Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2015, 15:23   #106
Pan Elf
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Frieda skrzywiła się, kiedy po raz pierwszy jej uszu dotarł piskliwy, dziewczęcy głos należący do baronowej córki. Ton, a także słowa wypowiadane przez Keterlind od razu zdradzały, w jaki sposób została wychowana i co sobą reprezentowała – a przedstawiała wszystkie najgorsze cechy ówczesnej arystokracji.
Jeśli zaraz ta mała dziwka się nie zamknie, to skończy gorzej, niż rzeczny troll! Frieda przymknęła na moment powieki, próbując się wyciszyć, ogrzewając się przy kominku znachorki. Ledwo powstrzymywała się od sięgnięcia po sztylet, a wizja rozprucia gardła arystokratki zaczynała jej się coraz bardziej podobać.

Rozpuszczoną jak dziadowski bicz Keterlind uratowało przybycie kapitana Eisenberga wraz z resztą drużyny.
Niestety, humoru wcale jej to nie poprawiło, a wręcz przeciwnie. Przysłuchując się całej rozmowie Rolfa z Keterlind, coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że nie był on najlepszym kandydatem na kapitana. Zaczęła żałować, że nie ma z nimi Dashauera, choć nie ona była odpowiedzialna za jego śmierć. Niestety, nie zrobiła też nic, by temu zapobiec. On przynajmniej nie dałby się omamić jakiejś dziewczynce, a tym bardziej nie sprzedałby siebie i swojej załogi na usługi barona. Pewna jednak była, że jeżeli Eisenberg zamierzał wynająć swoją załogę jakiemuś wymuskanemu baronowi z rozkapryszoną córunią, będzie musiała odłączyć się od tej grupy. Za żadne skarby nie zamierzała pracować dla arystokracji.

Całą drogę do Talabheim, Frieda siedziała na swoim koniu i rozmyślała. Dumała nad żałosnym zachowaniem kapitana, nad przywiązaniem głupiej dziewki za ręce do wozu i ciągnięciu po kamienistym podłożu. Trochę pozastanawiała się nad tym, gdzie mogłaby się udać, a także zrobiło jej się odrobinę żal, że miałaby opuścić pozostałych. Jednak żadne relacje czy więzi nie mogły jej zatrzymać, jeśli mieliby być na każde zawołanie barona.
Chciała podzielić się z kimś swoimi przemyśleniami dotyczącymi kapitana i jego decyzji, jednak nie bardzo wiedziała z kim. Obawiała się także, że reszcie było to zupełnie obojętne, że mieliby być na usługach jakiegoś jaśniepana, póki dostawaliby za to sowitą zapłatę. Jej natomiast nie było to obojętne.
Nie będę, jak jakaś pierdolona służąca. Nie dla osób pokroju tej małej dziwki... Frieda nie była w najlepszym nastroju.

Z trapiących ją myśli wyrwały ją męskie głosy. Strażnicy zatrzymali ich niedaleko od wjazdu do ich celu. To nie mogło skończyć się dobrze, Frieda doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Szczególnie, gdy w towarzystwie znajdowało się więcej, niż jedna osoba, która miała wrażenie, że potrafi załatwić coś siłą perswazji.
Przewróciła tylko oczami i ostentacyjnie westchnęła, kiedy z szeregu wybił się Estalijczyk, robiąc małe przedstawienie.
Spojrzała po reszcie, szukając pokrewnej duszy, która tak samo myślała o tym wszystkim. Musiała też znaleźć osobę, z którą mogłaby się podzielić swoimi troskami, jednak wciąż nie mogła zdecydować.

Frieda nie zdziwiła się zbytnio, kiedy do rozmów dołączyła się Keterlind. Prawie parsknęła śmiechem, kiedy strażnik nic nie zrobił sobie z jej słów. Żałowała jednak, że nie był na tyle porywczy, by wystrzelić ze swojej kuszy prosto między oczy dziewczyny.

Co innego Gunter, który dla Friedy wciąż był zagadką. Nie miała do tej pory okazji z nim porozmawiać, acz wydawał jej się intrygującą postacią. Postanowiła, że jeśli będzie im dane, to nadrobi zaległości w tej relacji. Kto wie, jak ciekawą osobą mógł się okazać? Jednak tymczasem pozbył się jednego ze strażników, więc nie było czasu na dalsze dumanie.

Z nadzieją, że podczas walki najbardziej ucierpi, o ile nie zginie, Keterlind, Frieda z kocią gracją zsunęła się z siodła.
Stanęła przy wozie, zasłaniając się w razie czego swoim koniem, nie puszczając lejców. Musiała mieć jakąś ewentualną formę ucieczki, a taką było energiczne wskoczenie na zwierzę i odjechanie.
Jednak w tamtej chwili przywarła plecami do wozu, jedną ręką trzymając lejce, drugą kładąc na rękojeści sztyletu.
 
Pan Elf jest offline