Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2015, 16:56   #34
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Sektor 24

Zafara

Podróż do pracy



Kiedy Zafara zbierał się do wyjścia do pracy zobaczył, że chyba Soni rano bardzo się spieszyła. Co prawda słyszał wcześniej z kuchni jakiś jęk i kaszel, ale nie powiązał go z aż takim pośpiechem! Kanapka była ledwo nadgryziona i odrzucona na talerz, a mocno posolona herbata rozlana dookoła zlewu. Zaś jej drobne plamki na podłodze sugerowały, że ktos ja wypluł. Przedszkolanka zapewne wzięła a szybko za duży gry który popiła i musiała się zakrztusić – nie było innego wyjścia! Posprząta zapewne gdy wróci.
Duch pustyni wyszedł z mieszkania, zamknął je na klucz po czym ruszył w drogę ku swojemu miejscu zatrudnienia. Dziś pogoda była ładniejsza, nie padało, a zza chmur wyłaniały się nawet nikłe promienie słońca. Ulicami przemieszczały się tłumnie istoty zmierzające do pracy. Dużo z nich kierowało się do szybkich miejskich kolejek, ale Zaf sobie to odpuścił. Miał czas, a w tych pojazdach panował zbytni ścisk i tłok – ciągle ktoś na siebie wpadał, co było bardzo uciążliwe. Do jego spiczastych uszu dochodziły odgłosy miasta, na swój sposób kojące… na inny irytujące. Wszystko zależało od podejścia. Zapachy mijanych sklepów wpadały w jego nozdrza, pozwalając mózgowi je identyfikować i kwalifikować do ładnych lub nie. Wszystko było w jak największym porządku, póki jeden dźwięk nie zdominował reszty.


Huk eksplozji zalał cała ulicę. Okna wieżowca przy którym szedł Zafara posypały się w dół, wypchnięte przez pęd powietrza. Dym od razu wypełniły opuszczone przez szkło ramy, wylewając się na zewnątrz. Po chwili nastąpiła kolejna eksplozja w innej części budynku, a spory kawał stali, opadł tuż przy Zafarze, jednak dzięki zmianie w mgiełkę nie uczynił mu on krzywdy. Dało się słyszeć krzyki przerażonych ludzi na ulicy, jak i tych którzy byli w wieżowcu. Osobnik o czerwonej sierści, na własne oczy widział właśnie, jak kolejna eksplozja wypchnęła jakieś zwęglone zwłoki przez okno i miał dziwne podejrzenia, że nie był to ostatni wybuch wewnątrz olbrzymiej przeszklonej budowli.

Yoshida

Szef i gość


Yo pogwizdując cicho pod nosem jechał windą w dół kasyna. W małym ruchomym pomieszczeniu grał tym razem mocno rozluźniający jazz. Kolejne liczby zmieniały się na wyświetlaczu, z każda chwilą skracając odległość szarowłosego od gabinetu swego pracodawcy. Kiedy w końcu mechanizm zatrzymał się wydał cichy potwierdzający dźwięk dzwonka, zaś drzwi się rozsunęły, oczą Yo pokazał się gabinet szefa. Był on niewielki (a przynajmniej mniejszy od pokoju Yo, z którego wykopał właściciela), oraz urządzony ze smakiem. Na ścianie wisiały dwie katany, jedna pod drugą. Jedną ze ścian zajmował spory monitor z podzielonym ekranem – zrzut z najważniejszych kamer, tak by mężczyzna mógł w miarę wszystko kontrolować. Duże zdobione biurko stało tak, by siedząc za nim móc obserwować ekran. Brakował na nim kwiatów, zamiast nich była popielniczka z dwoma odgaszonymi grubymi papierosami, oraz szklanka z jakimś szmaragdowym trunkiem. Krzeszło dla interesantów było biurową modła wygodne, ale mniej komfortowe niż to należące go właściciela. Sam jegomość był zaś stosunkowo młody i niezbyt wyróżniający się.


Czarne krótko ścięte włosy, okulary z wiecznie zadymionymi szkłami, oraz wyraz twarzy mówiący każdemu „Itak jestem lepszy niż ty”. Jedyna osoba która dostrzegała inną minę na tej twarzy właśnie wychodziła z windy. Yoshida jako jedyny pracownik mógł czuć się w okolicy szefa komfortowo, zadbał o swoją reputację. Czarnowłosy widząc go, zakrztusił się drinkiem, który pociekł mu nosem.
- Yoshida, co ty..tak bez zapowiedzi! –zaplątał się, wycierając szybkim ruchem kartki na biurku. Jednak nim padła odpowiedź, cos przykuło wzrok Yo – jedna z kamer. Obraz z niej wskazywał główne wejście, to którym niedawno wszedł. Właśnie eksplodowało, a dokładnie zostało wepchnięte do środka z taką siłą, że powaliły dwóch ochroniarzy. Z kurzu i dymu który został wywołany tym zabiegiem, zaczęła wynurzać się sylwetka. Szarowłosy poznał ja od razu – zakrwawiona, z powykręcaną ręką, ledwo powłócząca nogami. Był to mężczyzna którego powalił w zaułku, jednak jego twarz, którą uchwyciła kamera, była istotnie przerażająca.


Wyglądała niczym wysuszona, mięśnie drżały na niej niespokojnie, zaś lewe oko drgało w niepohamowanych tikach nerwowych. Co jednak było najważniejsze białko jak i źrenice stały się błękitne, w różnych odcieniach co prawda, jednak dalej przypominały barwę zabranych kryształków. Intruz rozejrzał się i ruszył w stronę widny… co ciekawe dokładnie ta sama ścieżką co Yoshida.
- A to co!? –ryknął boss tego miejsca, widząc zamieszanie na ekranie i uderzając pięścią w guzik alarmujący ochronę.

Sektor 13

Strife

Szajka


Było już późno. Sztuczne niebo przyjęła ciemną barwę, a chmury przysłaniały księżyc i gwiazdy. Strife odlał się po drodze w jakiejś bramie, by potem z rękoma w kieszeniach ruszyć w stronę swej przyczepy. Jeżeli będzie miał szczęście to jego współlokatorka będzie już spała i nie trafi w niego piorun zadań domowych. Chociaż znając ją, dalej zagrywała się w jakieś gry. Po drodze kopnął jakąś puszkę po piwie, która wystraszyła bezpańskiego psa… albo regularnego – trudno w tym miejscu określić. Jednak coś było nie tak, w pewnym miejscu po drugiej tronie uliczki wieczór był ciemniejszy. Strife zmrużył wzrok – wszystko szybko stało się jasne, a dokładniej ciemne – stał tam bowiem kolejny murzyn.


Równie umięśniony co drab z wcześniejszej pory, aczkolwiek już w komplecie ubrań. Tanie dresy osłaniały jego ciało, obuwie sportowe przez które zapewne nie dostał się na wiele dyskotek było na stopach. Zas dłonie niczym bochny chleba zaciskały się na… kuchence gazowej. Kolor skóry podpowiadał, że możliwe iż Strife był świadkiem kradzieży, no ale przecież nie można kierować się stereotypami. Ponadto mięśniak zdawał się na kogoś czaić. Bardzo nieumiejętnie co prawda, ale czy ktoś potrafiłby się dobrze ukrywać z kuchenką w rękach?
Strife chciał zrobić już kolejny krok, gdy nagle długa metalowa rura wyłoniła się z bramy obok i świsnęła mu przed twarzą. To że wypatrzył murzyna i na chwile przystanął uchroniło go od sporego guza.
- To o tobie nam mówił nasz kumpel, co? Nieźle go załatwiłeś! –zaskrzeczał posiadacz metalowego narzędzia zniszczenia. Chociaż w jego wypadku morda mogła siać o wiele więcej destrukcji niż kawał metalu.


Był…no po prostu był. Słowniki posiadały za mało określeń brzydoty, by w pełni oddać jego oślizgła skórę, wykręconą twarz czy chude ręce. Pachniało od niego alkoholem, a głos miał niczym po kilkunastu mocnych kopach w jaja. O ile oczywiście takie posiadał, bo pokręcona anatomia niepozwalana tego jednoznacznie stwierdzić.
- Mam go chopaki! –zapiszczał, zas murzyn z kuchenką, oraz jeszcze jeden – uzbrojony w długi łańcuch, wybiegli ze swych kryjówek ruszając na Strifiego.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline