Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2015, 07:51   #126
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kaarel nie zdołał przeforsować swojego pomysłu by grupa dywersyjna spróbowała przeniknąć kanałami i wynurzyć się spod ziemii wewnątrz wrrogiego perymetru a może nawet i obozu, kto wie... Taki manewr był ryzykowny i niepewny ale gdyby się powiódł umożliwiał zasianie dezorganizacji a może i paniki we wrogich szeregach. Do tego uderzałby wprost we wrażliwe zaplecze które z reguły bywalo bardziej podatne na ataki niż główna, frontowa lina oporu.

Jednak był przekonywujący na tyle, że zezwolono mu na samodzielną misję zgodnie ze swoim pomysłem. Po zastanowieniu Cotant stwierdził, że w sumie mu to odpowiadało jak najbardziej. Jego natura, wyszkolenie i doświadczenie sprawiały, że był wręcz gotowym produktem do tego typu misji.

---


Jego misja zaczęła się jeszcze trochę przed rozpoczęciem głównych walk. Ale musial nadłozyć spory kawał drogi w porównaniu do oddziałów na głównej linii walk by obejść wrogie stanowiska, dotrzeć do wyschniętego koryta rzeki i przedostać się do kanałów pod miastem. Do tego takie przenikanie co do tempa również blitzkiregowych nie należało.

Był już głęboko w trzewiach tuneli miasta gdy sfrustrowany odkrywał jeden zawalony, zaślepiony czy zaminowany tunel za drugim. Gdyby mieli wiecej czasu i środków to Cadiańczyk był pewny, że dołaliby utorować sobie tędy drogę albo poprzez zdjęcie zapór minowych albo udrożnienie ktoregoś z tuneli. Ale będąc sam i bez sprzętu i umiejętności jakimi np. dysponował jego kumpel Azul to nie było sensu dalej kombinować w tą stronę. Zwłaszcza, że nawet w mroku, zielonkawej poświaty tuneli dochodziły go wytłumione ale jednak, odgłosy i drgania eksplozji. Jego doświadczone ucho mówiło mu, że już musiała się widocznie zewrzeć główna siła obu stron. Czuł presję czasu by wziąć w niej udział by weprzeć swoich a nie tracić czas na szwendanie się po wyschniętych kanałach.

- Tu plut. Cotant. Nie znalazłem przejścia kanałami. Zatańczę z nimi na miejscu. - nadał komunikat do dowództwa by zdawali sobie sprawę, że jego misja jednak okazała się niepowodzeniem. A Cadiańczyk swoim zwyczajem jak zwykle bral pod uwagę, że wróg może przechwycić jego transmisję więc nadawał specyficznym slangiem. W praktyce jego kumple wiedzieli, że nie zamierza ponownie obchodzić linii i rejonu walk by do nich dołączyć tylko spóbuje samodzielnej akcji na wrogim zapleczu. Właściwie była to wriacja oryginalnego planu, tyle, że na powierzchnię musiał wyjść wcześniej niż planował.


---



Ledwo zakurzona starożytnym pyłem, sadzą i ziemią sylwetka w karapaksowym pancerzu wyłoniła się ostrożnie przy jednym z włazów gdy zlokalizowała wrogiego snajpera. I to przy pracy. Cadiańczyk nie zamierzał tak obserwować bezczynnie jak tamten wystrzeliwuje mu sojuszników. Co prawda nad jakimś szeregowym Kago nie roniłby łez ale w końcu strzelec mógł własnie celować do któegoś z jego gwardyjskich kumpli.

Kaarel zaczął przekradać się by zająć lepszą pozycję do zdjecia snajpera. Ten jednak okazał się profesjonalnym wojakiem i miał oczy otwarte. Zareagował otwierajac ogień do skradajacego się do niego gwardzisty i zajmując pozycję tak by głównie osłonić się przed jego ostrzałem. Kasrkin nie miał wyboru i musiał przyjąć walkę w nie tak calkiem wymarzonej sytuacji jaką sobie pierwotnie zaplanował.

Obaj otworzyli do siebie ogień prawie jednocześnie. Snajper zmusił Cadiańczyka do zalegnięcia jednak temu udało się znaleźć świetną osłonę. Skrył sie za jakimś posztkowanym gruzem który go chronił i znacznie utrudniał namierzenie go i wstrzelenie się snajpera. Tak samo jego wyciszony Turus, nie zdradzający odbłysków wystrzału ani ich huku nie ułatwiał precyzyjnego zlokalizowania gwardyjskiego zwiadowcy. Jednak zasięgowo snajperka górowała nad szturmówką i trafienie również skrytego za przeszkodą buntownika wcale nie było dla Kaarela prostą sprawą. Nim się zdołał porządnie wstrzelić już musiał zmieniac pozycję za swoim załomem bo pociski snajpera zaczynały się niebezpiecznie do niego zbliżać. I znów musiał zacząć wstrzeliwanie się od nowa w odległy i częściowo zakryty cel.

Widząc mizerną skuteczność tej taktyki a nie chcąc odpuścić Cotant postanowił się oderwać od przeciwnika i skrócić dystans. Liczył, że odległość raczej sprzyja wrogowi a on się w końcu specjalizował w działaniu na zdecydowanie bliższy dystans i w takim mógł pokazać lwi pazur. Korzystając więc z zasłony za jaką się kitrał wycofał się rzucając sie do biegu, potem dał nura za jakiś murek, przeskoczył na jakiś balkon.

Teraz obaj stracili się z pola widzenia ale Cadiańczyk orientował się w terenie na tyle by wiedzieć w ktorym kierunku należy się kierować. Ponadto czasem widział w przelocie sylwetkę snajpera. Ten również widział nadbiegającego komandosa i najwyraźniej nie uśmiechało mu się urwać w ruiny gdzie ten cadiański drapieżnik grasował tylko przyjać walkę na w miarę sprawdzonym terenie. Dlatego zmienił broń na pistolet i monoostrze. Kaarel odkrył to gdy wyskoczył już całkiem blisko niego gdy próbował przeskoczyć nad wyrwą w schodach gdy dostrzał sie pod gwałtowny ostrzał z pistoletu buntownika.

Nagły ostrzał z bliska spowodował, że Kaarel stracił równowagę i zamiast wylądować płynnie po drugiej stronie schodów na własnych nogach zachwiał sie przy ladwoaniu zaraz jednak odbił w bok samemu dobywajac własnego zestawu broni krótkiej i tej palnej i białej. Nagły odskok uchronił go przed ostrzałęm z bliska a sam też zaczął odstrzliwać się ku strzelcowi, pędząc ku najbliższemu załomowi. Snajper również chcąc zmniejszyć szansę na trafienie przez napastnika zaczął się uchylać. Obaj okazali się świetnymi strzelcami i mimo, ze byli w ruchu i sami strzelali do ruchliwego, częsciowo tylko widocznego celu to ich pociski prawie mijały się w locie o włos i rozbijały z trzaskiem przedpotopowy gruz w drzazgi tuż obok ich butów, ramion, dłoni i hełmów.

W końcu jednak Kaarel pokonał ostani odcinek i znalazł się w upragnionym, nozowym zasiegu. Zaatakował brutalnie tnąc z góry licząc próbując wraz z ostatnim skokiem przebić cię prze pancerz wroga, wrażyć ostrze pod obojczyk by przebił płuca i serce wroga i zatrzymał sie gdzies przy przeponie przeciwnika. Ten jednak zdołała zablokowac jego cios. Co więcej przechwycił ramię gwardzisty uzbrojone w nóż i wykorzystał jego pęd by wykręcić mu rekę ostatecznie zmuszajac do wypuszczenia ostrza z dłoni. Kaarel momentalnie pojał grozę sytuacji i wiedział, że musi się wywinąć albo skońćzy marnie. Facet już był za jego plecami i unieruchamiał mu waśnie rozbrojone ramię. Nie czekał tylko z bliska wystrzelił mu prosto w twarz wciąż trzymanym w drugiej ręce pistoletem. Chybił jednak strzał oddany nagle i z bezpośredniej odległości na tyle zaskoczył buntownika, że nieco poluzował chwyt ramienia dzięki czemu brawlerowi udało się wyrwać z pułapki.

Przeszli do gwałtownego zwarcia. Pistolety nie były już na tak króki dystans i tempo zbyt użyteczne bo sytuacja zmieniała się zbyt dynamicznie by mieć szanse skutecznie wycelować i strzelić. Na tak bezpośredni dystans noże byłyz decydowanie bardziej skuteczne i mordercze. Snajper wciaż miał swój w dłoni a Kaarel przy tak gwałtownym tempie walki nie miał szans sięgnąć po swoje zapasowe ostrze. Wiedział, jednak, ze musi to zrobić albo pozbawić przeciwnika jego stalowej przewagi.

Okazja na to trafiła się gdy buntownik ciął gwałtownie od dołu próbując wrażyć swoje ostrze w podbrzusze gwardzisty. Kaarel skrzyżował ramiona w ten tak, że trafił nimi w uderzający nadgarstek przeciwnika. Siła uderzenia jednego ramienia zdołała sforsować niewiele odległosci nim zatrzymała ja para gwardyjskich ramion. Cotant nie dał wycofać tego narzedzia śmierci tylko złapał za nadgarstek i przekręcił na zewnątrz. Snajper posłuszny prawom fizyki i anatomii wrzasnął boleśnie, wygiął się i musiał otworzyć chwyt na broni pozwalajac jej upaśc na zakurzoną posadzkę.

Jednak to go nie powstrzymało w usiłowaniach zabicia Cadiańczyka. Zebrał sie prawie od razu i zdzielił go błyskawicznym kontratakiem w twarz. Ten skupiony głownie na rozbrojeniu nie spodziewał sie aż tak szybkiej reakcji po wrogu i go nagły strzał pięścią zaskoczył i przymroczył. Dzięki temu snajperowi udało się wyswobodzić z jego chwytu. Od razu kopnał go pod kolano zmuszając do przyklęku. Prówbował zdzielić go znów pięścią w twarz ale ten tym razem już doszeł do siebie i zdołał sie zasłonić. Ale nie rpzed solidnym kopnięciem buntowniczego buta porsto w pierś które powaliło go na plecy.

Snajper doskoczył do niego i próbował dopaść go nim się pozbiera ale Kasrkin był szybki. Odepchnął jego biodra buciorami zmuszając do cofniecia ten jednak prawie wrócił do razu. Gdy próbował drógi raz powtórzyć ten skuteczny zazwyczaj manewr ten był już przygotowany i złapał go za nogawki spodni i szarpnął potężnie w bok. W efekcie tego leżący gwardzista został nagle pozbawiony skutecnzej bariery jaką w takim wypadku mogły stanowić mu silne i wyszkolone nog. Snajper doskoczył do Kaarela póbując wbić mu kolano w żołądek by przyszpilić go do ziemii ten jednak zdołał połączyć swój łokieć i kolano w jedną, obronna tarczę na której zawiesił sie przeciwnik. Nie dał wiec sobie wsiąść na klatę co w walkach było zawsze śmiertelnie niebezpieczne.

Wciąż jednak miał nad sobą przeciwnika który napierał każdym swoim kologramem swojego ciała by wedrzeć się w połączenie jego końćzyn i dorwać sie do miękkego brzcuha, szyi i twarzy.Nagle zrezygnował z tego i bez ostrzeżenia kopnął go kolanem w żebra. I jeszcze raz, i znowu... Kaarel czuł jak kolejne ciosy wybijają mu powietrze z płuc. Słabł z każdym ciosem i czuł jak mu zaczyna dzwonić w uszach i ma problemy z koncentracją. Skupił się na utrzymaniu zasłony. Wiedział jednak, że to nie zapewni mu przełomu w walce. Jak tak dalej pójdzie to ten chłystek go tu zaciuka! Na pięści! Jego, Kasrkina i speca od zwarć!

Zacisnął zęby i postanowił zaryzykować. Wyczekał aż noga przciwnika cofnie się by nabrać rozmachu do kolenego ciosu i nagle przekręcił swoje ciało tak, że wsadził zaskocznemu wrogowi kolano w jego brzuch. Wykorzystał ten ruch i złapał go za bark dizęki czemu uzysjał solidny punkt zaczepienia. Zaskoczony snajper nie zdołał jeszcze zareagować nagłym kontratakiem gwardzisty gdy ten wykorzystał ten sam ruch i przerzucił swoje nogi pod ciałem przeciwnika tak by go objąć nimi w pasie. To była klasyczna Guard Position! Jesli się było na dole to była jedna z niewielu w miarę bezpiecznych pozycji podczas walk. Kaarel wpyrostował skrzyzowane wciaż nogi zaciskajac je z całej siły na torsie przeciwnika. Działało to jak dziadek do orzechów i na efekt nie trzeba było długo czekać. Jęcząc i stekając ze zgniatajacego bólu snajper zaprzestał ataków i skincentrował sie na próbie wsywobodzenia sie z tej miażdżącej pułapki kaarelowych nóg. Ten własnie na to czekał.

Nagle szarpnął udami do siebie tak, że snajperem również rzuciło w jego stronę. Tu już czekały dłonie Cadiańczyka. Jednym celnym uderzeniem kantem dłoni trafił snajpera w krtań uszkadzając ją i powodując jego zakrztusienie. Drugie trafienie zmiażdzyło ją ostatecznie przesądzając o wyniku walki. Tak okaleczony snajper nie był już w stanie dłużej stawiać oporu przed przeciwnikiem klasy Kasrkina. Ten zaś po ciosach w krtań zaatakował twarz łamiac nos i zębu buntownika pogłebiajac jego kłopoty z łapaniem oddechu. Teraz już pewny przewagi złapał go ponownie za barki i razem z pracą nóg wyślizgał się w miarę płynnie spod niego. Wstając strzelił tę zakrwawioną twarz własnym kolanem przewracajac go na plecy. Walkę zakończył but Cotanta który zmiażdżył ostatecznie i tak już pełną drobych chrząsetk i zalana krwią tchawicę przeciwnika.

Od razu zauważyl drugiego snajpera. Prawie jednym ruchem przykląkł na kolano przy właśnie zabitym przeciwniku i otworzył ogień z karabinku w jego kierunku. Drugi srzelec próbował gwałtownie zmienić pozycję i schowac się przed ostrzałem ale pociski wyciszonego karabinku obramowywały go dosć skutecznie by w końcu rozerwać jego ciało przebijajac się przez maskowanie i pancerz. Krawa chmura wymieszana kostnymi fragmentami mostka, żeber oraz półpłynnymi kawałkami płuc zalała szkarłatem ścianę odwiecznych, zakurzonych ścian Kapitolu. Ta walka w przeciwieństwie do pierszej była dość nagła, zaskakujaca i dla Cotanta niezbyt wymagajaca. Wciąż jednak jeszcze dyszał z wysiłku po tej pierwszej.

Nie miał jednak chwili na jego odzyskanie bowiem nagle ruiny wokół niego wybuchły od rozrywających ich pocisków. Natychmiast rzucił się za jakiś murek i otworzył ze swojego Turusa kontrogień do swojego przeciwnika. Co prawda sudłował ale dopiero w tej chwili zorientował sie z kim się strzela. To był sam Bodag Kayne! Ten sam co rok temu zniknął im dzieki swoim sztuczkom z wraku "Diogenesa".

- Tu Cotant! Mam tu Kayn'a! - tyle zdołał wyrzucis z siebie w komunikator by dac znać w bazie, że namierzył wrogiego dowódcę. Więcej nie zdołał bowiem ten zmuszał go do ciagłych odkoków, biegów i gwałtownego wskakiwania za każdą nadażajacą sie osłonę. Sam Kaarel bynajmniej nie pozostawał mu dłużny. Odczuwał specyficzne podniecenie, obawę i niepweność jak zawsze gdy wiedział, że walczy z wymagajacym i śmiertelnie groźnym przeciwnikiem. Jak zauważył Kayne nie używał tym razem swojej charakterystycznej snajperki tylko dóch szybkostrzelnych spluw zalewając cały czas oklicę plutonowego Kasrkinów lawiną ognia. W końcu jednak obaj urwali się z widoku sobie nawzajem.

Rozumowanie Kaarela było dość proste. Kayne był głównie snajperem a on sam specjalizował się w zwarciach. Więc dość oczywistym zdawało mu się dążenie do skrócenia dystansu i wykorzystanie swoich atutów. Podążył jak cienisty mysliwy za swoją ofiarą. Gdy jak podjrzewał jeż już blisko niej zawisił Turusa na plecach a w zamian dobył swoich sławnych i ulubionych monopałaszy.

Zasadzał jednak się na samego Bodag'a Kayne'a, speca w znikaniu, maskowaniu i podstępach. Już go prawie miał, widział go pietro niżej. Pochylał sie i przeładowywał swoje spluwy zerkajac co chwila na przejście którym powinien nadejść ścigajacy go gwardzista. I by nadszedł gdyby Kaarel nie zauważył równoległych schodów prowadzących na wyższe piętro i z nich nie skorzystał licząc własnie na tego typu numer.

Czy Kyne od początku próbował wywinąć taki numer czy też po prostu miał tak szybki refleks i ocenę sytuacji tego Kaarel nie wiedział. W każdym razie gdy już z rosnącym napięciem i podnieceniem sądził, że dopadł go z ręką w nocniku podczas uzupełniania magów i skoczył i cholera! Gdyby miał do czynienia z kimś innym był pewny, że by zdążył! Ale gdy był jeszcze podczas lotu wódz zbuntowanego 47-go ruszył nagle do sprintu, nim Cadiańczyk pokonał z połowę odległości. Gdy lądował tamten już wybijał się do swojego skoku na wyższe piętro ale po przeciwnej stronie.

Cotant był zaskoczony ale jeszcze sądził, że da radę nadrobić straty. Jednak tego co zasrwował mu wrogi herszt w ogóle sie nie spodziewał. Liczył, że gdy obaj wylądują w tym samym momencie i wznowią gonitwe i polowanie. Jednak Kayne miał inny plan. Odwrócił się w locie i otworzył ogień do będącego jeszcze w końćowej fazie skoku Kasrkina. Kaarel z przerażeniem momentalnie pojął w jak śmiertelnej pułapce sie znalazł. Gdyby biegł zapewne zdołałby choć spróbować zrobić unik, odskok, paść za zasłonę czy na ziemię chociaż. Ale uwięziony podczas lotu mógł jedynie liczyć na pudło przeciwnika bowiem był co prawda w ruchu ale dla takich strzelców jak on czy Kayne był to dość przewidywalny a więc łatwy do skorygowania w poprawkach ruch.

Kaarel widział więc tylko zwracajace się ku niemu lufy pary spluw, widział jak nieruchomieją skierowane ku niemu, jak zaczynają błyskac ogień, jak zaczynają huczeć wystrzałami, jak smugi pocisków zaczynają przecinać pociski tuż koło niego, jak rozwalają bruk i ściany gdzieś tam za nim...

Jednak była nadzieja bo Kayne wciaż nie trafiał! Brakowało mu jeszcze jakiś ostatni metr do ziemi gdzie wreszcie mógłby zacząć robić coś wiecej niż bycie biernym, ruchomym celem. Wówczas wreszcie Kayne trafił. Pocisk przeszył ciało Cadiańczyka trafiajac go w bark aż nim odrzuciło w tył. Plutonowy zaczął krzyczeć z bólu po trafieniu ale nie skońćzył. Kolejne pociski przeszyły jego ciało wybijajac mu powietrze z płuc i uniemożliwiajac wydanie z siebie dźwięku.

Zamiast wylądwoać zwinnie i od razu przjeśc w unik rzucajac się do uniku a nastepnie poscigu, serie pocisków wybiły go z rytmu i po prostu bezwładnie, z pełnym impetem uderzył w zakurzoną posadzkę, szurując po niej jeszcze dobry kawałek. A pociski Kayne'a dalej rozbijały się wokół niego, na nim i w nim...

---


Zdawałoby się wieczność cały świat Kaarela skupiał się na dwóch, bardzo wążnych i cholernie trudnych czynnościach: wdechu i wydechu. Z poszatkowanymi przez pociski płucami to było naprawdę trudne zadanie. Próbował jeszcze drżącymi od drgawek z szoku po postrzale i upływie krwi założyć sobie opatrunek osobisty. Wiedział, że to ważne by choc spowolnic krwawienie. Jednak ta czynność okazała się dla niego w tej chwili zbyt skomplikowana. Skupił się więc na podtrzymaniu oddychania.

Robił to póki nie usłyszał jakichś głosów a nastepnie nie zobacyzł nad sobą jakichś twarzy. Rozpoznał je po chwili dłuższej konentracji. Azul i Chris! Próbował coś powiedzieć. Widzieli to obydwaj. Wargi jednak i całe ciało bjete mał drgawkami gdy organizm z powodu upływu krwi miał kłopoty z utrzymaniem ciepłoty ciała. Próbował zwalczyć własną słabość i powiedzieć coś co musiał. Musiał się tym z nimi podzielić teraz bo jeśli Imperator postanowił powołać go dzisiaj na wieczną słuzbę...

- Chris! - rzekł przez zaciśnięte zęby. Tylko tak mógł skoncentrować się na tyle by pwiedzieć coś przez targane drgawkami ciało. - To był on! Kayne! Wtedy na placu... Co prawie załatwił Remiego... I mnie... Ale dorwalismy go wtedy z naszego działka! Jest cały w bandażach! Teraz... Szybki był... Ale ja go dorwę! Zobaczycie! Dorwę go! Imperator z nami! - mówił nie głośniej niż umęczonym szeptem ale z desperacką gwałtownością człowieka stojacego na krawędzi Otchłani. Nie chiał by mieli o nim wrażenie, że ich zawiódł. No tym razem w pojedynku z Kayne ten okazał się lepszy... Ale to tym razem. tylko teraz. Tak czasowo. Kaarel już tego nie mówił ale wciaż miał w pamieci ostatni obraz wodza buntowników jaki zapamietał. To jak skończył strzelać. Jak jeszcze chwilę trzymał lufy wycelowane prosto w niego. Jak mógł go dobić. Ale nie zrobił tego. W zamian tego widział jego pogardliwy uśmieszek wyższości! Nieee! Tego Kaarel darować nie mógł! I do cholery nie chciał! Traktował te przegraną nie tylko jako osobistą porażkę. To była obraza i hańba dla wszystkich gwardzistów a zwłaszcza jej elity za jaką uważano Kasrkinów! Nie! Nie mógł być jakiś buntownik być lepszy od Kasrkina! To było jak splunięcie na wszystkie ich sztandary, ołtarze, tablice pamieci i pomniki wzniesione ku czci poległych towarzyszy! Ale to się dało naprawić... Wystarczyło dorwać Kayne'a nastepnym razem... I Kaarel wiedział, że dorwie skubańća!


---



Po bitwie Kaarel zaczął dochodzić do zdrowia. Skoro nie zginął w walce było więc pewne, że wróci do zdrowia. To była jedynie kwestia czasu. Jednak gdy już się ocknął i dowiedział się o wyniku bitwy wcale nie były to radosne wieści. Co prawda wygrali czyli zlikwidowali obóz 47-go. Ale straty były olbrzymie. Do tego okazło się że na innych frontach ruszyła ofensywa Arcywroga, na sam Kapitol sunie wielki ich korpus a ich zwiadowcy ujawnili się już podczas bitwy. Atakowali kogo popadnie więc najwyraźniej wyznawali typowo chaosową zasadę by zabić wszystko co żywe lub przerobić a swoją modłę. Na oko Cotanta ostatnia bitwa znacznie osłabiła i ich i ich sojuszników. Kolejna bitwa zapowiadała się więc dość ponuro przy spodziewanej dysproporcji sił. Głowił się więc dochodząc do siebie jak zniwelować tę wrogą przewagę.

- Tak wam powiem chłopaki... Że Azul ma rację. Powinniśmy spróbowac odnaleźć naszych dyplomatów. Bo jak zacznie się bitwa to nie będzie na to czasu. - podsumował to co najbardziej wydało mu się widocznym problemem. Z tego zadania jakoś sztab ich nie zwolnił w obliczu nowego wroga więc widocznie nadal mieli je wykonać. A walki raczej nie sprzyjały poszukiwaniom.

- I to z tymi podziemiami to też racja. Kto wie co tam jest. Nie pogniewałbym się również za jakiś zagubiony arsenał. W końcu ci z Kago chyba mieli zakaz czy co by tam nie łazic czy takie coś no nie? Więc jak nie łazili to i szansa, że nic nie zabrali z tamtąd jest no nie? - ta część wypowiedzi techkapłana również wydała mu się sensowna.

- Tylko oni coś o jakichś robaloludziach mówili czy coś takiego... Może teraz jak walczyliśmy razem i dalej mamy walczyć to powiedzą coś więcej? - przypomniał sobie słowa i lęk jakie podziemia i mieszkajace tam stworzenia budziły w tubylcach.

Co do planów nadchodzącej bitwy nie widział tego zbyt różowo. Generalnie przy tak spodziewanej przewadze wolał unikać walnej bitwy i walkę partyzancką. Wcale nie głupie mu się wydało przeniesienie bazy w ruiny i kanały. W kanałach dało się skanalizować siły a więc zredukować przewagę liczebną. A w razie czego zawalić je wrogom na łby.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online