Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-04-2015, 14:47   #103
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Forfeit... Humanity

- Pamiętam… - Splunął na podłogę… o ile można ją tak nazwać. - Zakładam że to jakaś kolejna… próba przejęcia mego ciała? Nie chcę cię zabijać… więc daj sobie spokój. - Despair wskazało na Ririego. Richter wiedział że to nie będzie łatwa walka, ale jaka by nie była zrobi wszystko by wygrać. - Nikt nie rozumie mnie lepiej niż… ty. Za to ja nie pojmuję twoich intencji… Nawet jeśli ci się uda mnie przejąć co… dalej zamierzasz robić? - Zagaił od niechcenia, ustawiając się w swej charakterystycznej postawie bojowej.
- Oj tak rozumiemy siebie najlepiej. - przyznał Riri, gdy w jego dłoni zmaterializowało się Happines. - Może zanim powiem o tym co zrobię z twoim ciałkiem, zacznijmy od przybliżenia ci sytuacji. Jakiś debil w okularach ukradł ci wspomnienia i zrobił sobie z Ciebie kukiełkę na usługach tego zamaskowanego fajfusa Mirro. Na szczęście znalazł się ktoś kto mnie obudził… może dla dobra twego ducha walki nie mówmy kto i jak. -zarechotał Riri. - Więc teraz nie dość, że bijemy się o twoje ciało to też o to kto dostanie z powrotem wspomnienia. - szaleństwo wyszczerzyło swe stalowe kły. - A czego pragnę? Powinieneś wiedzieć. Wolności Riruś, wyrwania się z klątwy jaką jest dla mnie twoja dominacja. Chce żyć samodzielnie chłopie. -dodał, kręcąc ostrzem.
Zbrojny uniósł delikatnie brew.
- Byłem głupi myśląc… że kiedyś będziemy mogli koegzystować... - Ręka mocniej zacisnęła się na rękojeści. - Teraz będę musiał siłą… wytłumaczyć ci kto jest lepszy. - Po tych słowach Richter wyparował, by pojawić się tuż przed Ririm, już wyprowadzająć cięcie na odlew, na wysokości szyi jego szaleństwa
- Lepszy? -warknął Riri, blokując atak swoim mieczem. - A kogo musiałeś wołać do pomocy w walce z Mirro, kto cie ratował przed moim ojczulkiem? - ryknął, odpychając Richtera silnym machnięciem miecza. - Jesteś słaby, żałosny i patetyczny. - warknął, posyłając fioletową smugę w stronę zbrojnego.
- Ale to ja mam ciało, zmoro… Ja jestem żywy… I ja cię zmiotę teraz z powierzchni wszelkich WYMIARÓW!!! - Wywrzeszczał, uskakując w bok i odwdzięczając się podobnym atakiem. Podobnym bo jego różnił się tym że był pręgą czarnych płomieni.
Dwie strugi energii zderzyły się ze sobą, jednak to ta która wysłał Richter zwyciężyła. Atak pofrunął przez ciemność, w stronę zaskoczonego Ririego. Jednak zanim go dotknął, ten “pufnął” i z szerokim uśmiechem pojawił się przy Calamitym. - Nie zapominaj...znam wszystkie twoje sztuczki. - ryknął, uderzając pięścią w brzuch Richtera, tak, że metalowa kończyna wbiła się w pancerz i uderzyła prosto w uśmięśniony brzuch wojownika, posyłając go kawałek dalej.
- Więc wiesz ile… jestem w stanie ci zrobić. - Zrobił to samo, przeniósł się przed Ririego i gruchną pięścią w podbródek. Jeśli uda mu się go wybić w powietrze, tam też się przeniesie i wbje go z powrotem w czerń płaską stroną Despair.
Uderzenie w podbródek przyniosło zamierzony efekt, Riri został wyrzucony w powietrze - o ile takim można było mówić w wszech obecnym mroku. Jednak gdy Richter pojawił się przed nim, dostrzegł szeroko rozdzianiowne usta szaleństwa, z których wystrzelił promień mrocznej energii, niemal identyczny do strumienia kwasowych produktów żołądka Calamitiego. Rycerz rozpaczy, musiał użyć Despair jako tarczy. Miecz przyjął na siebie uderzenie wroga, nie odczuwając żadnego efektu, jednak energia wyniosła Richtera wysoko w górę niczym fontanna - pozwalając jego szaleństwu opaść na ziemię.
- No dawaj Richter, co tak słabo! - ryknął jego wróg, gdy jego ostrze poczęła otaczać bulgocząca ciemna energia.
Richter ze wściekłością spojrzał na swoje szaleństwo. Nie miał zamiaru się wstrzymywać ani chwili dłużej. Jeszcze w powietrzu wokół zbrojnego objawiły się repliki ostrz rozpaczy, a to jedno prawdziwe zajęło się czarnymi płomieniami i kilkukrotnie wydłużyło. Zaraz po tym zaczął obracać się z zawrotną prędkością wzdłuż włąsnej osi. Na Ririego spadała teraz ogromna piła tarczowa.
Riri wyszczerzył kły unosząc okryte czernią ramię do bloku. Metalowa skóra szaleństwa wzmocniona ciemnością miała stanowić barierę ostateczną, jego niepokonaną defensywę. Jednak miecz Richtera wzmocniony czarnym płomieniem był bronią opiewana przez legendy. Wynik tego starcia ataku i obrony mógł być tylko jeden - ręka Ririego odleciała od ciała. Ten ryknął głośno, jednak uśmiech nie zszedł z jego twarzy nawet na chwilę, zaś ciemność dookoła zgęstniała.



- O toi chodziło Richteruś! Pokaz jak bardzo mnie nienawidzisz! - ryknął, gdy z ziemi dookoła Calamitiego wyskoczyła nagle gruba czarna macka, która przebiła się przez jego pancerz jak i bok na wylot.
Na macce zacisnęła sie okuta w rękawice dłoń Richtera. Ścisnął ją z taką siła że po prostu pękła w pół, resztka która była wewnątrz jego ciała została pożarta przez szarańczę. Ostrze rozpaczy spoczęło na barku rycerza. - Nienawiść? Nie nie…. ja tobą gardzę, właśnie stałeś się dla mnie tym co reszta którą zabiłem… instektem. Takim bardzo trudnym… do rozdeptania. - Nagle Richter wystrzelił w stronę Ririego błyskawicznie skracając dystans. Miał zamiar natrzeć Despair z góry, prowokując blok. Wykorzysta fakt że szaleństwo nie ma drugiej reki i w tym czasie pochwyci go za gębę i wciśnie w podłożę.
Calamity skoczył w strone uśmiechniętego szaleństwa. Tak jak przewidział, ten uniósł metalowe ramie do bloku, zaprawszy sie nogami mocno o ziemię.
- Insekt mówisz?! - ryknął, gdy drugie ramię Richtera ruszyło w stronę jego gęby. Wtedy jednak, ciemność dookoła Ririego niczym setka cieńkich pnączy, owinęła się dookoła atakującej kończyny. Zamiast Ririego to Calamity, wylądował na ziemi, przyduszony do niej kolanami swego szaleństwa. - A który robak, potrafiłby to!? - ryknął, rozdziwajając paszczę, w której zaczęła formować się kula mroku, wycelowana w głowę Calamitiego.
Riri być możę popełnił swój ostatni błąd. Widząc rozdziawiona paszcze szaleństwa Richter zareagował natychmiatowo. Despair zajęto się czarnymi płomieniami i ruszyło w stronę paszczy Ririego. Może i miał twardą skórę, ale od środka jest miękki jak reszta…
Riri zdawał się jak gdyby na to czekać. Bowiem chwilę przed dotknięciem ostrza...zniknął w charakterystycznym dla dójki teleporcie. Pojawił się na czworaka, tuż przy uchu Richtera i wystrzelił czarną kulę bezpośrednio w jego hełm. Wir mrocznej energi, porwał całe ciało zbrojnego, zdzierając hełm z jego szkaradnej mordy. Krew zalała twarz Richtera, gdy odłamki jego pancerza powbijały mu się w facjatę, jednak przeklęta moc pancerza który wchłonął większość magii uchroniła go od straty głowy.
- Od razu ci ładniej skarbie!
Richter powstał jak marionetka na sznurkach, po czym od niechcenia zaczął wydłubywać z gęby kawałki metalu. - NIektórych robaków nie da rozdeptać… są takie co wejdą ci do ucha… osiądą na mózgu i powoli zaczną pożerać… takim właśnie robakiem jesteś. - Po tych słowach wbił miecz w ciemność by spod Ririego najężyły się gęsto repliki ostrz Despair.
Ostrza ślizgały się po metalicznej skórze wroga, nie czyniąc mu wiele krzywdy. Jedynie jedno spełniło swoje zadanie, przebijając boleśnie stopę Ririego i tym samym unieruchamiając go w miejscu na krótką chwilę. Ten skrzywił się, przyklękając delikatnie na zranioną nogę.
- A ty myślisz że co? Że jesteś pierdolonym tępicielem robaków? Świetlanym bohaterem?! -warknęło Szaleństwo. - Wydostałem się raz z Ciebie, ale mimo że chciałem odejść ty postanowiłeś unicestwić ta moją część… Dlaczego! Pytam się kto dał ci prawo do deptania marzeń innych, czemu sądzisz że twoje jest ważniejsze!? Jesteś tym samym co ja, kawałkiem przeklętego ścierwa, którego nikt nigdy nie będzie szanować. Ci którzy są przy tobie robią to tylko ze strachu lub żalu! Rozumiesz, ani ty, ani ja nigdy nie będziemy żyli normalnie!
Oko Richtera poszerzyło się znacznie, zaraz po tym jego usta wykrzywiły się w szerokim, wręcz maniakalnym uśmiechu, by zaraz wybuchnąć w równie maniakalnym śmiechem.
- TY!? ZE WSZYSTKICH ISTOT TY CHCESZ MNIE UMORALNIAĆ?! Pozwól że ci coś wyjaśnie, choć doskonale powinieneś to wiedzieć… - Richter oparł miecz obok siebie na sztorc po czym mówił dalej. - Matka… zawsze mi mówiła że siła to wszystko, muszę stać się silny by chronić to co dla mnie ważne… oraz brać to czego chcę bez pytania kogokolwiek o zgodę. To ona nauczyła mnie… posługiwania się ostrzem. Zwano ją “Krwistowłosą Eidith”. Jak i ona, tak i ja gardzę słabością i tymi którzy… chowają się za pieniędzmi czy całymi armiami. Dandysi którzy posiadają tyle siły… by machać batutą, piórem, czy innym śmiesznym narzędziem… myśląc że są wspaniali. Druga sprawa… marzenia. Póki marzenia innych nie stoją na drodze mych ambicji… obchodzą mnie mniej niż łajno… Ale jeżeli ktoś usilnie chce mi wejść w drogę… z przyjemnością zdeptam jego… marzenia i wszystko co kocha na miazgę… Bycie przy tym kawałkiem przeklętego… ścierwa którego nikt nie szanuje? W porządku… byle schodzili mi z drogi… może być ze strachu czy…. pfft… “żalu”. I to tyczy się każdego… czy to będziesz ty…. czy to będzie Gort…. czy to będzie Faust, Suro lub też inne, śmieci nad którymi stoją te osoby…. Zabiję każdego i nawet mi powieka nie drgnie. Oto Richter von Malencroft… - Uniosł delikatnie wolną rękę, gdy skończył tłumaczyć swe intencje. - Czegoś jeszcze… jesteś ciekaw? - Przekrzywił delikatnie głowę.
- Cały czas gadasz o tej sile… a jesteś na tyle słaby, że dałeś sobie zabrać ciało. - Riri napiął mięśnie, rozsadzając swoją mocą, miecz który przebijał jego stopę. - Wiesz czemu tu jestem, kto był wstanie mnie sprowadzić? Nie jakiś zawszony Gort, nie zasrany długouchy czy debilny blondyn. -warknął, promieniując wściekłością i mocą. - Tylko ten malutki, wątły staruszek którego znałeś. Cóż za paradoks co richteruś? - metalowy szaleniec złapał się otwartą dłonią za twarz, obserwując Melencrofta spomiędzy swych palcy. - Ty...taki silny, tak wspaniale wychowany, wielki Pan który zabije wszystkich co staną na drodze, musiał być uratowany przez najsłabsza osobę którą znałeś. WIĘC GDZIE JEST TWOJA SIŁA! - wydarł się tak że ciemność zafalowała. - Skoro ktoś cie ratuje, to znaczy że potrzebujesz jego pomocy, że jesteś słabszy niż on. Musiał uratować Cie starzec, którego za to zabiłeś i nazywasz się silnym!? Jesteś gorszy od zwykłego przegnitego ścierwa, ono chociaż ma tyle rozumu by się nie ruszać gdy wie, że jest bezużyteczne!
Richter oniemiał. On Zabił Pana Kaiku? Wydawało się to skrajnie niedorzeczne i niemożliwe. Na tą chwilę wolał o tym nie myśleć.
- Nigdy nie powiedziałem że jestem prawdziwie silny… skoro zwyrodniałe bóstwo bawi się mną, znaczy… że jeszcze zbyt mało siły posiadam Potrzebuje jej więcej… i więcej i więcej… - Richter nadymał się jak balon, by zaraz wypuścić chmurę żrących oparów. Zakręcił ostrzem nad głową by wprawić opary w ruch wirowy, by swoiste tornado żrących wyziewów uderzyło w szaleństwo. Potężny wymach posłał chmurę w stronę szaleństwa.
Riri wybił się do przodu niczym torpeda, a jego mrok roztrącał wszechobecne trujące opary niczym tornado. Podmuch stworzony przez Malencrofta był zdecydowanie za słaby, by przebić tak stworzoną defensywę. Metalowe szaleństwo, pojawiło się tuż przy Richterze, a jego dłoń uderzyła w napierśnik, przebijając się przez metal, i wbijając w ciało. Metalowe palce zagłębiły się głęboko w cielsko Calamitiego, tak że niemal dotknęły serca.
- Jesteś chodzącym umarlakiem.. a ono ciągle bije. - warknął Riri, stojący niemal ciało w ciało z Richterem. - Jesteśmy w twej głowie, tutaj nawet utrata serca Cie nie zabije… -wycedził przez zęby, ale mimo tego, nie zaciskał dłoni by go zmiażdżyć, trwając tylko w tej pozycji.
Richter uniósł delikatnie brew, jakby wcale nie grzebał mu w klatce piersiowej wytwór jego wypaczonego chorobą umysłu.
- Więc jak chcesz mnie… zabić? - Powiedział spokojnie wypuszczajac z dłoni Despair, które z głuchym brzdękiem uderzyło o czerń.
- Oj...ja tylko chce się wydostać z twej głowy. - zauważył Riri, szczerząc metalowe zębiska. - A to wygląda na o wiele lepsze, mieszkanko! - zarechotał, a Richter zadrżał czując, jak jego serce zaczyna nasycać się esncjom szaleństwa. Wyglądało to jak by Riri, rozpływał się w chmurę mroku, wciąganą przez dziurę w piersi. - Chcesz siły? Proszę bardzo. Wymienię swoją, za częściową wolność. Czy tego chcesz czy nie, ty chodzące ścierwo. -warknął.
- Nie potrzebuję ani… Ciebie ani nikogo innego!! - Wrzasnął próbując wyszarpać z siebie rozpływającą się sylwetke szaleństwa. Richter miał zamiar sam osiągnąć siłę o której marzył, nie miał także zamiaru oddawać swojego ciała urojonej zmory własnego umysłu.
- Nie walcz ze mną… Jak to mówiłeś, “Nikt nie rozumie mnie lepiej niż ty”, więc czemu teraz z tym walczysz? - dym chichotał głosem Ririego, kiedy Calamity, bez skutecznie próbował pochwycić go w swe przeklęte łapska. - Razem pokonaliśmy już raz Mirro, razem walczyliśmy z moim ojcem, teraz tez potrzebowałeś mnie by uciec od tego kradnącego tożsamość bubka. Czemu mnie odrzucasz… - szepty narastały z każda chwilą.
Choć sam nie chciał tego przyznać… Riri miał rację. Wiele razy pomógł mu wyjść z bardzo koszmarnych sytuacji. Richter zamarł na moment, by dokładnie przemyśleć swój następny wybór. Przecież już od dawna postanowił że odrzuci swoje człowieczeństwo… a raczej jego resztki, by zdobyć moc tak ogromną by nikt nie mógł już zagrozić ani jemu… ani Rose.
- Nie robię tego dla Ciebie…. robię to dla niej. - Mruknął tylko posępnie, opierając dłoń na twarzy. Przestał walczyć z Ririm…
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline