Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-04-2015, 18:23   #91
 
t0m3ek's Avatar
 
Reputacja: 1 t0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znany
Policja... Policja ma broń, a już jedną osobę z bronią tu spotkali i J nie miał najmniejszego zamiaru spotkać następnych napaleńców.
- Eryk kurwa, niczego nie dotykaj! To może być zakażone jakimś gównem. - Williams miał fioła na punkcie czystości, zresztą było widać po jego włosach postawionych na żel i nieskazitelnej skórze wygładzanej codziennie kremami. No właśnie, dzisiaj ich nie użyje... Na szczęście (?) miał teraz ważniejsze problemy na głowie.
- Nie wiem jak wy ale ja nie chcę spotkać kolejnych pacanów z bronią. - Na wychodzącego z szopy "stracha na wróble" nic nie powiedział. To wszystko był zbyt pojebane.
- Trzeba uciekać, Ponti prowadź, ty masz broń. - Niepokoiło go to, że kolega podniósł sierp. To coś mogło pozbawić życie już wielu ludzi. Jerry zachowując czujność ucieka dalej z resztą, po drodze łapiąc jakiś kamień albo kilka, którymi będzie mógł rzucać i trzaskać głowy.
 
t0m3ek jest offline  
Stary 09-04-2015, 19:04   #92
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Nie było opcji, by jakkolwiek się ruszyć. Nawet za cenę życia kogoś innego. Własne ryzyko było znacznie groźniejsze. Odwróciła wzrok nie chcąc patrzeć na rozgrywające się tam sceny. Skazała się jednocześnie na torturę dźwięków, podobnie jak z grubym Prestonem.To, czego nie chciała słyszeć to krzyki i odgłosy tortur. Strzały i jakiekolwiek dźwięki zadawania bólu również nie należały by do puli, obok której mogła by przejść bez większych emocji.

Nie mniej słyszała rozmowę. Rozpoznała nawet głos taniego kadru Warda. Druga osoba milczała. Akcent głosu policjanta świdrował w uszach i jeżył strasznie włosy na ciele. Gdyby była na jego miejscu nie wiedziałaby jak to rozegrać. Jego materiały były do dupy, ale umiał trzeźwo myśleć. Można było użyć podobnego podejścia, gdy sytuacja się powtórzy. Czyżby właśnie powstał komentarz do Warda po raz pierwszy bez krytyki? Święto lasu.

Żadnego wychodzenia. Póki wszyscy groźni nie polezą. Póki nie będzie spokojnie.
 
Proxy jest offline  
Stary 10-04-2015, 10:10   #93
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
PRESTON

Gordon był spryciarzem – tego nie można mu był zarzucić. I potrafił zachować zimną krew. Wskoczył do pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi, prawie w ostatniej chwili. Widział już, jak drzwi do pokoju, z którego zwiał tuż przed pokrzywionymi popaprańcami otwierają się szeroko.


Oddychał ciężko. Pot skapywał mu po ciele. Wstrzymał oddech starając się nawet nie pisnąć, by ścigający go dewianci nie domyślili się, gdzie się ukrył.

I wtedy usłyszał, że nie jest w pokoju sam.

Zimne ciarki przeszły mu po plecach.

Poczuł słodkawą woń nadpsutego mięsa, kwaśny zapach moczu i żelazisty odór krwi wymieszane w jedne, paskudny fetor, od którego żołądek podchodził do gardła.

Preston usłyszał, że ktoś w pokoju oddycha. Usłyszał świszczący, nieregularny odgłos pracujących płuc. Pomieszczenie było ciemne a on bal się je rozświetlić, bał się odwrócić. Chociaż wiedział, że jak tego nie zrobi, coś może wskoczyć mu na plecy.

WARD, JORDAN

Kiedy szli w stronę radiowozu - czyli na sobie wzrok policjanta. Dosłownie go czuli. Niemal fizycznie. Jak drapieżnik obserwujący ofiarę. Lub nieufny stróż prawa, który spotyka podejrzaną parkę gdzieś w nocy.

Byli dosłownie trzy kroki przed samochodem, kiedy światła radiowozu zaczęły dziwacznie pulsować i zgasły. Podobnie rzecz miała się z reflektorami pojazdu. Zamigotały raz, czy dwa, by po chwili zgasnąć całkowicie pogrążając świat w niespodziewanej ciemności.

Z przodu usłyszeli trzask drzwiczek i zgrzyt skruszonego asfaltu pod podeszwami ciężkich butów. Obok samochodu pojawiła się czarna, wysoka sylwetka – zapewne policjant wysiadł z wozu, by zobaczyć, co się stało.

Albo…

Z miejsca, w którym stał policjant doszedł ich nagle dziwny dźwięk. Bulgotliwy, mlaszczący, wilgotny odgłos kojarzący się z rozcinanym mięsem. W nozdrza Warda i Jordan buchnął potworny odór spalenizny – szczypiący w oczy i śmierdzący czymś organicznym.

Stojący do tej pory nieruchomo kształt rzucił się w ich stronę wydając z siebie paskudne mlaskanie.

Wszystko to – od awarii świateł, aż do ataku – trwało ledwie coś około kilkunastu sekund!

Jordan znów krzyknęła. Tym razem nieco ciszej.


PONTI

Ponti poczuł ciężar broni w ręku. Przyjrzał się pobrudzonemu ostrzu. Dziwny dreszcz przeszył jego przedramię, popłynął wyżej, górę przez łokieć, ramię i bark aż do głowy.

Ponti przymknął oczy poddając siętej niespodziewanej pieszczocie. Temu dość przyjemnemu uczuciu … władzy, siły, spełnienia. Przez chwilę miał ochotę zobaczyć, jak sierp rozcina czyjąś skórę, jak przecina gardło. Miał ochotę widzieć, jak krew wylewa się z ran, jak chlusta naokoło. Chciał czuć jej smak, chciał czuć jej woń, chciał … zabijać. Odbierać życie.

Chciał ciąć, rąbać, szarpać, mordować …

Chciał….

Wziął głęboki oddech i zapanował nad tą nagłą falą sadystycznych, morderczych, mrocznych pragnień.

Spojrzał w dół i ujrzał, że sierp spływa świeżą czerwienią. Zamrugał oczami. Nie widział już świateł radiowozu lub karetki przed sobą. Tylko coś, co przypominało szkarłatną mgiełkę. Kilka kroków od siebie w krzakach zobaczył jakiś czerwony, wypełniony pulsującą krwią, ukryty kształt. Ktoś czaił się, nieświadomy tego, że Ponti go widział. Widział tą ciepłą wspaniałą, życiodajną substancję płynącą w tak nietrwałym, łatwym do pocięcia opakowaniu z mięsa, skóry i flaków. Przez chwilę rozważał myśl, aby podejść i poderżnąć gardło tej ukrytej, nieświadomej zagrożenia osobie i cieszyć się bulgotliwym dźwiękiem, kiedy przez rozchlastaną krtań ofiara będzie próbowała złapać oddech, a płuca zaleje jej tylko własna, gorąca krew.

Zrobił chwiejny krok do przodu i znów odzyskał zdolność logicznego myślenia. Na chwilę, nie wiedział jak długą…

Willians miał rację… Coś było nie tak z tym cholernym sierpem!


WILLIANS, ORTIS

Ruszyli szybko za Erykiem, który jednak poruszał się jakby nieco wolniej, ostrożniej. Brnęli przez krzaki kierując się w stronę drogi.

Willians i Ortis spoglądali to za plecy, to na siebie, to na idącego przed nimi Pontiego.

Postać w płaszczu i kapeluszu zbliżała się powoli lecz nieubłaganie w ich stronę. Wiedzieli, zębak nie przyspieszą kroku, nie zaczną biec, nie znikną mu z oczu i nie poszukają sobie jakiejś kryjówki, to będzie po nich. Dziwny prześladowca dopadnie ich i zapewne potnie na kawałki swoją bronią. Widzieli już, jaką brutalną siłą dysponował i wiedzieli, że w bezpośredniej konfrontacji mają raczej marne szanse.

Na swoich twarzach Willians i Ortis widzieli tylko strach. Prawdziwe, wykrzywiające rysy przerażenie.

A Ponti. Cóż. Słyszeli, jak szepce coś pod nosem. Widzieli, że zatrzymał się w pewnym momencie całkowicie. Słyszeli, że oddycha ciężko, chrapliwie jak biegacz po maratonie. Działo się z nim coś bardzo, bardzo niedobrego.

Trzasnęła gałązka. Odwrócili się szybko.

Ich prześladowca był jeszcze bliżej!

I nagle światła radiowozu zgasły.

COLLINS, BROOKS, PETROVSKI, FOX

[FRAGMENT NAPISANY PRZEZ GRACZY, LECZ NIE WRZUCONY PRZEZ NIKOGO Z NIEWIADOMYCH POWODÓW, PO GWIAZDKACH JEST „PARTIA MG”]

- Świnie? – Powiedział niespodziewania Victor. - Serio? W takim wozie, nawet na takim zadupiu… szlag to nie jest wcale dobry zwiastun, co nie? - mruknął bardziej do siebie niż do reszty. - Tam też pewnie jest gość, który ma spluwę, nie? Z tą tylko różnicą, że ma też odznakę.

- Wolisz miejscowych redneck’ów ucinających głowy linkami albo rozwalających je ze swych gnatów? - spytał na pory ironicznie Jack zmuszony no biernej obserwacji zakładania kolejnego opatrunku z ubrań kolegów na swoje pokaleczone dłonie. Miał nadzieję, że tym razem przetrwają one dłużej. - Zresztą kurwa nie wiem co to było… - warknął zirytowany gdy przypomniał sobie, że jakoś brak głowy nie przeszkadzał założyć matematykowi wór… No właśnie na głowę… Tę świeżo zgilotynowaną wraz z jego palcami… I niemrawo bo niemrawo ale biegać i hasać dalej. To było tak zryte i nienormalne jak to tylko możliwe a nawet bardziej.

- Dzięki Lori… - mruknął w podziękowaniu. Czuł się kijowo i wiedział, że musi się oszczędzać bo nie wiadomo ile te improwizowane bandaże mu potrzymają. - Jak dla mnie to to chyba jakaś mała wiocha jest. Może ktoś usłyszał strzały i zadzwonił po gliny. Nie musiał przyjechać z sąsiedniego podwórka. Powinien mieć radio i łączność z bazą co go wysłała. - myślał na głos motocyklista wpatrując się w błyskające w oddali błękitnawe światło policyjnego koguta.

Był gotów zaryzykować pogawędkę z glinami.

-Tylko dlaczego ktoś tam wrzeszczał? Ja się stad nie ruszę, chcę przeczekać do rana, a potem nawet na piechotę, byle dalej od tego przeklętego miejsca.
Loretta myślała intensywnie. Przecież stary piernik na pewno nie mieszka tutaj od wczoraj. Rąbał do nich z broni jakby do kaczek, nie kryjąc się wcale. A co jeśli cała mieścina była w zmowie? Poza tym wciąż nie wiedziała co właściwie zobaczyła w rzece. Nie, lepiej było przyczaić się i sprawdzić co się wydarzy. Nie zamierzała za nikogo nadstawiać karku.

- Do rana jeszcze daleko… - mruknął cicho Victor mrużąc oczy w stronę radiowozu. - Do tej pory mamy w tej mieścinie morderców zastawiających pułapki przy użyciu trupów i zwyczajnych szaleńców strzelających do tego co się rusza. Policja tutaj najwyraźniej nie jest zbyt potężna czy szanowana. Pierdolę. Ja chcę go obejść, z wami czy bez was, bo czekać w jednym miejscu, to jak wymalować sobie tarczę celowniczą na plecach - pokręcił głową wzdychając ciężko. Spojrzał po wszystkich, najpierw na każdego z osobna i później na ogół towarzyszy.

- Przyznam szczerze i nikogo to nie zdziwi, że mam was za ciężkich zjebów, ale wiem, że żadni z was mordercy. Kto jeszcze kręci się po tej wiosce, nie wiemy, więc najlepiej będzie trzymać się siebie i tylko siebie. Panimajesz? - spytał Jacka głosem wyrażającym rasową wyższość. Kalecy to podludzie, szczególnie tacy, którzy doprowadzili się do takiego stanu z własnej winy.

- Lori… Chcesz czekać tu do rana? Dokładnie tu? W tym przydrożnym rowie? A jak ci kapturnicy przelezą przez most? - odezwał się Jack z rezerwą na słowa dziewczyny. Rozumiał powody ale przydrożny rów raczej wydawał mu się słabą kryjówką.

- Pewnie, że nie tutaj w rowie. - zdziwiła się Chodzi mi o to żeby unikać miejscowych… Nie ufam nikomu i ten cop nie będzie wyjątkiem.

Normalnie pierwsza popędziłaby w stronę policyjnego samochodu, ale po takim przywitaniu, jakie zgotował im staruch i po tym co w polu stało się z drugim nauczycielem i choćby Brooksem bała się nawet strachów na wróble.
Poza tym tamci w polu musieli się jakoś poruszać, bo przecież nie łaziliby na piechotę? A może to właśnie miejscowy szeryf jest jednym z nich? Zdawała sobie sprawę, że popada w paranoję, ale tej nocy wolała być uznana za wariatkę niż martwa.

- A tamten koleś… - głośno myślał Brooks.- Chuj wie… Może mu odbiło akurat dzisiaj… Może coś se dziabnął, może mam być pecha w złym miejscu i czasie? Chuj wie… Ale gliniarze nie muszą być miejscowi. A co do reszty miejscowych… Nie wiem… Bez nich, bez ich telefonów stacjonarnych czy samochodów ciężko będzie się stąd wydostać. Ryzyk fizyk generalnie.

Myślał Brooks na głos zastanawiając się nad sytuacją. Byli we wsi czyli każdy kąt miał swojego właściciela. Na jakikolwiek płot czy bramę by nie wleźli pakowali się komuś w rympał. Trzeba było się liczyć więc z nerwową reakcją. Zwłaszcza, że Jack całkiem na serio rozważał “skubnięcie” cudzej bryki jesli by była okazja. No a z drugiej strony to średnia statystyczna, rachunek prawdopodobieństwa i takie tam wskazywały, że cholera ktoś musi tu mieszkać w miarę normalny chociaż. Szkopuł w tym, że ani na pierwszy ani na drugi rzut oka nie szło rozpoznać zamiarów takiego tubylca. Ten facet co otworzył Stolz’owi też z początku gadał normalnie a potem równie normalnie rozwalił mu łeb.

Zaczerpnął tchu.

- Nie wiadomo kto jest w tym mieście Victor. Może to jeden psychol czy jakaś sekta albo co. - wzruszył motocyklista ramionami na słowa kolegi. Milczał chwilę zastanawiając się nad tym. - Choć mi się wydaje, że jeśli ktoś się szwenda po nocy to zwiększa szanse, że coś z nim nie tak. Normalsi raczej jak tu są chyba raczej czekali by w domach słysząc strzelaninę… Tak mi się wydaje ale nie wiem… Ja podobno mam problemy z kontrolowaniem agresji… - rzekł cicho Jack.

Akurat co by zrobił czy sądził jakiś jego przeciętny rówieśnik nigdy nie był pewny. W końcu on coś mówił czy robił wedle własnego uznania a potem pretensja, że właśnie znów kogoś pobił, jest za agresywny i w ogóle, że są z nim problemy.

- Panimiał. – dodał na koniec. - Ale czego do mnie mówisz jakbyś się woził co? Jak na razie miałeś skombinować apteczkę i co? Masz ją? Byłeś w ogóle w autobusie? - spytał patrząc na Victora bo jakoś nie podobało mu się jego spojrzenie i ton. Gadał i się gapił jakby dymu z nim szukał. Też se moment i oponenta znalazł.

- Przestańcie - wtrąciła się Loretta - jeszcze tego brakuje, żebyście się za łby złapali. Nie musimy się lubić, ale w grupie mamy większe szanse na dożycie dwudziestki.

Testosteron jak zwykle mieszał facetom w głowach. Naburmuszona patrzyła na chłopaków gotowa ich rozdzielić w razie konieczności.

- Jeszcze ściągniecie na nas uwagę. – dodała

- A ja bym spróbował z tymi glinami. Można podejść bo to i tak po drodze przed nami. Z bliska zobaczymy koło czego oni tam chodzą. Skoro są na kogucie to muszą mieć zgłoszenie i do czegoś przyjechać. - akurat w sprawach gliniarskich interwencji Jack się uważał za klasowego eksperta. Bo to raz po Jack’a z jakiejś tam okazji przyjeżdżali albo on zwiewał bo już byli po niego i jemu poodbnych kolegów w drodze?

- Podejść można, ale nie za blisko. - odpowiedziała - Na tyle, żeby nie mógł do mnie wypalić z rewolweru - pomyślała.

- I tak, żeby nas nie widzieli od razu. Lepiej się upewnić, że tym wozem naprawdę jedzie gliniarz.

Vic westchnął ciężko kręcąc głową

- A chuj, można podejść, może ktoś jeszcze z naszych zobaczy te syreny i przyjdzie w pobliże - powiedział wzruszając ramionami.


* * *

Rozmowa trwała przez dłuższą chwilę, podczas której cały czas siedzieli schowani w przydrożnych zaroślach, obok płotu prowadzącego na jakieś zachwaszczone, zaniedbane podwórze.

Kiedy skończyli ustalać, co robić dalej, nagle wydarzyły się dwie rzeczy jednocześnie, burząc ich kruchy spokój.

Po pierwsze – nagle zgasły światła samochodu – zarówno migający na niebiesko „kogut” jak też reflektory. Od strony samochodu doszedł ich uszu cichy krzyk jakiejś dziewczyny. Pewnie któraś koleżanek przekonała się właśnie na swojej skórze, że Old Harvest to nie spokojna wioska staruszków, tylko osada jakiś szaleńców z pistoletami, sierpami czy kto tam wie, z czym jeszcze.

Po drugie – nagle na plecy Fox i Petrovskiego wskoczyły jakieś dziwne stwory. Wyglądające trochę jak oskórowane małpiszony, wielkości kilkudziesięciu centymetrów, lecz niezwykle zajadłe.

Obie pokraki zaatakowały niespodziewanie wbijając w szyje Petrovskiego i Fox małe strzykawki.

Lorretta krzyknęła panicznie, czując wbijającą się igłę i stwór zdołał wcisnąć zawartość strzykawki w jej ciało. Victor zadział szybciej i agresywniej.

Małpiszon zdołał tylko lekko nacisnąć tłoczek, a już leciał odrzucony przez Petrovskyego. Potworek wpadł w krzaki, z paskudnym plaśnięciem i tam znieruchomiał. Drugi „małpiszon” śmignął w ciemność, znikając im z oczu, nim zdążyli zareagować.

Fox ucichła. Poczuła tylko, że świat wiruje wokół niej, ciemność wyczynia dzikie tango i nagle porywa ją w swoje objęcia. Dziewczyna upadła na ziemię, jak bezwładna lalka.

Victor poczuł, że kręci mu się w głowie, a nogi miękną mu gdzieś w kolanach. Zdołał się jednak utrzymać o własnych siłach.

Krzaki, w których wylądował „małpiatek” poruszyły się. Ranne paskudztwo próbowało wyraźnie odpełznąć gdzieś w ciemność.


VILL


Siedziała ukryta w krzakach obserwując, jak w stronę radiowozu kierują się dwie osoby. Ward i Jordan. Zamknęła oczy.

Usłyszała krzyk. Nie otwierała oczu. Nie chciała być świadkiem tego, co dzieje się przy radiowozie. Nie chciała widzieć. Nie chciała słyszeć.

Wolała pozostawić tą sprawę jej własnemu biegowi. Nie mieszać się. Nie wychylać. Licząc na to, że w ten sposób doczeka świtu. Przetrwa. Przeżyje.

Nagle zamarła. Skulona w krzakach miała dziwne, przerażające uczucie, że jest obserwowana. Że … ktoś stoi tuż obok niej, lub gdzieś niedaleko i patrzy na nią z jakąś taką, drapieżną zachłannością.

Zrobiło jej się nagle niesamowicie zimno i poczuła dreszcz.

Dawniej ludzie mówili na takie uczucie „jakby mi ktoś przeszedł po grobie”. I dokładnie to poczuła Vill. Że zaraz umrze. Szybką, brutalną śmiercią. I że ten, kto ją zabije stoi dosłownie kilka kroków od niej.
 
Armiel jest offline  
Stary 10-04-2015, 12:31   #94
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Ponti musiał skorzystać ze swoich umiejętności łyżwiarskich. Zimny jak lód skupił się na utrzymaniu swojego jestestwa. Myśli? Logika? Uczucia? Myśli można było kierować poprzez kłamstwo, logikę nadpisać poprzez szaleństwo udające rzeczywistość, a uczucia... uczucia były jedynie chwilowym przejawem człowieczeństwa ulotnym jak genialne myśli w wichurze historii. Jedyne co świadczyło o byciu człowiekiem była wolna wola. Wolność. Wolność myślenia o czymkolwiek się chciało. Jak jednak odróżnić kłamstwa od prawdy w subiektywnej rzeczywistości odchłani własnego umysłu? Wystarczy zagłuszyć myśli w swojej głowie niezależnie czy pochodziły od ciebie, czy od osób trzecich - jedną z takich możliwości było odtworzenie muzyki i skupienie się na niej. A cóż innego może zagłuszyć wszystko niż schranz?

Eryk po prostu puścił plugawy artefakt i pozwolił mu upaść na ziemię. Włączył latarkę i skierował snop w stronę ukrywającego się człowieka mówiąc:
- Chodź ze mną jeśli chcesz żyć. - a skoro te sukinsyny widzą termowizją jak Predator to nie ma sensu wyłączać latarkę. No chyba, że jest tu inny rodzaj przebrzydłych pokrak. Narazie bez wyłączania.
- Ortis. Przyspieszamy tempo. Biegnij pierwsza jak najszybciej możesz, a gdybyś potknęła się to złapię cię i nie przewrócisz się. Chwyć jakiś kamień. - niezależnie co ukrywająca się osoba zrobi trzeba przyspieszyć tempo. W czasie ucieczki Erik mówi na szybko towarzyszom potwierdzone informacje pauzując pomiędzy zdaniami przekazując je w taki sposób, żeby zrozumieli pomimo biegu:
- Kutas za nami widzi termowizją. Sierp to magiczne mambo dżambo. Pierdoli się w głowie od niego, ale ja to i tak jestem dość popierdolony, więc nic mi nie jest. Dłuższe trzymanie sierpa może przejąć kontrolę, w ogóle nie dotykajcie narzędzi HARVESTOWYCH. - w przypadku, gdyby nikt nie wyszedł z krzaków po rzucie kamieniem doda też informację, że sierp pokazał mu ukrywającą się tam osobę.

Miał nadzieję, że uda się uciec. Narazie nie miał żadnych dodatkowych tekstów, ale też rozumiał wszystko. Old Harvest - w tym miejscu przed dziesiątkami lat zgładzono syna Yog Sothotha. Starożytne i bluźniercze demony takie jak Yog Sothoth inaczej postrzegają czas. Jego reakcja dla niego może była natychmiastowa, a natomiast dla ludzi minęło ze trzydzieści lat patrząc na styl radiowozu. Lata pięćdziesiąte. Old Harvest zostało odseparowane od normalnej rzeczywistości. Skąd natomiast wzięły się przeklęte narzędzia rolnicze? Może tym właśnie to było - przekleństwem rzuconym przez starego czarownika Whitheleya, które jednak zadziałało z opóźnieniem? Pojawia się kilka pytań, ale tylko odnośnie szczegółów - ogólny obraz był jasny. Tej przygody nie da się przeżyć o ile nie podda się mocy narzędzi rolniczych i nie dołączy się do żniwiarzy. Erik Ponti był już pogodzony ze swoją śmiercią, ale przed nią postanowił zwiedzić jak najwięcej tej bluźnierczej krainy - iść do samego centrum i napluć w twarz miejscowemu sołtysowi. Być może wykonać akcję Wichra pod tytułem "rozpierdalam ten bezbożny przybytek" - na to trzeba było mieć jednak okazję, a takowa jeszcze nie pojawiła się. Pod nosem powiedział:
- Sołtys wszystko wyjaśni.
 

Ostatnio edytowane przez Anonim : 10-04-2015 o 12:37.
Anonim jest offline  
Stary 10-04-2015, 15:18   #95
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Thomas ruszył powoli mocno zaciągając się papierosem. W drugiej ręce trzymał mocno Suki. Modlił się do Boga, Buddy czy kogokolwiek by policjant sobie odjechał. Byli dosłownie trzy kroki przed samochodem, kiedy światła radiowozu zaczęły dziwacznie pulsować i zgasły...

Pierwsza sekunda
Niepokój i zdenerwowanie dało się wyczytać z jego twarzy, a dłoń mimowolnie puściła rękę dziewczyny. Zaciągnął się mocno, zostawiając na chwilę papierosa w ustach. Dłonie zacisnęły się w pięści i przez chwilę żałował, że nie może niczego zrobić. Jak bardzo chciał zmienić się niczym bajkowy Sayan, i wykrzyczeć “kamehameha” . Wtedy potężna wiązka energii zmiotła by przeciwnika z miejsca. Obróciła go by w pył każdego kto by mu zagrażał. Musiał jednak sam przed sobą przyznać, że on z długimi, sięgającymi mu do pasa, blond włosami mógłby wyglądać co najmniej dziwnie, jeśli nie komicznie.


Wrócił do rzeczywistości chcąc ruszyć dalej. Ale wtedy...

Druga sekunda
Świat pogrążył się w niespodziewanej ciemności. To upewniło tylko Warda, że zaraz stanie się coś potwornego. Najgorsze myśli zaczęły się kłębić w mrocznych odmętach jego fantazji. Pobudzona podświadomość, zapewne przez te wszystkie obejrzane filmy, zaczęła podsuwać najczarniejsze scenariusze. Z ciemności zaczęły wyłaniać się monstra, przerażające kreatury pragnące dopaść ich i pożreć ich serce. Nie! To nie mogło tak się skończyć. Ashley 'Ash' J. Williams nie poddał się, i bronił siebie i swojej ukochanej. On też nie mógł zostawić Suki. Musiał stawić czoło potwornościom i niebezpieczeństwom jakie postawiła mu na drodze Fortuna. Szkoda, że nie miał do dyspozycji, piły spalinowej którą by ciachać i ciąć wszystko co stawało mu na drodze. Nawet gdyby musiał odciąć sobie dłoń, by ją ratować.


Niestety nie miał ani strzelby ani piły. Był zwykłym uczniem, który chciał się wydostać. Niestety gdy już miał ruszyć dalej usłyszał..

Trzecia sekunda
Z przodu usłyszeli trzask drzwiczek i zgrzyt skruszonego asfaltu pod podeszwami ciężkich butów. Tuż niedaleko nich wyłoniła się czarna, wysoka sylwetka. Przez panującą ciemność nie widział jej. Uśmiechnął się prawie, gdy pomyślał, że może…


Niczym Chun Li przeskoczyć auto jednym susem. Wówczas zasypał by to COŚ gradem i lawiną ciosów. Jego noga, uderzała by błyskawicznie, z niesamowitą mocą. Przeciwnik by nie wiedział co się dzieje, gdy potężne kopnięcia trafiały by go raz za razem. Setki uderzeń, wzmocnionych Hyakurestukyaku, powaliło by nawet najpotężniejszego Bossa. Szkoda tylko, że takie rzeczy tylko w grze. Tutaj było życie, które przypominało najgorszy koszmar, w którym..

Czwarta sekunda
Policjant zaczął wydawać bulgotliwy, mlaszczący, wilgotny odgłos kojarzący się z rozcinanym mięsem.W nozdrza Warda buchnął potworny odór spalenizny – szczypiący w oczy i śmierdzący czymś organicznym. Od samego zapachu chciało mu się wymiotować. Tom odruchowo włączył kamerę. Nie zależało mu na obrazie, ale na samym dźwięku. Mrok był nie przejednany i przez chwilę, przy akompaniamencie tych wszystkich dziwnych dźwięków, Thomas miał wrażenie że, z ciemności wyskoczy na niego Obcy. Filmowa istota, która w jakiś sposób, zmaterializowała się i przestała być tylko kinowym potworem. Smród. Śmierć, która zionęła mu prosto w twarz.


Był zdesperowany, więc wyjął benzynę i zaczął lać nią na samochód, podchodząc dwa kroki do przodu. Wiedział że nie wyleje wszystkiego z niej, ale część powinna wystarczyć.

Ostatnie sekundy
To coś poruszyło się. Na usta cisnęły się jedynie słowa, których nie wypowiedział. Wyszeptał jedynie do Jordan:
-Uciekaj.. - nie dał czasu jej odpowiedzieć, bowiem rzucił jarzący się papieros w miejsce, gdzie lał benzyną i pociągnął za sobą dziewczynę. Zaczął uciekać. Liczył że płomienie powstrzymają..Nie!! Liczył, że płomienie dadzą im chociaż kilka sekund przewagi. Ruszył pędem w kierunku światła, i głosu, który usłyszał. Nie było wyjścia. Ołówek włożył do drugiej, wolnej ręki, na wszelki wypadek. Jeśli będzie trzeba, jeśli potwór ich dogoni wbije go mu prosto w twarz.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 10-04-2015, 20:00   #96
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Było tyle niesamowicie dobrych przesłanek by po prostu wyminąć radiowóz. Oczywiście towarzysze Victora musieli się naradzać i sugerować coś innego i ostatecznie spędzili dużo czasu na bezowocnej dyskusji po której Vic zgodził się by chociaż nieco podejść do radiowozu i spróbować coś lub kogoś wypatrzyć. Idiotyzm najwyższych lotów.
Nie żeby ich winił za to, że jakiś minipotwór wskoczył mu na plecy, ale... ale tak było. Jebane skurwysyny, od początku powinien zostawić ich samych i spróbować samemu jak najszybciej wyrwać się z tej wioski psychopatów.
Nie miał pojęcia co szamotało mu się na plecach, dobierając się do gardła i wbijając mu kły, małpa kapucynka o zapędach drapieżcy wydawała się dość zbliżoną do rzeczywistości opcją.
Zerwał świństwo zza siebie i krzycząc ciężko rzucił paskudztwem jak najdalej.

Poczuł się dziwnie, ale w zasadzie jak na osobę ugryzioną przez małpę-wampira to wszystko było w porządku. Dupera na którą też wskoczył potworek nie miała się tak dobrze, ale tak to już jest.
Oddychał ciężko, ale nie ze zmęczenia czy strachu, a ze zdenerwowania. Przymknął oczy by spróbować stłumić złość, ale zupełnie mu to nie wyszło. Praktycznie wbrew sobie ruszył jak najpewniejszym krokiem w stronę zrzuconego z grzbietu potworka i tupiąc ciężko swoimi glanami, dawał mu znać o tym na jak brzydką miazgę ma go zamiar zbutować.

- Już idę, idę! Zaraz ci ulżę skurwielu! - warknął do niego w taki sposób w jaki lew warczy do ofiary, która ma zamiar zabić tylko dla sportu.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^

Ostatnio edytowane przez Fearqin : 10-04-2015 o 20:03.
Fearqin jest offline  
Stary 10-04-2015, 23:51   #97
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Jack Brooks - awanturniczy bajker


Jack poczuł jak radiowóz zgasił swoje światła, że dzieje się coś niedobrego. Choć w sumie to było głupie. Przecież, gliniarz mógł wysiąść z bryki by coś tam sprawdzić czy kogoś zgarnąć i na dłużej wychodził to właściwie normalne, że zgasił samochód i światła. ~ Może dąłoby się skubnąć radiowóz? No chociaż do radiostacji się dorwać. I chyba strzelba mogłaby być w środku... ~ był zdeterminowany dotrzeć do pojazdu i prawdopodobnej takiej czy innej pomocy gdy prawie jednoczesnie z krzaków wyskoczyło jakies małe małpowate stwory i rzuciły się na Victora i Lori. Victor jakoś sobie poradził ale dziewczyna padła jak dętka.

- Jim! Dawaj ten scyzoryk! Trzeba jej roziciąć ranę i wyssać tę trutkę! Jak przy wężach i takim tam. Prędko póki jest przy skórze i nie wniknie w resztę ciała! - krzyknął przyklekając przy dziewczynie. Chciał wyjąc tę strzykawkę czy co tam jej wstrzyknięto. ~ Od kiedy kurwa małpy sa na tyle cwane by operować strzykawkami?! Niech je kurwa w szpitalach zaczną zatrudniać! ~ mimo sytuacji nie uszło to jego uwadze. Jak na razie prawie z kwadransa na kwadrans byli świadkami coś co kurwa do chuja nie miało mieć prawa istnieć w ich świecie! ~ Co tu sie kurwa dzieje?! Gdzie my do chuja trafiliśmy?! ~ wciąż gdy tylko strach trochę bladł cały czas wracało mu uczucie zdziwienia. Jakby tafił w jakieś badziewne miejsce gdzie normalne prawa fizyki, nauki czy czego tam zstały odłożone na półkę. Żadna bowiem gałąź nauki jaką bardziej lub raczej mniej znał nie przwidywała łążących nauczycieli z obciętyi głowami albo tresowanych dziwacznych psedomałp wyskakujących na ludzi z krzaków po nocy i wstrzykujących im jakieś gówno w strzykawkach.

Na razie jednak mieli szanse się wygrzebać. Lori dało się chyba jeszcze uratować. Jack zakładał, że dostała jakimś usypiaczem. I choć sam atak i rodzaj aplikacji był nietypowy to sama rana powinna działać chyba podobnie jak przy ukąszeniu czegoś jadowitego. Liczył więc na Jim'a i swój pożyczony mu scyzoryk. Powinno razem to dać radę pozbyć się tej trutki nim wniknie i rozejdzie się po ciele. Wówczas może dziewczyna padła ale się ocuci dużo predzej niż pierowtnie by miała. Sam z powodu pokaleczonych dłoni nie mógł zrobić tego numeru ze scyzprykiem. Tak samo kurwa jak żadnego z chwytaniem czegokolwiek w sensowny i "normalny" sposób.

Sam skorzystał z okazji i poszukał tej strzykawki którą oberwała Lori. Miał zamiar ją skitrać. Kto wie, może jak sie stąd wydostaną na pogotowiu ktoś dokuma na podstawie tego jak dobrać antidotum czy co. Tak się chyba robiło z wężami. Czy teraz by to podziałało to nie wiedział. Ale innego porównania nie znał. Był gotów przyswiecić Jim'owi podczas tego polowego zabiegu swoją mała latarką. Do oświetlenia rany by wystarczyła w zupełności.

A potem... Potem jakby dziewczyna nie odzyskała przytmności zamierzał ją sobie zapakować na plecy. Przy pomocy Jim'a powinien dać radę to chyba zrobić. Ile wytrzyma Victor po tym dziabnięciu to nie miał pojęcia. Ale jak i jego nie trzeba będzie nieść to będzie dobrze. On sam miał pokaleczone łapy. Więc jako cały uchował się na razie tylko Jim. Więc on musiał stanowić ich główną siłę zwiadowczo - bojową. Ale, że długo tak by nie wytrzymali. To zamierzał dotrzeć do radiowozu. To był jedyny sensowny kierunek w tej chwili. Za nimi był most z tymi trzema pokrakami. Po jednej stronie dom gdzie strzelali do nich bez ostrzeżenia. Po drugiej jakieś drzewa czy pola. Jak oś słabo mu się to z ratunkiem kojarzyło. A w radiowozie mógł być gliniarz, broń, radiostacja, apteczka i przede wszystkim sam sprawny radiowóz. To była szansa na ratunek i Jack zamierzał z niej korzystać. Tam zamierzał dotrzeć z Lori na plecach jesli trzeba. To nie było tak daleko, wierzył, że da radę. Zwłaszcza jakby Jim torował mu drogę wraz ze swoją lagą. I nie trzeba było nieść czy użerać się z Victorem.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 13-04-2015, 20:38   #98
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Tego już było za wiele. Bała się okropnie, kto o zdrowych zmysłach będąc na jej miejscu by się nie bał? Poza strachem i wolą przetrwania zaczęło w niej jednak kiełkować coś jeszcze - zdenerwowanie. Prawdziwy wkurw właściwie, ot co! Jakiś cichy głosik w głowie Suki mówił, że zachowując się jak spłoszone zwierze, ukrywając się i uciekając przed siebie bez żadnego planu daleko nie zajdzie. Jeśli miała przeżyć musiała stawić czoła przeciwnikowi, jakkolwiek obrzydliwy, obleśny i przeczący prawom natury by nie był.
Nie oznaczało to oczywiście, że zmierzy się twarzą w twarz z mlaszcząco-śmierdzącą grozą, która siedziała im na karku, o nie, nie była przecież idiotką!
Pomysł Thomasa z benzyną był całkiem niezły, żeby odnieść realny sukces potrzebowaliby pewnie z pół kanistra, ale cóż, lepsze to niż nic. Miała nadzieję, że jeśli plan kolegi się powiedzie zyskają kilka sekund przewagi nad "policjantem" a wtedy pomyśli się co dalej. Ruszyła przed siebie najszybciej jak potrafiła z dziwnym przeczuciem, że jeśli teraz się uda to jest szansa na to, że wróci do domu w jednym kawałku. W lewej dłoni wciąż ściskała nóż gotowy do użycia na pierwszym napotkanym na drodze paskudztwie.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 14-04-2015, 11:04   #99
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Nie nudzili się, to pewne. Ledwo zdążyli ustalić, że jednak spróbują podejść do radiowozu, gdy nagle światłą samochodu zgasły i zaatakowały ich jakieś małpy, i to ze strzykawkami. Tresowane, czy co?
Przemknęło przez myśl Jimowi. Chciał pomóc Lorettcie strącając małpkę kijem, ale nim się ruszył już było po wszystkim.
Odparli atak, ale dziewczyna upadła na ziemię bez czucia, a Viktor się słaniał. Jim uważnie obserwował małpiatki. Jedna strącona przez Petrovskiego próbowała uciec, a zdenerwowany chłopak chciał ją zdeptać.
Jim uznał, że Viktor sobie poradzi z tym. W każdym razie Lori bardziej potrzebowała pomocy, o czym przypomniało mu wołanie Jacka. Jim wyciągnął scyzoryk klękając przy dziewczynie. Zawahał się.
- Nie będę jej ciął kurde. – pokręcił przecząco głową – Jeszcze coś uszkodzę, ale Ty spróbuj wyssać truciznę. Sorry stary, ale jak Ci zaszkodzi, to lepiej żebyś Ty był zatruty, niż ja.
Wskazał wzrokiem poranione ręce Jacka.
- Strzykawki, małpy. – myślał na głos – Jakiś walnięty naukowiec tu sobie laboratorium zrobił czy co? Musimy znaleźć schronienie. Tylko gdzie?
Na miejscu też nie mogli zostać. Małpy mogły wrócić.
- Przy radiowozie dzieje się coś złego, ale jeśli jakieś bydle poluje, to może odejdzie dalej. Zaryzykujmy. Podejdźmy bliżej, może uda się zdobyć samochód.
Zaproponował, ale i tak musiał póki co pomóc Jackowi przy Lorettcie.
- Zostań przy niej. - powiedział do kolegi.
- Ja z Viktorem pójdziemy po samochód i przyjedziemy po Was.
Zaproponował. Czas było podjąć odważne decyzje.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 14-04-2015, 18:56   #100
 
t0m3ek's Avatar
 
Reputacja: 1 t0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znany
Jeremy patrzył na Eryka z przestrachem w oczach.
- Jakie kurwa magiczne mambo jambo?! Co ty pieprzysz człowieku?! - Wdech, wydech, trzeba się uspokoić. Widział już kolesia, który się przemieszcza szybciej niż rzucane przez niego piłki więc to co mówił Ponti nie było jakoś szczególnie dziwne. Spojrzał w stronę krzaków, w których według kolegi ktoś siedział.
- Jesteś pewny, że to jeden z tych dobrych? No i co tam mówiłeś o sołtysie? Naprawdę chcesz się spotkać z jakimś niedojebem, który rządzi tym zasranym zadupiem? - Willians podniósł z ziemi większy kamień i wycelował, rzucił w tego, który się nieubłaganie zbliżał, miał nadzieję, że go tym nie wkurzy. Chciał jednak zobaczyć, czy bestia cokolwiek czuje.
- Swoją drogą, czas spierdalać.
 
t0m3ek jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172