest coraz więcej.
- Dziękuję za informację. Zobaczymy jak pójdzie. Możliwe, że to moje pierwsze i ostatnie zlecenie dla waszych mocodawców. Trzymajcie się, odezwę sie jutro.



Tomek wyszedł z mieszkania. Przespacerował się wzdłuż ulicy. Gdy był już koło kolejnego przystanku autobusowego zadzwonił po kolejną taksówkę. Tym razem z innej firmy taksówkarskiej. Podał adres na osiedlu sąsiednim do osiedla Drawskiej. Później zrobił sobie kilkunastominutowy spacer po okolicy. Założył bluzę, bo pod osłoną nocy było już chłodniej. Zaciągnął kaptur na głowę. Dochodziła 22:00. Chociaż bliżej było mu do Starzyńskiego, to dom Drawskiej był dużym atutem dla planowanych nielegalnych działań. W blokach zawsze są wścipscy sąsiedzi. Zawsze ktoś coś widzi. Dom jest na uboczu. Pod osłoną nocy można wskoczyć na ogródek. Poszukać uchylonego okna w noc po upalnym dniu. Tym razem nie paradował po ulicy tak jak za dnia. Od razu zaczął rozglądać się za potencjalnymi drogami wejścia. Miał nadzieję, że od tyłu działki, pod osłoną nocy, będzie możliwe ciche wejście. W głowie dopuszczał nawet myśl przekradnięciu się przez posesję sąsiadów, byle tylko znaleźć się pod domem Drawskiej i uniknąć wykrycia. Zmrok miał jeszcze jedną ważną cechę. Siedzący w domu zapalali światło wyraźnie wskazując swoje położenie. Myśl o tym, że robi coś zakazanego, przy czym łatwiej wpaść niż przy handlu narkotykami spowodowała wydzielanie się adrenaliny. Serce chłopaka waliło jak młot. Zimny pot spływał po plecach. Oddech przyspieszył. Każdy szmer zaczął wydawać się podejrzany, a cisza panująca w okolicy dodatkowo potęgowała niepewność. Na spocone ręce trudno było założyć rękawiczki jednorazowe, ale Tomek dał radę po kilku sekundach starań. W jego głowie czas rozciągął się do absurdalnych wielkosci. Miał wrażenie, że z rękawiczkami mocował się kilka minut.
Generalnie nie wyglądało to ciekawie. Jego dotychczasowe doświadczenie z włamaniami nie zwiastowały zbyt dobrze i z pewnością wpływały na jego pewność siebie w tej sytuacji. Drzwi na zadaszonym tarasie były zamknięte, główne objęte ochroną, wywalanie ich byłoby raczej złym pomysłem.
Jednak Tomek dostrzegł swoją szansę. W sypialni nad tarasem zostawiono otwarte okno.

Wystarczyło podstawić stół, na nim krzesło wspiąć się i skoczyć tak by złapać się daszku tarasu. Potem musiałby tylko nie złamać sobie niczego i byłby w środku.
Wspomnienia wróciły. Wtedy też była upalna noc. Z tym, że wtedy do środka wchodzili Darek z Damianem. Tomek był czujką, a gdy oni wypełnili plecaki sprzętem to odbierał je przez okno.
Tym razem nikt za niego nie wejdzie do środka. Meble ogrodowe stanowiły szansę. I tak miał dużo szczęścia, że Drawska prawdopodobnie lubiła śniadania w ogrodzie. Na pewno nie należała do biednych. Meble ogrodowe wyglądały solidniej niż meble w pokoju matki Tomka. Miało to istotną wadę. Gdy przestawiał stół to zgrzyt wydawał mu się bardzo głośny. W głowie Tomka pojawiło się przeświadczenie, że właśnie obudził wszystkich sąsiadów. Później posiłował się z krzesłem, które też nie należało do tych tanich plastikowych. Miało to jednak niewątpliwą zaletę: konstrukcja po której miał się wspinać była wyjątkowo stabilna. Chłopak nigdy nie myślał o sobie w kategoriach sportowca, dlatego nie ryzykował podciągania się. Wybił się jak najmocniej z krzesła, tak, żeby wdrapać się na piętro z pomocą rąk i nóg. Przy podskoku krzesło przewróciło się na blat z hukiem. Kilka niepewnych kroków i już był przy oknie. Zajrzał niepewnie do środka. Zdał sobie sprawę, że nasłuchując nie oddycha.

Od razu można było stwierdzić, że dobrze trafił. Popchnął uchylone okno do przodu, otwierając je ostrożnie na ościerz i na biurku obok dostrzegł nie tylko laptopa, ale małą, srebrną tackę z góreczką białego prochu, który rzucał się w oczy, nawet przy braku światła w pokoju.

Amfetamina, heroina nie było to ważne. Teraz musiał tylko wymyślić jak to podłożyć tak by “klientka” znalazła towar.

Nie musiał szukać. A może nie chciał. Może się bał. Podszedł do tacki z białym proszkiem. Oblizał mały palec. Rękawiczki lateksowe były ohydne w smaku. Chłopak zanurzył palec w znalezionej pozostałości narkotyków. Ponownie wziął do ust palec, tym razem już obklejony białym pyłem. W ustach rozlał się przyjemne gorzki, zasadowo-aminowy posmak. Amfetamina. Bardzo czysta. Takiego towaru nie kupuje się na uczelni. Drawska była damą z wyższych sfer. Od mebli, po amfetaminę wszystko miała najlepsze. Zapewne wcześniej mu nie otwierała bo miała odjazd. Teraz pewnie jest w salonie albo w sypialni. Z tym, że po amfetaminie będzie pobudzona. Mocno pobudzona. A biorąc pod uwagę wielkość tacki zapewne jej źrenice są rozszerzone do granic możliwości. To wyjaśnia pogaszone światła. Naturalny noktowizor. No prawie naturalny. Chłopak wsłuchał się w dom. Po czym rzucił woreczek z plastrami na tackę. Pora wracać. Postanowił wyjść tą samą drogą, którą przyszedł.
Poustawiał wszystko tak jak zastał, albo tak jak mu się wydawało, że było. Skoro mieszkali tu ludzie pokroju jego klientów, to nie powinni zauważyć różnicy. Szybko było już po krzyku.
Chłopak szybko oddalił się z okolicy. Dwie ulice dalej wyrzucił do kosza zużyte rękawiczki lateksowe. Podszedł do stojącej na poboczu taksówki. Przed nim kurs na osiedle sąsiadujące z osiedlem Starzyńskiego.


Poczekał aż taksówka odjedzie i pomaszerował na osiedle Wojtka. Było już po 23:00. Stanął tak, żeby widzieć okna w bloku Starzyńskiego. Sam jednak trzymał się w cieniu.
Światła paliły się przynajmniej w dwóch pokojach na piętrze na którym mieszkał. Ktoś tam musiał być.
Tomka czekał kolejny spacer. Kilka przystanków stąd jest całodobowe TESCO. Jeśli się postara, to do północy wróci na osiedle Starzyńskiego z kilkoma przydatnymi drobiazgami.
Owocna i krótka wizyta w niemal opustoszałym jak na postapokaliptycznym filmie sklepie i wciąż pełen sił i chęci Tomek wrócił pod blok Starzyńskiego. Pod jego klatką schodową walało się rozbite szkło z drzwi, a domofon był zmiażdżony. Ktoś wychodząc musiał być mocno zdenerwowany i naprawde silny. Tomek delikatnie się rozejrzał. Wszystko wskazywało, że ma więcej szczęśćia niż rozumu. Założył kolejną parę rękawiczek jednorazowych i uważa, żeby nie pociąć się o kawałki szkła. Po otwarciu drzwi nie zapalał światła na klatce. Śladowe ilości amfetaminy z domu Drawskiej już przestawały działać, ale źrenice chłopaka nadal były rozszerzone. Dotarł pod drzwi Starzyńskich, powoli przykleił do drzwi kopertę z wypisanymi czarnymi literami WS. W kopercie były nieszczęsne plastry w worku strunowym. To miał być koniec na ten wieczór.
Równie cicho i powoli wyszedł z budynku. Zadzwonił domofonem do sąsiadów Starzyńskich.
- Dobry wieczór, Wojtek Starzyński. Nasz domofon się zepsuł. Mogą państwo zapukać do naszego mieszkania i poprosić kogoś, żeby tutaj zszedł?
Nie czekał na odpowiedź. Oddalił się pośpiesznym krokiem zaciągając kaptur na głowę. Po dziesięciu minutach bardzo szybkiego marszu wyrzucił rękawiczki jednorazowe do kosza. Po dwudziestu zdjął bluzę i upchał w pobliskim koszu na używane ubrania. Po kolejnych dziesięciu minutach zadzwonił ze swojego samsunga po taksówkę i jechał do akademika. Jeszcze z taksówki dzwonił do Gabriela, żeby mu przekazać dobre nowiny. Po drugiej w nocy Gabriel nie odbierał. Pewnie był w cybertransie. Tomek napisał SMSa.
ZROBIONE

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline