Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2015, 21:39   #115
Asuryan
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Akasja wraz z Assasynem zasiadała przy zadaszonym kramie niedaleko fontanny. Miłe ustronne miejsce i jak na porę niezwykle spokojne. Nie licząc złodziejaszków, którzy tylko czekali aż ktokolwiek będzie tędy przechodził, a tym bardziej nieznany podróżny w postaci Anthrilena.
Jeden z młodszych złodziei podkradł się do niego od tyłu. Już sięgał dłonią po kamień wiszący przy szacie proroka, gdy ten szybkim ruchem kostura podciął jego nogi i przewrócił.
-Ej!- Krzyknął chłopak zbierając się z ziemi. Już miał wygarnąć obcemu, gdy zobaczył jego puste oczy wpatrujące się w niego.
-Odejdź nim stanie Ci się krzywda- odparł nieznajomy bardzo nie przyjemnym głosem. Chłopak zatkał uszy, ale wciąż słyszał słowa proroka odbijające się w swoich myślach. Przestraszony uciekł.
Anthrilien rozejrzał się, pozostali złodzieje umykali w cień przed jego wzrokiem, żaden nie zdawał się chętny do kolejnej próby.
Przy stoliku pary czekało wolne krzesło. Asanym ja zwykle kimał, albo zdawał się nie być zbyt rozmownym. Wszystkim jak zwykle zajęła się dama.
- Anthrilenie. - Powitała go łagodnym głosem. |
Image - TinyPic - bezpłatny hosting obrazw, udostępnianie zdjęć i hosting filmw wideo
-Akasjo- ukłonił się i usiadł- dobrze was widzieć w zdrowiu. Tak jak mówiłem, mam coś dla was- wyciągnął z sakwy pióro i wyciągnął przed siebie.|
- I ciebie miło znów widzieć.
- Pióro Feniksa. - Wyjaśniła lekko zaskoczona - Finixie. - Asasyn podniósł głowę zerkając na czerwony obiekt. Jego oczy lśniły czerwienią. To chyba pierwszy raz jak dane był zobaczyć jego twarz i do tego z wyrazem zadowolenia. Wyglądał na około 30 lat, lekki jasny zarost zdobił jego twarz, a włosy... Wciąż skryte pod kapturem. Biały płaszcz o znikomo widocznych niciach układających się w jakiś wzór. Niestety niedane było dostrzec dokaldnie, jaki. Co ciekawe jego rysy twarzy przypominały kogoś innego, nie w pełni, ale z pewnością Anthrilen widział kogoś podobnego? Nie musiał się długo zastanawiać, nie miał kontaktu z dużą ilością istot ludzkich, które warte były zapamiętania. I tak oto skojarzył asasyna z Samurajem. Ale wracając do sedna sprawy.
Assasyn wyciągnął dłoń naznaczoną śladami walki w stronę pióra. Zapłonęło ono żywym ogniem i tak jakby ten ogień został wchłonięty przez jego dłoń Razem ze znikającym piórem. Przez moment biały płaszcz pokrył się czerwonym pasem, Kończycym się płomienistym kształtem. Później znów był śnieżno biały.
- Szekera. Dziękuję. - Rzekł wojownik. Zdawało się, że były to jego pierwsze słowa, wypowiedziane w stronę Eldara.
- I ja również. - Dodała Akasja z wielkim zadowoleniem. - Mozę się napijesz. - Zaproponowała nalewając do kufla przezroczysty płyn - wodę.|
Eldar skinął głową i napił się nieco.
-Wspominałaś, że również macie coś dla mnie.
- Ach, no tak. Dobrze, że mi przypomniałeś. Nie uwierzysz. Wyrosło to z pod piasku na samiutkiej pustyni. Gdy tego dotknęłam poczułam, że o ciebie woła. Finixie.
Assasyn podniósł się z siedliska i wszedł do gospody. Gdy z niej wyszedł w dlonaich trzymał, obwiązany jak młode drzewko, Upioryt. W sumie kształtem się zgadzało, tyle, że rośliną to z pewnością nie było.
Postawił ową “sadzonkę” obok eldara i zasiadł na miejscu.|
-Upioryt..- Prorok ostrożnie dotknął materiału a ten stopniowo zaczął zmieniać kształt, aby ułatwić transport- nie sądziłem, że w moje ręce trafi kolejna porcja tego materiału. Zdaje się, że połączenie tego świata z moim może być znacznie silniejsze niż zakładałem. Jestem wam wdzięczny.
- I my również. Zostało raptem kilka cząstek i... Poszukiwania dobiegną końca.
-Czy w czasie waszych podróży dane wam było słyszeć o magu, zdolnym usunąć magiczne znamie?
- Z tego, co wiem Roki, Orokusaki potrafi pieczęci zdejmować wszelkiej maści. Ale czy był by wstanie usunąć coś magicznego tego ci nie powiem Anthrilenie. Vizard z pewnością dałby radę, ale sam rozumiesz, co leży na rzeczy. Chyba, że... Słyszałeś zapewne o 3 potężnych grupach. Naszej, Smoka i... Volkano. Volkano jest magiem, a przynajmniej tak się przedstawił. Mieliśmy z nim kontakt jakiś czas temu, choć mogło to być równie dobrze przed pierwszym wstrząsem. Niewiem niestety gdzie się podziewa i czy był by w stanie coś zdziałać. Ale z tym pierwszym problemem jesteśmy sobie w stanie poradzić. W końcu jesteśmy w wielu miejscach i zapewne ktoś z naszych musiał mieć z nim kontakt. A właśnie! Przydałoby się rozmówić całą grupą w sprawie jakiegoś ogólno dostępnego sposobu komunikacji.|
-Prosiłbym o informację, gdyby ktoś miał wskazówki, co do miejsca pobytu tego maga. Gdybym posiadał przedmioty należące do innych członków prawdopodobnie mógłbym ułatwić komunikacje na dystans, ale nie jest to najwygodniejsze rozwiązanie. Nie mniej jednak uważam, że opcja kontaktu z pozostałymi byłaby wielce przydatna.|
- W takim razie pozostłlo nam albo zorganizować komunikatory, albo pieczecie komunikacyjne. Może ktoś z naszych z pod kopuły gromu bedize coś miał, albo z platformy. Powiadomimy cię, gdy bedize zebranie. W końcu juz niebawem ruszymy do działania. A ty jak sądzę zdobiędziez 1 klucz.|
-Mam taką nadzieję. Mam jeszcze jedno pytanie nim powrócę do swojej grupy. Co możecie powiedzieć mi o Razielu, ponad to, co powszechnie wiadome? Jak ważnym członkiem jest?
- Spotkaliśmy go dopiero tutaj. Dawny szlachcic, z wysokiego rodu. Zdaje się mial być władcą, ale coś się wydarzyło. dlatego wygląda tak jak wygląda. Zapewne wiesz, że pragnie zemsty na Mortresie. Powiedzmy nie kolidowało to z planami Uverworldu wiec nie zameirzalismy tego zmieniać. A teraz... Jego “mania” ściśle pokrywa się z naszym celem. Powiedział ci juz zapewne wszystko, co wie prawda? Jest jak zapewne zauważyłeś bardzo impulsywny i dosyć nebezpeiczny. Zdolność wyrywania ludzkich dusz, jak samo ich raneinei to nie coś pospolitego w tym świecie. W naszym to codzienność, ale na innych płaszczyznach jak zapewne rozumiesz. Tutaj to niespotykane. Nie wiem czy tyle ecie satysfakcjonuje. - Upiła łyk - Sama nie wie mwszysktiego o pozostałych członkach nawet, jeśli mam zdolności wyroczni. Wiem, a raczej czuje jednak, że wszyscy, w jaki sposób pasują do tej grupy. Są tacy... Wolni. - Odparła zamyślona.|
-To mi wystarczy- odpowiedział eldar, po czym dopił wodę- pozwólcie, że się oddalę, mam kilka spraw do załatwienia. Jeszcze raz dziękuję- dodał, po czym ruszył w kierunku Anubisa i Gubernatora.|
- Nie wahaj powiedzieć, jeśli będzie potrzebna ci pomoc. W końcu mamy po nikąd te same cele. Bywaj Anthrilenie.|

Gdy władca opuścił już na dobre to zbiegowisko, odezwał się Nanaph:
- Anthrilenie… to nie było konieczne - skomentował na początek “środki bezpieczeństwa” elfa, po czym dla upewnienia się dodał - Nikt nas już nie obserwuje? [Zakładając, że eldar ani nikt nie neguje] Mam pewien pomysł… może sprawimy, że wilk będzie syty i owca cała? Zawalczmy z Razielem, zrańmy go nieco… i zostawcie go mnie. Przeniosę go do siebie i postaram się, by nic mu się nie stało. Po tygodniu, może dwóch, wróci. Ale my będziemy już daleko poza zasięgiem Mortresa… Może nawet się z nim dogadamy, by nie bawić się w walkę? - |
- Raziel jest zakałą, jest brudny i trujący. Z przyjemnością się nim zajmę. - ostatnie zdanie dodał lekko niepewnie. - Najpierw będę jednak musiał sprawdzić czy w ogólę ma duszę. Jeśli nie… to tak jakby już nie żył, jeśli tak, jestem pewien, że Ammut dostanie kolejny posiłek. Usunięcie opozycji pomoże nie tylko Mortresowi, pomoże miastu… choć rozmawiając z nimi odniosłem pewne wrażenie, że Raziel nie gra pierwszych skrzypiec tak bardzo jak się mu wydaje. Ten Battler zdaje się być równie pewny siebie, myślę, że Raziel może nie wiedzieć kogo dokładnie ma u boku.
- Anthrilienie, domyślałem się, że możesz mieć problemy z bezpośrednim atakiem na niego, dlatego zapytałem. Możemy uniknąć Twojego bezpośredniego starcia z wampirem. Być może będzie z nim ktoś inny, jeśli nie możemy rozważyć wzmocnienie.
- Ufasz mu, Anubisie? Jaką mamy pewność, że dotrzyma słowa i odda nam Klucz? Pozwól mi go przetrzymać, ażeby nie okazało się, że odwalamy brudną robotę a darmo. - |
- Mam nadzieję, że mu ufam. Jeśli się mylę w ostateczności wrócimy do tego punktu, w którym jesteśmy teraz.
- Nie dość, że nic nie zyskamy, to Mortres będzie na nas gotowy, a nasz potencjalny sojusznik zginie. - stwierdził Nanaph - Każda władza potrzebuje opozycji. Każda władza potrzebuje kogoś, kto będzie stał naprzeciw niej. - powiedział jakby wyuczoną formułkę, próbując przekonać Anubisa. W jego myślach jednak widać było, że sam nie jest do końca pewny tej racji, i że prawdopodobnie ulegnie ostatecznemu werdyktowi, jaki by on nie był.|
Abuis przyglądał się gubernatorowi z lekko przechyloną głową. Milczał dłuższą chwilę. Wspominał Setha, właścicie jedynego, który zawsze stał naprzeciw wladzy. Czy coś wniósł w zaświaty, czy było konieczne by ktoś trwał po drugiej stronie barykady?
Czy Mortres jest w ogóle lepszy niż Raziel? Nic o nim nie wiedzieli, nic o nim nie wiedział. Był jednak władcą, należało wierzyć, że jest ku temu powód inny niż siła i strach. A może…
- Wiem. Być może. Ale widziałem co się dzieje gdy umieści się opozycję pod toporem. - powiedział w końcu beznamiętnie.
- Jest inna możliwość. Nie musimy zabijać. Możemy postawić Raziela przed Mortresem. Będziesz wtedy pewien tej… “wymiany”.
- Tak, to wyjście będzie najlepsze. - odparł Nanaph, zdając się dość zadowolony - To oznacza, że wracamy do Złotego Miasta. Jedno jeszcze tylko pytanie… Podczas naszego pierwszego spotkania, Raziel utrzymywał się poza moim polem widzenia, lecz nie poza Waszym. Co trzeba zrobić, by w ogóle go dostrzec? - |
- Dobra uwaga, bylibyśmy zapomnieli, że dobrze się ukrywają. Po pierwsze więc, aby ich widzieć wystarczy się zrelaksować, zarzyć tego co palą w sziszy. - Anubis pokazał ręką gest jakby zaciągał powietrze spomiędzy palców. - Jednak to nie takie proste bo po drugie, mimo tego, że byliśmy wstanie ich widzieć to Raziel wciąż potrafił stawać się… niewidzialny. To może stanowić problem jeśli nie nauczymy się go znajdować…
- Co do pierwszego… nie musimy polegać na tym co jest w sziszy, możemy przygotować się znacznie wcześniej, posiadać element zaskoczenia. Gdyby udało mi się znaleźć odpowiednie składniki... może w mieście znajduje się zielarz… mógłbym sporządzić nam podobną substancję.
- Gdyby udało się doprowadzić mnie tuż obok niego, mógłbym na jego ubraniu pozostawić pieczęć podobną tym wokół. Wtedy będę też w stanie stwierdzić gdzie jest, a tą informację może przekazać nam wszystkim Anthrilien… - |
Anubis odszedł kawałek od towarzyszy. Wyprostował się, spiął dłonie i odchylił głowę do góry. Z jego gardła wydało się głosne przeciągłe wycie, w którego tle brzmiał warkot podobny do tego, który wydaje lew. Dźwięk rozszedł się po kanione i ruszył dalej w pustynie, a w nim brzmiała prośba.
“Przybądź przyjacielu, przybądź raz jeszcze i pomóż nam” - mówiło to wycie.
Powróciwszy do grupki zmierzył wszystkich spojrzeniem na dłużej zatrzymując się na Anthrilienie. Czuł niezadowolenie towarzysza. Od ich poczukiwań Bajarza ich umusły wciąż pozostawały wyjątkowo na siebie otwarte. Wiedział co jest powodem tego niezadowolenia, należało poruszyć ten temat.
Założył ręce na piersi i postukał palcem zastanawiając się co powiedzieć. Mieli troche czasu nim przybędzie tu oblrzym… jeśli przybędzie tu olbrzym, ten czas będzie musiał wystarczyć.
- Jest nas czterech a tylko jeden klucz. Pytam kto jest przyjaciel, a kto jest wróg… - powiedzial w końcu dobitnie, wyjątkowo akcentując ostatnie słowo. - Nikt z nas na pewno nie spodziewał się tego co dziś usłyszeliśmy. Co się stanie z kluczem gdy Mortres położy go między nami?
- Jest nas za dużo. - powiedział nim ktokolwiek zdąrzył odpowiedzieć. - I nie wszystkim wam ufam. - dodał po chwili patrząc głównie na Ervena.
Nanaph zakłopotany podrapał się po policzku
- Ale… wiesz, że mógłbym nas po prostu przeteleportować z powrotem i bez tego giganta, prawda? -
- W tej chwili czuję, Nanaphu, że wrócę do TEGO wymiaru, z własnej woli, dopiero gdy będę bliższy pełni moich sił. Zagnę go i naprawię. - nuta groźby - Do tego czasu wolę trzymać się z daleka… wróćmy jednak do problemu, który wyłożyłem.
- Rozumiem. - odparł nieco poważniej Gubernator - Jeden Klucz wciąż niewiele znaczy, jednak są pewne rzeczy na które nie mogę pozwolić. - Spojrzał na Elfa - Nie wiem jak Ty Anubisie, ale ja nie mogę zaufać Uverworldowi. Ich celem jest władza i zniszczenie. Mają wśród swoich najsilniejszych przybyszów tego świata. Nie zaufam im na tyle, by powierzyć ciężko wypracowany naszymi rękoma Klucz. - zatrzymał się na chwilę, spojrzenie kierując na Ervena. Mag odczuł telekinetycznie delikatne powstrzymanie, wraz z spojrzeniem mówiącym “Lepiej nie mów nic głupiego” - Pan Sharsth optuje za zbadaniem Klucza. Uważam, że warto to rozważyć. Zawsze dodatkowa porcja wiedzy. A potem… należy za stanowić się jaki Klucz będzie następny. Uważam, że pierwszy z Kluczy powinien trafić do tamtego wymiaru. Jest całkiem odcięty. Nikt tam go nie znajdzie, nikt nie odkryje, nikt nie ukradnie… - |
- Nie znam Cię gubernatorze, nie wiem jak myslisz, nie wiem, co Tobą powoduje, nie ufam i jeszcze mniej ufam temu wymiarowi. Coś tak ważnego nie może tam trafić… Znam lepsze miejsce, znacznie lepiej ukryte, znacznie mniej dostępne i znacznie mniej niebezpieczne…
-, Co do reszty osób. Erven, brzydzisz mnie, wypowiadasz się uczenie, acz brzmi to wulgarnie w moich uszach, nie wiem cos planujesz, ale wiem, że nie jest to nic dobrego, a jeśli JA tak twierdzę to dobrze wiem co mowię.
- Eldarze… musze jednak przyznać rację Nanaphowi. Co też uczyniłeś wstępując w ich przeklęte szeregi? Poznałem już racjonalną stronę twoich myśli, ale w obliczu takich faktów sam nie wiem, po co i dla kogo chcesz zdobyć klucz. Chcę Ci wierzyć…, ale sądzę, że to rozmowa na inną chwilę? - zapadła krótka chwila milczenia, Anubis patrzył Anthrilienowi prosto w oczy. - Choć w obliczu takiego tematu również będziesz musiał coś powiedzieć.
-Szanuję Twoją opinię Anubisie i masz prawo mi nie ufać- odparł Eldar jak zwykle bez emocjonalnie. Chodź, gdy wypowiadał ostatnie słowa, Anubis mógł dostrzec cień emocji w umyśle proroka nim ten zamaskował swoje myśli - W moim świecie ludzie uważają nas za dwulicowych, zmiennych i nie wartych zaufania. Ale mogę Cię zapewnić, że choć Uverworld może mieć inne plany wobec niego, klucza poszukuję wyłącznie dla siebie. Zdam się jednak na Ciebie i powierzę go w Twoje ręce.|
Anubis skinął głową bez słowa. Wierzył towarzyszowi w to, co planował zrobić z kluczem. Odniósł wrażenia, że nie ma nic więcej, co można by na ten temat powiedzieć.
- Jakież to miejsce? Co, jak co, ale mało, jakie miejsce może być równie dobrą kryjówką, niż wymiar, w którym nie ma żadnej istoty zdolnej się tu pojawić? - W dłoni Gubernatora pojawiła się jedna moneta - Poza tym, czegokolwiek by tu nie powiedzieć, nigdy nie stało się tam nic z żadnym moim przedmiotem. Twoje zaufanie do mnie to jedno, jednak nie mam żadnego interesu by Was oszukać. Widziałeś moją walkę z Strażnikiem. Nieważne co zrobię, sam nie poradzę sobie z pozostałymi… a wciąganie w to większej grupy byłoby co najmniej nieroztropne. - |
- Jesteś… tylko człowiekiem. Sam odpowiedz sobie na pytanie czy zaufałbyś innemu człowiekowi tylko, dlatego, że powiedział, że jest godny zaufania. Mogę Ci się przedstawić, Gubernatorze, mogę wyciągnąć rękę i pokazać swoje serce, wtedy Twoje zrozumie, z kim rozmawia, tak jak zrozumiał Eldar. Jeśli Ja coś mówię to jest to tylko i wyłącznie prawda, prawda, która staję się prawem…
- Powiedz mi, gdzie jest Ammut? - kontunuował po chwili na wzięcie uspokajającego oddechu. - Możesz go wyczuć, prawda? Tak jakby stał tuż za mną, choć go tu nie ma, ani nigdzie w pobliżu. Sam, choć znam go tysiące lat, nie zgłębiłem tajemnicy gdzie dokładnie przebywa i jak tam się znajduje.
- Niezależnie od tego, czy jestem godny zaufania, po prostu nie mam dość mocy, by zdobyć pozostałe 4 Klucze… Ammut, to to Twoje… zwierzątko, czy tak? W tym momencie jest poza zasięgiem, jednak potrafi się materializować. W zmaterializowanej formie, można odebrać mu Klucz. Jeśli nie oddamy Go Uverworldowi, nie sądzę, by dali oni sobie spokój. Będą chcieli nam go odebrać siłą. Tylko mi nie zdołają tego zrobić. - |
- Ty zawsze jesteś tutaj, Ammut pojawia się tylko na moje wezwanie.
-A, gdy Ty postanowisz go ukryć i dla nas stanie się niedostępny. Zataczamy tym samym błędne koło. Mimo wszystko Anubis jest istotą boską Mon’keigh, podczas gdy Ciebie nie można nazwać “dobrym” nawet według prostych schematów ludzi. Jego umysł działa w sposób nieosiągalny dla nas śmiertelnych, jeśli mam wybierać to klucz powierzyłbym właśnie jemu.
Nanaph starał nie dać po sobie tego poznać, ale jego myśli zdradzały, że wcale mu nie odpowiada taki rozwój wypadków. Po chwili jednak odpowiedział, na przekór swoim myślom:
- Niech i tak będzie. Anubis ukryje Klucz. - pomarańczo włosy zawahał się na chwilę - Pozostaje pytanie, jak go zdobyć. Co, poza ukrywaniem się, potrafi Raziel? Jakie są jego, czy w ogóle wampirze, słabości? - |
- Twoje słowa zostaną niedługo zweryfikowane Nanaphu.
-Niewiele wiem o wampirach. Wzmianki o nich pojawiały się w pradawnych mitach Terrańskich jednak nie zgłębiałem tej wiedzy- odparł prorok- Raziel z pewnością nie należy do słabych. Ale jest aż zanadto pewien swojej siły, do tego zdaje się, że łatwo go sprowokować. Można by to wykorzystać przeciwko niemu. Gdy pojawiliśmy się sie tam po raz pierwszy, poza wampirami był tam ktoś jeszcze, również niedostrzegalny. |
- Z pewnością nie będzie to łatwe, ale będziemy mieć moment zaskoczenia. Nie do końca podoba mi się takie podejście, ale widzę, że nie mamy wielkiego wyboru. Wciąż jednak jedna osoba milczy, ta, której milczenie zdaje się być najgorszym, co może zrobić…
Delikatny uśmiech pojawił się na twarzy, Ervena
- Mój mistrz nauczał, że milczenie jest złotem, by zabierać głos, kiedy jest to potrzebne, nie mniej, nie więcej. Udam się do Świątyni Wiedzy szukać wzmianki o słabościach tej przeklętej rasy, bo w moim świecie wampiry nie istniały. Pytanie tylko, kiedy spotkamy się znowu. Atak z zaskoczenia zdaje się być naszą jedyną realną szansą.*
- Do Świątyni mogę Cię zabrać w każdej chwili, włącznie z powrotem. Droga stąd do Złotego Miasta i tak zajmie dłuższą chwilę, więc będziesz mógł bez kłopotów przeszukać bibliotekę. Skaczemy? - |
- Skaczemy, mam dość piasku na dzisiaj. - Odpowiedział białowłosy.
Obaj mężczyźni zniknęli. Nim jednak Sharsth trafił do Stolicy, znalazł się w świecie Rodziny. Teraz jednak, miast wyglądać jak bezkształtna, amorficzna materia, przybrał formę wspaniałego krajobrazu. Nanaph z Ervenem stali na wzgórzu, mając wspaniałą panoramę na okolicę: lasy, pola, łąki, wsie, czy miasta.
- I…? Co o nich sądzisz? - spytał Gubernator.|
- O Mortesie? Ciężki przeciwnik, gdyby podziemie zeszło głębiej do podziemia byłoby o wiele łatwiej, ale raczej nie mamy środków na to. Co myślisz o tej dwójce? *
- Właśnie o nich pytałem. - |
- Nie ufam im. Mogą być niewygodni w przyszłości. Dobrze by było się ich pozbyć. Najlepiej gdyby ktoś inny wykonał czarną robotę za nas, ale najpierw klucz. *
- Właśnie. Klucz. Anubis nie będzie chętny nam go oddać. Czarna robota… Myślisz, że Raziel będzie wystarczający? Jeśli nie, będziemy musieli wziąć sprawy w swoje ręce… - |
- Jak Raziel nie wystarczy to wyślemy ich do naszych przyjaciół… jestem pewny, że ucieszą się z naszego prezentu… - rzekł z diabolicznym uśmiechem nekromanta *
- Oni są silni. Nawet Nasi Przyjaciele mogą mieć z nimi kłopoty… chyba, że masz na tę okazję coś ciekawego? Miałem już okazję przetestować Słowo Ezara na Anubisie. Opierał się, lecz nie wystarczająco. - |
- Coś się wymyśli, ale musimy grać na zwłokę. Najlepiej byłoby dać naszym przyjaciołom znak by zmobilizowali siły. Kolacja sama będzie się w końcu do nich pchać, a jak oni nie dadzą rady, to zawsze możemy im pomóc. Mogą być silni, ale my też słabi nie jesteśmy. *
- Wyślę kogoś tam z Tobą. Lepiej żebym nie odchodził od nich na za długo, bo jeszcze się w czymś zorientują. A na czas walki z Razielem… pozwólmy im myśleć, że działam sam, a że Ty jesteś tylko niedoświadczonym elementalistą. Niech załatwią większą część roboty sami. -
***
Gdy mężczyźni zniknęli, prorok wyciągnął runy z wnętrza sakwy, te zaczęły krążyć spokojnie w okół niego.
“Każda z nich reprezentuje pewne aspekty przyszłości”- usłyszał Anubis w swoich myślach- “zadaniem proroka jest umiejętne dostrzeżenie które wydarzenia mają największą szansę na dojście do skutku. Chodź w tym świecie...”-jedna z run nagle przyciągnęła uwagę Eldara, sięgnął po nią i trzymając ją w dłoni wpatrywał się przez chwilę, marszcząc brwi. Anthrilien spojrzał na Egipcjanina, a jego głos znów rozbrzmiał w jego umyśle-”Mon’keigh podniosą na nas rękę. Będą usiłować nas zabić. Nie ukrywam że spodziewałem się tego, jednak nie sądziłem że i ci ludzie okażą się na tyle bezrozumni by konszachtować z demonami..”|
Anubis skinął głową dając znać, że zrozumiał. Nastąpiła chwila ciężkiego milczenia, Egipcjanin wsłuchiwał się w wciąż odległe, ale zbliżające się dźwięki stąpnięć ich wielkiego przyjaciela.
- Chcę wierzyć Nanaphowi, choć czuję, że coś ukrywa. Wstrzymuję się jednak z ostateczną oceną jego osoby. Martwi mnie natomiast ten mag. Mówi w sposób jaki słyszałem wiele razy. Promieniuje z niego okrucieństwo i bezwzględność.
- Obawiam się też, że zrobiłem błąd wracając do wymiaru Gubernatora. Udało mi sie obronić, ale czuję jakby wizyta tam coś we mnie zostawiła. - dodał po chwili Anubis dotykając się w miejscu gdzie powinno być bijące serce. - Mam nadzieję, że choć po części wyjdzie z tego coś dobrego, ponieważ wizyta tam obudziła coś we mnie. Jestem znacznie, znacznie silniejszy.
Spojrzenei w przysżłosć. Wizja identycznych postaci. Bracia. Jeden to nanah. A drógi? Stoja na przeciw siebie, lecz nie patrza na siebie z miłowaniem. Są sobie wrodzy. Lecz gdzie i kiedy? Nie wiadomo. ()

Raptem kilkadziesiąt sekund po zniknięciu Nanaph pojawił się z powrotem w kanionie. W jego umyśle nie pozostała nawet wzmianka o wcześniejszej rozmowie, zastąpiona przez dziesiątki innych myśli.
- I…? Co o nim sądzicie? Czego spodziewacie się po Ervenie? - spytał, słowa kierując głównie do Anubisa.|
- Wyślij go gdziekolwiek chcesz, ale nie przyprowadzaj go tutaj spowrotem. - powiedział beznamiętnie Anubis. - Jego głos brzmi jak głos kobry, a z ust spływa jad skorpiona. Nie chcę go tutaj. - zakończył z nutą groźby.
Dźwięki stąpnięć olbrzyma stały się wyraźnie słyszalne co przypominało towarzyszom, że czas na rozmowę powoli się kończy. Czas ruszać w drogę.
- Jego wiedza i zdolności mogą się nam przydać. Wykorzystajmy to do walki z Razielem i jego poplecznikami, a potem odeślijmy. Jego okrucieństwo i bezwzględność - specjalnie zaakcentował słowa wypowiedziane wcześniej przez Anubisa - nie zaszkodzi w tej walce. -
Gubernator spojrzał na Eldara, jakby wyczekująco. Oczekiwał otwartych oskarżeń, wiedział, że Anthrilien zupełnie mu nie ufa. I zdawało mu się, że po prostu nie chce zaufać. Wychodziło na to, że rzeczywiście nie lubił ludzi.|
Nawet pomimo pustych oczu proroka, pewne było że odwzajemnia spojrzenie. Mierzyli się przez chwilę wzrokiem, gdy gigant wkroczył do kanionu, zatrzymując się niemal między nimi. Bez słowa, Anthrilien wzniósł się na wielkie stworzenie i wciągnął Anubisa.
-Ruszajmy w drogę- odparł beznamięnie gdy Gubernator do nich dołączył, po tych słowach bestia ruszyła w kierunku miasta.|
- Nie masz nic do powiedzenia? - Nanaph odezwał się lewitując przy bestii, tak, by bez kłopotu kontynuować rozmowę.|
-Z pewnością nic wartego Twej uwagi- odparł siadając po turecku.|
- A jednak. Ciągle mi nie ufasz, i miast zmieniając to postępowanie, pogłębiasz je. Jaki masz ku temu powód? - |
-Dlaczego mam zaufać obcemu, którego poznałem raptem kilka cykli temu? Przez swoje długie życie poznałem setki ludzi, bezmyślnych, krótkowzrocznych. Myślisz że różnisz się od nich?|
- Kto wie. - odpowiedział Nanaph - Może tak, może nie. Jeśli jestem bezmyślny, wskaż mi myśli, których nie dostrzegam. Jeśli jestem krótkowzroczny, wskaż mi możliwość zażegnania tej… wady. - |
-Dążysz do zdobycia władzy Nanaphie, nie wykluczam że jesteś wstanie poświęcić wiele istnień by osiągnąć tą moc. Jak wielu innych możesz maskować to pragnienie wspaniałymi hasłami. Wolność, sprawiedliwość, zrozumienie- z ostatnim słowem ponownie spojrzał na mężczyznę- może nawet słyszałeś o człownieku zwanym Kuroryu, ponoć ostatnio o nim głośno. To również i jego pojmowanie świata. |
- Owszem, dane mi było o nim usłyszeć. Zbiera swoje siły, armię. Działa dla swoich celów, jednak to nie oznacza automatycznie, że jest wrogiem. Tak samo jak i ja. Jeśli masz jakieś wątpliwości co do moich planów czy motywów, pozwól na ich rozwiązanie, miast jedynie milczeć. Nie pokonamy Opozycji, jeśli będziemy ciągle spodziewać się od siebie sztyletu w plecy. - |
-Gdybym chciał Cię zabić Gubernatorze, Twoja krew już od wielu dni przyozdabiałaby piaski pustyni- mimo przekazu, głos eldara w najmniejszym nawet stopniu nie zawierał groźby- nie jestem człowiekiem, nie myślę w sposób w jaki Ty to czynisz. To że pozwalam Ci przebywać w naszym towarzystwie możesz uznać jako moje zaufanie.- Przymknął oczy, nie zdawał się nazbyt chętny do kontynuowania tematu.
(dalszy ciag rozmowy pisać ponizej wizji)
~Wizja Eldara~
“Naszym celem jest władza...”. Znajome słowa zabrzmaiły w niebycie. Znów z ciemnosci wyłonił się znany juz pokój, z kryształem na środku stołu i ciemnymi konturami postaci o róznorakich poświatach.
Wszyscy milczeli. Eldar poczól emocje, szczątkowe, jednakie. Zdziwienie, zaskoczenie, niepewnosći.
- Co przez to rozumiesz? - Zapytał osobnik siedzący w rozkroku o czerwonej posćiwacie.
- Wpierw musimy zdobyć wiedzę, zrozumieć ten świat i umieć na niego wpływać, z ukrycia. Musimy zdobyć pozycję, kluczowe miejsca. - głos z kryształu, głos Vizarda
- To raczej nie będize trudne. - stwierdziła Akasja.
- Jest nas niewielu, co nawet dla naszej siły może się okazac zbyt dużym wyzwaniem.
- Kwestia czasu. - Zabrzmiała czarna aura ujawnajac (o iel wczesnei jnie mialo to miejsca) postać Orokusakiego. - Zotganizuje własną grupę, niezależną od tej. Dla własncyh korzyści i celów.
Chwila ciszy.
- Brak sprzeciwu - zabrzmiał kryształ
- Mnie interesuje tylko zabawa. Moze rozkręcę jakiś hazard. - zabrzmail uradowany głos czerwonego osobnika. - Stolica będize idealna.
- Wybór miejsc pozostawiam wam.
- A co dalej? - zapytała biała poswiata wygladająca na kobietę.
- Później potrzebna będize nam... Władza.
- Co przez to rozumiesz?
Pierwsza wizja uległa rozmyciu.
Kolejny obraz nie pokazywał już miejsca. Pokazywał osoby. Kilka lub też kilkanaście cieni. Ciężko byl ostwierdzic gdyż nie miały pośiwat i lzewały się z mrokeim otchłani. Tylko jedna postać była jawna. Orokusaki. Stal zdaje siena jakimś podwyższeniu. Chyab stole. Pozostałe cienei siedziały przy nim.
- Przedstawie wam teraz nasz kolejny cel. Wszyscy posrednio weźmiecie w nim udział.
- A kto będzie grał pierwsze skrzypce? - kobiecy głos.
- Mam juzna oku pewną kandydatkę. - Uśmeich. Mimo iz dla eldara był on widoczny pozostałe istoty zdawały się go nie widzieć. Tak jakby cała ta wizja miała charakter nie rzeczywisty. Symboliczny.
- Ona zrobi swoje, a ja dokończę resztę.
- Więc co jest naszym celem. - zabrział głos z lekko innym akcentem. Chyba podobnym do akcentu Echeos-a. A wiec człowiek z kraju wiatru.
- Zamierzamy porawać Alexnadra Pendragona. Władcę Uni. - Uśmiech wielce uradowany. - Kto ma wątpliwosći lub sprzeciw niech powstanie.
Nikt tego nie uczynił.
- Nawet jeśli maiła bym wątpliwości. - delikatny glos bez pewnosci siebie. Młoda kobieta. - Ty jesteś szefem.
- Tak myślałem. Waszym celem będzie dezinformacja, izolacja tych wieści oraz...
(...) Przeskok wizji
- A teraz udam się po naszą główną aktorkę. A raczej diwę.
Ostatni fragment miał juz inny charakter.
W bezdennej ciemnosći zasiadał zakapturzony osobnik. U boku miał kostór i zerkał w dal. Vizard. Słychać było szum morza. Delikatnie uchylił głowę w stronę eldara lecz nie odrwócil jej całkiem. Czekał.
-Vizard. Witaj.
- Witaj Anthrilenie.
-Wciąż mi nie ufacie, chodź dołączyłem do waszych szeregów wiele cykli temu wciąż pozostaję nie wtajemniczonym członkiem, który nie poznał nawet pozostałych. Kiedy to się zmieni.
- W swoim czasie. W swoim czasie. Dane ci będzie poznać nas wszystkich. Podążając za kluczami odnajdziesz ich. Nie liczył bym jednak na towarzyskie zgrupowanie. Każdy wypełnia swoja rolę...
- Rozpocząłem to raptem z kilkoma osobami mi znanymi, a teraz jest nas więcej. Nie wszystkich dane mi było ujrzeć twarzą w twarz. Lecz wiem że zostali wybrani właściwie.
-Kolejne pytanie. Klucze, stwierdziłeś kiedyś że potrzebne są do wyciągnięcia Cię z wnętrza bramy. Jak znalazłeś się w jej wnętrzu.
- Po prostu. Przeszedłem przez nią gdy była otwarta i zamknąłem ją za sobą. To był jedyny sposób.
-Brama, coś co spełnia życzenia. Jakie było Twoje życzenie?
- To nie tak. Nie to było mym celem. Jednak nie przeczę, że to co jest za bramą, potrafi spełnić każde życzenie.|
-Usiłujesz więc zdobyć to co jest za nią? Wątpię by wypuszczenia Cię było jedynym celem. Czego jeszcze mam się spodziewać?
- Tu musisz zaufać własnemu rozsądkowi. Nic (opini także) nie zamierzam ci narzucać. Bądź gotów. Strażnicy kluczy są podporami tego świata. Wraz z ich końcem świat zareaguje drażliwie, bardzo drażliwie. Przynajmniej przez pewien czas stabilizacji. Kto wie... czego jeszcze...|
-Jakie tym razem życzenie wybierze uverworld po odnalezieniu kluczy?
- Tych których znam postąpią jak powiem. A inni... mogę mieć jedynei nadzieję że nie zostana zaślepieni zachłannoscią.|
-Co w takim razie “każesz” im sobie zażyczyć?
- Przemawia przez ciebie żądza anthrilenie. To zła cecha, która nie powinna się pojawić wśród członków tej organizacji. A przynajmniej nie w straważ kolidujących z jej celam. Mam cel który musze spełnic ale po tej stronei nie jestem w stanie. Tyle powinno ci wystarczyć. Chce się stąd wydostać.|
-Rozróżniam żądzę od chęci poznania planów ludzi z którymi współpracuję, jako że oni sami nie są skorzy do podzielenia się nimi.
- W szystko w swoim czasie Anthilenie. W swoim czasie. Zbyt wiele było by nieścisłosci w wym pojmowaniu. O wiele lepiej przyjmiesz to gdy samemu zgobędziesz tą wiedzę. To swoją drogą jest dogmat panujący wszędzie...
-Już czas. - tweirdził wskazujac na koniec. - Ach! Właśnie. Anthrilenie. Brama znów się ładuje. Niedługo nastąpi wstrząs. Równei silny co poprzednio. - Odparł czarodziej na zakończenie.|
-Rozumiem. Dobrze było się z Tobą skontaktować, liczę że będę miał jeszcze ku temu sposobność. Zanim się wycofam przekażę jeszcze jedną rzecz. Istota o stu twarzach stanowi pewne zagrożenie dla naszych interesów. Każdą istotę składającą się na część całości poznać można po tym- przed Vizardem pojawił się znak- przekaż to innym jeżeli zależy Ci na sukcesie.
- Przekarzę. A gdyby interwencja miała być konieczna, poproś o pomoc, o ile bedizesz jej potrzebować.
Nim eldar odszedł, gdzieś w oddali zobaczył odblask. Sum morza. Choć nigdznei nie było go widać, w tej pustce.
~koneic wizji~
Vizard w samotności wsłuchiwał się w szum. Woda rozbijała się o niewidoczny brzeg. Delikatnie odblaski pojawiły się na bezkresie poniżej niego. Czarne fale. Morze czerni.
Prorok otworzył oczy i spojrzał na pozostałych.
-Wkrótce nadejdzie wstrząs, upadek Lofar był zaledwie początkiem.
Parę dni później dotarli do złotego miasta. Na miejscu Anthrilien wyszukał aurę Akasji i skierował się w jej stronę.|
-, Jaki mamy plan? - spytał Nanaph, nim Prorok się oddzielił. W tym samym czasie, daleko na południu, jeszcze w Unii, jeden z członków Rodziny spotkał się z Ervenem.|
- Przygotujmy się. Powinienem znaleźć potrzebne mi zioła nim wróci Anthrilien.
To powiedziawszy Anubis skierował się w odpowiednią, lecz mocno zatłoczoną, uliczkę.
Gubernator na dźwięk o przygotowaniach rozejrzał się lekko po okolicy, po czym podążył za Anubisem
- Potowarzyszę Ci, jeśli nie masz nic przeciwko. I tak nie znam tego miasta. - |
http://conceptartworld.com/wp-conten...l_Shiu_08a.jpg
Po niedługim spacerze doszli na miejsce. Oboje musieli mocno się schylić żeby zmieścić się w wyjątkowe małe drzwi, które prowadziło po wąskich schodać nieco poniżej poziomu ziemi.
Sklepik choć zdawał się być niewielki i obskurny zawierał wiele ampułek i buteleczek, na ścianie po prawej wisiały suszone zioła a całość przesycona była ciężkim zapachem olejków i czegoś co właściciel gotował na zapleczu.

Anubis wszedł pierwszy i od razu zaczął węszyć. Wielokrotnie podnosił różne naczynia, otwierał i wąchał ich zawartość. Wielokrotnie odkładał to co stwierdzał, że bylo niepotrzebne. Niewiele z tego co dotknął odkładał od razu na blat stołu. Choć nie znał nazwy tych połowy składników był pewien, że wchodziły w skład tego co wdychali w zamtuzie. Pozwolił sobie nawet na zamianę składników, które wiedział że były dodane tylko dla smaku. Sam wybral coś co bardziej kojarzyło mu się z domem i choć również nie znał ich nazwy, jeden zapachem podobny był do anyżu.
Podszedł do lady z tym co wybrał i… uświadomił sobie, że nie ma pieniędzy.
- Czy chciałbyś zamienić się na dowolne z tych roślin? - zapytał pokazując zawartośc swojej sakwy. Znajdowały się tam resztyi tego co pozostało mu po wprowadzeniu proroka z stan głębokiej medytacji, niektóre z nich były nienaruszone, a wszystkie na pewno były niezdobywalne na pustyni.
-Hmm nu. Ale mało. trza by jeszcze czegos dopłacić.- dodał z typowym dla sprzedawcy uśmeichem biznesu.
- A może ma tu jakieś znaczenie waluta Unii Krajów Środkowych? - spytał Nanaph, przywołując między palce trzy monety - Lub może inaczej… Jaka tu właściwie panuje waluta? - |
- Monety należy wymienić na kryształy, którymi się tu handluje. - powiedział Anubis z lekkim prychnięciem, bynajmniej nie odnoszącym się do niewiedzy Nanapha, ale do faktu, że zapomnieli o tak trywialnej rzeczy jak wizyta w kantorze.
- Kłopotliwe. - odpowiedział Nanaph - Szybciej będzie czegoś tu dołożyć -
W chwilę później na blacie leżało już trochę dodatkowych przedmiotów. Były to rośliny zbierane niegdyś przez Inga, Urgarusa, czy innych Podziemnych, głównie na trucizny. Do wyboru, do koloru.
Wkrótce dogadali się ze sklepikarzem. Dzięki aurze, Gubernator był też świadomy miejsca pobytu Anthriliena, udali się więc na spotkanie.

Jeśli towarzysze Anubisa spodziewali się jakichś czarów lub efektownych alchemicznych zabiegów to bardzo się zawiedli. Egipcjanin poprosił Eldara o wystawienie dłoni, po czym wyćwiczonymi ruchami zaczął gnieść i rozdrabniać zakupione składniki pomiędzy ostrzami swoich złotych sztyletów. Czasem sięgnął po kilka cząstek jednej z roślin i po przyjrzeniu się jej ponownie przepuszczał przez swoje ostrza.
Po tym prostym zabiegu spojrzał na oboje i powiedział.
- To wszystko. Jeśli się nie mylę, w tym co paliłem nie było kaszty obcych wpływów, wyczułem tylko naturalne składniki pochodzenia roślinnego. Swoją drogą, jeśli to zadziała warto się później zastanowić, który dokładnie z tych składników i dlaczego pozwala przeniknąć przez ich barerę niewidzialności. Może to być przydatna informacja.
- Erven też powinien niedługo dać znak życia. - stwierdził Nanaph - Powinien mieć jakieś ciekawe informacje. A poza tym… mamy jeszcze jakieś pomysły na przygotowania? -
- Mamy podwójny efekt zaskoczenia. Nie spodziewają się, że będziemy ich od razu widzieć, nie spodziewają się, że przyjdziemy tam po Raziela… Co jeszcze potrzebujemy?
-Siły i szczęścia, dowiedziałem się że groźby Raziela o wyrywaniu dusz nie mijają się z prawdą- odezwał się Eldar.
- Mmm. zadbajmy więc bym był pierwszym kogo on zaatakuje, a niemiło się zaskoczy gdy spróbuje pochwycić moją duszę… - uśmiechnął się egipcjanin.
- W takim razie pozostaje sprawa Sharstha… Zaraz go tu wezwę. Oby miał jakieś pomysły na uwięzienie wampira. -
Erven pojawił się niedługo potem o zrelaksowanej, pewnej siebie, swobodnej postawie, z lekkim tak klasycznym dla niego uśmiechem twarzy. Uśmiechem który nie docierał do jego oczu.
- Witam, zgromadzonych i przepraszam za spóźnienie. - powiedział dobywając sztyletu o srebrnej klindze o zakrzywionym ostrzu.... zupełnie jakby był to sztylet przeznaczony do dziwnych celów i podał go pomarańczowowłosemu - Wampiry są podatne na srebro. Ich rany nie goją się nadnauralnie.
- Kosztował mnie krocie, więc nie zepsuj. - krzywy, zadziorny uśmiech zawitał na jego twarzy.
- Dowiedzieliście się czegoś ciekawego?
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline