Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2015, 17:21   #46
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Islamabad; dom Elligson'a; wt; 2017.06.04 godz 13:10; 37*C



Marek Kwiatkowski



Ciekawski emeryt słowa obcokrajowca powitał z przyjzanym usmiechem. Ale tubylcy często tak reagowali widząc obcego, do tego białego, z brodą jak na prawdziwego mężczyznę przystało i jeszcze nieźle władającego ich rodzimym językiem. Choć Marek zauważył, ze zerka często na jego broń. No ale broń często budziła zaciekawienie i niepokój u tych którzy jej nie mieli w stosunku do tych którzy ją mieli.

- A o kogo dokładnie chodzi? To nie jest mały domek. - odpowiedział przyjaźnie starszy mężczyzna zadzierajac głowę do góry. Wciąż siedział przed rozłożoną planszą więc stojący przed nim Polak zdecydowanie nad nim górował. Budynek faktycznie do małych nie należał ale na Polaku nie robił jakiegoś specjalnego wrażenie. Nie różnił się specjalnie rozmiarami a nawet kształtem od postkomunistycznych bloków z wielkiej płyty w jego kraju.

Mimo to do przeszukania we trzech to był to spory obszar. Miał jednak nazwisko poszukiwanego człowieka i adres łącznie z klatką i numerem więc dość szybko doszło identyfikacji o kogo chodzi. Zresztą dziadek się nawet rozgadał z przyjacielskim i rozmownym w jego języku żołnierzem i przyznał, że ów Amerykanin jest jedynym w bloku obcokrajowcem więc wszyscy go znają w tym bloku.

Tak, widział go wczoraj, wyglądał na zdenerwowanego. Jednak był trochę zaskoczony, że przyjechali właśnie po niego. Czyżby czegoś zapomniał? Czy też ma tyle rzeczy do zabrania, że jednym samochodem się nie mieści? Bo przecież już jeden samochód po niego przyjechał wcześniej...




Chitral; głowny plac; wt; 2017.06.04 godz 13:10; 26*C




Jeremy Newport i Lance "Styx" Vernon



Im bliżej było spotkania tym atmosfera robiła się bardziej nerwowa. Co prawda w eskorcie miejscowych policjantów bez problemów przejechali z lotniska tego przygranicznego ponad półmilionowego miasta ale tam pilocjanci zatrzymali swoje pojazdy i dalej poprowadzili swoich uzbrojonych i cywilnych gości pieszo. Daleko zresztą nie było bowiem zatrzymali się w chyba na starówce tego miasta na głównym placu. W dawnych czasam rodem zgodnie z duchem i tradycja wszelkich starych miast, pewnie był tu główny bazar raz czy dwa na tydzień.

Takie nagromadzenie policjantów, uzbrojonych żołnierzy, i do tego amerykańskich i jeszcze tych kilku cywili w tym jeden z tajemniczą teczką budziło zaciekawione spojrzenia ciemnoskórych tubylców. Ale i skutecznie zniechęcało do wszelkiej integracji z nimi. Powstawała więc naturalna kilkumetrowa strefa buforowa do której miejscowi mieszkańcy woleli się nie zbliżać, nawet gdy ich mijali.

- To tam. Pod tym żółtym baldachimem. To jest właśnie "Zimowa Akacja". - Rzekł dowodzący miejscowymi policjantami porczucznik Sabbagh. Dla cywilnego oka Jeremy'ego nie było to nic specjalnego. Ot stali na placu z którego wychodziła droga, jedna z kilku które z niego wychodziły i kilkadziesiąt metrów dalej wśród licznych im podobnych wystawionych stolkików kawiarni i kafejek była własnie ta żółta. Trafili akurat na porę lunch'u więc ludzi zażywajacych przerwy w pracy było całkiem sporo i na ulicy i właśnie we wszelakich kawiarniach. Pod tym względem "Akacja" jakoś właściwie się niczym specjalnym nie wyróżniała.

Dla "Styx'a" a także towarzyszącym im żołnierzom sprawa wyglądała trochę inaczej. Umieszczenie snajpera było bardzo trudne. Dla którejkolwiek ze stron. Właściwie do dyspozycji był tylko budynek po drugiej stronie kawiarni. A więc do dyspozycji było tylko te ze dwadzieścia czy trzydzieści metrów ulicy i obu chodników. Umieszczenie strzelca na dachu cyz piętrze co prawda stawiałoby go poza wzrokiem większości gości z kawiarni tej i sąsiednich ale... I on sam niewiele widział. A właściwie tylko skrajny rząd stolików wystający spod balustrady. Właściwie nawet jakby i jej nie było to wówczas widziałby góra te przy samym oknie. To co się działo w głebi pomieszczenia było więc poza jego zasiegiem i wzroku a więc i strzału. Można było spróbować więc jakoś zasadzić się z poziomu ulicy. Ale wówczas dość skromna przestrzeń ulicy i chodników dawała równie skromne możliwości ukrycia się. A facet z bronią na pewno by się rzucał w oczy.

Te wady tej lokalizacji dawały jednak pewien pozytywny apekt. Otóż ktokolwiek by siedział wewnątrz kawiarni miał dość ograniczone pole widzenia bo własciwie widzial dość wąski kawałek ulicy tylko naprzeciw kawiarni. No chyba, żeby był pod baldachimem na zewnątrz. Ale jesli w środku to dawało możliwość zasadzenia się nawet z dwóch stron w razie szturmu i tego typu technik rodem z AT. Można było się zaczaić czy w budynkach czy w jakichś samochodach i z tamtąd przeprowadzić szturm. Pozostawała kwestia, czy dałoby się odpowiednio zamaskować do momentu stzurmu czekajacych żołnierzy. No i tego czy ów Ahmed faktycznie by był sam i gdzie sie znajdował. Może był już w środku? Może nie? Może miał wspólników?

Czas do spotkania uciekał. Lada chwila Jeremy powinien wejść do kawiarni iii... No spóbować przeżyć te spotkanie i jeszcze wyjść obronna ręką. Rola Lance'a, amerykańskich żołnierzy i pakistańskich policjantów była jeszcze nie ustalona. Ale trzeba było coś wymyślic o ile nie zamierzali przeczekać spotkania na tym turystycznym placu handlowym z widokiem na błekitne pasmo gór wcale nie tak daleko.




Islamabad; dom Ramiz'a; wt; 2017.06.04 godz 13:10; 37*C




Constance Morneau



Pracowało jej się dość opornie. Czuła się lepiej niż wczoraj ale nadal nie było to "normalne normalnie". To znaczy póki lezała na łóżku, wpółsiedziała na sofie czy krzesle to nawet mogła próbować pospołu z bletami przepisanymi przez doktora Khana zapomnieć i udawać, że wszystko gra i żadnego wybuchu nie było w jej pobliżu. Jednak świeża przeszłość dawała o sobie znać gdy tylko próbowała wstać, zwłaszcza gwałtownie czy wykonać podobną tego typu akrobację. Choć dzięki nadopiekuńczej wręcz obecnie siostrze Ramiz'a tak naprawdę musiała wstawać gdy ją przyszpiliło do toalety lub miała ochotę po coś sięgnąć. Dało się więc to znieść. Przynajmniej te fizyczno - migrenowe obrażenia.

Co innego psychiczne. A dokładniej frustracja z unieruchomienia w czterech ścianach. Jakby ją normalnie jakaś opieka społeczna dopadła i posadziła wedle swoich zaleceń! Jednak praca na klawiaturze opłaciła się. Miała czas popisać obszerne artykuły i komentarze do bierzących wydarzeń w których właściwie wręcz dosłownie i na własną klatę brała udział. Tam wrzuciła fotkę jeszcze z lotniska, co teraz zdawało się być wieki temu, tu z nocnej wizyty w wysoadoznym obecnie transporterze, tam odpowiedziała na zapytanie internauty czy zarzut jakiego gryzipiórkowego "speca od wydarzeń". Generelnie "Stary" był wręcz zachwycony ilością i jakością nadesłanego materiału. Wreszcie miał na czas i miejsce a nie jak ostatnio jakieś shoty i shorty i jeszcze na ostatnią chwilę.

O zadowoleniu "Starego" wiedziała z dwóch źródeł. Po pierwsze nie dzwonił i nie pisał co robił z reguły gdy miał albo zazalenia albo pretensje albo specjalne instrukcje do reportera. Cisza więc była wyrazem zaufania i zadowolenia szefa. A drugim źródłem był oczywiście Danny. Nadesłał jej krótkiego mail'a w większości raczej służbowego i o służbowych sprawach. Choć napisanego w przyjaznym i życzliwym tonie. Dopiero na końću wrzucił całkowiecie nieprofesjonalne pozdrowienie, zapytanie jak się czuje i rozesmianą emobuźkę. Chyba więc potraktował ich ostatnią rozmowę na serio. Albo był lepszym ściemniaczem niż sądziła...

Zadzwoniła też jej Azjatycka kumpela. Cóż, jak prawników już nie stać by dzwonić do przyjaciół to kogo stać? Zwłąszcza jak sie cwaniackie pakiety tanich rozmów wykupi. Szczebiotała chwilę o tym co sobie ostatnio kupiła, dpytywała się jak się czuje ale tak jak się Conie spodziewała, w końću pękła z icekawości i spytała o Dany'ego i "jak to załatwiła". Sama go od tamtej pory nie widziała ale była ciekawa czego ma się spodziewać jeśli go znów spotka.

Przeglądając maile i blogi znalazła dość nietypową wiadomość. Była napisana po angielsku choć niezbyt płynnym. Zapewne osoba go pisząca nie posługiwała się nim na co dzień choć znała go dość dobrze i na pewno komunikatywnie. Pisał jakiś "Patrick Kruger". List zacznał się standardowo od oficjalnego

"Dear Constance Morneau. Śledzę pani ostatnie dokonania w tym nieszczęsnym kraju i uważam panią za rzetelnego dzienikarza i odważnego człowieka. Dlatego postanowiłem napisac właśnie do pani."

List specjalnie długi nie był i facet zdawał się być rozentuzjazmowany własnym pomysłem i teorią spiskową. Właściwie ton wypowiedzi przypominał klasyczne linię fana wszelakich teorii sposkowych. Otóż mówił w nim, że przyjechał tu w góry, tak jako turysta. Jak jeszcze miało to sens. Był więc w górach, niedaleko granic z Afganistanem. Zamierzał z czasem przeuswać się co raz bardziej na wschód ku sercu Himalajów z K2 włącznie ale sytuacja wręcz wojny domowej nakłoniła go do wcześniejszego powrotu. W każdym razie był już w górach a dokładniej został na noc rozbił namiot na szczycie jednej z gór. Wyszedł przed świtem by porobić fotki jak wstaje świt u progu Himalajów. I wówczas zobaczył ten samolot. Jakiś odżutowiec bo widać było właśnie jego świecącą dyszę. Zdziwił się bo leciał bardzo nisko, wzdłuż doliny. A było jeszcze ciemno co mu się wydało podejrzane. A jeszcze do tegu w oddali doszedł go huk jakby coś wybuchło. Dopisał jeszcze, że dokumał fakty jak po tej konferencji wyszła sprawa z tym zaginionym amerykańskiem Chinookiem. Zarzekał się, że to było w tym rejonie gdzie się rozbił ten smigłowiec i był pewny, że ten tajemniczy samolot miał z tym coś wspólnego.

Do listu dołączona była też fotka. W większości czarne tło z jedynie wyraźniej zarysowaną linia granatowego nieba tak typowego o switaniu. Dało się zauważyć zarys krzywej linii szczytów górskich. Fotka pewnie robina jeszcze bez flesza i na ustawieniach do nocnych zdjęć. Widać było też sylwetkę samolotu. Najdokładniej to jasny odrzut z silnika bo był jedynym jasnym elementem na zdjęciu. Sam samolot miał trójkątne skrzydła i faktycznie fotograf musiał być nad nim gdy robił te zdjęcie. Ale to tyle co mogła powiedzieć tak na pierwszy a nawet drugi rzut oka o owym zdjeciu.



---



Wizyta Farida była dość spodziewana skoro się umówił i z Ramizem i niejako z nią. Wygladał na niewyspanego, zmęczonego, obolałego co tylko potegowało jego smetny nastrój. Twierdził, że to nie są dobre czasy dla policjantów na służbie. Myślał o przeniesieniu do Karaczi tam powinno być spokojniej.

Wyniki badań z pocisku jeszcze nie nadeszły. Oficjalnie. Ale prywatnie dowiedział się, od laborantów co przy nim grzebią, że wygląda na taki rodzimej produkcji. Nie było to dla niego wcale takie trudne bowiem wszyscy interesowali się "sprawą White'a".

Przyznał to z wyraźnym wahaniem i popatrzył wyczekująco na gospodarza i jego gosci. Po chwili zaczął jakby tłumaczć się chyba resztę Pakistańcźków. Takie naboje były bardzo popularne. Nawet w sklepach czy przez neta można było je kupić. Teraz zaś obawiali się obaj, że ujma spadnie na cały naród. O wraku i wbitej w nią futgonetce nic własciwie nie wiedział poza tym, że była kradziona co udało im się ustalić na podstawie monitoringu wokół lotniska. Ale chaos powstał taki, że nadal na lotnisku siedzą ekipy techników i przeczesują teren w poszukiwaniu szczątków obu maszyn.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online