Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2015, 22:52   #13
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
wspólna praca Nami i trava

---

Oddychał ciężko przed zlewem w toalecie greckiej kawiarni. Rozszerzone źrenice wpatrywały się dziko w odbicie przedstawiające człowieka w czarnej masce z białą namalowaną kredą czaszką. Przez gruby materiał dobiegało ciche gniewne warczenie. Spotkanie nie poszło tak jak planował. Właściwie nie planował wcale i może to był ten błąd. Górę wzięła jego kompulsywna strona i pozwolił żeby nim zawładnęła. Może trochę z radości po tak długim czasie spędzonym w "uśpieniu".

-Jesteś z siebie zadowolony? - powiedział słabym głosem patrząc się wciąż w odbicie.
-Nie moja wina, że taka z ciebie cipa. Jeśli już mówimy o cipach. To z tej Natashy całkiem niezła.. A może wolisz tą, jak jej tam.. Casssandrę? Pozwolę ci wybrać. Tym razem. - mężczyzna uśmiechnął się paskudnie pod fakturą czarnego materiału.
-Wrrr... zamknij się... - Black drżącymi z wysiłku dłoniami złapał za maskę jakby zmagał się przez chwilę z samym sobą przez chwilę. Po chwili udało mu się ją zerwać i rzucić do umywalki. Zaraz jednak chwycił ją ponownie i otworzył z impetem drzwi do jednej z kabin. Podniósł klapę i wrzucił maskę do sedesu spuszczając w nim wodę.Wychodząc trzasnął drzwiami, które odbiły się z hukiem i poruszały jeszcze przez chwile by w końcu zatrzymać się pozostając niedomknięte. Ścisnął mocno krawędzie umywalki. Na tyle mocno, że wydawało mu się, że jeszcze chwila i będzie mógł ułamać kawałek kamienia. Bał się podnieść głowę. Bał spojrzeć w swoje odbicie. Zaczął jedynie powtarzać coś cicho, niczym mantrę.

-Masz kontrolę... Masz kontrolę... Masz...

https://www.youtube.com/watch?v=ZGMDBppWBOo

---

-.... kontrolę ty mały sukinsynu! Popatrz jak matka przez ciebie płacze. Myślisz, że sprawia mi przyjemność ustawiania cię do pionu? Nie!

Zaraz po krzyku ojca poleciał pas. Tak przynajmniej to zapamiętał, ale wszyscy wiemy, że obrazy z dzieciństwa często są nieco zniekształcone przez nieubłagany upływ czasu i traumatyczne przeżycia. Zaciskał zęby aż leciała mu krew z dziąseł. Ręka wygięta pod nienaturalnym kątem piekła niesamowicie. Ojciec odwrócił go na plecy i raz po raz zadawał razy pasem na jego gołe pośladki. Łzy stanęły mu w oczach, ale w myślach wciąż powtarzał sobie jedną rzecz: "nie krzyknę".

-Szacunek czasem trzeba po prostu wbić do głowy. Niech to będzie dla ciebie lekcja synu.

Kolejne uderzenie zdarło mu boleśnie skórę z pośladków i w tym momencie zapomniał o swoim wcześniejszym postanowieniu. Kątem oka zobaczył jak matka biegnie w jego kierunku z rozpaczliwie wyciągniętymi ramionami i troską wymalowaną na twarzy. Zobaczył zamach ojca i matkę lecącą do tyłu po spotkaniu z jego otwartą dłonią. Zobaczył krew z nosa matki, która poleciała na białą ścianę tworząc swoiste dzieło sztuki. Nie wiedział czemu, ale podobał mu się ten ostatni widok zanim na jego oczy spadła czarna kurtyna kończąca wspomnienie.



---


Cassandra wychodzac z apteki jak zwykle byla zapatrzona w ekran swojego telefonu. Poki co nie potrafila poruszac sie bez niego po miescie. Schodzac po schodkach wpadla na chodniku na jakiegos mężczyznę, jednak z obawy przed upadkiem chwycila sie go, zamiast odskoczyc.
- Ups, sorry. - przeprosila, gdyz bylo jej glupio, jednak wyczula cos znajomego. Zapach. Stanela juz normalnie, patrzac na twarz chyba nieznajomego.
- Czy my sie skądś znamy? - spytala patrzac mu w oczy, jakby cos w nich ujrzala.
Mężczyzna w czarnej letniej kurtce zarzuconej niedbale na biały podkoszulek poświęcił jej jedynie krótkie spojrzenie. Coś w tych zimnych, pozbawionych emocji oczach lekko drgnęło. Był to jedyny sygnał, że mężczyzna rzeczywiście mógł rozpoznać kobietę. Na jego dość przystojnej chociaż bladej twarzy o silnych, wyrazistych rysach widniał kilkudniowy zarost, ale największe wrażenie robiła paskudna blizna biegnąca wszerz całej jego twarzy. Najprawdopodobniej pamiątka po kontakcie z jakimś ostrym przedmiotem, może nożem.
-Nie wydaje mi się… Przykro mi, ale na mnie już czas..
Black odwrócił się na pięcie i skierował swe kroki w stronę portu zostawiając za sobą Cassandrę.
- No może się pomyliłam. - odrzekła do jego pleców. Wcześniej próbowała przyglądać się temu jak wygląda, jak mówi. Jednak ten zapach nie dawał jej spokoju, tę samą woń poczuła, gdy oparła głowę na zamaskowanym mężczyźnie. Wtedy jednak jego ton głosu zdawał się mieć większą pewność siebie, a teraz był taki… Zmieszany? Może to jednak faktycznie jest zupełnie inna osoba, w końcu nie jeden używa tych samych kosmetyków, ale mimo to Cassandra czuła, że ten zapach był specyficzny, jak dla każdego człowieka.

Chwilę stała w zastanowieniu i w końcu postanowiła udać się za facetem. Zdawało jej się, że i tak idzie w tym samym kierunku, co ona miała zamiar iść. Jakby co to będzie udawać, że go rozpoznała, w ostateczności albo się da zdemaskować, albo będzie szedł w zaparte, co chyba faktycznie będzie oznaczało, że czarnowłosa sfiksowała od wąchania tych substancji na czarnym rynku.

Black szedł niespiesznie, jakby bez celu. Ot, kolejny turysta wracający do hotelu po dniu pełnym wrażeń. Starał się nie wzbudzać niczyich podejrzeń co mogło przecież wydawać się dość dziwne jeśli ktoś rozpoznałby w nim człowieka, który jeszcze niedawno zrobił małe “show” w jednej z greckich kawiarni. Przez dłuższą chwilę poruszał się w tym samym kierunku, po czym dość nieoczekiwanie skręcił w jedną z bocznych alejek dość blisko doków.
Z początku kierunek w jakim zmierzał nieznajomy odpowiadał jej. Sama miała zamiar iść w tamtym kierunku, więc nawet nie czuła się głupio, że kogoś śledzi, bo tak czy siak szła by tędy. No, może jednak wybrałaby inną trasę, jednak ta pasowała jej najlepiej. Dziwne też było, że skręcił w alejkę, kto normalny skręca w jakieś zaułki? Cassandra nie była pewna, czy iść za nim, czy może już sobie darować, pewnie schował się za rogiem i czeka by jej przywalić czymś w łeb. Sięgnęła więc asekuracyjnie do swojej torby i znalazła wypełnioną płynem, zabezpieczoną strzykawkę. Zawsze to jakaś obrona. Trzymając wciąż rękę w swej torbie przerzuconej przez ramię początkowo minęła uliczkę z bezpiecznej w jej mniemaniu odległości, patrząc w jej kierunku. Jeśli facet szedł dalej, mogła pójść za nim, jednak jeśli stał w bezruchu i się gapił, to sama mogła się zatrzymać.
Jednak nie zauważyła go. Przepadł jakby wpadł w jakaś dziurę czasoprzestrzenna. Kobieta domyślała się, ze pewnie się gdzieś schował, bo sama by tak zrobiła. Musiała wiec ostrożnie stawiać kroki. Przygotowała strzykawkę tak, by nie mógł obrócić tej broni przeciw niej i uważnie stawiając kroki skręciła tam gdzie zniknął jej z oczu.

Black siedział przykucnięty za kontenerem na śmieci uspokajając oddech. Miał nadzieję, że kobieta zrezygnuje, pójdzie sobie i zostawi go w spokoju. Sądząc jednak po ostrożnych, ale jednak słyszalnych krokach w cichej alejce Cassandra postanowiła jednak zabawić się w detektywa. W swoim mniemaniu nie miał wyjścia, wiedząc że za kilka sekund dojdzie do konfrontacji, której bardzo chciałby uniknąć. Pogrzebał w kieszeniach kurtki nie znajdując nic oprócz telefonu i portfela, którego zwinął jakiemuś ważniakowi na mieście. Nic użytecznego. Przeszukując powoli okolice za śmietnikiem, znalazł na ziemi stertę małych ostrych gwoździ. Chwycił jej w skórzaną dłoń i skupił się na krokach. Jeden… Dwa… Poczekał aż jej sylwetka wychyliła się zza rogu i wykonał w jej kierunku coś co mogło wyglądać na kilka.. lub kilkanaście szybkich rozmazanych ruchów. Maleńkie smugi cięły z sykiem powietrze zbliżając się wprost ku zaskoczonej kobiety.
Znajdował się poza jej zasięgiem ponadto nie było zbyt dużo czasu na reakcję. Zaskoczył ją. Zamknęła jedynie oczy i zasłoniła się rękami w odruchowym geście. Gwoździe przecięły nieszkodliwie powietrze koło kobiety nie wyrządzając jej żadnych szkód. Otworzyła oczy by zdać sobie sprawę, że “pociski” wbiły się jej skórzaną kurtkę tak, że z precyzją chirurga przyszpiliły ją do słabej, przegniłej ściany. Jej uniesiona dłoń, teraz unieruchomiona wciąż kurczowo ściskała strzykawkę.

-Witam. Wybacz mi, ale nie lubię jak ktoś mnie śledzi - oddech jak i głos miał zupełnie spokojne, ale jego twarz wyrażała coś co można było wziąć za smutek.
Cassandra mimo iż znalazła się w dość… Niekomfortowej sytuacji, uśmiechnęła się szeroko udając, że przymusowa pozycja wynikająca z przybicia jej do ściany, jest jej własną pozycją, którą chciała przyjąć.
- No siema. - odpowiedziała nie puszczając z rąk strzykawki.
- I po co było udawać, że się nie znamy? - spytała wydając się być dosyć zadowoloną ze swojej pozycji. W sumie miała w ręku wciąż broń i to na widoku, a nie w torbie, więc wciąż mogła jej użyć. Może nie tak, jakby pragnęła, ale zawsze. Jeden jego głupi ruch i chętnie strzeli mu tym w oczy, co prawda będą jedynie piekły i utrudniały czyste widzenie, zaczerwienienie utrzymywać się będzie przez 2dni… Ale to już jego wybór.
- Chciałam tylko dogłębniej się z Tobą zapoznać. - dodała na sam koniec, a zadowolenie nie znikało jej z twarzy. Była szczęśliwa, że ubrała dziś tę kurtkę, a nie białą. Białą kochała bowiem całym swym sercem!
Mężczyzna wydawał się lekko zaskoczony, może nawet zaintrygowany.

Spoglądał na nią przez chwilę upewniając się czy mówi serio.
-Jak mnie poznałaś? I czemu do cholery leziesz za nieznajomym. W dodatku zupełnie sama w ciemną uliczkę?
Westchnął ze zrezygnowaniem i ciągnął dalej. Jego głos był całkowicie beznamiętny jakby opowiadał o rutynie dnia codziennego.
-Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że mogłem… Mógłbym wciąż zrobić ci krzywdę.
- Hmm, no wiesz. W sumie, głos masz inny, twarzy nigdy nie widziałam, ale Twojego zapachu nigdy nie zapomnę.
– odpowiedziała ze spokojem nie martwiąc się o nic.
- W dodatku te oczy. – dodała ciszej.
-Sama w ciemną uliczkę - powtórzyła za nim - A co, nagle się o mnie martwisz? - spytała wciąż się ciesząc, chyba sama nie była do końca zdrowa, albo miała totalnie na wszystko wywalone.
-Możesz, mógłbyś i będziesz mógł. Takie już jest życie. A teraz pomóż mi wrócić do normalnej pozycji i porozmawiaj ze mną. Ręce mnie już bolą. - powiedziała lekko się niecierpliwiąc.
-Czemu miałbym ci ufać? - odpowiedział spokojnie mężczyzna robiąc kilka kroków do przodu patrząc się prosto w jej szare oczy. Nie robił tego z nienawiścią, po prostu stwierdzał fakt.
-Żebyś mógł mi zaufać, masz - szybko dodała po czym nacisnęła na strzykawkę i opróżniła ją, wylewając cały środek na ziemię.
-Drogi był, ale trudno, moja strata. Nie jestem osobą walczącą - przyznała się z uśmiechem na twarzy patrząc w jego oczy po czym przechyliła głowę lekko w bok
-Pieniądze nie mają dla mnie wielkiej wartości… - przerwał na chwilę spoglądając na zniszczoną kurtkę.
-Przykro mi z powodu… - wskazał na ubranie kobiety.
-A co do zaufania to nie muszę dodawać, że to nie takie proste prawda? Nikt z tej grupy nie ufa i nie powinien ufać nikomu jeśli ma w głowie choć trochę rozumu. Ale… Doceniam ten gest z twojej strony. Problemem jest tylko to, że muszę coś załatwić i nie mam czasu ani ochoty na towarzystwo - poszedł jeszcze bliżej sprawdzając palcami wytrzymałość ściany do której dosłownie “przygwoździł” kobietę.
-Gdyby tak Ci się spieszyło, to nie poświęciłbyś mi ani sekundy. A stoisz tu ze mną i jeszcze Ci przykro, bo kurtka. Więc masz trochę czasu. - stwierdziła
-Uwolnisz się bez trudu w ciągu najwyżej kilku minut. Kurtki niestety chyba już nic nie uratuje. W ramach rekompensaty wezmę cię potem na jakieś zakupy. - powiedział jakby nic się nie stało.
Zmarszczyła brwi i sama zerknęła na kurtkę, jakby zastanawiając się o co mu chodzi.
-...z powodu kurtki? Serio?! Wiesz ile ta substancja była warta?! A Ty się kurtką martwisz?! Proszę Cię… Mam ją w nosie. - skwitowała i była już nieco bardziej… Oburzona. Gdy tylko pomyślała o tym, jak bardzo zmarnowała taki wspaniały środek, od razu zrobiło jej się przykro. Bardzo. Serio !
-Tak jak mówiłem pieniądze nie mają dla mnie większej wartości - wzruszył obojętnie ramionami.
-Świetnie. A teraz po prostu je wyjmij, bym nie rozerwała sobie ubrania i tyle. Zajmie Ci to kilka sekund. - nie rozkazywała mu. Była spokojna, wręcz miła jak na zaistniałą sytuację. Wciąż na niego patrzyła, jednak jej wzrok błądził po całej jego twarzy, nie tylko skupiał się na oczach.
-Będziesz grzeczna? - spytał cicho.
Parsknęła pod nosem z niedowierzania i uniosła brwi, a jej oczy otworzyły się szerzej.
- Jeśli tak lubisz. - odpowiedziała krótko.

Nie pozwolił sobie na komentarz. Nawet się nie uśmiechnął, jego oczy zwęziły się tylko lekko wyrażając bezgłośnie podniecenie. Zaczął po prostu odrywać kolejne gwoździe, które pozostawiały spore wyrwy w skórzanym materiale kurtki dziewczyny. Najpierw uwolnił jej rękę a potem poszło już szybciej kiedy mogła mu już w tym pomóc.
Kiedy w końcu była wolna poczęła robć okrężne ruchy barkami oraz karkiem. Może same gwoździe nie bolały, ale pozycja była cholernie niewygodna.
- O człowieku, słaby podryw. - skomentowała głupio i bez namysłu, ale często jej się zdarzało gadać od rzeczy i rzucać głupimi tekstami. Jednak sama nie potrafiła nad sobą panować, jakoś tak już miała. Na szczęście jej obojętna postawa do życia i akceptowanie wszystkiego, co się wokół dzieje, pomagało jej żyć… w zadowoleniu.
-Podryw? Chyba nigdy nie byłem w tym… - zanim dokończył kobieta weszła mu w słowo.
-To kiedy ze mną pogadasz? I byle nie jutro z rana, bo wtedy nic nie ogarniam! - spytała poważnie biorąc pod uwagę fakt, że ponoć mu się spieszy. Schowała strzykawkę z powrotem do torby. Przy tej czynności na jej twarzy zagościł wyraźny smutek. Pusta strzykawka, wielki ból w sercu.
-Najpierw obowiązki potem przyjemnośći prawda? - uśmiechnął się tylko słabo jakby to miało wszystko wyjaśniać.
-Zajmie mi to kilka godzin. Z tego co wiem to mieszkamy w tym samym hotelu? Horizon Royal jak dobrze pamiętam? - zapytał retoreycznie nie czekając na potwierdzenie.
-Daj mi czas do 23 i potem możemy… Eeee - urwał jakby zabrakło mu słowa.
-Możemy chwilę porozmawiać - dokończył próbując zachować profesjonalizm.
Troche sie zdziwila jego... zmieszaniem? To chyba bylo najlepsze okreslenie. Kazdy czlowiek jest inny, ona najwidoczniej do wszystkiego podchodzila zbyt obojetnie i naturalnie.
- W porzadku. Przyjde do ciebie ok 23. - odpowiedziala z powaga. Otrzepala swoja sfatygowana kurteczke i rozejrzala sie na boki.
-Wiesz, który mam pokój? - zapytał beznamiętnym tonem osoby, której jest to właściwie bez różnicy lub za taką chce uchodzić.
- Ja wszystko wiem. To lece odlozyc towar nim mnie jakies psy zgarna, do pozniej - machnela łapka i poszla w swoja strone.
Black nie skomentował ostatniego zdania. Jedynie lekko skinął głową i spoglądał w ślad za nią. Upewniwszy się, że rzeczywiście nie chciała go dłużej śledzić wyszedł z alejki i skierował się ponownie w stronę dzielnicy portowej.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day
traveller jest offline