Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2015, 21:14   #23
Saverock
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
doc

-Jej pytajcie. To ona widziała przyszłość, nie ja - Sav odesłał pytanie o pozostały czas do Kondor. - Jeśli was nie zobaczy, prawdopodobnie nie będziecie mieli z nim problemów. Kiedy mnie… pokona, tak, to dobre słowo, wróci do armii demonów, która pomaszeruje na mur. Armia potrzebuje dowódcy. Tak, jak w Paryżu.

-Bestia chce się udać na polowanie? Uważaj, bo to on będzie łowcą - białowłosy skwitował zachowanie Lazara, patrząc mu prosto w oczy. Jednak postanowił udzielić paru informacji. Przynajmniej takich, które udało mu się do tej pory zdobyć. -Widziałem go dwukrotnie. Raz pod Paryżem zaraz po jego upadku, wtedy mnie nie zauważył. Następnie spotkałem go dopiero opuszczając miasto za murem. Chyba go do siebie przyciągam, przynajmniej tak mi się wydaje. Doszło do walki. Był cholernie szybki. Wtedy nie byłem wstanie nadążyć za jego ruchami - przed jego oczami na moment pojawiły się obrazy tamtego pojedynku. Ciosy miecza spadające z każdej strony, jakby atakowało go paru przeciwników. Cięcia, które raniły dotkliwie. W końcu przebicie brzucha ostrzem, a po tym długa ciemność. - Myślał, że mnie zabił. Właściwie wiele się nie mylił. Wydaje mi się, że byłem przez moment w stanie śmierci klinicznej. Jednak moja skaza zregenerowała uszkodzone tkanki. Na ciele zostały tylko blizny, ale obawiam się, że kolejny raz już mogę nie przeżyć. Szczególnie jeśli utnie mi łeb. Wracając do jego zdolności. Świetnie włada mieczem. Chroni się za pomocą dużej tarczy. Potrafi… latać? Nie, to złe słowo. Ma skrzydła, ale raczej potrafi wysoko skakać i przez dłuższą chwilę utrzymać się w powietrzu, to nie jest lot. Nie chcesz, żeby cię kopnął, swoimi stopami zakończonymi szponami. Nie wiem więcej. Walka była za krótka. Wiem tylko tyle, że nie powinniście z nim walczyć.

Lazar cofnął się trzy kroki.
-Bierz broń. Zaatakuj - powiedział samemu dobywając maczety i noża. Adrenalina ponownie zaczęła krążyć w jego krwi, zaś świat zwolnił. Zamierzał stosować głównie uniki, bloki wyłącznie w ostateczności. Spośród bloków miały dominować miękkie, po których broń przeciwnika zsuwa się po ostrzu broniącego się. Dawało to szansę na kontrę w tym wypadku mającą być zwykłym, niegroźnym klepnięciem dłonią, a nie brutalną raną.

Sav popatrzył na Lazara i westchnął cicho.
- Naprawdę? - sięgnął po miecz i oparł go na swoim ramieniu. - Nie mam na to najmniejszej ochoty... - i momentalnie, używając jednej ręki, wykonał zamach od góry, który mógłby przeciąć na pół nieuważnego przeciwnika. Jednak przeciął tylko powietrze w miejscu, gdzie przed ułamkiem sekundy stał Lazar i ostrze uderzyło w podłogę, ciągnąc białowłosego za sobą i pozbawiając go na moment równowagi. Właśnie wtedy Drago dostrzegł okazję, by klepnąć, stojącego dosłownie obok przeciwnika w ramię i tym samym pokazać mu, że jest dużo szybszy od niego. To był błąd, wprawdzie dotknął ramienia białowłosego, ale dokładnie w tym samym momencie poczuł ucisk w boku. Znał to uczucie. To była lufa broni krótkiej przyciśnięta do jego boku i spoczywająca w dłoni lekko pochylonego do przodu Sava. To wyglądało tak, jakby mężczyzna wszystko dokładnie zaplanował i swoim atakiem wręcz zmusił do uniku w wybranym przez niego kierunku, udając przy tym odkrycie się na atak przeciwnika.

- Czy mi się wydaje, czy ja mam wbite w ramię ostrze, a Bestia została nafaszerowana ołowiem? Remis? - zapytał Sav nawet nie patrząc na Lazara, tylko przed siebie, w miejsce, gdzie uderzył miecz. - Jesteś szybki. Nawet bardzo. Widocznie nieświadomie odnalazłeś jeden ze sposobów wzmacniania swojej skazy. Tego trzeba ci pogratulować. Jedzenie demonów. Wolę coś mniej inwazyjnego, ale może być.

Alex przez cały ten czas, siedział w rogu, przyglądając się swojemu nowemu obiektowi. Naprawdę pochłonęło go to. Kiedy skończył, schował swój talizman, do torby, a dokładniej, w boczną przegrodę. Zazwyczaj wszystko wrzucał bez ładu i składu, jednak tym razem naprawdę się postarał. Podniósł głowę, dokładnie mierząc wzrokiem głośno zachowujących się osobników. Miał dziwną ochotę zastrzelić jednego z nich. Nudziło mu się, takie bez produkcyjne siedzenie, nie było czymś, co lubił.
- Nudzę się… - Mruknął mężczyzna. Podniósł się, ociążale, po czym zbliżył się do dwójki niegrzecznych towarzyszy.
- Nie… atakuj… dupy… Jest...własnością...prywatną - Powiedział, spoglądając na Lazara, zacisnął mocno pięść lewej ręki.
- Nie… Mamy...Czasu… - Po czym z całej siły postarał się zdzielić w twarz Sava, nie spoglądając na niego. Dawało mu to pewno przewagę, tym bardziej pozbyło podejrzeń.
Sav tylko mruknął coś niezrozumiale pod nosem, gdy znowu został nazwany czyjąś własnością. Na początku było to nawet zabawne, ale z czasem zaczęło go irytować. I zaraz pożałował, że w ogóle słuchał słów Alexa, bo poczuł jego pięść na pysku. Cios był silny i przy lepszym wycelowaniu mógłby zostawić znaczny ślad na twarzy w postaci siniaków, podbitego oka. Jednak tylko prześlizgnęło się po niej, zahaczając o nos. Gdyby nie to, Sav zapewne zignorowałby całe zajście, ale jego nos uległ. Ugiął się nienaturalnie. Bez wątpienia został on złamany. Białowłosy aż przewrócił się na ziemię, dłońmi zakrywając nos.
- Co ci odpierdoliło? - warknął wściekle i szybkim ruchem przestawił uszkodzoną część twarzy, chcąc przywrócić go do normalnego wyglądu. Coś chrupnęło już drugi raz, a mężczyzna wydarł się głośno. Ręce miał zakrawione, ale z nosa już nie wypływała krew. Po kilkudziesięciu sekundach właściwie twarz wyglądała, jakby nic się nie stało.

- No i dupa zbita - rzucila Lisa beznamietnie.

- To, że skaza mnie regeneruje, nie oznacza, że nie czuję bólu, idioto - wstał, podniósł miecz z ziemi i założył go na plecy. - Gdyby nie to, że muszę oszczędzać siły na zbliżającą się walkę, odrąbałbym ci ten pusty łeb.


- Khe khem - Kondor odchrząknęła chcąc zwrócić uwagę na siebie.
- Proponuję pójść tunelami metra. Najlepiej przed świtem. Tam powinno nam być łatwiej jeśli chodzi o ilość demonów i najprostsza droga będzie do granic miasta. Rankiem nie możemy być tutaj i na pewno nie powinniśmy być osobno. Osobno każdego z nas pozabija. Emm… czy wy też zastanawialiście się czy pociąg nie byłby fajnym rozwiązaniem? Szkoda, że prąd to luksus…
Kondor westchnęła zastanawiając się czy wspominać inną wizję.
- I błagam nie walczcie ze sobą, bo na pewno poginiemy. Już raz widziałam jak się pomiędzy sobą bijemy, skończyło się pobojowiskiem z naszymi ciałami - kobieta ściągnęła brwi. Tym ludziom przydało by się szkolenie wojskowe. Chociażby takie jakie jak jej, wojskowy mechanik.

Martin przewrócił z dezaprobatą oczami. Niby dorośli faceci, a zachowują się jak dzieci. Co to, pokaz kto ma więcej testosteronu? Ciekawe czy Martin, jako mężczyzna, też powinien poczuć pokusę wzięcia udziału w konkursie na samca alfa? Na pewno chętnie przywaliłby białowłosemu, ale nie po to by udowadniać swoją wyższość. Raczej dlatego, że Sav wciąż starał się pokazać wszystkim własną.
- Jestem za - Raynaud poparł pomysł Kondor. - Podziemiami mogę was przeprowadzić gdzie tylko chcecie, znam je dość dobrze. Demony nie będą stanowić problemu, skoro prawie na pewno ich nie napotkamy.

Lisa kończyła pakować do torby jakieś resztki leków lub bandaży, które udało jej się znaleźć. Co prawda miała tego już sporo, ale im więcej tym lepiej, nikomu to na pewno nie zaszkodzi. Kiedy skończyła rozglądać się po pomieszczeniu starała się wzrokiem wyszukać Rosjanina. Nie chciała komentować tego, co się przed chwilą stało między mężczyznami, było to zbyt komiczne, by mogła zrobić coś innego niż zaśmiać się pod nosem. Kiedy tylko znalazła swymi niebieskimi gałkami Siergieja, od razu do niego podeszła i spojrzała na niego z dołu, ponieważ bez wątpienia był od niej wyższy.
- Mogę zostać chwilę przy Tobie, póki się nie naradzą, co robimy? - spytała z lekkim, choć udawanym, niepokojem w głosie. Wyglądała jak takie małe słodkie, które aż prosi się o przytulenie i ochronę. Czy tak było? Bez wątpienia nie. Jednak jakoś starała się go wciąż do siebie przekonać i uważała, że jej taktyka w jakiś sposób na niego działa.
- Noga bardzo boli? - kolejne pytanie, tym razem mające na celu pokazać jej troskę. Wcześniejszym chciała podkreślić, jaki mężczyzna jest silny w jej mniemaniu i jak bardzo bezpiecznie się przy nim czuje.

Siergiej spojrzał na blondynkę, która stała teraz tuż przy nim. Jak spojrzał w dół to się uśmiechnął lekko w duszy. Widok był dobry, a ta kobieta potrzebowała bliskości. Jeśli chce to niech zostanie przy nim teraz, jednak go dużo bardziej interesowało to co będą robić. Instynkt przetrwania był zdecydowanie silniejszy niż pożądanie.
- Skoro chcesz to zostań. I tak niedługo ruszamy. Nie wiem czy boli, nie stawałem na niej, musi się zregenerować jak najszybciej, żeby była gotowa na podróż. -

- Chętnie będę obok Ciebie, kiedy pojawią się kolejne postoje - odpowiedziała, a resztę skwitowała uśmiechem. Nie było zbyt wiele czasu, faceci skończyli się wydurniać. Na pewno niedługo będą ruszać. Więc po prostu została obok niego do czasu, w którym grupa zadecyduje, że czas ruszać dalej.

Siergiejowi ta propozycja w ogóle nie przeszkadzała. Nawet mu się podobała, trzeba przyznać.
- żaden problem, jeżeli oczywiście dożyjemy do tego “następnego” postoju”. - Siergiej nie chciał siać paniki. Był to bardziej realizm. W sumie ciężko było być optymistą w tym świecie. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej ziarno słonecznika.
- Trzymaj Iwan, musisz coś zjeść. -

Tyle wystarczyło Dragoslavljevićowi. Jednym, płynnym ruchem schował ostrza, zaś nadnercza ucichły. Świat ponownie zaczął przyspieszać.
-Zatem szybszy ode mnie - odparł białowłosemu łowcy całkowicie ignorując stal lufy. Zignorował również pozostałych, po czym i odwrócił się. Plecak zalegający pod parapetem natychmiast wylądował na jego plecach.
-Świt zbyt późno - skomentował krótko.

- Powiedziałam przed świtem, nie powiedziałam ile - Kondor uśmiechnęła się szeroko. - Jak dla mnie moglibyśmy już teraz ruszyć i przeczekać noc niedaleko wyjścia wartując. Cholera wie ile nam zajmie dotarcie na skraj. Nawet jeśli “teoretycznie” tam nie będzie demonów… zawsze może coś się trafić. A w takiej sytuacji lepiej mieć więcej czasu.

-Teraz najlepiej - odparł, po czym odszedł w kierunku pozostawionych pojazdów.

-Około dnia drogi na południe, mijałem niewielkie miasteczko. Widziałem tam jakieś światło, ale nie sprawdziłem, co to. Może tam kogoś znajdziecie. Kogoś, kto użyczy wam trochę zapasów. Na waszym miejscu tam bym się na początku skierował, ale to już wasza decyzja. Ruszcie się wreszcie, bo zaraz ja sobie pójdę i nasz spodziewany gość znajdzie tutaj was, a nie mnie - zdaniem Sava łowcy marnowali za dużo czasu. Chociaż może to dlatego, że wiedzieli niewiele, a on wiedział wręcz za dużo i ich sposób myślenia zupełnie się różnił. Najważniejse było, by udało im się uciec, dalej powinni sobie poradzić.

- Dopiero noc zapadła - mruknęła Kondor wstając z łóżka. Odpuściła jednak dalszą dysputę i pozbierała swoje rzeczy. Zarzuciła szeleszczący ortalion na bluzę i podniosła swój motor spod ściany. Miała gdzieś czy powinna go brać ze sobą do środka. Tyle złodziei potrafi się kręcić…
- Err… ty policjant - wskazała na Loupa - prowadź.

- Ta, uwaga, bo ktoś użycza zapasów, dobre żarty. - skwitowała kpiąco Lisa i z parsknięciem podeszła do pojazdów. Bez pytania władowała się na brykę Lazara, zupełnie jakby jej się to należało. Nawet nie spytała, taka księżniczka!

Tak jak powiedziała bestia, świt był zbyt odległy. Trzeba było ruszać od razu, a wejście do tuneli metra było chyba najlepszym pomysłem na ominięcie zgrai demonów czających się po mieście. Sokolov wyciągnął zza pasa “Serebrą Krasotę” i sprawdził magazynek, brakowało pięciu nabojów. Uzupełnił je i wytarł lufę szmatką trzymaną w kieszeni. Musiał o nią dbać, to jest jego ostatnia linia obrony przez demonami. Chwycił za “Milczących Braci”, byli na miejscu, gotowi jak zawsze. Zdjął z pleców “Ponętną Lidię”, jego ukochaną kuszę i sprawdził wszystkie bloczki i bełty. Wszystko było gotowe. Jak skończył swój rytuał wstał powoli.
- Dawajcie, nie ma czasu. Lepiej dotrzeć do tamtego miasta jutro, jeszcze za dnia. - Rosjanin zrobił kilka kroków i poczuł, że kostka dużo mniej boli jak jest usztywniona. Spojrzał na Loupa. - Ja prowadzę, skończyła się zabawa. - Uśmiechnął się lekko i zaczął iść w kierunku swojej maszyny.

- A tak, te wasze maszyny - skwitował Martin z dezaprobatą. Jak dziwnym by się to mogło nie wydawać, zupełnie o nich zapomniał. Sam w tych czasach nie korzystał z pojazdów mechanicznych w ogóle, dlatego nie zaprzątały mu głowy. Nie licząc dzisiejszego dnia, ostatni raz prowadził jakiś wtedy, gdy padł Paryż, a on pędził do domu by... - Trochę komplikują sprawę, ale rozumiem, że na nic zdałoby się namawianie was do ich porzucenia, więc nawet nie będę próbował.
"Zresztą lepiej, żeby je mieli przy sobie, gdy opuszczą miasto" pomyślał. Na pustkowiach lepiej się poruszać szybko. Czas od świtu do zmierzchu nie zawsze był wystarczająco długi, by zdążyć znaleźć nową kryjówkę. A przynajmniej Raynaud tak to sobie wyobrażał.
- Kanałami przeprowadziłbym was bez zadraśnięcia, w metrze ryzyko będzie nieco większe - mówił idąc z innymi do motorów. - Będziemy musieli przejechać w pobliżu kilku "gniazd" demonów, ale ich "lokatorzy" powinni się w tym czasie znajdować na powierzchni, więc jeśli będziemy mieli szczęście nie dojdzie do walki - "Broń jednak lepiej trzymać pod ręką" dodał w myślach, wiedząc, że nie musi tego tłumaczyć innym. - I jeszcze jeden szczegół. Linia metra kończy się kilka kilometrów przed granicami miasta, czeka was jeszcze rajd po przedmieściach. Całe szczęście większe demony należą tam do rzadkości, rozumiecie, brak odpowiednich kryjówek za dnia. Aha, i nie jestem policjantem - dodał jak gdyby miało to jakiekolwiek znaczenie.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Saverock jest offline