Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-02-2015, 16:51   #121
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Heyron Azul, Chris Akkerman, Davy Engel, Kaarel Cotant

Uważając się za bardziej barbarzyńską część oddziału (do spóły z Ryanem i Petrolem) Azul postanowił się odezwać. Zdjął hełm ukazując swoją ciemnopopielatą skórę oraz twarz, której dolna połowa, poniżej nosa, była zastąpiona jednostką respiracyjną o dosyć powszechnym wyglądzie.

- My uważać, że jedzenie zmarłych złe. Tak nam powiedział Imperator. Imperator nasz bóg. On powiedział, że nasi zmarli umrzeć, abyśmy my mogli żyć - trzeba okazać szacunek. Wrogowie Imperatora jednak na szacunek nie zasługują. Ich ciała zostawić na pożarcie zwierząt i ziemi. Hańba dla wroga i pożytek dla nas - zwierze najedzone, ziemia żyzna i dająca dobry plon. - powiedział pewnie Azul i uderzył pięścią w otwartą dłoń - Pryncyp nie mówi nam wszystkiego. Pryncyp nie traktuje nas poważnie. Pryncyp sądzić że Impere plemię duże. Ale Impere plemię tak wielkie, że sięgać gwiazdy na niebie.

- Impere jest grosgrande. Tyle starczy rzec. My indziej się myt nasze zmarłe obchodzimy. W naszych serce to obelge tak ich traktować. Ale przeżyjemy to. Jesteśmy woje Impere. Prikaz jest ersty. - Davy zamilkł na chwilę - Po co tu przyszedłeś Zamonie? Masz do nas jakiś interese?

Zamon przygarbił się, opierając jedną dłoń o kolano, a drugą podpierając brodę. Słuchał wszystkiego z uwagą, patrząc przymrużonymi oczyma w podłogę. Zdawał się być pogrążony w myślach… bądź wyobraźni. Dopiero po chwili zareagował.
- Wy mówić więcej o Impere. Ja słuchać. Impere nie być małe plemię.

Spojrzał z błyskiem w oku na zebranych.

- Impere tu być. Zbudować wielkie miasto, które być dzisiaj wielkie ruiny. Wy… wracacie. Ile wy mieć takich miast?

- A umiesz zliczyć ilość ziaren piasku w tym mieście? - odpowiedział pytaniem na pytanie Azul.

Barbarzyńca przez chwilę zdawał się nie rozumieć. Później doszukiwał się oznak kłamu bądź niepowagi na twarzach zebranych. Nie znalazł ich.

- Mówcie dalej. - wykrztusił wreszcie, poruszony i wyraźnie głodny wiedzy - Mówcie wszystko.

No to żołnierze zaczęli opowiadać. O wojnach, o chwale, bogactwach i cudach wiankach. Szczerze mówiąc snuli przed barbarzyńcą wizje taką, że aż sami chcieliby w niej zamieszkać. Jednak dowództwo oceniało efekty działań, a nie środki, dlatego gwardziści pozwolili sobie na popuszczenie wodzów fantazji. Oj dużo tego było, dużo. Kiedy wreszcie Sabatorii zamilkli, Zamon dopiero po chwili wykazał inną reakcję, niż głębokie zamyślenie. Wyprostował się i z wolna na jego twarzy pojawiał się uśmiech.

- Przyjść ja, bo my mieć wspólne zadanie. Usunąć pryncyp. Ja zostać pryncyp. Ja dać wam głowa pryncyp odmieniec. Ja oczyścić Kago dla Imperium. Osobiście zabić każdy mutant. W Kago być wiele odmieniec. Kago uderzyć dalej na Arcywróg. A Imperium dać Kago, co wy mieć. Broń. Zbroja. Jedzenie. Woda. Magiczne przedmioty. Stalowe bestie. Dać Kago miasto przed wielka wojna, nie ruiny. Kago mieć morze wielkie miasto i wielkie stado stalowych bestii. A ja być pryncyp miasto. Pryncyp… planeta.

- Dlaczego Impere ci ufać? Ty dostać ostre, demolete, gunse i atakować Impere? Czy Chaose? - spytał podejrzliwie Akkerman.

- Arcywróg nie rozmawia wczoraj, nie rozmawia dzisiaj. Tylko krew i wojna. Ja myślec, że oni nie rozmawiać jutro, tylko też wojna. Ja im dam dużo wojna. A poza tym…

Sięgnął za pazuchę i wyjął dwa małe, cholernie stare przedmioty. Pordzewiały amulet, który kiedyś musiał być imperialną aquilą i strasznie zniszczony, kieszonkowy psałterz. A przynajmniej tak wyglądał, bo kartki były zmurszałe do reszty. Tylko ledwo widoczny symbol Eklezjarchii na okładce mógł mówić o zawartości.

- Wiele stary przedmiot w ruiny. Wy mieć, wy nosić to samo. Ja nie głupi. Imperium zbudować wielkie miasto. Imperium zburzyć wielkie miasto. Kago być małe. Imperium być wielkie. A Arcywróg… Chaose… tylko wojna. I też mieć odmieńce. Ale, wy o tym wiedzieć. Wy chcieć sojusz z Kago. To moje warunek. Brać, czy nie brać? Wasz interes.

- Dać nam głowe pryncyp. Oczyścić Kago z podłych praktyke. Wtedy Impere przyjść. Uczynić cię swym wasalem, najwyższym wodze na planete. Odbudować złoty wieke Malice. Postawić miaste sięgające niebe. Wielkie, że wzroke ich nie ogarnie. Przynieść magie którą nazywamy technologie. Ona wynieść was na poziome o którego istnieniu nie macie jeszcze pojęcie. Gdzie każdego dnie będziecie mogli budować po tysiąc czołgów jak ten. I po tysiąc tysięcy karabine. A to wszystko pod twoja komende.
Dać wam ostre i gunse, a wy nam ludzie do fulbatalie z chaose.


Uśmiechnął się i skrzyżował ramiona na piersi.

- Najpierw musieć zabić pryncyp. Jutro, po środek nocy. I wy pomóc. Dalej, ja dać wam wiedza o wasze dyplomaty. Hm?
- A wiedza o dyplomaty pewna? Sprawdzona? Czy grande bajki że poszli do ludzi robaków? Bo te nie śmieszne.Jak ty chcieć zabić pryncyp? I dlaczego środek nocy? Gdzie on wtedy będzie? - Akkerman zachował powśćiągliwość w kontakcie z autochtonem. Wolał, aby nie poczuł, że idzie mu za łatwo, żeby nie nabrał podejrzeń, że jest nabierany.
- Człowiek robak nie zabawny. - odparł tubylec, nagle poważniejąc - Ale ty sam to zobaczyć. Może nawet przeżyć. To być wielkie coś. Ale… wiedza dobra. Wy mówić w swoje księgi… że wiedza być potęga. Co nie?
Wyszczerzył się jak zwycięzca.
- A pryncyp być w pewne miejsce o pewne czas. Wy zobaczyć, jak zgodzić.
- My zainteresowani grande. My zobaczyć… A to nie pułapke?
Davy kiwnął z uznaniem głową
-[i]Wiedza to potęga, strzeż jej dobrze.
- Zaraz… ty umiesz czytać? - zdumiał się Briggs, który też był w Chimerze.
Barbarzyńca wzruszył ramionami.
- Może. Wasze dyplomaty dużo mówić. Dużo pokazać.
-Zdecydowanie przejść się zobaczyć, co to za człowiek-robak. - skomentował Davy- Ale z pryncyp poczekać. Zabić go, ale nie jutro. Po tym jak rozgromić rebeliante. Teraz niedobre czas na pucze. A po zwycięstwie nastąpić rozluźnienie i łatwiej będzie.
Mina nieco zrzedła Zamonowi.
- Ale pryncyp odmieniec pozyskać wielki sukces, to pozyskać wielka potęga. Kago słuchać. Kago bronić pryncyp, bo pryncyp dawać sukces. A woje Imperium bić z renegaty pod pryncyp odmieniec i jutro bić pryncyp odmieniec? Głupie.
Po chwili dodał jeszcze jedne słowa, przywołując na twarz podstępny uśmiech.
- Gdzie… polityka?
- No tak, widać, że negocjatorzy Imperium tu byli i “dużo pokazali”. To bez dwóch zdań - skomentował Akkerman.

Uboga w część mimiki twarz Azula poruszała się dziwnie, a jego czarne jak węgle oczy o czerwonych tęczówkach błyskały. Zdjął z zaczepów swój miotacz plazmy i zaczął go głaskać.
- Ty potem dużo powiedz o tym człowieku-robaku. Moje plemię Volg. My mieszkać w grande miasto pełne odmieńców, potworów, bestii… Walczymy z nimi. Nasze plemie rodzić wielkich wojów. Moja horda wojowników pod opieką ducha Wielkiego Czarnego Wodza, który bić wielkie, złe odmieńce, potwory, bestie. Robić grossegrande wpierdolo. - mówił swym syntetycznym głosem Heyron.
Powrócić do Bękartów z opowieścią o zabiciu wielkiej bestii wielkości volgickich Abominacji. Albo jeszcze lepiej… z jej łbem, zębem albo okiem. Tyle chwały i splendoru. Tyle szacunu na dzielni.
- Człowiek robak jeść ludzie. Nie być głupi. Żyć pod ziemią. Tylko to wiedzieć. Tabu. Wasze dyplomaty chcieć wiedzieć więcej… więc pójść pod ziemia i nie wrócić. Jak zwykle. Wielu Kago myśleć, że być wielkie woje i ubić straszny człowiek robak. A my potem nawet nie mieć broń po utraconym. Dla Kago głupota, dla Imperium… hmm...

Po chwili milczenia wstał.

- Jutro noc ja i moi zabić odmieniec i jego. Wy pomoc, czy nie?

- Pomóc. Ale musieć znać plane - odpowiedział Davy.

Znowu się uśmiechnął. Bardzo wiele rzeczy szło dzisiaj po myśli ambitnego Zamona. Zasiadł ponownie i wyciągnął dłoń.

- Dajcie papier. I dalej dajcie pióro. - kiedy dostał pergamin i pisak, mówił dalej - To będzie tak. Tu… być pałac. To być dziedziniec. Mury. Budynek. Tu zaś być wasz dom. A tutaj… obok dziedziniec, stary budynek. Dyplomaty mówić, że to być kaplica. Odmieniec i jego Kago myśleć podobnie i robić tam wiele rytuały. Głęboka noc jutro, oni robić rytuał. Błagać duchi wojna o pomoc w bitwa. Idioci. Każdy wiedzieć, że tylko broń, tylko zbroja, stalowa bestia i magiczny przedmiot pomoc w bitwa. Tylko dobre woje lepsza pomoc w bitwa. A najlepsza pomoc w bitwa wielki wódz. Mądry wódz. Dużo wiedza, dużo potęga. Więc… my przyjść głęboka noc i go zabić. Zabić każdy, kto ośmielić się nas bić. To być nasza godzina. Godzina wilk.

Uśmiechnął się równie drapieżnie, jak bestia, której imię przed chwilą padło.

- Ja usypać piramida z ich łbów, dla Imperium.
Akkerman spojrzał na prowizoryczny szkic, rozmyślając gdzie można by było rozstawić najlepsze stanowisko strzeleckie. -To nie pułapke, Zamon? Pryncyp nie chcieć nas tam zwabić i zobaczyć kto po jego stronie a kto nie? - ostrożność była może i przesadna, ale właśnie spiskowali jak obalić wodza plemienia, na terenie którego się znajdowali.

- Onyx. Ni obrażaj naszego przyjaciele - pouczuł Davy - Przecie on doskonale wie jak paskudny lose by go spotkał gdyby nas zdradził. Nie sądzisz? Że jeśli nam się nie uda wdrożyć Kago do Imperium, to trzecia ekspedycja już nie będzie pokojowa i najpewniej nie zostanie tu kamień na kamieniu. Przecież on sobie zdaje z tego sprawę - skomentował Davy, wpatrując się Zamonowi w oczy, a w jego spojrzeniu ukryta była groźba. - Oraz, że najlepiej wyjdzie na tym i on i całe Kago, jeśli dołączą do Impere. Te miaste do niebe i tak dalej…

Autochtonowi nieco zrzedła mina, kiedy Engel skutecznie usadził go swoją ukrytą groźbą. Spojrzał na nich.

- Można przysięgać. Słowo pod-wodza jest ważne, więc cenne. A jak nie… To ja mogę mówić to samo. Skąd ja wiedzieć, że wy mnie nie wydać pryncypowi tu i teraz

- Nie mieć w tym interese. Nas interesować pace z Kago i wasi ludzie do fulbatalie z chaose. Ale o ile my być w stanie zdzierżyć CHWILOWO kanibalize i podobne, to docelowo tego ma nie być. Pryncyp się nie zgodzić. Ty tak. Ty lepszy wodze niż pryncyp. Czy to cię przekonuje?

Barbarzyńca kiwnął głową.

- Zamon, pokażesz nam miejsce gdzie zeszli nasi dyplomaci do tych ludzi - robali? - Kaarel w\korzystał chwilę przerwy i zadał pytanie. Akurat te całe plotki o jakichs bestiach czy mutasach bardzo go interesowały. zdaje się, że miały jakis straszny statut u miejscowych. Jakby je pokonać to kto wie, pewnie zrobiłoby to na całych Kago odpowiednie wrażenie. Nawet jakby coś podczas akcji z udupiania tego zmutowanego bluźniercy i deprawatora poszło nie tak. No a poza tym tam wreszcie prowadził jakiś konkretny ślad ich posłów których odnalezienie było w końću jednym z ich głownych punktów programu z jakim ich tu przysłano. - A w ogóle to jak dawno temu zeszli pod powierzchnię? - dopytał się starając zdobyć dodatkowe informacje.

- Wy nie być za szybcy. Ja pokażę, jak usuniemy odmieńca. A wasze dyplomaty poszli tam… więcej jak pół księżyca temu.

To by się zgadzało z datą ostatniego kontaktu z delegaturą.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 11-02-2015 o 17:22.
Stalowy jest offline  
Stary 19-02-2015, 20:11   #122
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
- Plan jest prosty.
- Plany zawsze są proste.


Sabatorni sprawdzili teren wcześniej. Najpierw szerokim pierścieniem, potem węższym i na końcu samo miejsce. Kilku pozostało w zewnetrznych strefach, aby monitorować czy posiłki nie przyjdą. Cała akcja była kryta zarówno przed wodzem-mutasem, jak i ambitnym dzikusem.

Davy odczuł brak multimelty Mavericka. Brakło czegoś z wystarczającą mocą by na pewno pozbyć się celu jednym strzałem. Ale jak się nie ma co się lubi... Jeden taki sobie gwardzista niedawno rozstrzelał czołg z broni ręcznej. Na tego też znajdą sposób. Imperator chroni.


- Chcę wziąć udział w akcji!
- Spójrz na siebie - Davy wskazał Kaleba ręką, jak by mu prezentował go samego. A nie wyglądał on dobrze. Nie wszystkie bandaże krył mundur. Amputowany mały palec może nie był kalectwem, ale nagły ból, gdy uderzy kikutem o coś, mógł wiele kosztować. Szwy zaciskające długą ranę po tym jak stalowy odłamek poszerzył mu uśmiech (i wybił kilka zębów) nadawały mu wygląd Frankenstaina. Lewe oko wciąż miał nabiegłe krwią, a siniaków i krwiaków na jego ciele było chyba więcej niż zdrowych obszarów.
- Widzę. Istotnie, nie nadaję się do walnej bitwy, ale walna bitwa nigdy nie była moim zadaniem. Ja siedzę bezpiecznie, za ciężką osłoną, pod kamo-płaszczem i strzelam gdzie mi się każe. W razie kłopotów mogę być potrzebny. Nie muszę wymieniać zalet prowadzonego przeze mnie ognia osłonowego. Jeśli dojdzie do walki mocno odczujecie moją nieobecność. A jeśli nie to nic mi nie będzie grozić...
- Hmmm... zastanowię się.
 
Arvelus jest teraz online  
Stary 20-02-2015, 21:51   #123
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Keep a bullet for your enemies and your friends.

Po raz drugi od momentu przybycia do Kapitolu, Sabatorii podpisali pakt z diabłem. Tym razem twarzą oszustwa okazał się być jeden z rdzennych tubylców. Zamon, pod-szef północnej ćwiartki terytorium Kago. Ambitny i błyskotliwy człowiek, który zarzekał się, że oczyści Kago z dewiacji i poprowadzi ich do wojny z Chaosem. Czy zaiste za umysłem tego prymitywa stała ręka Boga-Imperatora? Tylko czas miał pokazać.

Człowiek ten wydawał się być jednak jak remedium na choroby toczące Kapitol. Któż, jak nie Imperator, mógł zesłać taką okazję swym strudzonym żołnierzom? A, jak głosiło stare imperialne przysłowie: "nie pytaj, dlaczego masz służyć. Pytaj jak masz służyć."

I tak też Sabatorii raz kolejny służyli sprawie Imperium.


Następnej doby, o godzinie wilka, kiedy prawie całe plemię spało jak te susły, rozpoczęto operację. Skrytobójstwo. Rzecz haniebna dla wielu, którzy określali siebie mianem żołnierzy Imperium. Ale nie dla Officio Sabatorum. Kiedy nie było pod ręką asasynów ze Świątyń, mech-asasynów z AdMechu, agentów Inkwizycji czy imperialnych kultów śmierci (bądź bardziej... komercyjnych organizacji), Sabatorum zajmowało się nawet najmokrzejszą robotą. Nikt z tego powodu nie płakał. Nie miał prawa. Zwycięstwo nie wymagało usprawiedliwień... a porażka nie dawała doń praw.

Ludzie Zamona bez żadnych problemów zinfiltrowali ziemie pałacowe wespół z ko-konspiratorami z Sabatorum. Prawie wszystkie straże zniknęły. Musiały zostać opłacone bądź w inny sposób przekonane do opuszczenia swoich stanowisk. Najwidoczniej lojalność pośród Kago nie była w cenie... albo lojalność wobec odmieńca. Cóż za hipokryzja... pośród bałwochwalców i kanibali.

W pałacu zaroiło się od zamachowców. Kto był zbyt głupi, zbyt nieprzekupny bądź zbyt wolny, ginął. Nieliczni strażnicy i służący. Kago byli bardzo dobrzy w cichych akcjach, ale w końcu spartaczyli robotę. Były krzyki, wystrzały. Z kaplicy, na którą zasadzali się już elitarni zamachowcy (w tym Sabatorii) wybiegli ludzie. Pryncyp, Trago i obstawa. Byli całkiem zaskoczeni, ale bronili się jak lwy przyparte do muru. Pryncyp, który okazał się mieć wyjątkowo twardy pancerz, "sferę światła" i kostur, z którego krańców wysunął... ostrze energetyczne oraz lufę mikro-hellguna. Jego towarzysze nie byli gorzej uzbrojeni. Trago miał kostur szokowy i ciężki laspistolet. Dwaj sierżanci "gwardii królewskiej" mieli kostury stylizowane na ten ich szefa - z piło-ostrzami i mikro-las-karabinami. Zwyczajni strażnicy mieli również tego typu broń, ze zwyczajnymi klingami i kulomiotami. Dawali odpór ludziom Zamona tak długo i solidnie, że niektórzy co bardziej lojalni plemieńcy próbowali przebić się doń z zewnątrz pałacu. Dopiero interwencja Sabatorii, wraz z obydwoma pojazdami, przyniosła zwieńczenie zamachu. Nawet skoncentrowane, palące światło z jabłka pryncypa nie było w stanie przebić frontalnego, ablatywnego pancerza Chimery. Za to jej autodziałko rozerwało cholernego odmieńca... ale dopiero drugą serią. Był piekielnie twardy i wytrzymały. Bez niego, reszta padła szybko.

Zamon błyskawicznie zareagował, biorąc łeb ubitego skurwiela i pokazując go tubylcom, którzy próbowali już szturmować dziedziniec. Zażądał zawieszenia broni i posiedzenia z pozostałymi pod-szefami. Tak też się stało. Wydatną pomocą w rokowaniach okazali się być Sabatorii - a szczególnie Engel o srebrnym języku i łatwości dogadywania się z wszelakimi watażkami.

Oczarowani obietnicami, którymi obsypali ich Zamon i jego imperialni "przyjaciele", uznali śmierć pryncypa i objęcie władzy przez pro-imperialnego Zamona za "szczęście", punkt zwrotny w historii Kago i całego Kapitolu. Przez resztę dnia toczyły się jeszcze spory o szybkość i głębokość zmian w praktykach i kulturze tubylców. Ostatecznie, pod-szefowie zgodzili się na stopniowe zmiany, kiedy renegaci zostaną pokonani, a "Impere" dostarczy im obiecane transporty z żywnością, bronią, odzieżą, "magicznymi przedmiotami" i "stalowymi bestiami".

Tak więc, coup d'etat przebiegł pomyślnie, a przygotowania do coup de grace szły pełną parą, niezaburzone "szczęśliwym zbiegiem okoliczności".


O świcie trzeciego dnia od układów, natarcie rozpoczeło się.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=yVAQoHmbHpY[/MEDIA]

Z terytorium Kago ruszyło blisko dwustu ludzi w asyście lokalnych szablowilków i dwóch "stalowych bestii" obsadzonych przez "wojów Impere". Wróg doskonale wiedział o natarciu. Musiał mieć rozstawionych obserwatorów. Ledwo minuty później padły pierwsze strzały - strzelcy wyborowi i broń stromotorowa zebrali wspólnie żniwo pośród tubylców. Nie mogli jednak zatrzymać naporu.

W nie dalej jak godzinę zabezpieczono praktycznie wszystko w morzu ruin od pałacu aż po dawny "Diament" - i dalej. Tereny były sprawdzane, czyszczone i obsadzane przez inne, rezerwowe bandy tubylców. Flanki i tyły natarcia były zabezpieczone. Elita plemienia i Sabatorii mogli skupić się tylko na jednym celu.

Wreszcie, dotarli prawie pod sam obóz wroga na północnym wschodzie, w pobliżu dawnego koryta rzeki, która kiedyś płynęła dalej na wschód. Doszło do gwałtownych strzelanin w rejonie jednej z głównych ulic wschód-zachód, ale wrogowie szybko się wycofali pod nawałnicą ognia. Nie uciekli jednak do obozu. Nie tym razem.

Nacierający byli zmuszeni obkupić każde blokowisko, ulicę i plac krwią. Trzeba było zadbać, aby była to w większości krew wrogów. Jak bowiem głosiła imperialna maksyma: "zwycięstwo mierzy się we krwi - twej, lub twych wrogów".


Ars militaris

Mapa rejonu operacyjnego

Upload by: postimage.org.

LEGENDA
Jasnozielony kwadrat - Testudo
Czerwony kwadrat - Chimera
Czarne "iksy" spray'em - zabezpieczone budynki.
Białe "iksy" spray'em - budynki, z których wróg prawdopodobnie się wycofał.
Żółte "iksy" spray'em - budynki prawdopodobnie obsadzone przez wroga.
Żółta elipsa - wrogi obóz.
Różowy spray - pozycje Kago.

ROSTER
Imperium
- Testudo (Dierk Fulkerin, Gerd Holst, Remi Petrol)
- Chimera (Davy Engel, Chris Akkerman, Kaarel Cotant, Heyron Azul, Kaleb Delgado, Roddy Ryan, Vincent Haller, Logan Briggs)

Titus Diachenko i Bernd Maurer zostali w hotelu razem z serwitorami, narzędziami i zapasami (ale nie amunicją).

Kago
- 2 drużyny Rough Riders (na szablowilkach; lance łowieckie, broń biała, pistolety, kamizelki oraz hełmy Flak) [za imperialnymi BWP]
- 2 drużyny piechoty lekkiej (karabinki, pistolety, broń biała, kamizelki oraz hełmy Flak) [na zachodniej pozycji]
- 1 drużyna grenadierów (auto-karabiny z podwieszanymi granatnikami, pistolety, broń biała, lekkie karapaksy, 2 granatniki) [na zachodniej pozycji]
- 2 drużyny partyzantów (karabinki, pistolety, broń biała, kamizelki Flak)

47th Mechanized Imperial
- strzelcy z dawnych Pachydermów [pozycje najbliżej skrzyżowania]
- nieznana obsada bazy i innych budynków (co najmniej 3 BWP i drużyny piechoty)
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 10-04-2015, 00:45   #124
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Exclamation The gun is mightier than the sword.

Reaktywacja sesji


Tak więc, agenci Officio Sabatorum oraz doborowi wojownicy plemienia Kago ruszyli do boju z wrogiem, który nie był o tyle znienawidzony, co irytujący. Należało się go pozbyć jak wrzoda - nim przerodziłby się w coś paskudniejszego.

Napastnicy podzielili się na cztery grupy. W centrum poszły dwie drużyny lekkiej piechoty Kago. Lewą flankę, rzekomo opustoszałą, infiltrowały kolejne dwie grupy - tym razem doświadczonych partyzantów. Na prawej flance jechał pospołu klin i młot uderzenia - drużyny jeźdźców szablowilków oraz obydwa transportery opancerzone Imperium. Czwartą grupę stanowili ciężkozbrojni grenadierzy, którzy przebijali się przez ruiny najdalej wysunięte na prawej flance. Daleko w tyle pozostawiono dobrze ukryty moździerz, obsługiwany przez Kaleba Delgado.

Pierwsze starcia były przewidywalne. W centrum wróg stawiał najtęższy opór - blisko czterdziestu buntowniczych tubylców dawało odpór swoim pobratymcom, powstrzymując ich przed zajęciem ziemi niczyjej między pasami ruin. Cichociemni na lewej flance natknęli się na tubylczych siepaczy czekających w zasadzce. Zaś jeźdźcy - tak biologicznych jak i mechanicznych potworów - dostali się pod ostrzał ludzi z 47 Zmechanizowanego, wspieranych przez byłych wojowników Kago. W ciągu kilku minut starcia te były w większości rozstrzygnięte - renegaci zmuszeni byli się wycofać głębiej w ruiny pod osłoną petard dymnych, ich tubylczy towarzysze zostali rozszarpani przez szablowilki i ich panów, a doborowi partyzanci wyrżnęli lwią część swoich oponentów. Jedynie w centrum walka była dosyć wyrównana.

Problemy zaczęły się, kiedy strzelcy w centrum zdwoili wysiłki, a renegaci zamknęli pułapkę na prawej flance.

Ostatecznie, pod celnym ostrzałem, lekcy zmuszeni byli się wycofać po poniesieniu 50% strat (sami jednak zadali jeszcze więcej swoim rywalom). Na prawej flance walka była jeszcze bardziej zażarta. Do walki dołączyli inni karabinierzy z 47, w tym drużyna zmechanizowanych wraz ze swym pojazdem - Testudo. Wspierali ich snajperzy - osobista kadra samego Bodaga Kayne'a. W toku strzelanin, eksplozji i rąbania, jeźdźcy ponieśli wysokie straty... ale dzięki wsparciu Chimery i Testudo Sabatorii, udało się przetrzebić i tą falę przeciwników oraz zniszczyć wraży pojazd. Tubylczy "Rough Riders" zdecydowali się ścigać uciekających żołnierzy i w większości ich dorwali, tracąc jednak coraz więcej bestii i ludzi.

A cóż robił w tym czasie Kaarel Cotant, drużynowy kombinator?

Kasrkin zdecydował się zinfiltrować tyły wrogich pozycji i sprawdzić, czy dałoby radę skorzystać z kanałów, aby dokonać małego sabotażu. Otóż nie dało. Zmarnował sporo czasu na próbę odnalezienia takiej ścieżki, która nie byłaby zawalona, zaminowana bądź w inny sposób zablokowana. Porzucił te próby i zdecydował się wesprzeć kamratów w zgoła inny sposób. Sposób, który znał. Sposób, który lubił. Sposób, który był morderczo efektywny.

Zinfiltrował ruiny wokół obozu, zlokalizował pozycje snajperów i rozpoczął rajd, próbując ich wyeliminować. Przyniosło to natychmiastowe efekty - wyborowi spostrzegli się, że Cadiańczyk się na nich zasadził, ale nie mogli spokojnie kontynuować snajpienia. Musieli stawić czoło szalonemu rębajle i asasynowi.

Wróg jednak nawet tego nie odczuł. Na prawą flankę rzucił wszystko, co miał - dwie Chimery w akompaniamencie doborowej piechoty. Jeźdźcy zostali zmasakrowani w ciągu sekund huraganowym ogniem z ciężkich bolterów. Grenadierzy próbowali się mierzyć ze zmechanizowanymi, ale nie dostawali im pola, nawet z masowym użyciem granatów. Sabatorii musieli im pomóc, toteż wylegli z pojazdów, zostawiając jedynie niezbędnych załogantów - strzelców i kierowców. W międzyczasie doszło też do starcia pojazdów.

Po kilku długich, głośnych, dramatycznych i krwawych minutach, oba wrogie pojazdy zamieniły się w płonące, eksplodujące, stopione kupy złomu. Gniazda ciężkiej broni zniszczono. Drużyny zmechanizowanych zostały wybite. Straty jednak sięgnęły zenitu - grenadierzy legli jak jeden mąż. Remi Petrol, snajper i zwiadowca z 405 Volgickiego, zginął, rozerwany rakietą Krak. Straszna śmierć. Testudo Sabatorii również został zniszczony za sprawą ciężkiego multilasera jednej z Chimer. Armagedońcy z załogi ledwo się uratowali, acz byli dotkliwie poparzeni.

W centrum i na lewej flance też dużo się działo. Partyzanci wsparli lekkich, biorąc buntowników z dwóch stron. Wreszcie, kurwie syny padły - zabierając lekkich ze sobą do grobu. Cichociemni ruszyli ku obozowi, ścigając pozostałych rebeliantów.

W międzyczasie, kiedy cały rejon grzmiał, huczał i wył od odgłosów wojny, Kaarel Cotant zmierzył się po kolei ze snajperami. Trafił na godnych przeciwników. Dopiero po kilkunastu minutach strzelanin, ciuciubabki, zasadzek, nożownictwa i pięściarstwa pokonał obydwu i trafił na samego Bodaga Kayne'a. Naczelny skurwysyn całego okręgu zmienił się. Rany, które odniósł na "Diogenesie" i tu, pośród ruin Kapitolu, zmusiły go do noszenia ograniczających opatrunków i maski. Nie miał też żadnej snajperskiej broni, do walki z Cotantem stając uzbrojonym w parę pistoletów bolterowych. Kaarel doznał wtedy olśnienia.

Snajperem, który tak śmiertelnie zagroził im podczas zwiadowczego wypadu kilka dni wcześniej, był właśnie on. Bodag Kayne. Żaden jego człowiek. To on został wtedy prawie zabity przez celny pocisk z autodziałka. To on stracił wtedy swój mistrzowski karabin wyborowy. To on zabił volgickiego snajpera i prawie zrobił to samo z Sabatorii. I to on przeżył, mimo wszystko. Już drugi raz. Twardy skurwiel.

Cotant miał zamiar domknąć temat. Tak się jednak nie stało. Po krótkiej strzelaninie, Kayne zwiał w ruiny i zastawił na Kaarela udaną zasadzkę, podczas której dosłownie zgromił go seriami boltów. Kaarel Cotant został pokonany i leżał w kałuży własnej krwi, jego pancerz i ciało strzaskane... Kayne nie omieszkał w tej sytuacji go oszpecić. Nie ośmielił się podejść do nieprzewidywalnego rzeźnika. Wystrzelił pocisk, który eksplodował blisko twarzy szturmowca. Odłamki i temperatura zrobiły swoje, dewastując maskę hełmu i zadając paskudne rany na połowę twarzy. Następnie... odszedł. Zostawił go, aby ten się wykrwawił.

Nie docenił go. Kaarel Cotant przeżył. Ledwo, ale przeżył. Żądza zemsty, obezwładniający gniew i najczarniejsza nienawiść potrafiły zdziałać cuda. Ten człowiek jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. Nie, dopóki taki skurwysyn jak Kayne żył i śmiał się w twarz Bogu-Imperatorowi, Imperium, drużynie Turbodiesla... jemu.

Wtenczas jednak, ku obozowi zbliżali się inni Sabatorii. Nie zajęli go. Po rozgromieniu resztek renegatów, których Kayne próbował ogarnąć, ów śmieć zaczął spieprzać. Nie zdołał. Dostał paroma pociskami i wpadł zmasakrowany między ruiny. Przygotował jednak pewną niespodziankę. W całym obozie wybuchały podstawione ładunki, które zamieniły kompleks w piekło. Żołnierze Imperatora zgrzytali zębami, ale odpuścili. Ocalenie żadnych łupów czy danych wywiadowczych nie było warte ich śmierci.

Partyzanci tymczasem natknęli się na ostatnich buntowników... którzy byli zajęci czym innym. Trzecią stroną konfliktu.

Zmutowani, szaleni, żądni krwi niewolnicy Rujnujących Mocy zawitali na Kapitolu.

Następne kilkanaście minut Kago i Sabatorii spędzili na eliminacji resztek buntowników i odpieraniu samobójczych szarż band mutantów i kultystów Chaosu. Dopiero kiedy wystrzelali i wycięli ich do końca, mogli odetchnąć z ulgą.

To było poważne zwycięstwo. 47th Mechanized Imperial przestał istnieć. Odparli niespodziewany atak fanatyków Mrocznych Potęg. Straty były jednak horrendalne. Wszyscy Sabatorii byli ciężko ranni. Petrol nie żył. Testudo właśnie się dopalało. Z elity Kago zostało tylko dwunastu cichociemnych. Wróg zdołał wysadzić w powietrze swój obóz.

Przez następne kilka godzin, na wszystkich odcinkach nowego frontu Kago odpierali szaleńcze szturmy wariatów od róży wiatrów i plądrowali pole bitwy. Kiedy sytuacja ucichła, wycofali się na swoje ziemie.

Nie odnaleziono ciała Bodaga Kayne'a - tylko ślad krwi urywający się przy korycie dawnej rzeki oraz resztki jego broni i ekwipunku...


Następnego dnia, zwiadowcy przynieśli sporo informacji. Sprawdziły się najczarniejsze obawy dowództwa, kiedy organizowano całą tą operację.

Chaos wysłał spory kontyngent "zwiadowców" w rejon Kapitolu. Ich cel był jasny - zająć miasto i wyciąć opozycję.

Dzięki krótkotrwałej poprawie pogody i zszabrowaniu paru fantów z wraków renegackich wozów, TK Azul był w stanie solidnie wzmocnić voxstację i połączyć się ze sztabem. Po złożeniu pełnego raportu sytuacyjnego, dostali raport zwrotny.

Chaos przypuścił generalny szturm lądowy, wspierany przez lotnictwo i potężne a plugawe moce czarnoksięskie, na całej linii frontu kilka dni temu. Mimo, iż ofensywa powoli zaczynała grzęznąć w obliczu imperialnych rezerw, to sytuacja nadal była, delikatnie mówiąc, gówniana. Straty, szczególnie w pierwszych dniach natarcia, były astronomiczne. Pośród Imperialistów panował burdel. Kontrataki spełzły na niczym. Bombardowanie orbitalne było nieskuteczne z powodu cholernych czarnoksiężników wroga, którzy sprowadzali wrogie pociski na manowce albo osłaniali armie potężnymi tarczami energii.

Imperium zmuszone było posłać na rzeź praktycznie wszystko, co miało na planecie i orbicie - nawet plemiennych i Adeptus Arbites. Wzywano już posiłki spoza systemu.

Groźba zajęcia Kapitolu przez siły Arcywroga była mordercza. Była to ziemia niczyja, oddalona od frontu... na niekorzyść Imperium, według upozycjonowania. Zajęcie i umocnienie takiej twierdzy dawało Chaosytom czysty strzał na otwarcie nowego frontu i uderzenie na zaplecze imperialnych pozycji. To było niedopuszczalne.

Sztab nakazał Sabatorii wykorzystanie wszelkich dostępnych środków (w tym Kago) do sabotowania chaotycznej operacji. W międzyczasie, mieli dokończyć pierwotne zadanie - odnaleźć dyplomatów. Wsparcia nie przewidziano. Każda para rąk, każdy wóz i każdy karabin były teraz na wagę złota i wysyłano je na front.

Kago opowiedzieli się definitywnie po stronie Imperium i znienawidzili wyznawców Chaosu - szczególnie po tym, jak zobaczyli, co owi wszarze robili z pojmanymi, rannymi i poległymi wszystkich stron. Wysłano dalekosiężnych zwiadowców i obserwatorów. Nie wykryto jeszcze głównych sił Arcywroga. To oznaczało, że były jeszcze daleko - kilka bądź nawet kilkanaście dni drogi od Kapitolu. Sabatorii mieli czas, aby się rozprawić z awangardą i znaleźć dyplomatów.

Ale co dalej? Jak odeprzeć armię w garstkę komandosów, przetrzebione plemię prymitywów i jeden BWP? Bez wsparcia, nawet z powietrza czy z orbity. Bez szansy na wsparcie w późniejszym terminie.

Tak czy inaczej, trzeba było działać. Część rozkazów była realna do osiągnięcia w krótkim czasie. Sabatorii wiedzieli co robić.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 18-04-2015, 21:46   #125
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
"Bez litości, bez wytchnienia."
- TK Heyron Azul na widok
pobojowiska po walce
z 47th Mechanized Imperial


Techkapłan wymachując metalowym prętem niczym kosturem komenderował serwitorami, które zbierały materiały z wrogiego obozowiska i wraków. Trzeba było być szybkim. Jak w Volg. Kto pierwszy ten lepszy. A teraz mieli naprawdę mało czasu. Dzikusi dzięki swojemu kanibalistycznemu doświadczeniu łupili trupy momentalnie zbierając wszystek broń, mundury, pancerze.. wszystko.. Cholera... tego pewnie wystarczy po dwakroć dla nich wszystkich! No ale też umowa była... tubylcy biorą wszystko co chcą. Czyli wszystko co było użyteczne. Przynajmniej w oczach Cadian.

Ale w oczach Volgity wyrośniętego na złomie i syfie nadal w obozowisku pozostała cała masa... może nie skarbów, ale na pewno pożytecznych rzeczy. Od na przykład taka plastalowa płyta. Albo ta odrobina adamantium. Albo te płyty pancerza co je wyrwało przy eksplozji pojazdu. Bogactwa jeszcze dużo zostało, a Azul miał mieć ręce pełne roboty. Jak zwykle.

***

W hotelowym garażu praca wrzała. Serwitory zasuwały pełną parą, a techkapłan robił co mógł, aby jak najszybciej doprowadzić stalową bestię do pełnej kondycji. W przerwach klepał pancerze i naprawiał uszkodzoną broń. Choasyci byli obecni w Stolicy, więc nie można było marnować czasu. Jadł praktycznie w biegu, a wszystko co zdołał przytargać z serwitorami znajdowało jakieś zastosowanie. Cholerne worki mięsa... czemu Yovia musiała paść... teraz nie miał nikogo do pomocy poza tępymi serwitorami!

Pozostawała i tak jeszcze kwestia zejścia do podziemi i odnalezienia dyplomatów. Kwestia rozprawienia się ze zwiadowcami. Tyle roboty, a tak mało odpoczynku! Tak mało możliwości. Kiedy robił przerwę okablowanie czaszkowe momentalnie pogrążało go w stanie drzemki po czym wybudzało po określonym czasie, aby wracał do pracy.

Praca, praca... muahahahaha....

Chimera coraz mniej wyglądała jak dumny cadiański pojazd, a coraz bardziej jak weteran paskudnego pola walki. Wymienione, niepomalowne płyty pancerza, wyklepane z pozostałości wraków. Łaty przybite ciężkimi nitami, plastalowe szwy, dodatkowe osłony wyklepane na poczekaniu ze złomu.

Teraz można było naprawdę zobaczyć skąd wzięła się ksywa Azula...

Wyklep.

***

- Wyklep...

- Czego, Wygrzew?

- Engel coś tam się naradza. Mam cię ściągnąć.

- Niech się pierdoli, Chimera sama się nie naprawi.
- skwitował Wyklep.

- Sam mu to powiedz.
- odparł Ryan.

Po Volgitach było widać, że sytuacja nie jest już taka różowa jak kiedyś. Bękarcie Haxtesa zawsze się szczycili niezachwianym morale (i niezachwianą ignorancją wobec koszmarów jakie gotował im przeciwnik), ale teraz zaczynali się już po prostu męczyć całą tą sytuacją.

- Powiedz mu, aby spytał naszego gospodarza o to zejście do podziemi i czy nie ma gdzieś więcej "starych przedmiotów" o których ten barbarzyńca gadał jak do nas zawitał. Kto wie, może chowają tam w podziemiach jakiś czołg czy mały arsenał. Nie takie rzeczy znajdowało się zagrzebane w ziemi. - rzekł Azul nie przerywając dokręcania śrub swoim mechadendrytem, jednocześnie spawając jakiś kawał blachy.

- Aha... trzeba znaleźć trupy tych pierdół co to gładką gadką chcieli dzikusów przekonać. - Ryan uśmiechnął się krzywo

- Jak skończę powiem im jak bardzo mamy przejebaną sytuację, jakie mamy braki w sprzęcie... udzielę też dyspensy na korzystanie z nieregulaminowych modyfikacji, broni i innych gówien.

Szeregowy volgita zagwizdał.

- Ho ho... ostro jedziesz Trybsonie. Chyba nie sądzisz że trzymają jakieś wyjebane sprzęta tu pod ziemią.

TK Heyron Azul odwrócił się do towarzysza i rzucił na niego ponurym spojrzeniem.

- Jak tu wparują chaosyci całą swoją siłą to będziemy mieli tak przesrane jak stąd do Fenksworldu. I nie damy radę pobawić się w wesołych partyzantów, bo będzie nas za mało, a terenu nie znamy dość dobrze. Jeżeli tam będzie jakiś zasrany xenotech czy coś od czego Blaszanym wszystkie przewody dęba stają będziemy musieli to wykorzystać. Żeby po prostu przeżyć.

- W chuj haxtesowa postawa. - rzucił ironicznie Wygrzew.

- Chuj to będziesz miał w dupie ty. I ja. I cała reszta jak te zjeby nas zajadą swoją liczbą. - odbił Wyklep wracając do pracy - Rzeknij Engelowi com powiedział. W razie czego wie gdzie mnie znaleźć.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 18-04-2015 o 23:41.
Stalowy jest offline  
Stary 19-04-2015, 07:51   #126
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kaarel nie zdołał przeforsować swojego pomysłu by grupa dywersyjna spróbowała przeniknąć kanałami i wynurzyć się spod ziemii wewnątrz wrrogiego perymetru a może nawet i obozu, kto wie... Taki manewr był ryzykowny i niepewny ale gdyby się powiódł umożliwiał zasianie dezorganizacji a może i paniki we wrogich szeregach. Do tego uderzałby wprost we wrażliwe zaplecze które z reguły bywalo bardziej podatne na ataki niż główna, frontowa lina oporu.

Jednak był przekonywujący na tyle, że zezwolono mu na samodzielną misję zgodnie ze swoim pomysłem. Po zastanowieniu Cotant stwierdził, że w sumie mu to odpowiadało jak najbardziej. Jego natura, wyszkolenie i doświadczenie sprawiały, że był wręcz gotowym produktem do tego typu misji.

---


Jego misja zaczęła się jeszcze trochę przed rozpoczęciem głównych walk. Ale musial nadłozyć spory kawał drogi w porównaniu do oddziałów na głównej linii walk by obejść wrogie stanowiska, dotrzeć do wyschniętego koryta rzeki i przedostać się do kanałów pod miastem. Do tego takie przenikanie co do tempa również blitzkiregowych nie należało.

Był już głęboko w trzewiach tuneli miasta gdy sfrustrowany odkrywał jeden zawalony, zaślepiony czy zaminowany tunel za drugim. Gdyby mieli wiecej czasu i środków to Cadiańczyk był pewny, że dołaliby utorować sobie tędy drogę albo poprzez zdjęcie zapór minowych albo udrożnienie ktoregoś z tuneli. Ale będąc sam i bez sprzętu i umiejętności jakimi np. dysponował jego kumpel Azul to nie było sensu dalej kombinować w tą stronę. Zwłaszcza, że nawet w mroku, zielonkawej poświaty tuneli dochodziły go wytłumione ale jednak, odgłosy i drgania eksplozji. Jego doświadczone ucho mówiło mu, że już musiała się widocznie zewrzeć główna siła obu stron. Czuł presję czasu by wziąć w niej udział by weprzeć swoich a nie tracić czas na szwendanie się po wyschniętych kanałach.

- Tu plut. Cotant. Nie znalazłem przejścia kanałami. Zatańczę z nimi na miejscu. - nadał komunikat do dowództwa by zdawali sobie sprawę, że jego misja jednak okazała się niepowodzeniem. A Cadiańczyk swoim zwyczajem jak zwykle bral pod uwagę, że wróg może przechwycić jego transmisję więc nadawał specyficznym slangiem. W praktyce jego kumple wiedzieli, że nie zamierza ponownie obchodzić linii i rejonu walk by do nich dołączyć tylko spóbuje samodzielnej akcji na wrogim zapleczu. Właściwie była to wriacja oryginalnego planu, tyle, że na powierzchnię musiał wyjść wcześniej niż planował.


---



Ledwo zakurzona starożytnym pyłem, sadzą i ziemią sylwetka w karapaksowym pancerzu wyłoniła się ostrożnie przy jednym z włazów gdy zlokalizowała wrogiego snajpera. I to przy pracy. Cadiańczyk nie zamierzał tak obserwować bezczynnie jak tamten wystrzeliwuje mu sojuszników. Co prawda nad jakimś szeregowym Kago nie roniłby łez ale w końcu strzelec mógł własnie celować do któegoś z jego gwardyjskich kumpli.

Kaarel zaczął przekradać się by zająć lepszą pozycję do zdjecia snajpera. Ten jednak okazał się profesjonalnym wojakiem i miał oczy otwarte. Zareagował otwierajac ogień do skradajacego się do niego gwardzisty i zajmując pozycję tak by głównie osłonić się przed jego ostrzałem. Kasrkin nie miał wyboru i musiał przyjąć walkę w nie tak calkiem wymarzonej sytuacji jaką sobie pierwotnie zaplanował.

Obaj otworzyli do siebie ogień prawie jednocześnie. Snajper zmusił Cadiańczyka do zalegnięcia jednak temu udało się znaleźć świetną osłonę. Skrył sie za jakimś posztkowanym gruzem który go chronił i znacznie utrudniał namierzenie go i wstrzelenie się snajpera. Tak samo jego wyciszony Turus, nie zdradzający odbłysków wystrzału ani ich huku nie ułatwiał precyzyjnego zlokalizowania gwardyjskiego zwiadowcy. Jednak zasięgowo snajperka górowała nad szturmówką i trafienie również skrytego za przeszkodą buntownika wcale nie było dla Kaarela prostą sprawą. Nim się zdołał porządnie wstrzelić już musiał zmieniac pozycję za swoim załomem bo pociski snajpera zaczynały się niebezpiecznie do niego zbliżać. I znów musiał zacząć wstrzeliwanie się od nowa w odległy i częściowo zakryty cel.

Widząc mizerną skuteczność tej taktyki a nie chcąc odpuścić Cotant postanowił się oderwać od przeciwnika i skrócić dystans. Liczył, że odległość raczej sprzyja wrogowi a on się w końcu specjalizował w działaniu na zdecydowanie bliższy dystans i w takim mógł pokazać lwi pazur. Korzystając więc z zasłony za jaką się kitrał wycofał się rzucając sie do biegu, potem dał nura za jakiś murek, przeskoczył na jakiś balkon.

Teraz obaj stracili się z pola widzenia ale Cadiańczyk orientował się w terenie na tyle by wiedzieć w ktorym kierunku należy się kierować. Ponadto czasem widział w przelocie sylwetkę snajpera. Ten również widział nadbiegającego komandosa i najwyraźniej nie uśmiechało mu się urwać w ruiny gdzie ten cadiański drapieżnik grasował tylko przyjać walkę na w miarę sprawdzonym terenie. Dlatego zmienił broń na pistolet i monoostrze. Kaarel odkrył to gdy wyskoczył już całkiem blisko niego gdy próbował przeskoczyć nad wyrwą w schodach gdy dostrzał sie pod gwałtowny ostrzał z pistoletu buntownika.

Nagły ostrzał z bliska spowodował, że Kaarel stracił równowagę i zamiast wylądować płynnie po drugiej stronie schodów na własnych nogach zachwiał sie przy ladwoaniu zaraz jednak odbił w bok samemu dobywajac własnego zestawu broni krótkiej i tej palnej i białej. Nagły odskok uchronił go przed ostrzałęm z bliska a sam też zaczął odstrzliwać się ku strzelcowi, pędząc ku najbliższemu załomowi. Snajper również chcąc zmniejszyć szansę na trafienie przez napastnika zaczął się uchylać. Obaj okazali się świetnymi strzelcami i mimo, ze byli w ruchu i sami strzelali do ruchliwego, częsciowo tylko widocznego celu to ich pociski prawie mijały się w locie o włos i rozbijały z trzaskiem przedpotopowy gruz w drzazgi tuż obok ich butów, ramion, dłoni i hełmów.

W końcu jednak Kaarel pokonał ostani odcinek i znalazł się w upragnionym, nozowym zasiegu. Zaatakował brutalnie tnąc z góry licząc próbując wraz z ostatnim skokiem przebić cię prze pancerz wroga, wrażyć ostrze pod obojczyk by przebił płuca i serce wroga i zatrzymał sie gdzies przy przeponie przeciwnika. Ten jednak zdołała zablokowac jego cios. Co więcej przechwycił ramię gwardzisty uzbrojone w nóż i wykorzystał jego pęd by wykręcić mu rekę ostatecznie zmuszajac do wypuszczenia ostrza z dłoni. Kaarel momentalnie pojał grozę sytuacji i wiedział, że musi się wywinąć albo skońćzy marnie. Facet już był za jego plecami i unieruchamiał mu waśnie rozbrojone ramię. Nie czekał tylko z bliska wystrzelił mu prosto w twarz wciąż trzymanym w drugiej ręce pistoletem. Chybił jednak strzał oddany nagle i z bezpośredniej odległości na tyle zaskoczył buntownika, że nieco poluzował chwyt ramienia dzięki czemu brawlerowi udało się wyrwać z pułapki.

Przeszli do gwałtownego zwarcia. Pistolety nie były już na tak króki dystans i tempo zbyt użyteczne bo sytuacja zmieniała się zbyt dynamicznie by mieć szanse skutecznie wycelować i strzelić. Na tak bezpośredni dystans noże byłyz decydowanie bardziej skuteczne i mordercze. Snajper wciaż miał swój w dłoni a Kaarel przy tak gwałtownym tempie walki nie miał szans sięgnąć po swoje zapasowe ostrze. Wiedział, jednak, ze musi to zrobić albo pozbawić przeciwnika jego stalowej przewagi.

Okazja na to trafiła się gdy buntownik ciął gwałtownie od dołu próbując wrażyć swoje ostrze w podbrzusze gwardzisty. Kaarel skrzyżował ramiona w ten tak, że trafił nimi w uderzający nadgarstek przeciwnika. Siła uderzenia jednego ramienia zdołała sforsować niewiele odległosci nim zatrzymała ja para gwardyjskich ramion. Cotant nie dał wycofać tego narzedzia śmierci tylko złapał za nadgarstek i przekręcił na zewnątrz. Snajper posłuszny prawom fizyki i anatomii wrzasnął boleśnie, wygiął się i musiał otworzyć chwyt na broni pozwalajac jej upaśc na zakurzoną posadzkę.

Jednak to go nie powstrzymało w usiłowaniach zabicia Cadiańczyka. Zebrał sie prawie od razu i zdzielił go błyskawicznym kontratakiem w twarz. Ten skupiony głownie na rozbrojeniu nie spodziewał sie aż tak szybkiej reakcji po wrogu i go nagły strzał pięścią zaskoczył i przymroczył. Dzięki temu snajperowi udało się wyswobodzić z jego chwytu. Od razu kopnał go pod kolano zmuszając do przyklęku. Prówbował zdzielić go znów pięścią w twarz ale ten tym razem już doszeł do siebie i zdołał sie zasłonić. Ale nie rpzed solidnym kopnięciem buntowniczego buta porsto w pierś które powaliło go na plecy.

Snajper doskoczył do niego i próbował dopaść go nim się pozbiera ale Kasrkin był szybki. Odepchnął jego biodra buciorami zmuszając do cofniecia ten jednak prawie wrócił do razu. Gdy próbował drógi raz powtórzyć ten skuteczny zazwyczaj manewr ten był już przygotowany i złapał go za nogawki spodni i szarpnął potężnie w bok. W efekcie tego leżący gwardzista został nagle pozbawiony skutecnzej bariery jaką w takim wypadku mogły stanowić mu silne i wyszkolone nog. Snajper doskoczył do Kaarela póbując wbić mu kolano w żołądek by przyszpilić go do ziemii ten jednak zdołał połączyć swój łokieć i kolano w jedną, obronna tarczę na której zawiesił sie przeciwnik. Nie dał wiec sobie wsiąść na klatę co w walkach było zawsze śmiertelnie niebezpieczne.

Wciąż jednak miał nad sobą przeciwnika który napierał każdym swoim kologramem swojego ciała by wedrzeć się w połączenie jego końćzyn i dorwać sie do miękkego brzcuha, szyi i twarzy.Nagle zrezygnował z tego i bez ostrzeżenia kopnął go kolanem w żebra. I jeszcze raz, i znowu... Kaarel czuł jak kolejne ciosy wybijają mu powietrze z płuc. Słabł z każdym ciosem i czuł jak mu zaczyna dzwonić w uszach i ma problemy z koncentracją. Skupił się na utrzymaniu zasłony. Wiedział jednak, że to nie zapewni mu przełomu w walce. Jak tak dalej pójdzie to ten chłystek go tu zaciuka! Na pięści! Jego, Kasrkina i speca od zwarć!

Zacisnął zęby i postanowił zaryzykować. Wyczekał aż noga przciwnika cofnie się by nabrać rozmachu do kolenego ciosu i nagle przekręcił swoje ciało tak, że wsadził zaskocznemu wrogowi kolano w jego brzuch. Wykorzystał ten ruch i złapał go za bark dizęki czemu uzysjał solidny punkt zaczepienia. Zaskoczony snajper nie zdołał jeszcze zareagować nagłym kontratakiem gwardzisty gdy ten wykorzystał ten sam ruch i przerzucił swoje nogi pod ciałem przeciwnika tak by go objąć nimi w pasie. To była klasyczna Guard Position! Jesli się było na dole to była jedna z niewielu w miarę bezpiecznych pozycji podczas walk. Kaarel wpyrostował skrzyzowane wciaż nogi zaciskajac je z całej siły na torsie przeciwnika. Działało to jak dziadek do orzechów i na efekt nie trzeba było długo czekać. Jęcząc i stekając ze zgniatajacego bólu snajper zaprzestał ataków i skincentrował sie na próbie wsywobodzenia sie z tej miażdżącej pułapki kaarelowych nóg. Ten własnie na to czekał.

Nagle szarpnął udami do siebie tak, że snajperem również rzuciło w jego stronę. Tu już czekały dłonie Cadiańczyka. Jednym celnym uderzeniem kantem dłoni trafił snajpera w krtań uszkadzając ją i powodując jego zakrztusienie. Drugie trafienie zmiażdzyło ją ostatecznie przesądzając o wyniku walki. Tak okaleczony snajper nie był już w stanie dłużej stawiać oporu przed przeciwnikiem klasy Kasrkina. Ten zaś po ciosach w krtań zaatakował twarz łamiac nos i zębu buntownika pogłebiajac jego kłopoty z łapaniem oddechu. Teraz już pewny przewagi złapał go ponownie za barki i razem z pracą nóg wyślizgał się w miarę płynnie spod niego. Wstając strzelił tę zakrwawioną twarz własnym kolanem przewracajac go na plecy. Walkę zakończył but Cotanta który zmiażdżył ostatecznie i tak już pełną drobych chrząsetk i zalana krwią tchawicę przeciwnika.

Od razu zauważyl drugiego snajpera. Prawie jednym ruchem przykląkł na kolano przy właśnie zabitym przeciwniku i otworzył ogień z karabinku w jego kierunku. Drugi srzelec próbował gwałtownie zmienić pozycję i schowac się przed ostrzałem ale pociski wyciszonego karabinku obramowywały go dosć skutecznie by w końcu rozerwać jego ciało przebijajac się przez maskowanie i pancerz. Krawa chmura wymieszana kostnymi fragmentami mostka, żeber oraz półpłynnymi kawałkami płuc zalała szkarłatem ścianę odwiecznych, zakurzonych ścian Kapitolu. Ta walka w przeciwieństwie do pierszej była dość nagła, zaskakujaca i dla Cotanta niezbyt wymagajaca. Wciąż jednak jeszcze dyszał z wysiłku po tej pierwszej.

Nie miał jednak chwili na jego odzyskanie bowiem nagle ruiny wokół niego wybuchły od rozrywających ich pocisków. Natychmiast rzucił się za jakiś murek i otworzył ze swojego Turusa kontrogień do swojego przeciwnika. Co prawda sudłował ale dopiero w tej chwili zorientował sie z kim się strzela. To był sam Bodag Kayne! Ten sam co rok temu zniknął im dzieki swoim sztuczkom z wraku "Diogenesa".

- Tu Cotant! Mam tu Kayn'a! - tyle zdołał wyrzucis z siebie w komunikator by dac znać w bazie, że namierzył wrogiego dowódcę. Więcej nie zdołał bowiem ten zmuszał go do ciagłych odkoków, biegów i gwałtownego wskakiwania za każdą nadażajacą sie osłonę. Sam Kaarel bynajmniej nie pozostawał mu dłużny. Odczuwał specyficzne podniecenie, obawę i niepweność jak zawsze gdy wiedział, że walczy z wymagajacym i śmiertelnie groźnym przeciwnikiem. Jak zauważył Kayne nie używał tym razem swojej charakterystycznej snajperki tylko dóch szybkostrzelnych spluw zalewając cały czas oklicę plutonowego Kasrkinów lawiną ognia. W końcu jednak obaj urwali się z widoku sobie nawzajem.

Rozumowanie Kaarela było dość proste. Kayne był głównie snajperem a on sam specjalizował się w zwarciach. Więc dość oczywistym zdawało mu się dążenie do skrócenia dystansu i wykorzystanie swoich atutów. Podążył jak cienisty mysliwy za swoją ofiarą. Gdy jak podjrzewał jeż już blisko niej zawisił Turusa na plecach a w zamian dobył swoich sławnych i ulubionych monopałaszy.

Zasadzał jednak się na samego Bodag'a Kayne'a, speca w znikaniu, maskowaniu i podstępach. Już go prawie miał, widział go pietro niżej. Pochylał sie i przeładowywał swoje spluwy zerkajac co chwila na przejście którym powinien nadejść ścigajacy go gwardzista. I by nadszedł gdyby Kaarel nie zauważył równoległych schodów prowadzących na wyższe piętro i z nich nie skorzystał licząc własnie na tego typu numer.

Czy Kyne od początku próbował wywinąć taki numer czy też po prostu miał tak szybki refleks i ocenę sytuacji tego Kaarel nie wiedział. W każdym razie gdy już z rosnącym napięciem i podnieceniem sądził, że dopadł go z ręką w nocniku podczas uzupełniania magów i skoczył i cholera! Gdyby miał do czynienia z kimś innym był pewny, że by zdążył! Ale gdy był jeszcze podczas lotu wódz zbuntowanego 47-go ruszył nagle do sprintu, nim Cadiańczyk pokonał z połowę odległości. Gdy lądował tamten już wybijał się do swojego skoku na wyższe piętro ale po przeciwnej stronie.

Cotant był zaskoczony ale jeszcze sądził, że da radę nadrobić straty. Jednak tego co zasrwował mu wrogi herszt w ogóle sie nie spodziewał. Liczył, że gdy obaj wylądują w tym samym momencie i wznowią gonitwe i polowanie. Jednak Kayne miał inny plan. Odwrócił się w locie i otworzył ogień do będącego jeszcze w końćowej fazie skoku Kasrkina. Kaarel z przerażeniem momentalnie pojął w jak śmiertelnej pułapce sie znalazł. Gdyby biegł zapewne zdołałby choć spróbować zrobić unik, odskok, paść za zasłonę czy na ziemię chociaż. Ale uwięziony podczas lotu mógł jedynie liczyć na pudło przeciwnika bowiem był co prawda w ruchu ale dla takich strzelców jak on czy Kayne był to dość przewidywalny a więc łatwy do skorygowania w poprawkach ruch.

Kaarel widział więc tylko zwracajace się ku niemu lufy pary spluw, widział jak nieruchomieją skierowane ku niemu, jak zaczynają błyskac ogień, jak zaczynają huczeć wystrzałami, jak smugi pocisków zaczynają przecinać pociski tuż koło niego, jak rozwalają bruk i ściany gdzieś tam za nim...

Jednak była nadzieja bo Kayne wciaż nie trafiał! Brakowało mu jeszcze jakiś ostatni metr do ziemi gdzie wreszcie mógłby zacząć robić coś wiecej niż bycie biernym, ruchomym celem. Wówczas wreszcie Kayne trafił. Pocisk przeszył ciało Cadiańczyka trafiajac go w bark aż nim odrzuciło w tył. Plutonowy zaczął krzyczeć z bólu po trafieniu ale nie skońćzył. Kolejne pociski przeszyły jego ciało wybijajac mu powietrze z płuc i uniemożliwiajac wydanie z siebie dźwięku.

Zamiast wylądwoać zwinnie i od razu przjeśc w unik rzucajac się do uniku a nastepnie poscigu, serie pocisków wybiły go z rytmu i po prostu bezwładnie, z pełnym impetem uderzył w zakurzoną posadzkę, szurując po niej jeszcze dobry kawałek. A pociski Kayne'a dalej rozbijały się wokół niego, na nim i w nim...

---


Zdawałoby się wieczność cały świat Kaarela skupiał się na dwóch, bardzo wążnych i cholernie trudnych czynnościach: wdechu i wydechu. Z poszatkowanymi przez pociski płucami to było naprawdę trudne zadanie. Próbował jeszcze drżącymi od drgawek z szoku po postrzale i upływie krwi założyć sobie opatrunek osobisty. Wiedział, że to ważne by choc spowolnic krwawienie. Jednak ta czynność okazała się dla niego w tej chwili zbyt skomplikowana. Skupił się więc na podtrzymaniu oddychania.

Robił to póki nie usłyszał jakichś głosów a nastepnie nie zobacyzł nad sobą jakichś twarzy. Rozpoznał je po chwili dłuższej konentracji. Azul i Chris! Próbował coś powiedzieć. Widzieli to obydwaj. Wargi jednak i całe ciało bjete mał drgawkami gdy organizm z powodu upływu krwi miał kłopoty z utrzymaniem ciepłoty ciała. Próbował zwalczyć własną słabość i powiedzieć coś co musiał. Musiał się tym z nimi podzielić teraz bo jeśli Imperator postanowił powołać go dzisiaj na wieczną słuzbę...

- Chris! - rzekł przez zaciśnięte zęby. Tylko tak mógł skoncentrować się na tyle by pwiedzieć coś przez targane drgawkami ciało. - To był on! Kayne! Wtedy na placu... Co prawie załatwił Remiego... I mnie... Ale dorwalismy go wtedy z naszego działka! Jest cały w bandażach! Teraz... Szybki był... Ale ja go dorwę! Zobaczycie! Dorwę go! Imperator z nami! - mówił nie głośniej niż umęczonym szeptem ale z desperacką gwałtownością człowieka stojacego na krawędzi Otchłani. Nie chiał by mieli o nim wrażenie, że ich zawiódł. No tym razem w pojedynku z Kayne ten okazał się lepszy... Ale to tym razem. tylko teraz. Tak czasowo. Kaarel już tego nie mówił ale wciaż miał w pamieci ostatni obraz wodza buntowników jaki zapamietał. To jak skończył strzelać. Jak jeszcze chwilę trzymał lufy wycelowane prosto w niego. Jak mógł go dobić. Ale nie zrobił tego. W zamian tego widział jego pogardliwy uśmieszek wyższości! Nieee! Tego Kaarel darować nie mógł! I do cholery nie chciał! Traktował te przegraną nie tylko jako osobistą porażkę. To była obraza i hańba dla wszystkich gwardzistów a zwłaszcza jej elity za jaką uważano Kasrkinów! Nie! Nie mógł być jakiś buntownik być lepszy od Kasrkina! To było jak splunięcie na wszystkie ich sztandary, ołtarze, tablice pamieci i pomniki wzniesione ku czci poległych towarzyszy! Ale to się dało naprawić... Wystarczyło dorwać Kayne'a nastepnym razem... I Kaarel wiedział, że dorwie skubańća!


---



Po bitwie Kaarel zaczął dochodzić do zdrowia. Skoro nie zginął w walce było więc pewne, że wróci do zdrowia. To była jedynie kwestia czasu. Jednak gdy już się ocknął i dowiedział się o wyniku bitwy wcale nie były to radosne wieści. Co prawda wygrali czyli zlikwidowali obóz 47-go. Ale straty były olbrzymie. Do tego okazło się że na innych frontach ruszyła ofensywa Arcywroga, na sam Kapitol sunie wielki ich korpus a ich zwiadowcy ujawnili się już podczas bitwy. Atakowali kogo popadnie więc najwyraźniej wyznawali typowo chaosową zasadę by zabić wszystko co żywe lub przerobić a swoją modłę. Na oko Cotanta ostatnia bitwa znacznie osłabiła i ich i ich sojuszników. Kolejna bitwa zapowiadała się więc dość ponuro przy spodziewanej dysproporcji sił. Głowił się więc dochodząc do siebie jak zniwelować tę wrogą przewagę.

- Tak wam powiem chłopaki... Że Azul ma rację. Powinniśmy spróbowac odnaleźć naszych dyplomatów. Bo jak zacznie się bitwa to nie będzie na to czasu. - podsumował to co najbardziej wydało mu się widocznym problemem. Z tego zadania jakoś sztab ich nie zwolnił w obliczu nowego wroga więc widocznie nadal mieli je wykonać. A walki raczej nie sprzyjały poszukiwaniom.

- I to z tymi podziemiami to też racja. Kto wie co tam jest. Nie pogniewałbym się również za jakiś zagubiony arsenał. W końcu ci z Kago chyba mieli zakaz czy co by tam nie łazic czy takie coś no nie? Więc jak nie łazili to i szansa, że nic nie zabrali z tamtąd jest no nie? - ta część wypowiedzi techkapłana również wydała mu się sensowna.

- Tylko oni coś o jakichś robaloludziach mówili czy coś takiego... Może teraz jak walczyliśmy razem i dalej mamy walczyć to powiedzą coś więcej? - przypomniał sobie słowa i lęk jakie podziemia i mieszkajace tam stworzenia budziły w tubylcach.

Co do planów nadchodzącej bitwy nie widział tego zbyt różowo. Generalnie przy tak spodziewanej przewadze wolał unikać walnej bitwy i walkę partyzancką. Wcale nie głupie mu się wydało przeniesienie bazy w ruiny i kanały. W kanałach dało się skanalizować siły a więc zredukować przewagę liczebną. A w razie czego zawalić je wrogom na łby.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online  
Stary 22-04-2015, 00:01   #127
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Trust in your fear.

Narada wojenna, na którą został zaproszony również Zamon, zakończyła się szybko. Jeszcze przed jej rozpoczęciem wszyscy z grubsza wiedzieli, co mogą i mają zrobić.

W ciągu dwóch dni praca w sektorze Kago wrzała pełną parą. Tubylcy raz jeszcze zwarli szeregi, szkolili się w zdobycznym uzbrojeniu, wzmacniali swoje fortyfikacje i organizowali patrole wgłąb ruin. Te ostatnie zdołały już uwikłać się w potyczki z wrażym "zwiadem", który wcale a wcale nie zachowywał się jak na zwiad przystało. I co się dziwić po bandzie piechoty liniowej wspieranej przez lekkie pojazdy.

Powoli i stopniowo spychali wartowników plemiennych bliżej ich rdzennych terenów. Niedługo, najdalej za półtora czy dwa dni, spróbują szturmu.

Sabatorii pomagali jak mogli, doradzając przy organizowaniu obrony i stawianiu fortyfikacji. O terenie wiedzieli mniej od Kago, więc kwestię patroli i zasadzek zostawili sojusznikom. W hotelu również mieli pełne ręce roboty. Diachenko dwoił się i troił, by postawić na nogi wszystkich rannych - i udało mu się. Wyczerpał praktycznie wszystkie zaawansowane medykamenty i środki regeneracyjne drużyny, ale przywrócił Cotanta i Onyxa do pełnej sprawności, zaś Azula, Maurera i Engela do połowicznej (co było wybitnym osiągnięciem, biorąc pod uwagę pracoholizm pierwszego i brak ręki u drugiego). W międzyczasie, TK Azul zreperował uszkodzenia Chimery za pomocą blach zszabrowanych ze świeżych wraków. Było ich jednakże mnóstwo, więc reszta poszła na tworzenie sensownych barykad dla obrońców oraz ufortyfikowanie hotelu.

Późnym rankiem trzeciego dnia, podjęto ostateczną decyzję - większość drużyny miała zejść do podziemi poszukać dyplomatów. Reszta miała obsługiwać Chimerę i pomóc Kago odeprzeć pierwszy najazd Chaosytów. Do tego akurat zadania zgłosili się na ochotnika Fulkerin, Holst i Haller. Maurer zaś miał przypilnować hotelu.

Przez następną godzinę próbowali dogadać się z paroma wszędobylskimi u Kago, przekonując ich do wskazania zejścia do miejsc tabu. Najlepsze, bo utrzymywane w jako takim porządku przejście okazało się leżeć dwa kilometry dalej, w dawnej przepompowni czy innym szambie ściekowym. Poprowadził ich tam jeden z młodszych tubylców, który zaraz potem się zmył. Gwardziści natomiast zagłębili się w zastałą, zasuszoną, ale wciąż smrodliwą otchłań miejskich kanałów i tuneli burzowych. Przynajmniej nie musieli się schylać - w takich punktach jak ten kanały były obszerne.




Po dwóch kolejnych godzinach kręcenia się po ruinach przepompowni dwójkami, duet Azul i Wygrzew odnalazł coś, co mogło służyć za zejście głębiej - było to zadziwiająco dobrze "oczyszczone" rumowisko wgłąb ziemi, formujące się w coś na wzór schodów. Sufit był silnie osmalony od użycia pochodni, a ściany pokrywały malowidła, które łatwo można było rozszyfrować jako ostrzeżenia, zakazy i znaki ochronne.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=EyK2WAMC864[/MEDIA]

Rumowisko szybko zmieniało się w tunel, bardzo precyzyjnie wydrążony w ziemi. Zalegały go duże ilości pyłu i kurzu, w których były jednak wyraźne ślady - sądząc po warstwach brudu opadłych później, ślady te pokrywały się z czasem zniknięcia dyplomatów i należały do co najmniej kilku osób.

Zejście było długie. Cokolwiek tu było, było głęboko pod ziemią. Czuć było charakterystyczną, klaustrofobiczną presję ścian i sufitu oraz prawie niezauważalne zmiany ciśnienia. Panował też całkowity mrok - ostatnie snopy naturalnego światła skończyły się wraz z opuszczeniem kanałów. Latarki pracowały pod każdą lufą, w każdej parze rąk lub na każdym ramieniu.

Wreszcie, tunel się skończył, i to gwałtownie, przemieniając się w półkolistą grotę... i dalsze przejście, będące częścią ruin wykutych w skale czerwonej jak krew i rdzawej jak wrak. Podłoga była zalana cienką warstwą niezdrowo wyglądającej wody, stojącej tu już od dawna. W powietrzu czuć było ciężki odór stęchlizny... i jakby czegoś jeszcze.



Było tutaj zadziwiająco jasno - acz wnętrze tych ruin zdawało się być czarniejsze niż otchłań.

Nic nie wydawało tutaj żadnych dźwięków. Żadnej kapiącej wody, szmeru osuwających się okruchów, wycia wiatru... nic. Tylko kroki, chrzęsty i oddechy Sabatorii.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 22-04-2015 o 00:19.
Micas jest offline  
Stary 28-04-2015, 23:08   #128
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Zza wizjerów hełmu Azul obserwował otoczenie. Ciemność nie była dla niego problemem... lecz atmosfera znana z kanałów Kopca Volg... jak najbardziej.

Po chwili cisza została przerwana przez kliknięcie i szmer. Techkapłan chwycił w dłonie swój miotacz plazmy i uaktywnił go wprawiając w rozruch Duchy Maszyny. Szmer przeszedł w buczenie, kiedy karabin plazmowy rozbudził się całkowicie gotów nieść zniszczenie i śmierć. Jego gniew emanował niebieskawą poświatą wydobywającą się z lufy, a zasobnik z plazmą wydawał się pulsować szczerą nienawiścią.

Sam Heyron pozostawał spokojny. To nie było nic czego by wcześniej nie widział. Nic czego by wcześniej już nie doświadczył.

- Wyklep. - na voxie rozległ się sub-wokal Wygrzewa - Śmierdzi mi tu Abominacjami... a nie mamy dość kraków na Abominacje.

- Mnie to znów śmierdzi robotą dla Inkwizycji, a nie dla nas...

Chwila ciszy.

- Ruszajmy naprzód. Nie ma co się brandzlować. - rzekł w końcu Azul - Wygląda mi to na pozostałości po pierwszych kolonistach... lub też... pieprzone xeno-ruiny. Tak czy tak.. myślę, że to co musimy zabić jest w środku.

- A skąd pewność że będziemy musieli coś zabijać?

- Bo tu jest dokładnie jak w Volg. - skwitował Heyron.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 29-04-2015 o 09:37.
Stalowy jest offline  
Stary 29-04-2015, 02:22   #129
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Plutonowy Kasrkinów dochodził do siebie całkiem szybko po walce w której Kane go prawie załatwił na dobre. Na szczęscie jego kumpel Titus wbrew łotrzykowej naturze i zwyczajach znał się na swoim fachu i tak Karela jak i pozostałych Sabatori stawiał na nogi całkiem sprawnie.

Tyle, że jak już Cotant wydobrzał okazało się, że strategicznie i operacyjnie sytuacja na całym froncie uległa zagmatwaniu i pogorszeniu. Jedynie taktycznie i chwilowo można było liczyć na sukces w walce z wrogimi zwiadowcami i może czołówką Arcywroga. Cadiańczyk był gotów walczyć do upadłego ale znał też wojenne rzemiosło i jej matematykę. Z jego kalkulacji wynikało, że z czołówkami połączone siły Sabatori i Kago mogą walczyć i to licząc na sukces. Jednak gdy dotrze do nich czoło wrogich sił o dywizyjnym ekwiwalencie podczas gdy z nich był słaby pluton a z dzikusów Kago może kompania to nie będzie żadnej sensownej walki. Wróg po prostu rozleje się po Kapitolu. Wówczas będzie można jedynie próbować walk podjazdowych i partyzanckich.

Zwłaszcza, że wszelkie zapasy jakie zabrali z bazy na wyprawę zaczynały się ewidentnie kończyć. Z powodów strategicznych szans na nowe raczej nie było. Z uzupełnieniem siły żywej było podobnie. I to musiałby być znaczne uzupełnienia zdecydowanie przekraczające ich początkowy pełny skład nawet licząc z pancerniakami. Toczące się dotąd walki na tym starodawnym mieście systematycznei wyczerpywały ich zasoby. Zwłaszcza te o zaawansowanej technice bowiem część sprzętu jak uniwersalna amunicja, petrole do miotaczy czy noże była dość łatwozdobywalna. Ale już cudeńka jakim wlasnie leczył ich Titus czy sprzet zmotoryzowany był właściwie nie do zastąpienia.

Podsumowując Kaarelowi wychodziło, że ich nabliższa przyszłość wyglada racze mało wesoło. Dlatego jedyne co mogli zrobić w swojej działce to spróbować chociaż wykonac pierwotne zadanie i odnaleźć tych zaginionych dyplomatów. Ale by tego dokonać trzeba było zagłębić się tunele i podziemia jakie tubylcy uznawali za nawiedzone i przeklęte. Nawet jeśli były to tylko wierzenia prymitywnych, zabobonnych barbarzyńćów to jednak skądeś się brały. Raczej to nie była ściema z tym, ze jest tam coś co zabija i to przynajmniej tych dzikich dość niezawodnie. Niemniej właśnie tam musieli się udać by spróbować wykonać zadanie.


---



Kaarel razem z Chrisem szli na czujce. Kasrkin miał nadzieję natknąć sie na jakieś ślady czy pozostałości po dyplomatach. Nie udało mu się wywnioskować z gadki z tubylcami czy ci dyplomaci tak dosłownie zeszli i po co w te przeklęte ruiny. Oni sami ich szukali no ale czego szukali tam dyplomaci?

Byli jednak imperialnymi wysłannikami wojska i floty plutonowy więc liczył, że nawet w razie jakiejś walki i pechowego zapewne przebiegu pozostały jakieś slady po tym. Może jakiś sprzęt, łuski, kawałki ubrań czy może niestety ciała. Znał dość dokladnie okres w jakim to powinno się dziać i oglądajac teren przez jaki przechodzili miał nadzieję wykryć coś podobnego. Wyglądało na to, że teren jest faktycznie raczej opuszczony i chyba nie zamieszkały. Przynajmniej nie w sensie jaki zazwyczaj uznaje sie za zamieszkały. Więc warstwa pyłu i kurz osiadłego przez ostatnie parę tygodni odkąd powinni przechodzić tędy ich poprzednicy powinna być nieco inna niż ta którą oni ominęli. Chyba, że jednak coś tędy chadza częsciej lub rzadziej i jednak zakłóca tę pozorną ciszę i martotę miejsca.

- Wiesz Azul... Tak sobie myslę... Może tu jest jakiś jeszcze żywy system automatyczny czy strażniczy albo coś w tym guście... Wiesz ci dzicy mogli się nie skapnąć nawet jakby tabliczki jakieś były... Sam widziałeś jacy oni są. Bo jak nie i to coś innego... - podzielił się swoją uwagą z techkapłanem. Tego typu systemy mogły być nastawione na ochronę przed czymkolwiek lub działać błędnie. Mogły się trafić jakieś zbłąkane roboty czy nawet wycieki jakiegos syfu. Miał nadzieję, że obyty w tej tematyce Azul dużo lepiej od niego ogarnia takie zagadnienia i będzie miał to na uwadze. On sam wiedział, że również mółby przegapić coś co pozornie wygląda na jakiś złom czy kolejną tabliczkę. Skupiał się raczej na wyszukiwaniu ruchu, podejrzanych dźwięków, zapachów czy śladów wokół świadczących o bytności czegoś co mogłoby się pokusić o atak na nich czy wcześniej na dyplomatów. Ale jeżeli tu było "coś innego" do czego może jak wspomiał Azul kogoś od światłej Inkwizycji to miał nadzieję, że zdoła wypełnić swój obowiązek do końca i nie schańbi swojego mudnuru, sztandaru i dobrego imienia jednostki.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online  
Stary 29-04-2015, 09:42   #130
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- To niewykluczone... możliwe nawet że to jakieś zejście do wraku okrętu zakopanego pod Stolicą, ale cholera jedna raczy wiedzieć. - stwierdził techkapłan po czym uniósł dłoń do głowy i opuścił ją.
Cotant'owa uwaga przypomniała mu o jeszcze jednym środku ostrożności jaki często ostatnio zaniedbywał. Zamontowane w czaszce uzwojenie augerowe. Jeżeli coś tutaj będzie wyczuje to... czy to będzie skażenie, wróg czy, nie daj Boże Maszyno, Osnowa.
 
Stalowy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172