Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2015, 21:40   #14
Vivianne
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Czasami zazdrościła ludziom, którzy potrafili nie martwić się rzeczami od nich niezależnymi. Ją takie sytuacje wyprowadzały z równowagi. Lubiła mieć kontrolę, władzę, sprawczość. Jeśli coś ma być zrobione dobrze, sama musiała tego dopilnować. Bez względu na poniesione koszty. Była perfekcjonistką i profesjonalistką w każdym calu.

***


Pokój hotelowy w zupełności spełniał jej oczekiwania. Jasny, przestronny, z widokiem na lazurowe, chwilowo spokojne morze. Kartę magnetyczną z numerem 103 położyła na stoliku przy łóżku. Zdjęła beżową marynarkę, odwiesiła starannie na oparcie krzesła. Rękawy białek koszuli podciągnęła do łokci, rozpięła kilka górnych guzików. Rozejrzała się po pokoju.



Pracodawcy zostawili jej telefon, nic więcej. Interesujące podejście – stwierdziła. Potem zajęła się tym, co robiła zawsze gdy znajdowała się w nowym, tymczasowym miejscu zamieszkania. Kilkanaście minut zajęło jej przeszukanie pomieszczeń na obecność pluskiew czy ukrytych kamer, niczego nie znalazła, pewnym więc było, że takie urządzenie nie zostały zamontowane.
Rozebrała się niespiesznie, po czym zrobiła to, na co od bardzo dawna miała ochotę. Długa, aromatyczna kąpiel koiła zmysły i ciało. Była jednym z niewielu momentów, gdy Natasha pozwalał sobie na wyłączenie umysłu i obniżenie czujności. Beztroskie, niczym nieskrępowane lenistwo. Podczas takich chwil relaksu była zupełnie bezbronna. Po niemal godzinie niechętnie wyszła z wody i ubrana w hotelowy szlafrok opuściła łazienkę.
Sięgnęła po smartphona. W nim też prawdopodobnie nikt nie majstrował. Nie znalazła żadnego podejrzanego oprogramowania czy ukrytego nadajnika. Telefon był czysty.
Nie zastanawiając się ani chwili wybrała jedyny numer zapisany w pamięci urządzenia.
-Słucham - szczeknął nieuprzejmie damski głos.

- Witam szanowną szefową! - sarknęła nieco zaskoczona, że ktoś w ogóle odebrał telefon. - Ja wiem, że zaraz zaczniesz mi grozić, że mam robić co chcecie i nie pytać bo kulka w łeb i te sprawy - zaczęła słowotok - no ale come onnn - przeciągnęła. - Cały czas mam śmigać w tym, przyznać muszę, całkiem niezłym garniturze. Jako szanująca się, echem… firma powinniście zadbać o wizerunek pracowników - wzięła głęboki oddech. - Generalnie chodzi o to, że przydałaby się jakaś garderoba i kilka osobistych drobiazgów - skończyła i oczekiwała na odpowiedź. Chciała dodać, że pracowników też lepiej powinni dobierać ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. Przecież ona w wypadku niepowodzenia może stracić jedynie życie, firma zapewne dużo więcej. Niech więc sami martwią się o to kogo biorą do roboty.

-To jakiś pieprzony żart? - zapytała, jakby bez odpowiedzi była przekonana, że Natasha w tej chwili nie mówi poważnie. - Dziecko mając trzysta euro w portfelu nie umie kupić sobie bluzeczki? To zapierdalaj w tym, co masz - dodała lodowatym, antypatycznym głosem.

Trochę ją zatkało, miała jednaka nadzieję, że ton głosu nie zdradzał niczego. - Och, nie ma sprawy. A premiera wykończę długopisem z logo hotelu. Pozdrawiam ciepło - rzuciła spokojnym głosem, który z pozoru pozbawiony był emocji. Rozłączyła się. Telefon cisnęła na łóżko. Babsztyl naprawdę ją zdenerwował.

Cassandra ubrana już zdecydowanie “normalnie”, stanęła przed drzwiami Natashy. W ręku trzymała jakiś pakunek, jednak nie było wiadomo co to może być. Może nawet znosiła jakieś śmieci i po prostu zapukała do kobiety tak o, po drodze?
W mieszkaniu Natashy mógł roznieść się dźwięk pukania do drzwi. Nie był on ani agresywny, ani natarczywy, zwyczajne trzy wyraźne puknięcia i to wszystko. Przed drzwiami stała Cassandra, ubrana w czarne, rurkowate spodnie, buty przypominające glany. Szary top zakrywał jej prawie płaski tors, z którego niewiele co odstawało, jednak dziewczyna chyba miała to bardzo w nosie. Na to wszystko zarzuciła czarną, skórzaną kurtkę. Stała cierpliwie i czekała, jeśli drzwi nie zostałyby otworzone jej po 2 minutach, zapukałaby ponownie, a potem mimo wszystko odeszła, gdyż nie lubiła być nachalna.

-Co znowu - warknęła pod nosem słysząc pukanie. Wzięła trzy głębokie, oddechy, zawiązała schludnie biały, krótki hotelowy szlafrok i otworzyła drzwi. Zdziwiła się lekko, spodziewała się raczej kogoś z hotelowej obsługi.
-Witaj - zaczęła dosyć niepewnie.

- Hej. Wiem, że jesteś w gorszej sytuacji, niż ja, bo wygonili Cię tutaj prosto z pierdla, więc pomyślałam, że chciałabyś wyglądać bardziej jak człowiek. Bo może i te ciuchy są od Armaniego i zapewne powinnyśmy srać pod siebie z podniety, ale jak dla mnie to te szmaty są słabe. Więc jakbyś chciała, przyniosłam Ci coś, póki nie znajdziesz sobie czegoś innego– mówiąc to wyciągnęła w stronę Nataszy ręce, w których trzymała pakunek. W środku była kosmetyczka, z wszelakimi, kobiecymi duperelami. Jeśli kobieta zechciałaby to przyjąć, zobaczyłaby w środku wszelkiej maści kosmetyki, wraz z mleczkiem do demakijażu. Wszelakie kosmetyki do mazania były wyłącznie w odcieniach stonowanych takich jak: czarny, szary, biały, beżowy, brązowy. Żadnych kolorów, ani jednego. Cassandra tylko takich rzeczy używała, nie była fanką kolorów. Z ciuchów były czarne spodnie, beżowa bluzka na ramiączka, z dekoltem, oraz skórzana, biała ramoneska.
- Pożyczam. Ubrania i kosmetyki. Bo w tym pięknym gównie co dostałyśmy, za bardzo będziemy się rzucać na mieście, a biorąc pod uwagę wczesną godzinę, pewnie będziesz chciała gdzieś wyskoczyć. – dokończyła miło z lekkim uśmiechem. Facetów miała w nosie, ale o babki dbać trza było!
- Jesteśmy podobnych rozmiarów, więc powinno pasować. No, może poza bluzką, bo Ty przynajmniej masz jakieś wyniosłości, ja mam po prostu plecy w liczbie mnogiej - dodała z uśmiechem, bo i tak cieszyła się, że jest płaska, więc nie miała z tym nigdy żadnych problemów.
- Odbiorę wieczorem, jeśli chodzi o kosmetyki. A ubrania, to póki nie znajdziesz sobie czegoś. No chyba, że nie chcesz, to nie będę się narzucać.


- Czytasz mi w myślach dziewczyno!
- uśmiechnęła się szczerze. - Biorę i dziękuję - zajrzała do środka. - Może jakoś wcisnę tyłek w twoje spodnie, mooooże - zmierzyła ją wzrokiem. - Wyobraź sobie, że waśnie odbyłam przemiłą rozmowę z naszą szefową - zaczęła po chwili. - Przemiła kobieta, naprawdę. Tylko gadać z nią o ciuchach, kosmetyka i innych babskich rzeczach.

- To suka, ale jest zabawna! Lubie to, z jakim poczuciem humoru zabija ludzi - machnęła ręką. Wciąż się cieszyła, bo nie ma się czym smucić. Albo zdechną, albo nie i tylko to jest pewne.
- Miłego noszenia i pamiętaj, ze kocham te kurtkę! Ja lecę, bo muszę załatwić parę spraw na mieście, do zobaczenia rano na śniadaniu - pożegnała się miło, sugerując, ze rano wszyscy zobaczą się w hotelowej restauracji na dole. Machnęła ręką i udała się w swoja stronę.

- Dzięki raz jeszcze – powiedziała do oddalającej się kobiety i po chwili zniknęła za zamkniętymi drzwiami.

Zajrzała do pakunku, Cassandra gust miała raczej niewyszukany, choć całkiem niezły, kurtka faktycznie była świetna. Nie chciała jednak marnować czasu.
Najpierw obowiązki, potem przyjemności. Wzięła smartfona, zalogowała się do hotelowej sieci wi-fi i zaczęła szperać. Urządzenie nie dawało wielu możliwości, przeglądała jednak różne ogólnodostępne strony, które pozwoliły jej dowiedzieć się co nieco o polityce tego pięknego kraju, o której wcześniej – co z bólem musiała przyznać sama przed sobą – nie miała najmniejszego pojęcia. Ze skupieniem czytała kolejny artykuł o zadłużeniu Grecji, gdy ktoś zastukał do drzwi. Długie palce niosące do ust winogrono zatrzymały się w połowie drogi, Wilde spojrzała na zegarek. Ze zdziwieniem dostrzegła, że szpera w necie już bardzo długo. Wstała z fotela leniwie i ruszyła w stronę drzwi. Na korytarzy stała Cassandra.

***


Po wyjściu kobiety, wciąż rozbawiona, podeszła do barku. Pokiwała z uznaniem widząc to, czym został zapełniony. Zastanawiała się moment nad wyborem trunku, padło na wino. Czerwone, półwytrawne i ciężkie, idealne na sen. Kilkoma łykami opróżniła kieliszek, zrzuciła z siebie szlafrok i położyła do łóżka. Było za miękkie, nie przeszkadzało jej to jednak zbytnio. Po kilku minutach spała jak dziecko.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline