Sinara, Gaspar i Evan Trakt, okolice Futenbergu
12 Tarsakh, Rok Orczej Wiosny
Popołudnie
- Hej - Evan podszedł do Gaspara i zagadnął - Nie gniewaj się o ten cydr, chyba za długo już pracowałem w karczmie i jak ktoś rzuca hasło “napijmy się kapkę” to od razu kojarzy mi się to z popijawą.
- Ni mom urazy - usmiechnął się Gaspar - tak jeno rzekłem, żeby stare anse pogrzebać. Na wyprawę idziem, nie lza, żeby kwasy jakieś między nami się ostały. To jak, druhy i kompanioni? - wyciągnął dłoń.
- Druhy i kompanioni - Evan uśmiechnął się i uścisnął dłoń Gaspara.
- To może jeszcze brudzia przepijemy? - zapytała Sinara, która nagle wyrosła koło nich, widać musiała iść tuż za nimi. A o kulturze picia wiedziała wszystko. Lub właściwie o braku takiej kultury.
- Czemu nie? - szybko zgodził się Evan i uśmiechnął się w duchu. Miał dzisiaj szczęście, szykował się drugi całus od pięknej dziewczyny. - To zależy czy kolega Gaspar ma nas jeszcze czym poczęstować - rzuciła Sinara zerkając z nadzieją na chłopaka.
- Dla piknych łoczu zawsze się kapeńka znajdzie - Gaspar we własnym mniemaniu wspiął się właśnie na szczyty szarmanckości - Mocne to nie jest, bo zaciągnięte wodą, ale smak wyborny. Ino - dorzucił, zezując na Evana - chopy się nie całują. Od tego deszcz przychodzi, a ludzi krosta obsypać może - zakończył ze śmiertelną powagą.
- He, he, he. Dobra to my tylko klepniemy się po barach żeby zacieśnić męską przyjaźń - Evan ubawił się uprzedzeniami Gaspara.
- Panowie, jesteśmy sobie równi! Poklepać się możemy wszyscy. Do całusów potrzeba mi więcej cydru niż ten bukłaczek - dziewczyna mrugnęła do Evana.
- Widzę że z niejednego pieca chleb jadłaś, to się ceni u pięknej dziewczyny - młody wojownik jak najlepiej potrafił, tak skomplementował Sinarę.
Dziewczyna bez dalszych ceregieli chwyciła bukłak i napiła się, podając go dalej Evanowi, a ten pociągnął solidnego łyka i oddał napój właścicielowi.
- Rzeczywiście troszku słabe, jak przeżyjemy ta wyprawę, to musimy się wybrać na coś mocniejszego. Bo tak właściwie to co też was skłoniło żeby się zaciągnąć do gildii? - spytała Sinara.
- Ja miałem dość siedzenia na tyłku i słuchania o przygodach innych - odpowiedział Evan - chciałem sam wszystko poczuć na własnej skórze. Zresztą nie będę się lenił jak inni na północy przelewają swą krew w walce z orkami.
- Mnie przygnała tu żądza przygód - wybąkał zarumieniony nagle Gaspar.
- Myślę, że tego akurat nam nie zabraknie - odpowiedziała dziewczyna.
- A ty co cię tu przywiało, też zew przygody? - Dziewczyna sprytnie migała się od odpowiedzi, a Evan nie chciał do tego dopuścić.
- Też. W końcu ile można siedzieć z tyłkiem w jednym miejscu. Jeśli jeszcze raz musiałabym wstać rano, żeby rzucić kurom ziarno, to chyba bym się zastrzeliła z własnej kuszy - zażartowała i uśmiechnęła się znowu do Evana. Spodobał jej się ten chłopak, miał taką śliczną blond czuprynę, jakiej nie miał nikt w okolicy jej domostwa.
- Jakoś nie widzę ciebie w roli karmicielki kur - słodził dalej blondas - przeznaczenie już zgotowało ci inny los. - Nie wyobrażasz sobie mnie jako karmicielki kur? To może wyobraź sobie jak wstaję rano poczochrana i w samym gieźle żeby to ziarno porozrzucać. Może to pomoże - puściła oczko Evanowi i przyspieszyła kroku by zrównać się z Zoją, zostawiając chłopaków w tyle. Za plecami dobiegł ją szczery śmiech wojownika.
Młodzieńcy jeszcze przez jakiś czas rozmawiali o koleżance, czemu trudno się dziwić bo do gustu przypadła obojgu.
Ostatnio edytowane przez Komtur : 15-04-2015 o 16:44.
|