Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2015, 12:04   #69
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Lunie została tylko jedna droga ucieczki z tego miejsca. Udawać normalnego człowieka, co przyszedł do biblioteki. Po prostu odczeka, aż magiczka się oddali od wyjścia z biblioteki albo pójdzie w kierunku zupełnie innym niż ona sama. Luna nie bawiła się w wymyślne strategie. To nie było dla niej. Tak samo jak rozmowa z ludźmi o jakichś pierdołach. Schowała się i szwendała się zatem między regałami, które znajdowały się daleko poza wzrokiem Margareth Pendedecker czekając cierpliwie na odpowiednią okazję opuszczenia tego miejsca i jednocześnie unikając spojrzenia i osoby pani lekarki. Ciemnowłosa zerkała jedynie na tytuły ksiąg i udawała, że czegoś szuka, jednocześnie szukając tego tytułu, o którym wspominała zjawa.
A cierpliwość jej była potrzebna, bo pani Pendecker nie zamierzała znikać ze swego miejsca posterunku, jakby na kogoś czekała. Minuty się Lunie dłużyły, gdy przeglądała grzbiety poszczególnych tomów bez skutku. A choć nie zwróciła uwagi pani Pandecker, to ktoś inny zainteresował się Luną.
-W czym mogę pomóc młoda damo? - wysoki piskliwy głos należała do kobiety w średnim wieku trzymającej naręcze książek.

Kobieta przyglądała się Lunie z profesjonalnym uśmiechem i mówiła.- Zgubiłaś się złotko?
- Och... tak - odparła Luna. - Szukam działu... o anatomii człowieka - dodała nieco zestresowana lub bardziej zażenowana.
- Proszę za mną.- rzekła bibliotekarka mierząc Lunę podejrzliwym spojrzeniem i prowadząc ją w głąb korytarzy zbudowanych regałów.
-Tutaj.- wskazała pietrzące się stosy ksiąg na regałach i spoglądała wyczekująco.
Luna jako że kijowo znała się na mimice i mowie ciała, nie dostrzegła w zachowaniu kobiety niczego złego, a odpowiedź bibliotekarki potraktowała jako zwyczajne potwierdzenie informacji. Kobieta wzięła do rąk księgę z zakresu kardiologii… bo czemu by nie?... i zamierzała sobie ją przeczytać. Uniwersytet dobra rzecz - ile tu wiedzy miałaby pod ręką! Ale z jej finansami byłoby raczej krucho tutaj studiować - bo granica wytrzymałości finansów dla różnych grup społecznych cechowała się ogromną niejednoznacznością. Bogacze nie lubili raczej dzielić się przywilejami z plebsem.
Babsztyl bibliotekarski dość długo przyglądał się czytającej Lunie, po czym zniknął gdzieś pomiędzy regałami. Wkrótce po jej zniknięciu zjawili się dwaj jednojajowi bliźniacy.

Ubrani w ciemne mundury straży bibliotecznej arkaniści przyglądali się podejrzliwie Lunie, podejrzewając ją pewnie o jak najgorsze zamiary, włącznie ze złodziejstwem bądź wandalizmem.
Jednak Luna ani nie knuła podboju świata ani nie planowała spektakularnego zamachu na najważniejsze osobistości świata. Nie miała też przy sobie ton trotylu czy magicznej armaty zdolnej do zniszczenia New Heaven. Po prostu… studiowała lekturę, nie przejmując się stróżami tak jak powinna. Po przeczytaniu iluś tam rozdziałów oddała księgę w takim stanie, jakim wypożyczyła. Kiedy “wiedźma” zeszła z drogi, Luna skorzystała z okazji i najzwyczajniej w świecie wyszła, nawet kulturalnie się żegnając z panią bibliotekarką. Najwyraźniej dziewczyna nie zauważyła nic złowróżebnego w zachowaniu bibliotekarki i przybyłych stróżów. Nawet gdzieś tam w głębi zachowania dziwaczki znajdowały się ślady zdziwienia taką paranoją tych ludzi. A mówili, że to ona jest wariatka.
- Ciekawe, czy własnych cieni też się tak obawiają? - burknął w języku Aklo niebieski pająk latający koło głowy Luny na spadochronie utkanym z pajęczyny. - Co o tym sądzisz, Loonie?
Na to pytanie Luna w odpowiedzi wzruszyła ramionami.
A kto tych wszystkich “normalnych” ludzi wiedział?

Dziewczyna kierowała się do dolnej dzielnicy, nie myśląc już o wypadzie do biblioteki. Miała całkiem przyziemne zamiary: znaleźć robotę przy zabawie z broniami. Po drodze niebieski pająk zawracał jej głowę kilka razy, zanim stwierdził, że z rozmowy będą nici. Luna myślała bardzo konkretnie, przyziemnie. W jej pokręconej, paradoksalnie logicznej główce ani były myśli o szalonych eskapadach…
Niczym wąż pojawiła się inna myśl. Rozrastająca się powoli, pochłaniająca całą świadomość. Niczym zaraz pochłania kolejne komórki nerwowo. Coś się w niej zagnieździło. Jakaś obca wola przywołana przez kogoś bardzo niezadowolonego z jej działań. A potem… film się urwał.

= = = /// = = = \\\ = = = /// = = = \\\ = = =

Luna obudziła się w Wieży Zegarowej. Pierwsze o czym pomyślała, to chęć znalezienia porządnej fuchy, najlepiej przy grzebaniu w mechanizmach. Drugie - to jak bardzo ją głowa nawalała. Próbowała sobie przypomnieć przyczynę tego stanu - nic nie przychodziło jej do głowy. Odkąd pamiętała, miała dobrą pamięć do wielu rzeczy. Nigdy się nie upijała do porzygania, a z bójek i kłopotów wychodziła cało.
Znalazła przy sobie pistolet, nabyty po udanym napadzie na domostwo jakiejś bogaczki. Tak, pamiętała tę eskapadę. Ludzi, z którymi współpracowała, również pamiętała - byli jej nader obojętni. Nadal czuła, że do wszelkich ludzi nie żywi absolutnie żadnych uczuć. Nie ubyło z jej pamięci nic… acz do tego doszło coś zupełnie nowego. Nie wiedząc czemu, wiedziała, że musi wyruszyć do pewnej części Downtown. Nawet - ku własnemu zdumieniu - znała dokładny adres Tego Czegoś, ale nie mogła sobie za nic przypomnieć, skąd posiadła tę wiedzę. Co dziwniejsze, nie miała pojęcia, po co dokładniej miałaby tam iść… ale czuła, że jest to bardzo ważne.
Zielony pająk rozłożył swoją czerwoną sieć w kącie. Luna spojrzała na niego - tak, widziała różne rzeczy, których inni nie widzieli. Słyszała też rzeczy, które inni nie słyszeli. Pewni osobnicy twierdzili, że to choroba umysłowa. Miała ją odkąd pamiętała, nie bała się jednak większości wytworów własnego umysłu. Po prostu były i tyle. To inni mieli z tym jakiś problem. Dlatego ją zamknięto w psychiatryku.
Zebrała się; jakieś dziwne przeczucie kazało jej się spakować i udać się do przeznaczonego miejsca. Co też uczyniła bez zbędnego słowa.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline