To było niemalże bolesne. Napawać się strachem orka, jedynie po to, by za chwilę uspokoić cały ten strach i powolutku zamieniać go w spokój i pewność siebie. Jednak stary wódz mógł się przydać. Umocnić strach pozostałych orków, zapętlić się sam w potrzebie ciągłego udowadniania wszystkim że jest najlepszy i najpotężniejszy. A przecież nie był. Starzał się i to szybciej niż by tego chciał lub mógł do tego dopuścić. Upadek z pozycji wodza skończyłby się pewnie śmiercią, a ork nie chciał umierać. Tego najbardziej bała się większość żywych i myślących istot.
Fihyr musiał się zastanowić, czy lepiej będzie manipulować starym wodzem, czy jakimś młodzikiem, który dopiero co mógł zwyciężyć. Wódz wiedział jakie ma własne siły, sporo doświadczenia za pasem i mało złudzeń. Nocami dręczyły go koszmary i wizje zbliżającego się końca. Więc i najłatwiejszym pokarmem. Młody mógł jeszcze przypadkiem uwierzyć że cokolwiek zależy od niego, a nie o to tutaj chodziło.
Wraz z nastaniem dnia próby, zostało tylko wesprzeć starego orka berserkerskim szałem i odrobiną mocy, jaką sam Ssffhar otrzymał od istoty. Później miał zamiar zmuszać orka do udowadniania wodza że faktycznie jest najpotężniejszy i choć w minimalny sposób zasłużył na to miano. Powolne wyławianie mieszkańców wioski, pokazanie że orki mają jeszcze w sobie cokolwiek z ognia swoich przodków. Nie wspominając o strachu, jaki powstałby wśród mieszkańców. To byłby dobry punkt zaczepienia. Jednak najpierw stary wódz musiał zwyciężyć ponownie.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |