Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2015, 22:34   #11
Wafergix
 
Reputacja: 1 Wafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodze
Trael i Feylan

Treal zaklął pod nosem.
- Apri. Zbudź się, gryź trawę, szybko. - delikatnie skołowana łasica zabrała się do dzieła, kiedy jej pan uświadomił ją co się dzieje, elf przyklęknął przy łowcy po czym chwycił trawy owijające się wokółwytrzmał śnego elfa i zaczął rwać - Fey! Zbudź się, chyba kogoś rozwścieczyliśmy.
Do tropiciela gwałtownie powróciła pełnia świadomości. Widząc tuż obok siebie Treala odruchowo przywołał do ręki miecz i chciał poderwać się na nogi, jednak wielki, zielony, ciężar przytrzymywał go przy ziemi. Czy to nowy towarzysz tak go urządził? Czy sięgnie go mieczem? Czy to go uwolni z tego ciężaru? Za dużo pytań, a czasu niewiele… Niepotrzebnie pozwolił sobie na trans… W głowie odezwały się mu ostatnie słowa elfa, które go zbudziły i postanowił jednak poczekać z atakiem, a wpierw upewnić się co do sytuacji.
- Co się dzieje? Co zrobiłeś?- warknął Fey z wyrzutem, choć rozglądając się niepewnie.
Zanim Treal zdążył odpowiedzieć poczuł, jak do tej pory nie zaciskające się straszliwie mocno pnącza traw podjęły inną taktykę. Część z nich owinęła się wokół palców słonecznego elfa i zacisnęła tak, że odcinały im dopływ krwi. Feylan natomiast zrozumiał, iż tym razem zielony sznur zacisnął się bardzo mocno na jego szyi, dusząc tak dobrze, że elf nie był w stanie złapać powietrza…
Widząc, że złoty elf również ma kłopoty, tropiciel jakby się uspokoił. A więc nie zdrada… pozwolił sobie na przelotną myśl i dostrzegając prawdziwe źródło zagrożenia chwycił drugą ręką ponad głową za klingę i zaczął niczym piłą, bocznymi ruchami ścinać duszącą go roślinność. Pierwszy szok minął, zastąpiony przez zimną pewność tego co musi teraz zrobić. Tylko spokój może go uratować. Ciął żywy sznur i rozglądał za kolejnym celem dla swego miecza. Kolejnym krokiem na drodze do wyzwolenia się spod jarzma zabójczej trawy.
Dobrze, zaczyna się wyswobadzać myśl przeszła przez głowę Treala, kiedy zaczął zauważać uczucie mrowienia w palcach. Zbierając siły wyrwał trawę, która go uwiązała po czym zaczął kontynuować odchwaszczanie. Jednocześnie rozglądał się po polanie.
- Ktokolwiek nas atakuje! Proszę przestać! Nie mieliśmy złych zamiarów obozując tutaj. Proszę nas wypuścić, a natychmiast opuścimy to miejsce! - warto spróbować.
Niestety słowa Treala nie uczyniły niczego, a na pewno nie zaimponowały trawie, której siły zostały uszczuplone. Feylan poczuł, jak uścisk na jego gardle zmalał na tyle, że był w stanie odetchnąć. Czuł na sobie mały ciężar łasicy Treala, ale kiedy po jeszcze kilku chwilach wyrwane lub przecięte zostały zwoje traw, zielony przeciwnik “znieruchomiał” i opadł “bez życia”.
- Chyba ją zabiliśmy. - Treal rozplatał do końca leśnego elfa po czym pomógł mu wstać - To zaprawdę była bitwa godna pieśni… nie wspominajmy o tym nikomu. - Słoneczny elf delikatnie się zaśmiał po czym zaczął zbierać obóz - Lepiej stąd odejdźmy zanim mech się za nas zabierze.
Feylan wstał gdy tylko było to możliwe, a widząc, że przeciwnik zaprzestał swych ataków rozmasował kark i nie chowając miecza skinał towarzyszowi.
- Uchodźmy co prędzej.- zgodził się i nie czekając, zebrał rozrzucone przedmioty i ruszył w stronę głębi lasu, tam dokąd zmierzali za dnia.
- Mam nadzieję, że rozumiemy, iż nie miałem z tym nic wspólnego? - Treal podążał za leśnym elfem pamiętając jego oskarżenia.
- Ehh…- westchnął leśny elf teraz zawstydzony wypowiedzianymi na głos podejrzeniami- Oczywiście, wybacz mi, po prostu bywam przewrażliwiony. Nie jestem tutejszy, a polana wydawała się bezpieczna, więc byłeś pierwszym zagrożeniem jakie przyszło mi do głowy, gdy się zbudziłem duszony przez trawę... - próbował bez przekonania uspokoić Treala i na potwierdzenie swych słów znów schował miecz.
- Czy to w jakiś sposób zmienia Twoje plany?- spytał próbując zmienić temat.
Słoneczny elf zastanowił się chwilę nad słowami Fey’a.
- Przyznam, fakt, że to trawa mnie atakuje, też nie przyszłaby mi głowy po przebudzeniu. - uśmiechnął się do swego towarzysza - Które plany? Podróżowania z tobą, czy zapuszczania się w las? W obu przypadkach odpowiedź brzmi “nie”. Spodziewałem się niebezpieczeństw, chociaż nie ze strony flory. I tym bardziej przyda mi się wsparcie.
Feylan skinął głową i uśmiechnął się do siebie, ale i Naralthir’a.
- Zatem przychodzi nam mierzyć się z tymi trudnościami już od początku drogi.- rzucił w pustkę, nie czekając na odpowiedź- Flora widać nie jest nam przychylna w tym miejscu. Trzeba będzie bardziej uważać, gdzie rozbijamy obozy na noc… Tylko jak uniknąć roślin w lesie? Wystawienie wart okazało się bardzo dobrym pomysłem, ale znajdźmy teraz jakieś inne miejsce, byś i Ty mógł odpocząć choć trochę.- zaproponował leśny elf rozglądając się po okolicy, zwłaszcza zwracając uwagę na niebezpieczną ściółkę...

Światło Selune oświetlało im drogę, kiedy kroczyli tak przez Cormanthor, jednak nawet troszczący się o nocnych podróżników blask księżyca nie był w stanie wymazać tego uczucia… Uczucia, które mówiło, że są obserwowani. Nawet czujna Aprilla nie alarmowała o nikim, kto mógłby czychać na nich czy po prostu ich obserwować. Nawet, kiedy oni starali się wypatrzeć kogoś, zauważyć jakieś ślady, wytężyć słuch… jednak bezowocnie.
Nie wiedzieli czy mogą sobie teraz pozwolić na odpoczynek… Czy to były tylko złudzenia? Może nikt ich nie śledził? Może byli bezpieczni?
Wtem zerwał się silny wiatr, a oni obaj mogli przysiąc, że słyszeli, jak szepcze on do nich:

Widzę was…

Momentalnie Treal dobył broni i przywołał Aprilę do siebie. Łasiczka schowała się za nogami swego pana natomiast Treal zaczął powoli się obracać poszukując źródła szeptu.
Miecz zalśnił również w dłoniach Feylana, który postanowił odkryć tajemniczego obserwatora i rzucił się biegiem w stronę, z której wiatr przywiódł do ich uszu słowa. Kogo tam zastanie? Czy to osoba z krwi i kości, czy też duch Cormanthoru bawi się z podróżnymi zmierzającymi w jego nieprzemierzone głębie? Cokolwiek tam znajdzie, miał nadzieję, że szybko sobie z tym poradzi…
Feylan rzucił się w kierunku, z jakiego mu się wydawało, że nadciągnął głos niesiony wiatrem, jednak nie natrafił na nikogo, kto mógł użyczyć powietrzu swojego głosu. Las wciąż był lasem i chociaż nie niemym, to jego głos nie przypominał dźwięku, jaki oba elfy doświadczyły przed chwilą, tego… nienazwanego i bezpłciowego głosu.
Treal i Feylan poczuli na raz lodowaty podmuch, który sprawił, że obaj zadrżeli. Noc była oczywiście chłodna, ale zimo,które ich dopadło nie kojarzyło się ze wczesną jesienią, a raczej z zimą. Kiedy odetchnęli zobaczyli jak niewielkie obłoczki wydobywają się z ich ust, aby za chwilę wyparować w schłodzonym powietrzu.
- Nie spodziewałem się, że kłopoty zaczną się piętrzyć na samym początku drogi…- zauważył na głos tropiciel, ale szeptem, by słyszał go przede wszystkim towarzysz. Potem rzucił już głośno, w stronę koron drzew- Nie zrobiliśmy Ci nic złego! Pozwól Nam iść w Naszą stronę!
Wtem rozległ się cichy, jakby prześmiewczy, śmiech- raz wydawał się być kobiecy, raz męski. W tym śmiechu było również wiele pogardy, ale co najgorsze, ktokolwiek wydawał te dźwięki na swój sposób musiał być rozbawiony całą sytuacją.
- Spodziewałem się kłopotów… miałem tylko nadzieję, na coś przyziemnego. Orki, Drowy, smoki… lordowie Otchłani. - Treal ciągle się rozglądał poszukując źródła smiechu - Ujawinij się!
- I co teraz zrobimy?- spytał zdezorientowany Dandradin- W takich warunkach pozostaje Nam chyba tylko przeć do przodu… a i to bez pewności, czy uda się dotrzeć do celu... - niespodziewana trudność i niematerialny oponent zupełnie przygasiły zapał leśnego elfa.
Treal zastanowił się chwilę. Był to strzał w ciemno, ale warto było spróbować. Splótł zaklęcie i przetarł dłonią oczy, zaczął powoli się rozglądać. Westchnął.
- To nikt chroniony zaklęciem niewidzialności. Mamy trzy opcje, stać tu i czekać co się stanie, odejść, lub uciekać. Jak sądzisz?*
W momencie, gdy przebrzmiało pytanie Treala, a Feylan nie zdążył jeszcze odpowiedzieć, obaj Tel’quessir usłyszeli roznoszący się wiatrem słodki, kobiecy głos, ale wypowiedziane słowa przesiąknięte były złośliwością:

Uciekajcie, elfy, uciekajcie… Umrzecie trochę później.

- Nie daj się zastraszyć. Jeżeli to coś ma dość siły, aby nas zabić to by dawno to zrobiło, a jeżeli jest po prostu sadystą, to popełni błąd. Nie okazuj strachu. - sam Treal szukał pokrzepienia we własnych słowach, miał nadziję, że się nie mylił.
Feylan skinął głową na znak zgody. Cokolwiek to było, nawet jeśli dysponowało mocą by ich obu zabić, to nie było sensu bawić się z tym czymś w kotka i myszkę. Uciekną, czy ruszą dalej, w obu wypadkach głos obiecywał śmierć, a jakoś tak głupio było ginąc od ciosu w plecy…
- Ruszajmy więc- zaproponował- albo wytrwamy w tej wędrówce, albo polegniemy próbując.
 
Wafergix jest offline