Jeremy patrzył na Eryka z przestrachem w oczach.
- Jakie kurwa magiczne mambo jambo?! Co ty pieprzysz człowieku?! - Wdech, wydech, trzeba się uspokoić. Widział już kolesia, który się przemieszcza szybciej niż rzucane przez niego piłki więc to co mówił Ponti nie było jakoś szczególnie dziwne. Spojrzał w stronę krzaków, w których według kolegi ktoś siedział.
- Jesteś pewny, że to jeden z tych dobrych? No i co tam mówiłeś o sołtysie? Naprawdę chcesz się spotkać z jakimś niedojebem, który rządzi tym zasranym zadupiem? - Willians podniósł z ziemi większy kamień i wycelował, rzucił w tego, który się nieubłaganie zbliżał, miał nadzieję, że go tym nie wkurzy. Chciał jednak zobaczyć, czy bestia cokolwiek czuje.
- Swoją drogą, czas spierdalać. |