Ponieważ wiedźma nie miała żadnych innych rzeczy do zrobienia mogli w spokoju czekać na resztę kompanii. Jeśli spokojem można nazwać siedzenie w towarzystwie rozwydrzonej, skrzeczącej pannicy miało cokolwiek wspólnego ze spokojem. Z pewnością, gdyby nie deszcz, teraz kręciłby się przy wozie, szukając odpowiedniego sznura do związania rudej dziewki. Jednak jakoś nie chciało mu się jeszcze bardziej moczyć siebie i swojego ubrania, więc starał się zająć myśli wszystkim tylko nie Keterlind. Wybór był dość oczywisty. Frieda. Wspomagając się zarówno wzrokiem, jak i wyobraźnią, Mathias z lekko głupkowatą miną wpatrywał się w dziewczynę z załogi.
Kapitan Rolf udowodnił, że wtedy na bagnach wybór był dobry tylko na krótką metę. Chociaż większość pewnie wtedy rozpatrywali to w kategorii „umrzeć teraz czy później”. Widać to „później” nadejdzie w momencie dotarcia do Talebheim. Z drugiej strony zawsze można było temu zapobiec. Pytanie tylko czy załoga zmieni swój skład po dobroci, czy po wcześniejszym rozlewie krwi.
Szrama bacznie obserwował piratów. Frieda i Bazrak dowiedli już, że są rozsądni. Gunter był trudny do wybadania. A nowi... ci go niespecjalnie interesowali. Pirat jednak nie miał zapędów buntowniczych – a może raczej znał ich konsekwencje – także na razie postanowił czekać na rozwój wypadków.
Podróż mijała w miarę w dobrej atmosferze. Keterlind obrażona o to, że nikt nie raczył jaśnie panience pomóc przy wejściu na wóz, siedziała cicho. Deszcz w końcu przestał padać, konie ciągnące wóz nie sprawiały większych problemów. Krajobraz co prawda nie był zbyt sielankowy, ale przynajmniej kłopoty trzymały się od podróżnych z daleka...
Do czasu pojawienia się trzech typków podających się za strażników dróg – co Mathias przetłumaczył sobie jako lądowych piratów. Chociaż oni chyba działali w imię jakiegoś tam prawa. Shiffmann miał już się pytać, czy czasem to tamta trójka nie jest od Ortegii i w przebraniu nie łupi podróżnych, ale Gunter wszedł mu w słowo ze swoją kuszą. W sumie tak było lepiej. Po co strzępić niepotrzebnie język skoro i tak zakończyłoby się to w ten sam sposób.
Sytuacja Mathiasa nie była zbyt ciekawa. Mógł zeskoczyć z wozu i w razie poważniejszych kłopotów zostać bez środka ucieczki. Mógł też zostać tam, gdzie był, czyli praktycznie jako wystawiony cel. I tak źle i tak niedobrze. Dlatego też postanowił przeskoczyć na tył wozu i tam ukryty wystrzelić w stronę jednego z przeciwników. Problem mógł się pojawić, gdyby tamci postanowili zabić konie. Jednak Szrama wierzył w instynkt zwierząt i to że w chwili zagrożenia zwyczajnie ruszą przed siebie.
__________________ Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas. |