Bimber był naprawdę mocny i wonny. Momentalnie rozgrzał żołądek i głową Spectera mocno przy tym wykrzywiając mu gębę. Kiedy Harry rozpalił cygaro, on rozpalił szluga i wsłuchał się w basowy murzyński głos przyjaciela, który mógłby równie należeć do doświadczonego kaznodzieja. Zaskoczył Teda mówiąc o swoim interesie na boku, stary zaradny Harry. Zaniepokoił jednak kiedy wspomniał o węszeniu w jego aktach, nawet gorzałka nie powstrzymała fali dreszczy biegnących od kręgosłupa. To znaczyło jednak tyle, iż był bliżej rozwiązania całej sprawy, swojego samobójczego katharsis.
-Demony przeszłości. To prawda one zawsze wracają, ale to tej pory działo się to tylko w koszmarach. W dolinie Konga był taki bogaty watażka, zbijający interes na kamieniach. Ulepszał biedne dzieciaki tanią cybernetyką. To tyle. O reszcie nie chce rozmawiać. Właśnie całe to gówno tamtego miejsca przebiło mi się przez podświadomość a miałem dziś i tak koszmarny dzień- stwierdził Ted i zaciągnął się kompulsywnie resztką viceroya- Zresztą pewnie widziałeś moje akta. Jakie to były specyficzne wymagania, które szukają te skurwiele?- powiedział już chłodno i z pełną typową dla siebie determinacją.