Harry bez słowa sięgnął za pazuchę i podał agentowi dużą, płaską piersiówkę. Znajdujący się w niej płyn miał oleistą fakturę benzyny i podobnie cuchnął, ale kopał. I to kopał porządnie. Kiedy Ted wziął swoją działkę, rusznikarz wyjął flaszkę z jego palców i sam pociągnął tęgi łyk.
- Stare demony, co bracie? - zagadnął, przysiadając obok Spectera i wpatrując się w małego trupa pustym, nieobecnym wzrokiem - One nigdy nie umierają. Sprawy z twojej przeszłości, które wydają ci się totalnie pogrzebane, a jednak wracają, jak złe sny. - położył sobie obrzyna na kolanach, wyciągnął z kurtki cygaro, odgryzł końcówkę i odpalił. Potem rozłożył broń i zaczął pakować do środka nabój.
- Musisz coś wiedzieć, Ted. Miałem ci powiedzieć to w aucie, ale wyskoczył ten baby-zjeb... - powiedział Harry w przestrzeń, jakby nie zwracając się do nikogo konkretnego - Wiesz, nie robię tylko w gnatach. Prowadzę też taką małą agencję... Załatwiam braciom z armii robotę, kiedy wracają do cywila. W ochronie, na misjach... Żeby mogli sobie dorobić do emerytury. Korpy i różne organizacje zawsze potrzebują doświadczonych cyngli. - spojrzał na Teda i zatrzasnął gnata - Zasada jest jedna: nikt nie zadaje pytań i nie grzebie w papierach. Ale ostatnio coś się zmieniło. Ktoś różnymi kanałami szukał ludzi. Podawał bardzo specyficzne kryteria, jakby miał ich teczki. Wiem, że sprawdzał też w innych agencjach i też na ulicy... widziałem nazwiska, Ted. Było tam twoje. I wiele, wiele innych. Prywatne informacje, przebieg służby; generalnie gruba sprawa. A zapytanie przyszło stąd, z Dystryktu. To była ostatnia nitka, jaką udało mi się złapać; potem urwali kontakt. - westchnął - Shieeeet... Stary, myślałem że ten mały czarnuch przyszedł po mnie, bo za bardzo węszyłem za zleceniodawcą. O co chodzi, Ted? Co to za kosmiczny szajs się tu odpierdala? Jaką masz historię z tą kongijską maszynką do mięsa? - spytał, kiwając cygarem w kierunku zwłok cyborga.