Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2015, 10:46   #61
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Pierwsza przed szereg wyszła dziewczyna o jasnych włosach i mocnym makijażu dodającym jej lat. Miała na sobie jeansowe postrzępione szorty i koszulkę w wizerunkiem Charles’a Mansona zawiązaną w supeł wysoko nad pępkiem. Typowy egzemplarz zbuntowanej nastolatki, którą musi być ciężko utrzymać w ryzach.
- Dzień dobry, to ja do pana dzwoniłam - wyciągnęła dłoń grzechoczącą od tanich metalowych bransoletek w kierunku Nathana. - Bardzo się cieszę, że państwo przyjechali.

- Dzień dobry. - odparł mężczyzna ściskając podaną mu dłoń. - Nazywam się Nathan Weston, a to April Perrineau. Państwo Craven jak sądzę?

Nathan ubrany był w proste, niewyróżniające się ubranie, na piersi zawieszone o kołnierzyk wisiały okulary przeciwsłoneczne. Mężczyzna mógł mieć najwyżej trzydzieści lat, jednak rzadkie, krótko ścięte włosy i zmarszczki wokół oczu nadawały mu wygląd osoby dużo starszej. Jego pogodny nastrój mocno kontrastował z ponurą atmosferą tego miejsca.

- Tak, tak - dziewczyna pośpieszyła z wyjaśnieniami. - Ja mam na imię Maddison. A to moja ciotka, Megan Romero, mój tata i bracia - Jake i Steven.
Potrząsnęła dłoń mężczyzny i zbliżywszy jeszcze twarz szepnęła konspiracyjnie.
- Tata ma sporo obiekcji więc nie róbcie wrażenia czubków, ok? - i puściła Nathanowi oko jakby ona sama za czubków ich co prawda uważała ale nie miała nic przeciwko ale ojcu to już radziła zdrowo naściemniać.

Mężczyzna skwitował uwagę dziewczyny z niezmiennym uśmiechem, po czym spojrzał na stojącego nieco z tyłu pana domu.

- Podobno mają państwo nietypowy problem związany z posesją. - tutaj ogarnął wzrokiem bryłę budynku. - W związku z czym zostaliśmy poproszeni przez Maddison o zbadanie sprawy.

April odrobię ociągała się przed wyjściem z samochodu. Dom skupiał całą jej uwagę na sobie, prawie jak by był żywym i funkcjonującym organizmem. Przez głowę przeszła jej niepokojąca myśl, tak jak by nie tylko ona czekała na spotkanie z tym co czeka na nią za drzwiami domostwa, ale i ono zdawało się oczekiwać jej. Nie podobał jej się fakt, że już w samym budynku czuła coś nieprzyjemnie niepokojącego.
Niechętnie, jakby z lekka się ociągając, otworzyła drzwi samochodu, mając wrażenie, że gdy tylko odwróci wzrok, zachęci to tego przyczajonego drapieżnika przed nią.
Przemogła się i budząc na stosunkowo ładnej twarzy uśmiech zwróciła oczy w stronę dziewczyny, z którą Nathan pogrążył się w rozmowie, akurat w momencie by usłyszeć komentarz dotyczący czubków, na który to miała wyraźną ochotę odpowiedzieć jakąś zgrabną i trafną ripostą jednak ciągły, przyćmiony ból głowy zniechęcił ją do dalszych działań prowadzących do jej wymyślenia.

Podchodząc do zgromadzonych na podjeździe splotła ramiona na piersi aby utrzymać przy sobie więcej ciepła, gdyż jej dziany, błękitny sweter, nie najlepiej chronił przed powiewami niesfornego wiatru. Słysząc, że Nathan przeszedł już do konkretów i zdążył ją przedstawić uśmiechnęła się do dziewczyny zachęcająco wyciągając jedynie w jej stronę dłoń. Na razie postanowiła nie wdawać się w szczegóły, ufała towarzyszowi na tyle, że wiedział co robi.

Nie dało się ukryć, że pojawienie się dwójki obcych ludzi na podjeździe na posesję nie wywołało u Daniela entuzjazmu. Po oczach i twarzy znać było zmęczenie i rozdrażnienie, które nie mogły być wynikiem jednej tylko nieprzespanej nocy. Przestraszonym jednak nie można było go nazwać. A przynajmniej napewno nie na pierwszy rzut oka prezentujący wysokiego, wyprostowanego mężczyznę, pana domu, który raczej niechętnym okiem oceniał nieznajomych “specjalistów od nietypowych problemów”.
- Dzień dobry Panu - odezwał się poważnie - I Pani. Nazywam się Daniel Craven. I zapraszam do środka.

Mężczyzna podziękował skinieniem głowy i ruszył za Danielem przypatrując się z ciekawością rosnącej z każdym krokiem frontowej ścianie. Rzędy okien znaczyły się czernią na tle białej ściany, jakby dom wpatrywał się w nich wieloma zapadłymi oczyma.

Przekraczając próg rezydencji April poczuła się ... obserwowana. Poczuła wyraźnie jakąś nienawistną, nawet nie nieprzyjazną, ale właśnie nienawistną energię skierowaną na nich. Być może na nią w szczególności. To miejsce ... wbirowało. Wibrowało wręcz szaleńczo. Wibrowało niesłyszalnym krzykiem. Wibrowało echami dawnych mordów, złych emocji, strachu i przerażenia. Oraz Śmierci. Śmierci, która wlała się w rozbudzone zmysły medium toksycznym "drgnięciem" duchowej rtęci. Brudnej i trującej. Czuła to. Czuła to bardzo silnie. Tak silnie, że aż pobladła i musiała przytrzymać się dłonią framugi by nie upaść.

Megan nie poświęcała zbytniej uwagi dyskusji. Wiedziała już, że Nathan nie obrazi się i nie odjedzie nie sprawdziwszy wszystkiego co tylko uda mu się sprawdzić. Wiedziała też, że Dan mimo sceptycyzmu także ich nie wyrzuci. Że jest gotów przemóc własne niedowierzanie dla ratowania rodziny. Dlatego też skupiła swoją uwagę na April, która z każdą chwilą wyglądała coraz gorzej. Kiedy kobieta wyciągnęła niepewnie rękę, by się podeprzeć, Meg nie wytrzymała i podeszła do niej, z wyraźnym niepokojem na twarzy.

- Co się stało, April? - bojąc się odpowiedzi, której nie chciała usłyszeć, nieświadomie przeszła na “Ty” choć odezwały się do siebie po raz pierwszy - Dlaczego tak zbladłaś?

Jasnowidzka przywołała na twarz niepewny uśmiech. Ci ludzie, którzy zaprosili ich do domu byli wystarczająco przestraszeni i zmęczeni aby już od progu karmić ich niepokojem jakie domostwo budziło w jej sercu.
Ich dom. Dom rodziny Cravenów…
To stwierdzenie w połączeniu z pełną nienawiści atmosferą tego miejsca, która na pewno nie została stworzona przez kochające się rodzinne grono wydawało się abstrakcją.
Nie. Możliwe, że wszystkie dokumenty własnościowe skrzętnie ułożone przez prawników i opatrzone odpowiednimi podpisami były jak najbardziej prawomocne, jednak w domu znajdowało się coś jeszcze, coś co wysysało energię z domowników i rosło w siłę pokazując im kto na prawdę tu rządzi.
Złapawszy równowagę sięgnęła chłodną dłonią do nadgarstka dziewczyny, starając się dodać jej odrobinę otuchy.
- Na razie nie chcę o tym mówić, a niejasności które odczuwam wypełniać bajką czy domysłami. Byłoby to wobec was nieuczciwe, nie sądzisz? - uniosła kąciki ust w delikatnym uśmiechu.

Megan trudno było odwzajemnić uśmiech, po plecach spłynął jej zimny pot. Ta wymijająca odpowiedź była gorsza, niż najgorszy opis ducha czy demona, jaki April mogłaby podać. Sama też wyraźnie zbladła i zachwiała się lekko. Po chwili jednak na jej twarzy pojawiła się determinacja. Nachyliła się lekko ku kobiecie i zaczęła mówić na tyle cicho, by nie słyszała jej reszta rodziny. Tylko April.
- Nie wiem, co tu zobaczyłaś i co dokładnie wiecie od Maddy, ale… jest coś, co może być ważne. Parę nocy temu ukazała mi się… - lekkie zawahanie w drżącym głosie świadczyło wyraźnie o tym, że Meg bardzo przeżyła to “spotkanie” - ...moja siostra. Ona… popełniła samobójstwo. Była żoną Daniela. Nie wytrzymała psychicznie… nieważne. - mówiła coraz szybciej, chaotycznie - Kiedy jej zabrakło… zbliżyliśmy się do siebie. Z Danem. A teraz mi się pokazała… zupełnie jak nie ona… to było straszne, okrutne widmo… zamknęła mnie w pokoju… rzuciła mną o drzwi… a potem wrzasnęła “oni są moi”... boję się, że chce się... mścić… - nabrzmiały łzami głos zadrżał jej wyraźnie, ale znów udało jej się opanować - pomóżcie nam… Karen… kruki… nigdzie już nie będziemy bezpieczni jeśli nam nie pomożecie… - szepnęła jeszcze i rzuciwszy ostatnie błagalne spojrzenie April, uciekła do kuchni, gdzie czuła się jeszcze bezpiecznie, natychmiast zajmując się “normalnymi” czynnościami takimi jak wyjmowanie filiżanek do kawy i krojenie ciasta.

***

We wnętrzu wskazano nieznajomym salon by się rozgościli i zaproponowano coś do picia. Kawa w dzbanku była już letnia, ale jej kolor budził znacznie przyjemniejsze skojarzenia od podawanego w kafejkach instantu. Na tacy znalazło się również upieczone dwa dni temu przez Megan ciasto orzechowe.
- Chciałbym, żeby to już na wstępie było dla Państwa jasnym. - powiedział Daniel siadając w fotelu - Moja córka Maddison to bardzo bystra i zaradna dziewczyna, która jednak nie wyznaje niczego co się odbywa pomiędzy pomysłem, a jego realizacją. Nie skonsultowała Państwa odwiedzin ze mną. Proszę więc nie traktować tego spotkania w żaden wiążacy sposób. Tak więc... słucham. Czemu uważają Państwo, że mamy nietypowy problem? Czemu sądzą Państwo, że są Państwo w stanie nam pomóc? I co zdaniem Państwa by się z tym wią… Czy coś się stało?
Tak jak wcześniej mówił głównie do Nathana, tak to ostatnie pytanie było skierowane do April.

Nathan objął ramieniem swoją towarzyszkę i pogładził po ramieniu dla otuchy poważniejąc na moment, po czym zabrał rękę i skupił uwagę na panu domu.

- Otrzymaliśmy wczoraj telefon od pańskiej córki. - zaczął Nathan starając się odwrócić uwagę od April. - Maddison streściła nam po krótce historię waszego pobytu w tym domu, wyraźnie zaznaczając, że dzieją się tutaj rzeczy trudne do wyjaśnienia w logiczny sposób.

- Tak. - potwierdził z maskowanym zniecierpliwieniem pan Craven - O tym mi już córka wspomniała, panie Weston. Ale nadal nie wiem co Państwo tu robią. Czego oczekują. I czemu po jednym telefonie od nastoletniej dziewczyny, który choć wcale nie jest, mógł być żartem, następnego ranka zjawiają się u nas.

- Pana dzieci udały się z prośbą o pomoc do naszej dobrej znajomej, pani Irene Pulasky, której osądowi nauczyłem się ufać, a ta przekazała im numer kontaktowy do nas. Co więcej rozmowa, ktorą przeprowadziłem z Maddison wcale nie brzmiała jak dowcip. Poza tym nie są państwo pierwszą rodziną, która sygnalizowała problemy związane z tym domem, co zapewne już państwo odkryli. Sam dom także owiany jest ponurą sławą i nosi brzemię dwóch zbrodni, których przyczyn nigdy nie udało się.wyjaśnić.

Nathan spoważniał odrobinę i ciagnął dalej. - Co możemy państwu zaoferować? Przede wszystkim możemy spróbować potwierdzić, czy rzeczywiście zdarzenia jakie mają tu miejsce mają charakter nadprzyrodzony bez narażania państwa na nieprzychylne spojrzenia ze strony osób postronnych. Mam na myśli potencjalną obecność istot znanych jako duchy, upiory, zjawy, widma, albo inne tego typu zjawiska. Jeśli okaże się, że istotnie mamy do czynienia z czymś nadnaturalnym, być może April będzie potrafiła się z owymi bytem skomunikować i odkryć przyczynę takiej obecności.. - narastające zdumienie na twarzy Daniela nie wróżyło najlepiej, jednak Nathan kontynuował. - Proszę się nie martwić, nie oczekujemy w zamian zapłaty. Może pan myśleć o nas jak o ludziach z misją, chociaż osobiście traktuję to raczej jako hobby. Przyznaję też, że od dawna szukałem okazji do zbadania domu Hortona z uwagi na krążące wokół niego domysły, ale skoro moja praca może przynieść komuś pożytek, tym lepiej.

Daniel przez jakiś czas nie odpowiadał. Nie mógł przemóc tego pierwszego wrażenia, które zrobił na nim ten człowiek. Złego wrażenia. Związanego głównie z wyklejonym na jego twarzy niczym wizytówka, uśmiechem. Przez myśli niczym drwiące echa przebrzmiewały mu najgorzej brzmiące słowa wypowiadane uśmiechniętymi spod wąsa ustami. “Duchy”, “Hobby”, “Okazja”. Wiedział, że sam siebie w ten sposób napędza oceniając tego człowieka, ale jak mu Bóg miły ciężko mu było się przemóc.

- Nie ma niczego złego w oczekiwaniu zapłaty za wykonaną pracę panie Weston. Martwi mnie jednak, i tu proszę o zrozumienie, Pana pewność siebie i Pana nastawienie. W ciągu ostatnich dni widziałem rzeczy, w które gdy je wspomnę, do tej pory nie wierzę. Rzeczy, które nie tylko budzą strach, ale i które okazały się niebezpieczne dla mojej rodziny. Rzeczy, które nie powinny być niczyim hobby. Proszę mi wobec tego wyjaśnić,jeszcze dwie sprawy. Jakie ma Pan doświadczenie w temacie i czy jest mi Pan w stanie zagwarantować, że to co by Pan z Panią Perrineau tu zrobili nie naraziłoby mojej rodziny na dodatkowe ryzyko.

Napięcie na twarzy Daniela i jego poważny ton zdawały się działać na Nathana pobudzająco, jakby nerwowość z jaką głowa rodziny Cravenów utwierdzały go w przekonaniu, że sytuacja jest warta uwagi. Zaraz jednak się opanował rezygnując z uśmiechu małego chłopca, który trafił do sklepu z cukierkami na rzecz poważniejszej miny i adekwatnego tonu, bardziej pasujących do powagi chwili.

- Absolutnie rozumiem Pana nastawienie do nas i przepraszam jeśli moje zachowanie mogło Państwa urazić. Znamy się ledwie kilka minut, do tego mówimy o sprawach, które mogą być dla Państwa trudne. Badaniem zjawisk paranormalnych zajmuję się od wielu lat, głównie z ciekawości, choć mam także pewne osobiste powody. Prawdę powiedziawszy większość przypadków zgłaszanych jako nadprzyrodzone okazuje się być nieprawdziwa, stąd dystans z jakim podszedłem do zagadnienia, za co jeszcze raz przepraszam. Nie przeczę, że w mojej karierze zdarzały się przypadki prawdopodobne, albo przynajmniej niewytłumaczalne, jednak sam Pan rozumie, że w tej materii nigdy nie można być pewnym.

Nathan badał przez moment reakcję Daniela, kątem oka obserwując zachowanie April, która od dłuższej chwili wpatrywała się intensywnie w ciemny korytarz prowadzący na tyły domu. Fakt, że nie przerwano mu od razu wziął za dobrą monetę, bo podjął dalej temat.

- Zawodowo zajmuję się nagrywaniem i obróbką obrazu oraz dźwięku, przeważnie dla stacji telewizyjnych. Jak już informowałem Maddison telefonicznie, jeżeli rzeczywiście w tym domu mamy do czynienia z istotą nadprzyrodzoną, będę potrafił ją zlokalizować za pomocą mojej aparatury, natomiast pani Perrineau może pomóc skontaktować się z ową istotą. O ile pierwsza część jest całkowicie bezpieczna, o tyle druga, cóż… nie możemy ręczyć za to czym owe zjawisko może być i co zrobić, prawda?

- Chce go pan nagrać? - do rozmowy wtrąciła się Maddison, która niemal zniknęła z planu dając ojcu czas by oswoić się z sytuacją a teraz wróciła z tacą zmrożonej lemoniady. - W jakim sensie? Dlaczego niby pańska aparatura miałaby nagrać ducha? Proszę mi wierzyć, gdyby dało się go usłyszeć, gdyby… no sama nie wiem, emanował jakieś dziwne fale czy coś... ja bym go usłyszała. Z drugiej strony kamery mogłyby stanowić dowód. Może nie byłoby widać ducha ale na pewno zarejestrowałaby się scena jak lewituję za jedną nogę pod sufit - stłumiła nieco nerwowy chichot. - Choć… teraz wszystko zwala się na efekty specjalne. No nic - przysiadła obok ojca, na rogu kanapy i zaczęła niemal beztrosko rozlewać napoje.

- Są różne sposoby rejestrowania, chociażby podczerwień, albo sensory ruchu, ale chyba nie będziemy teraz w to wnikać, prawda? Poza tym zapewniam, że jak najbardziej da się potwierdzić autentyczność nagrania, jeśli będzie potrzeba.

- Cokolwiek to jest co będzie Pan robił, jedna sprawa niech pozostanie jasna - ton głosu Daniela mógł się wydać po udzielonych wyjaśnieniach już pozbawionym zwątpienia. Choć nie musiał. Pan Craven wziął jedną z wysokich szklanek w dłonie. Nie napił się jednak od razu - Nie będziecie Państwo samowolnie wykonywać na razie żadnych działań poza wspomnianą obserwacją. Cokolwiek się dzieje w tym domu, jest to teraz Dom Cravenów, a nie Hortona. Mieszkam tu ja, siostra mojej żony Megan, mój ojciec Arnold i trójka moich dzieci, z których tylko Jake’a jeszcze państwo nie poznaliście - tu wskazał na stojącego przy oknie syna - A Państwo jesteście naszymi gośćmi. - Westchnął i spojrzał po zgromadzonych.

- Czy wszyscy są za? - Wpierw obrzucił taksującym spojrzeniem członków rodziny. Potem gości. - Byłbym zapomniał. Jeśli chcecie Państwo u nas nocować, to tylko salon jest do dyspozycji. Pokoi sypialnych nie polecam. A na czas tej obserwacji my wszyscy też będziemy tu spać. Koców i materacy jest dość.

Dopiero teraz napił się lemoniady.

- Aye, aye sir - Maddy przyłożyła dłoń do czoła w parodii salutu. Chyba tylko jej, z niewiadomych do końca przyczyn, dopisywał humor. - Całe szczęście, że dziadek się znalazł. Zajrzę do niego - przeniosła wzrok na brata i gestem wskazała drzwi. - Steve, idziesz ze mną?

Steven spojrzał na ojca, skinął głową w geście aprobaty, po czym odrzekł

- Tak, właśnie chciałem do niego też zajrzeć.

I poszedł śladem Maddison, pozostawiając wszystkich w salonie.

April na razie jedynie obserwowała rodzinę z dystansem i pewnym podziwem. Osoby tak różne od siebie charakterem, mieszkające pod jednym dachem. Nathan był profesjonalistą, a jego wypowiedzi, nie trzeba było uzupełniać, dlatego też pozwoliła mu mówić, przynajmniej na ten moment, za ich oboje. Ona sama, postanowiła nie mówić zbyt wiele, zwłaszcza do momentu, w którym będzie mogła podać jakieś konkretne odpowiedzi. Miała wrażenie, że rzucając na prawo i lewo osądami straciłaby posłuch zwłaszcza u głowy rodziny, który wydawał się być mężczyzną twardo stąpającym po ziemi.

- Jeśli to nie będzie problem, chciałabym uczestniczyć w rozkładaniu sprzętu… wiem conieco o sprzęcie i chętnie nauczę się więcej. - Megan uśmiechnęła się blado, odprowadzając wzrokiem rodzeństwo idące do Arniego - Poza tym… bezczynność mnie dobija. Nie zniosę biernego oczekiwania. - zerknęła przelotnie na Daniela, wyprostowała się lekko i dodała, jakby chciała zatrzeć wrażenie bezsilności wynikające z poprzednich zdań - Poza tym… ktoś musi wiedzieć dokładnie, co robicie i pilnować, żebyście nie nabałaganili za mocno.
Nawet w jej uszach dowcip zabrzmiał marnie, ale mimo to uśmiechnęła się szeroko jak na promocji książki.
- Zaczynamy od razu?
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Nimitz : 13-04-2015 o 21:14. Powód: zmieniłam kolejność słów w mojej wypowiedzi gdyż zdawoło się że biorę męsość głowy rodziny pod wątpliwość - Nimitz
Marrrt jest offline