Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2015, 16:55   #25
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Autumm, Proxy, Sayane

Zamieć, Wilczy Las
13 Tarsakh, Rok Orczej Wiosny
Zmierzch


[MEDIA]http://images.fineartamerica.com/images-medium-large/1-healing-hands-two-danielle-del-prado.jpg[/MEDIA]

- Franko, bardzo dziękuję ci, że zechciałaś mi towarzyszyć; twoja pomoc jest nieoceniona - zagadnęła Zoja, kiedy szły do pierwszego potrzebującego; niesiona przez uzdrowicielkę lampa rzucała niespokojne cienie na chaty - Ale, jeśli chcesz znać moje zdanie, uważam, że powinniśmy podzielić się pracą. Nie wiem, jak będzie wyglądała dzisiejsza noc; modlę się, by dziś koboldy nie zaatakowały. Ale jeśli tak się stanie, twoje leczące ręce przydadzą się najbardziej po walce... - spojrzała na kapłankę, a raczej na jej buławę i tarczę - ...i w trakcie bitwy, oczywiście. Myślę, że poradzę sobie tutaj sama; ty powinnaś wesprzeć resztę naszych towarzyszy i zanieść im nieco światła i mądrości Lathandera.
- Nie widziałaś jeszcze nawet rannych. - sucho skomentowała Łucja i zapukała do drzwi, przed którymi stały.
- Mhm... - podsumowała Franka, krótko kiwając głową bez większego skupienia - Światło i mądrość Lathandera to i mi by się teraz przydały... - kapłanka była czymś poirytowana. Coś ją męczyło i zajmowało jej całą głowę.
- Aha. Rozumiem. - Zoja z chęcią porozmawiałaby o tym, co trapi przyjaciółkę, ale teraz musiała się skupić na czekającej ją pracy, szczególnie że czuła już wkradające się w członki zmęczenie - Może powinnaś się zdrzemnąć? Sen często przynosi odpowiedzi i znaki od bogów... Trafisz do spichlerza bez Łucji? - spytała w zadumie.
- Hm? - kapłanka wybiła się z własnych myśli, do których bardzo szybko wróciła - A tak, znaki... Oj znaków z pewnością bym potrzebowała. Najlepiej wielkich... I płonących. - pokiwała lekko głową. Następnie stając przy drzwiach spojrzała na uzdrowicielkę - Trafić... Trafię... Um... Ah... - odchrząknęła i uśmiechnęła się lekko nerwowo - Wybacz... Już uciekam... Ale koniecznie daj znać, jeśli czegoś będziesz potrzebowała, dobrze?
- Oczywiście! - uzdrowicielka ujęła dłonie kapłanki i serdecznie uściskała - Na pewno będę potrzebowała pobudki... - zaśmiała się, a po chwili spoważniała - I tego, byś zajęła się naszymi towarzyszami i mieszkańcami, jeśli cokolwiek się stanie. - dokończyła, wpatrując się w oczy dziewczyny i niespodziewanie tuląc ją na koniec.

Kiedy Franka ruszyła z powrotem do spichlerza, zanim przestąpiły próg chaty Zoja chwyciła jeszcze Łucję lekko za rękaw i powiedziała cicho:
- Wiem, że jedne leczące ręce to mało jak na wszystkich potrzebujących. Musimy jednak myśleć o tym, co może stać się jeszcze w nocy, a nie tylko tym co teraz... - westchnęła - Ale przyrzekam, że nie opuszczę tego miejsca, póki wszyscy ranni nie staną o własnych siłach. Choćby miało zająć mi to dłużej, niż nasze zadanie z koboldami! - zapewniła z mocą. Odwróciła się i pchnęła drzwi, przekraczając próg z niegłośną modlitwą "Ilmaterze, dodaj mi sił, bym mogla nieść ulgę..." na ustach.


Prosty, drewniany medalion rozjarzył się delikatnym, złotym światłem, rozjaśniając panujący w izbie półmrok; nie otwierając oczu, ani nie przerywając szeptanej modlitwy, Zoja ujęła znak Ilmatera w obwiązane czerwonym sznurem dłonie i zamknęła światło w muszli stykających się palcami dłoni. Kiedy odjęła ręce od świętego symbolu, jej dłonie wypełnione były światłem, pełgającym po ich powierzchni niczym niewielki, spokojny ogieniek. Ostrożnie, jakby przenosiła w miseczce dłoni wodę, uzdrowicielka przyłożyła ręce do rozharatanego boku mężczyzny, przelewając na ranę płynne złoto mocy. Brzegi cięcia, zaognione już i poszarpane, krwawiące czarną, zepsutą cieczą zaczęły się zwijać i kurczyć, niczym wrzucone do ognia wióry; dłonie Zoi gasły, kiedy światło wnikało w ranę, oczyszczając ją i wspomagając naturalny proces gojenia. Kiedy ostatnia kropla życiodajnej energii przepłynęła od uzdrowicielki do rannego, pokój rozświetlił nagły, jasny błysk. Zagojona magią rana żarzyła się jeszcze chwilę złotą poświatą, okalającą płaską, świeżą bliznę, a po chwili zgasła, pogrążając chatę na powrót w mroku. Leżący na drewnianej ławie mężczyzna odprężył się i sapnął; z niedowierzaniem przejechał palcami po zagojonym miejscu, jakby nie do końca wierzył, że oto stał się cud.

Zoja westchnęła i opuściła ręce; zakręciło jej się w głowie tak mocno, że gdyby nie pewny chwyt Łucji, dziewczyna zwaliłaby się na podłogę. Mroczki jeszcze dobra chwilę latały jej przed oczami, kiedy, posadzona na stołku i okryta kocem, popijała małymi łyczkami chłodną wodę z glinianego kubka.

Rannych było dużo; choć dla Zoi cały dzień pracy z chorymi nie był niczym nowym czy wyczerpującym, konieczność sięgania do mocy tak często w tak krótkim czasie - szczególnie na głodnego i po dwóch dniach forsownej wędrówki - była zadaniem dość wyczerpującym. Starała się tego oczywiście nie okazywać; aż za dobrze widziała ile nadziei pokładają w niej ci ludzie, których zapewne nie stać by było na usługi kapłana czy medyka - a zwyczajne sposoby leczenie były wysoce niewystarczające, by najciężej doświadczeni przez koboldy wieśniacy mieli szansę wylizać się ran.

- Nic mi nie jest. Ruszajmy dalej. - powiedziała Zoja, wstając z zydelka i zdecydowanym gestem odstawiając kubek. Czuła, że jest na granicy swoich sił; moc opuszczała ją niczym woda dziurawe wiadro. Na szczęście najciężej rannych obejrzała na samym początku; dodatkowo na jej prośbę ktoś podzielił się z uzdrowicielką schowanymi na zapas jagodami; pobłogosławione owoce lasu, nasączone dobrą energią, miały pomóc w rekonwalescencji pacjentów, odciążając samą medyczkę.

Jeśli jednak nie starczy jej łaski boga, zawsze pozostawała jej własna wiedza i zestaw leczniczych ziół, które z takim pietyzmem kolekcjonowała w Futenbergu... i gorąca modlitwa, żeby to wystarczyło.


Rozłożony na klepisku koc był najmiększą i najbardziej cudowną rzeczą, jaka przytrafiła się Zoji tego dnia. A przynajmniej tak się czuła, kiedy po dwóch "dużych świecach" wróciła do służącego za "fort" spichlerza i tak jak stała, padła na swoje liche posłanie. Ośmiu rannych miało szanse przeżyć po ataku koboldów; wyglądało na to, że wszystkie zabiegi uzdrowicielki przyniosły pozytywny efekt, choć utraconych palców jednego z chłopów nie dało się już uratować. Mała jednak była to cena za to, że mężczyźnie dane było ujrzeć światło następnego poranka. Na trzy osoby mocy już zabrakło; dziewczyna zrobiła co mogła swoimi ziołami i starannością, ale obiecała sobie, że zajrzy do każdego pacjenta jeszcze raz, kiedy tylko odzyska siły. Jej oczom nie umknął również fakt, że prócz ran, w ubogiej wiosce szerzą się bardziej pospolite, ale nie mniej śmiertelne choroby: kilkoro z kręcących się z ciekawością wokół uzdrowicielki dzieci miało objawy grypy, zapalenia płuc czy innych, podobnych chorób. Dla pewności Zoja z pomocą starszyzny połapała szczeniaków i zrobiła krótki przegląd stanu zdrowia najmłodszych, choć wtedy juz ledwo trzymała się na nogach. Na tą chwilę nie mogła zrobić wiele więcej niż doradzić rodzinom odpowiednie traktowanie chorych; zaciskała piąstki w bezsilnej frustracji, ale jak każdy człowiek miała swoje ludzkie ograniczenia; choć bardzo by chciała, nie mogła czynić cudów w nieskończoność czy znaleźć lekarstwa dla każdego chorego na świecie.

Uzdrowicielka leżała chwilę na kocu, wpatrując się w sufit i prosząc Ilmatera o opiekę nad chorymi... i drużyną, która tej nocy może miała stawić czoła atakowi paskudnych gadów. Na szczęście Evan wykazał zrozumienie dla jej stanu i wyznaczył jej litościwe ostatnią, ranną wartę; dzięki temu wymęczona Zoja miała szanse porządnie się wyspać. W miarę jak treść modlitwy zmierzała ku nieuchronnemu końcowi, usta Zoji poruszały się coraz wolniej; kiedy pierwsza zmiana drużyny ruszyła w noc, by objąć swoje stanowiska przy rozpalonych ogniach, Zoja spała już głębokim, spokojnym snem.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 20-04-2015 o 14:18.
Autumm jest offline