Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2015, 11:48   #27
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Zamieć, Wilczy Las
noc 13/14 Tarsakh, Roku Orczej Wiosny



Noc zapadła szybko; szybciej niźli najemnicy by sobie tego życzyli. Mimo to współpraca w niedawno zawiązanej drużynie i ekspresowo nakreślony, prowizoryczny plan obrony Zamieci udało się sprawnie wcielić w życie. Co prawda współpraca z leśnikami nie zaczęła się dobrze, Evan nie zaproponował też zgrania wart, ale nie można przecież mieć od razu wszystkiego. Widać było jednak, że mieszkańców podbudowało, iż w końcu mogą zrobić “coś”, zamiast kulić się w chatach ze strachu - no i że wreszcie sprawą zajmą się fachowcy. Na szczęście nie usłyszeli, że w razie problemów “fachowcy” rozważają zabarykadowanie się w spichrzu. Morale podniosła zwłaszcza Zoja; wieść o tym, że tknięta przez bogów uleczyła rannych rozniosła się lotem błyskawicy, zwłaszcza że kilku ex-rannych od razu dołączyło do ekip budujących chochoły.

Między domami rozpalono ogniska; niewielkie, by nie spalić chat. Płomienie dodawały otuchy, mimo że przez nie Wilczy Las wydawał się jeszcze bardziej mroczny, a trzaskający ogień utrudniał nasłuchiwanie. Najemnicy trójkami rozstawili się po zachodniej stronie wsi, opierając się plecami o drzewa i wgapiając w mrok. Mieszkańcy z łuczywami w dłoniach patrolowali zewnętrzny obręb sioła, dorzucając do ognia i dyskretnie sprawdzając, czy młodzież aby nie podsypia. Rzecz jasna trudno było coś wypatrzeć w ciemnościach; księżyca nie było, a niebo już wcześniej zaciągnęły deszczowe chmury. Teraz od czasu do czasu siąpił deszcz; nie tak mocny by zgasić ogień, lecz wystarczająco by uprzykrzyć strażnikom pracę. Grzmoty słychać było coraz bliżej; z rzadka gdzieś na północy niebo przecinały zygzaki piorunów.

Dopiero druga zmiana warty - z widzącym w ciemności koboldem i niewiele ustępującym mu pólelfem - miała realne szanse, by coś zauważyć i Shavri cieszył się, że naciskał na powiększenie właśnie tej - nie ostatniej - grupy, choć przez to trzecia warta była najsłabsza, gdyż przypadały na nią dwie niebitne kobiety. Traffo nie sądził jednak, żeby koboldy zaatakowały rano. Gergo również, ale jego nikt o zdanie nie pytał. Jak dla zaklinacza to koboldy w ogóle nie powinny były atakować wsi; a na pewno nie tej, z której przegnano je dnia poprzedniego. Jeśli już to najsłabszą - Lutę. Z drugiej strony tutejszy-nietutejszy klan zachowywał się nietypowo: nie krył się licząc, że wszyscy dadzą im spokój, przejmował inicjatywę i ruszał do boju zamiast zastawiać pułapki i używać głównie dystansowej broni. Gergo wiedział, że ludzie nie doceniają koboldów, ich sprytu i determinacji, że magia, strategia i przebiegłość leżą w zasięgu koboldzich możliwości - rzadko, ale jednak. Miał nadzieję, że “jego” najemnicy nie przypłacą swojej ignorancji życiem.

Nagle Deithwen usłyszał ciche warknięcie. Wilczyca zjeżyła sierść wpatrując się w mrok. Półelf nie widział nic, ale ufał zmysłom zwierzęcia. Co teraz? Podnieść alarm, czy poczekać i ocenić niebezpieczeństwo? Ideą było chyba przepłoszenie napastników… Zanim zdecydował usłyszał chrapliwe wołanie; to stojący od południowego zachodu Gergo krzyczał na alarm, wymachując swoją latarenką.

Podniósł się rejwach - wieśniacy z łuczywami pobiegli w stronę “ich” kobolda, wołając pomocy. Ktoś dorzucił do ognisk, buchnęły płomienie, cienie chochołów zatańczyły na ścianach domostw. Teraz Deithwen wyraźniej zobaczył przemykające między drzewami grupy niskich stworzeń - po sześć, może dziewięć osobników. Wykorzystując luki w obronie najwyraźniej chciały zajść wioskę od południa. W stronę zaklinacza biegł już Shavri. Marv stał nadal na swoim miejscu, czujnie wytrzeszczając oczy w mrok - nie chciał by gady przechytrzyły ich i gdy wszyscy rzucą się na lewo zaatakowały z prawej. Co prawda - zgodnie z tym, o czym ostrzegł wcześniej Evana - nic nie widział… ale przynajmniej próbował. Z chat wybiegali na wpół ubrani mężczyźni, uzbrojeni w siekiery i włócznie, po czym drzwi zatrzaskiwały się ponownie z hukiem. Ze spichrza wytoczyli się również rozespani najemnicy.

Jedynie Gergo na prawdę widział co się dzieje - kilka dużych grup koboldów czających się w mroku, najwyraźniej zaskoczonych jakością obrony wioski. Zaklinacza zaskoczyło natomiast, że nie uciekają od razu, jak gdyby wahały się czy jednak nie zaatakować. W końcu, po wlekących się w nieskończoność minutach, gildiowy kobold usłyszał syczące nawoływania do ucieczki. Napastnicy rozpierzchli się; jednak nawet ich odwrót wydawał się zorganizowany. Tymczasem najemnicy i wieśniacy gromadzili się pomiędzy domami, gotowi odeprzeć napastników.


 
Sayane jest offline