Nie trzeba było Galvinowi czegokolwiek dwa razy powtarzać. Zdjął z pleców swoją tarczę, bo a nóż ktoś z niej będzie mógł skorzystać, po czym chwycił w dłonie przerośniętą kuszę, którą targał ze sobą. Padł za burtę i kręcąc korbą jak szalony naciągnął stalową cięciwę. Odchylił wieko pudełka z bełtami i wyjął jedną sztukę układając ją w łożu.
Nie był dobrym strzelcem. Zawsze wolał komuś po prostu przyładować w papę. Jednak wziął podarek jaki mu dano. I policzkiem dla darczyńcy byłoby podarku nie używać.
Palcem wskazującym Galvin przekręcił kołek blokujący mechanizm spustowy. Nieprzyjemne metaliczne szczęknięcie poniosło się po barce. Piwowar wziął parę głębokich wdechów i wychylił się ponad burtę. Wziął orka na cel. Zamontowana przy celowniku podziałka mówiła mu jaką ma nanieść poprawkę na odległość. Przycelował...
I tak pewnie elfica pierwsza go ustrzeli, pomyślał Galvin.
Pozostawało wystrzelić do następnego, który się pojawi... albo tego który tam stoi, jeżeli Youviel się nim nie zajmie. Albo schować się i czekać na rozkaz do salwy. Ech. Rozgardiasz straszliwy tu mamy nie ma co. |