Niewidzący wzrok Kehila powędrował w stronę drapieżnika. Jego aura była bardzo wyraźna. Kot obserwował ich równie uważnie jak oni jego. Byli na jego terytorium. W rozumieniu zwierzęcia stanowili stado. Stado ma swoich obrońców - Kehil wyszczerzył zęby - ale stado ma też jednostki słabe i ranne.
Aura jednego z Twileków słabła. Uchodziła z niego moc. Uchodziło z niego życie. Stopniowo, niczym woda z dziurawego garnka. - Ktoś celowo odpalił ładunki wybuchowe, żeby spłoszyć zwierzęta. Ładunki prawdopodobnie były odpalane kolejno, więc miały na celu również ukierunkować szarżę tych istot. Ślady prowadziły w głąb lasu, ale znaczną część już zmył deszcz, a resztę zmyje za chwilę.
Kehil miał nieprzyjemną manierę nie patrzenia na swojego rozmówcę. Tym razem postronny obserwator mógł pomyśleć, że mówi do dzikiego kota, a nie do Jedi. - Nie wiadomo czy do jutra przestanie padać.
Nie dodał, że jego zdaniem Twilek umrze, a oni niepotrzebnie stracą czas, który mogli poświęcić na naprawy. Nie chciał nikomu narzucać swojego zdania.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |