Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-04-2015, 18:30   #21
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Post wspólny

-Daj znać, gdy będziesz prowadził do piekła - wywarczał Lazar siedząc w oknie. Zupełnie nie interesował się tym, co działo się w pomieszczeniu. Czekał na demony. Choćby jednego, zagubionego.

- Nie ma za co - odpowiedziała Lucille i się uśmiechnęła do Siergieja. - Dobrze by było, gdybyś co najmniej do rana nie stawał na nogę - dokończyła i wstała z klęczek. A Siergiejowi ból minął, jak ręką odjął. Rudowłosa wzięła kawałek ręcznika papierowego i przetarła dłonie. Potem rzuciła brud do kosza stojącego w rogu pomieszczenia. Robota skończona. Za chwilę trzeba będzie umyć ręce, żeby nie zatrzeć na przykład przez przypadek oczu. Piskliwy i kłujący w uszy świergot aktoreczki Lucille puściła mimo uszu. Wzruszyła tylko ramionami. Najwyraźniej blond-piękność potrzebowała atencji mężczyzn. Dopóki nie na oczach Lu, Lisa mogła robić praktycznie wszystko. Była dorosła. Chyba.
- Już pewnie nas prowadzi - rzuciła po chwili. - Jeśli mamy tam się przedostać, wyjedziemy na pustkowie? Pytanie czy jest sens tam się stawiać. Raz, że jest nas wręcz garstka, a dwa: zdążymy? Podróż zajmie nam dość sporo czasu, a miasto jest już mocno osłabione. - Lucille właśnie sadowiła się na jednym z łóżek i analizowała na sucho całą sytuację. Z jednej strony widziała beznadziejność propozycji Sava, z drugiej jednak jej "lekarska" część wręcz krzyczała, że tam pewnie są ludzie, którym trzeba pomóc. Spojrzała po zebranych. Banda dziwaków, łącznie z nią. Do tego praktycznie każdy był indywidualistą, tak przynajmniej wydawało się rudowłosej.

-To nie była przenośnia - odparł Drago dalej interesując się wyłącznie tym, co znajdowało się za oknem.

- Włochy mogę być równie ciekawe! Na pewno nie zabraknie ci rozrywki… i walk, ani demonów. Może pomyśl o tym jako o pierwszym stopniu do piekła? - Kondor miała nadzieję, że tym razem jej słowa nie zostaną odebrane w sprzeczny sposób. Jedzący serca wydawał się dość prostolinijny pod tym względem.

Martin wyłączył się na chwilę z rozmowy analizując słowa białowłosego. Gdzieś tam demony szykują jakiemuś miastu los podobny do tego co spotkało Paryż. Oczami wyobraźni znów widział potwory krążące wśród budynków, krzyki przerażonych ludzi, krew i śmierć kolegów, chaos i zniszczenie. A teraz to wszystko miało się gdzieś powtórzyć. Gdzieś we Włoszech ludzie mieli poznać nowe znaczenie słowa "piekło". Gdzieś tam pewną osobę czeka los Morela, albo Tueura, albo... Catherine.
Właśnie, Catherine! Długo bił się z myślami. Każda cząsteczka jego natury kazała ruszać z nieznajomym, ale nie mógł tak jej po prostu zostawić na pastwę losu. "Daj spokój, ona jest już stracona" powiedział jakiś głos z tyłu głowy. "Nie, to nieprawda" stwierdził Martin. "W głębi duszy wiesz, że już nigdy jej nie odzyskasz, nigdy" powiedział znów głos. "Dopóki żyje jest nadzieja" odpowiedział Raynaud. "Żyje? To ma być życie, według ciebie? Bardziej litościwe byłoby strzelić jej w głowę i skończyć te męki". "Zamknij się!".
- Jeśli chodzi o mnie - zwrócił się do białowłosego, ale wzrok utkwił w podłodze, jak gdyby było na niej coś wyjątkowo interesującego. - Ja... Nie licz na mnie - jego natura buntowała się przeciwko wypowiadaniu tych słów. - Zostaję w Paryżu.

-Trafiłem tutaj przypadkiem. Po prostu ruszyłem przed siebie i do tej pory nie spotkałem wielu łowców. Nie wiedziałem, czy kogoś tutaj znajdę, ale postanowiłem spróbować. Gdybyście nie pojawili się, to zapewne już byłbym w drodze - Sav odpowiedział Siergiejowi. A potem westchnął zrezygnowany, słysząc Lucille. - Czy ludzie zawsze muszą brać pod uwagę najgorsze scenariusze? Jeśli moje działania przyniosą skutki, to zdążymy. A na miejscu najważniejsza jest wasza obecność. Podbudujecie morale obrońców miasta. A potem albo zginiecie albo odeprzecie atakujących. Co do piekła, Bestio, jakbyś nie zauważył jest ono wszędzie wokół - ostatnie słowa kierował do Lazara, który dużo bardziej interesował się tym, co mogło pojawić się za oknem.
Na koniec zwrócił się do Martina. Nawet jeśli był nie zadowolony z jego odmowy, nie dał tego po sobie poznać. Przyjął jego słowa spokojnie. Nawet lekko się uśmiechnął.
- Jeśli taki jest twój wybór. Widocznie masz jakieś powody, by tutaj zostać. Może tchórzostwo, może nie chcesz zostawić swojego “domu”. Może pochowałeś tu tak wielu, że zamierzasz strzec ich grobów, aż do śmierci. Nie obchodzi mnie to. Po prostu rankiem się rozstaniemy i zapewne szybko zapomnimy o swoim istnieniu.

Gdy Sav wspomniał o tchórzostwie Martin zacisnął mocniej pięści. "Już ja bym ci pokazał jaki jestem tchórzliwy" pomyślał. Po chwili nie pamiętał już jednak o swoim gniewie, zastąpił go niepokój. Było coś dziwnego w sposobie w jaki przybysz wypowiedział słowo "dom". Czy on coś wiedział? Nie, niemożliwe, niby skąd miałby wiedzieć? "Wyobraźnia płata ci figle, głupku" skarcił sam siebie. Biorąc przykład z białowłosego postanowił grać wyluzowanego i nie dać po sobie niczego poznać. Udał, że zignorował słowa Sava i skierował wzrok na jedno z okien. Może by tak wrócić do domu teraz zamiast czekać do rana? Nie, to niepotrzebne ryzyko. Tak czy siak dziś w nocy nie zaśnie.

Kondor nie była pewna czy sposób w jaki odzywa się do nich Sav specjalnie przekonuje. Dla niej jednak liczyło się aby utłuc kilka dodatkowych demonów. Ewentualnie całe stado. Nie zamierzała jednak jechać bez żadnej wiedzy. Dlatego też wyciągnęła ze swojej przyczepki pudełko oraz, po dłuższym szukaniu, zapalniczkę zippo. Z tymi rekwizytami usadowiła się na wolnym łóżku. Ściągnęła buty i skrzyżowała nogi, co jak kiedyś słyszała u polaków zwie się “po turecku”. Choć nie było tego widać zza okularów zamknęła na chwilę oczy. Wciągnęła kilka razy głębiej powietrze do płuc i powoli je wypuściła. Otworzyła oczy, sięgnęła do pudełka i wyciągnęła z niego porządne kubańskie cygaro. Przeciągnęła je pod nosem zaciągając jego wspaniałym zapachem. Zapaliła je. Końcówka zaczęła się mocno żarzyć kiedy powietrze rozogniało palący się tytoń… i nie tylko. Powoli wypuszczany dym Kondor ponownie wdychała nosem.
- Mmmm… - mruknęła z zadowoleniem. Po porządnej walce dobrze było sobie zapalić. Ale tu potrzeba było czegoś więcej. Kobieta spojrzała na białowłosego, a potem na Martina. Zza czarnych szkieł nie dało się jednak tego dostrzec.
- We n’de ya ho. We n’de ya ho. We n’de ya ho… - wyjęła cygaro z ust ustawiając je niepalącą stroną na dłoni. W ten sposób trzymając ręce zaczęła nimi kręcić koła najpierw horyzontalnie a potem wertykalnie. Wciąż powtarzała słowa indiańskiej inkantacji.
- Ho ho ho. He ya ya ho… ya ya ya… - głos zrobił się nieco głośniejszy. Dym z cygara był wszędzie wokół wytatuowanej powoli roznosząc swój zapach po całym pomieszczeniu.
- Ya ho - kobieta zamarła z cygarem na powrót przyłożonym do swych ust. Trwała tak pół minuty, minutę, całe dwie. Aż zaczęła się śmiać. Z początku spokojnie i niezbyt głośno. W ciągu kilku chwil śmiech przerodził się w rechot. W końcu ustał a Kondor przejechała dłonią po twarzy ściągając okulary.
- Hehehe... Ale żeś nas załatwił białowłosy… - para kompletnie białych, w tym momencie przekrwionych, oczu “spojrzała” w kierunku Sava. - Obawiam się, że nie powinniśmy czekać aż do poranku. Jego pierzasty kolega nas dopadnie i wszystkich powyrzyna jak leci… Ha ha ha ha! - tym razem skierowała swoje słowa do całej reszty osób w pomieszczeniu.

-Táku eniciyapi hwo? - odezwał się niskim, charczącym głosem Lazar, wytrwale nie tracąc zainteresowania otoczeniem poza budynkiem. Nie musiał się zwracać personalnie. Pytanie: “Jak się nazywasz?” w znanym mu języku Indian i tak trafi do adresatki.

- Hmm? - Kondor przerwała się śmiać. Zarzuciła okulary z powrotem na nas, gdzie było ich miejsce. Nie było potrzeby straszyć ludzi… nie było potrzeby aby czuli się nieswojo… nie było potrzeby żeby się interesowali. Tak zdecydowanie to ostatnie.
- Kuźw… wiesz dialekt Czirokezów i Dakotów nieco się różni. Czy tam Siuksów - machnęła ręką rozwiewając jeszcze bardziej dym po pomieszczeniu.
- Imię nie ma żadnego znaczenia kiedy stajesz naprzeciwko demonów. Zwykłe “ej ty” wystarczy. Co prawda zauważyłam, że niektórzy wołają na mnie Kondor… Ktoś ma ochotę? - kobieta podniosła cygaro do góry z wyrazem zapytania na twarzy.

W odpowiedzi Drago lekko skinął głową.

“No banda dziwaków, jak Bozię kocham!” - pomyślała Lucille. Przez większość czasu nie zwracała uwagi na Kondorowe zachowanie. Być może dziewczyna musi się odprężyć. Rudowłosa rzuciła tylko okiem w jej stronę, potem siadła na jednym z łóżek. Jakby nie było, miała gości. Wypadałoby chyba ich czymś poczęstować. Ale na podorędziu miała wyłącznie pawulon - dla spiętych jak znalazł. Ci jednak wyglądali na dość rozluźnionych, no może z wyłączeniem Martina. Bo ten jakoś zmarkotniał, kiedy powiedział, że raczej zostaje w Paryżu. Lu zamyśliła się chwilę, by potem spojrzeć na Sava, potem na Ortalionowego Rycerza.
- Że co? - tu znów spojrzała na Sava i wstała - jaki kudłaty kolega i w jaki sposób nas kto urządził?
 
Asderuki jest offline  
Stary 18-04-2015, 18:37   #22
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
doc

Sav stał się bardzo spięty, gdy tylko usłyszał słowa Kondor. Spodziewał się wszystkiego, ale przewidywania przyszłości nie. Jego błąd. Podwójny błąd. Planował go tutaj zwabić, ale myślał, że przybędzie trochę później, gdy w Paryżu po łowcach nie pozostanie już żaden ślad. Taka komplikacja na moment go zmartwiła, ale po głębszym zastanowieniu doszedł do wniosku, że jeszcze nic się nie stało. Przecież mogli uciec. Przynajmniej oni.
- Widziałaś go? Czyli musiał połknąć przynętę. Lepiej będzie, jeśli szybko znikniecie. Przyszłość może zostać zmieniona. Wystarczy, by zmieniło się jedno wydarzenie. Zatrzymam go tutaj na chwilę, a wy w tym czasie będziecie mogli odjechać. Najlepiej kierując się do Watykanu, ale to już wasz wybór. Ktoś powinien tam na was czekać. Tutaj zginiecie, jak zauważyła jasnowidzka. A nie taki był mój cel.

- Że co i w imię czego tu sprowadziłeś? Jaka przyszłość? Jakie znikniecie? No i jaka przynęta? - Lucille potrząsnęła głową. Co ten baran wygaduje? Nie mieściło jej się to w głowie. Nie posiedziała w miejscu zbyt długo. Wstała i podeszła do okna. Odchyliła zasłonę i zerknęła ostrożnie w przestrzeń za budynkiem. Że też ją coś podkusiło, żeby tu ich wszystkich spraszać! Tak to miałaby w miarę spokojną noc i wszystko w głębokim poważaniu.

- Odjedziemy, odejdziemy, odlecimy ewentualnie - powiedziała spokojnie Kondor. - Ale nie zostaniemy w Paryżu… uch - wytatuowana przetarła palcami oczy. Ależ one ją teraz piekły! Nie lubiła na siłę wywoływać wizji przyszłości. Naprawdę. To bolało.
- Przyszłość, którą zdarza mi się zobaczyć… Widziałaś kiedyś swoją śmierć? - uśmiech jaki nagle wpełzł na twarz kobiety był nieco niepokojący.

- Pierzasty kolega, jasnowidzenie, uciekniemy? - Martin obudził się z letargu. - Możecie mówić po ludzku?

- Pi?! Odezwał się głośno Chomik. Siergiej wyrwał się ze stanu kryjomego spoglądania na blondynką i spojrzał pierw na Kondor a potem na Sava. To samo zrobił siedzący na jego głowie Iwan III Groźny. Mężczyzna nie wstawał, mimo że chciał. Teraz wolał się upewnić, że z stawem skokowym będzie wszystko dobrze. Raczej szybko się wyleczy, ale musi być w stanie prowadzić motocykl.
- Sav, tak? Nie za bardzo rozumiem. Czyli od samego początku wiedziałeś, że będziemy musieli się ewakuować z tego miejsca? - Mężczyzna przestał spoglądać na resztę i zamknął prawe oko. Rozszerzyła się źrenica otoczona szkarłatem. Wstał na jedną nogę i zaczął się obracać powoli. Skupił się i zaczął się rozglądać, jeżeli to będzie coś co może im zagrozić to aura tego czegoś powinna być widoczna. Może gdzieś się czai w pobliżu. Lepiej się upewnić. Ostatnie paręnaście minut za bardzo stracił uwagę, pojawiły się cycki a Siergiej już traci głowę. To może kosztować go życie.

Nawet Lisa się zaniepokoiła, mimo iż potrafiła doskonale zachować spokój. Wstała z łóżka i podeszła do Lu, stając za jej plecami by móc wyjrzeć przez jej ramie by zaobserwować co dzieje się za oknem. Jeśli naprawdę coś tutaj idzie, blondynka będzie w stanie pomóc, by to coś zatrzymać. Zamyśliła się i zmrużyła oczy, po czym odwróciła się przodem w kierunku Sava.
- Znasz wielkość tego… Czegoś? - spytała z powagą i stoickim spokojem. Nie wyglądała na osobę skażoną myśleniem, jednak taki właśnie proces zachodził w jej głowie.
- Może mogłabym pomóc zostając z Tobą. O ile naprawdę potrafisz walczyć, a nie spierdalać na wieżę - dodała z początku bez większych emocji, jednak przy drugim zdaniu poczuła się zniesmaczona, kiedy jej wyobraźnia podsuwała jej obraz znikającej dupy. Dupy w sensie rzeczy, nie w sensie imienia, czy też przydomka, tegoż człowieka.
- Chyba już wiesz mniej więcej, co potrafię - założyła ręce krzyżem na piersiach, nieumyślnie je uwydatniając. I nie, to nie była ta sztuczka, którą zarąbiście potrafi i która byłaby tak mega pomocna. Miała jednak nadzieję, że skoro Łowca coś od nich chce, to sam potrafi się wykazać, zdolnościami i analizą. Analizą ich zdolności, oczywiście.

- Nic tam nie zobaczycie. A jak zobaczycie będzie za późno na ucieczkę - odezwał się Sav po długiej chwili milczenia. Musiał wszystko dokładnie przemyśleć jeszcze raz. Wprowadzić kilka poprawek. Powinien był się spodziewać komplikacji. Jednak liczył, że pojawią się one już w trakcie podróży.

- Ja jestem przynętą. Teoretycznie wy także się nią staliście, póki ze mną przebywacie. Nie wiedziałem, że będziecie musieli tak szybko uciekać. Liczyłem na to, że wszystko będzie działo się trochę wolniej. Myliłem się. A, jak to nazwała nasza jasnowidzka, pierzastego sprowadziłem tutaj, żeby dać wam czas na dotarcie do miasta za murem. Mam zamiar odwrócić jego uwagę na wystarczająco długo. A wy macie w tym czasie się stąd oddalić. Co do jego wielkości. Jest niewiele większy ode mnie. Ma może ze dwa metry i ludzką postawę. Co do pomocy. Nie zamierzam go zabijać, bo nie mam szans. Chcę go tylko spowolnić. Być może twoje zdolności pozwolą uniknąć śmierci w trakcie skoku z wieży, ale przed nim nie ochronią. Jeszcze nie teraz. Jedna osoba więcej wiele nie zmieni - odpowiedział chyba na wszystkie zadane pytania.

- Ja tylko dodam, że osobno na pewno nas powybija - Kondor dopaliła spokojnie cygaro.

Iwan stanął na dwóch łapkach na głowie Siergieja a ten lekko usiadł na łóżku, uważając na nogę.
- Ile mamy mniej więcej czasu, żeby się przygotować? Jeśli mamy się dostać do Watykanu to przydałyby się dokładne mapy, musimy wiedzieć gdzie może być paliwo i co mogłoby stać się ewentualną kryjówką. Watykan jest daleko, jazda pełną prędkością by wywołała za dużo hałas silników. Przeżyć w szczerym polu będzie ciężko, a do tego znaleźć zapasy dla siedmiu osób. Potrzebujemy trochę czasu.- Sokołov się denerwował, to było widać, za każdym razem kiedy poruszał się po Paryżu dokładne przygotowanie było podstawą, wiedział gdzie mógł się ewentualnie schronić przed zmrokiem. Teraz byłoby ciężko. Jadąc na niskich obrotach nie dojechali potrzebowali by kilku dni ciągłej jazdy, żeby się tam dostać. Z dodatkowym obciążeniem w postaci pożywienia i pasażerów zużycie paliwa byłoby jeszcze większe. Rusek włożył prawą pięść w lewą dłoń i naciskając na palce strzelił nimi. - Mamy w ogóle wystarczająco dużo pojazdów?

Lisa fuknela na odpwiedz Sava. Ale cham i bezczel! Przeciez potrafilaby ochronic. Ale nie, to nie, łaski bez! Na pewno ktos inny zapragnie jej towarzystwa. Tylko czekac na ten las rąk, chetnych by choc na chwile miec aktorkę obok siebie. Lisa naburmuszyla się i sfochana wrocila z powrotem na lozko. Zaczela bez krepacji podciagac swoje ponczochy, odslaniajac przy tym znaczna czesc uda. Obrazila sie chyba, bo w milczeniu zaczela zajmowac sie soba, w sposob zwracajcy uwage niektorych, co ciekawszych, spojrzeń.

- Czyli jeśli dobrze zrozumiałem, wystarczy, że cię tu zostawimy, a to coś się od nas odczepi? - Martin wciąż dopytywał Sava. - A co to bydle zrobi po tym jak już cię rozedrze na strzępy? - Raynaud mimo woli wyobraził sobie białowsłosego leżącego w kałuży krwi z flakami wypływającymi z rozciętego brzucha. Wizja niezbyt przyjemna, a jednak w pewnym stopniu sprawiała mu przyjemność. Świadomość tego nie dodawała mu otuchy.

Drago powoli, niespiesznie zszedł z parapetu. Gdy inni mówili on wstawał zdając się rosnąć do wilkołaczej postury.
Równie niespiesznie podszedł do białowłosego łowcy, z którym stanął twarzą w twarz.
-Wszelkie informacje o tym czymś. Bez pierdolenia - mruknął z głębi trzewi.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 18-04-2015 o 18:44.
Nami jest offline  
Stary 20-04-2015, 21:14   #23
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
doc

-Jej pytajcie. To ona widziała przyszłość, nie ja - Sav odesłał pytanie o pozostały czas do Kondor. - Jeśli was nie zobaczy, prawdopodobnie nie będziecie mieli z nim problemów. Kiedy mnie… pokona, tak, to dobre słowo, wróci do armii demonów, która pomaszeruje na mur. Armia potrzebuje dowódcy. Tak, jak w Paryżu.

-Bestia chce się udać na polowanie? Uważaj, bo to on będzie łowcą - białowłosy skwitował zachowanie Lazara, patrząc mu prosto w oczy. Jednak postanowił udzielić paru informacji. Przynajmniej takich, które udało mu się do tej pory zdobyć. -Widziałem go dwukrotnie. Raz pod Paryżem zaraz po jego upadku, wtedy mnie nie zauważył. Następnie spotkałem go dopiero opuszczając miasto za murem. Chyba go do siebie przyciągam, przynajmniej tak mi się wydaje. Doszło do walki. Był cholernie szybki. Wtedy nie byłem wstanie nadążyć za jego ruchami - przed jego oczami na moment pojawiły się obrazy tamtego pojedynku. Ciosy miecza spadające z każdej strony, jakby atakowało go paru przeciwników. Cięcia, które raniły dotkliwie. W końcu przebicie brzucha ostrzem, a po tym długa ciemność. - Myślał, że mnie zabił. Właściwie wiele się nie mylił. Wydaje mi się, że byłem przez moment w stanie śmierci klinicznej. Jednak moja skaza zregenerowała uszkodzone tkanki. Na ciele zostały tylko blizny, ale obawiam się, że kolejny raz już mogę nie przeżyć. Szczególnie jeśli utnie mi łeb. Wracając do jego zdolności. Świetnie włada mieczem. Chroni się za pomocą dużej tarczy. Potrafi… latać? Nie, to złe słowo. Ma skrzydła, ale raczej potrafi wysoko skakać i przez dłuższą chwilę utrzymać się w powietrzu, to nie jest lot. Nie chcesz, żeby cię kopnął, swoimi stopami zakończonymi szponami. Nie wiem więcej. Walka była za krótka. Wiem tylko tyle, że nie powinniście z nim walczyć.

Lazar cofnął się trzy kroki.
-Bierz broń. Zaatakuj - powiedział samemu dobywając maczety i noża. Adrenalina ponownie zaczęła krążyć w jego krwi, zaś świat zwolnił. Zamierzał stosować głównie uniki, bloki wyłącznie w ostateczności. Spośród bloków miały dominować miękkie, po których broń przeciwnika zsuwa się po ostrzu broniącego się. Dawało to szansę na kontrę w tym wypadku mającą być zwykłym, niegroźnym klepnięciem dłonią, a nie brutalną raną.

Sav popatrzył na Lazara i westchnął cicho.
- Naprawdę? - sięgnął po miecz i oparł go na swoim ramieniu. - Nie mam na to najmniejszej ochoty... - i momentalnie, używając jednej ręki, wykonał zamach od góry, który mógłby przeciąć na pół nieuważnego przeciwnika. Jednak przeciął tylko powietrze w miejscu, gdzie przed ułamkiem sekundy stał Lazar i ostrze uderzyło w podłogę, ciągnąc białowłosego za sobą i pozbawiając go na moment równowagi. Właśnie wtedy Drago dostrzegł okazję, by klepnąć, stojącego dosłownie obok przeciwnika w ramię i tym samym pokazać mu, że jest dużo szybszy od niego. To był błąd, wprawdzie dotknął ramienia białowłosego, ale dokładnie w tym samym momencie poczuł ucisk w boku. Znał to uczucie. To była lufa broni krótkiej przyciśnięta do jego boku i spoczywająca w dłoni lekko pochylonego do przodu Sava. To wyglądało tak, jakby mężczyzna wszystko dokładnie zaplanował i swoim atakiem wręcz zmusił do uniku w wybranym przez niego kierunku, udając przy tym odkrycie się na atak przeciwnika.

- Czy mi się wydaje, czy ja mam wbite w ramię ostrze, a Bestia została nafaszerowana ołowiem? Remis? - zapytał Sav nawet nie patrząc na Lazara, tylko przed siebie, w miejsce, gdzie uderzył miecz. - Jesteś szybki. Nawet bardzo. Widocznie nieświadomie odnalazłeś jeden ze sposobów wzmacniania swojej skazy. Tego trzeba ci pogratulować. Jedzenie demonów. Wolę coś mniej inwazyjnego, ale może być.

Alex przez cały ten czas, siedział w rogu, przyglądając się swojemu nowemu obiektowi. Naprawdę pochłonęło go to. Kiedy skończył, schował swój talizman, do torby, a dokładniej, w boczną przegrodę. Zazwyczaj wszystko wrzucał bez ładu i składu, jednak tym razem naprawdę się postarał. Podniósł głowę, dokładnie mierząc wzrokiem głośno zachowujących się osobników. Miał dziwną ochotę zastrzelić jednego z nich. Nudziło mu się, takie bez produkcyjne siedzenie, nie było czymś, co lubił.
- Nudzę się… - Mruknął mężczyzna. Podniósł się, ociążale, po czym zbliżył się do dwójki niegrzecznych towarzyszy.
- Nie… atakuj… dupy… Jest...własnością...prywatną - Powiedział, spoglądając na Lazara, zacisnął mocno pięść lewej ręki.
- Nie… Mamy...Czasu… - Po czym z całej siły postarał się zdzielić w twarz Sava, nie spoglądając na niego. Dawało mu to pewno przewagę, tym bardziej pozbyło podejrzeń.
Sav tylko mruknął coś niezrozumiale pod nosem, gdy znowu został nazwany czyjąś własnością. Na początku było to nawet zabawne, ale z czasem zaczęło go irytować. I zaraz pożałował, że w ogóle słuchał słów Alexa, bo poczuł jego pięść na pysku. Cios był silny i przy lepszym wycelowaniu mógłby zostawić znaczny ślad na twarzy w postaci siniaków, podbitego oka. Jednak tylko prześlizgnęło się po niej, zahaczając o nos. Gdyby nie to, Sav zapewne zignorowałby całe zajście, ale jego nos uległ. Ugiął się nienaturalnie. Bez wątpienia został on złamany. Białowłosy aż przewrócił się na ziemię, dłońmi zakrywając nos.
- Co ci odpierdoliło? - warknął wściekle i szybkim ruchem przestawił uszkodzoną część twarzy, chcąc przywrócić go do normalnego wyglądu. Coś chrupnęło już drugi raz, a mężczyzna wydarł się głośno. Ręce miał zakrawione, ale z nosa już nie wypływała krew. Po kilkudziesięciu sekundach właściwie twarz wyglądała, jakby nic się nie stało.

- No i dupa zbita - rzucila Lisa beznamietnie.

- To, że skaza mnie regeneruje, nie oznacza, że nie czuję bólu, idioto - wstał, podniósł miecz z ziemi i założył go na plecy. - Gdyby nie to, że muszę oszczędzać siły na zbliżającą się walkę, odrąbałbym ci ten pusty łeb.


- Khe khem - Kondor odchrząknęła chcąc zwrócić uwagę na siebie.
- Proponuję pójść tunelami metra. Najlepiej przed świtem. Tam powinno nam być łatwiej jeśli chodzi o ilość demonów i najprostsza droga będzie do granic miasta. Rankiem nie możemy być tutaj i na pewno nie powinniśmy być osobno. Osobno każdego z nas pozabija. Emm… czy wy też zastanawialiście się czy pociąg nie byłby fajnym rozwiązaniem? Szkoda, że prąd to luksus…
Kondor westchnęła zastanawiając się czy wspominać inną wizję.
- I błagam nie walczcie ze sobą, bo na pewno poginiemy. Już raz widziałam jak się pomiędzy sobą bijemy, skończyło się pobojowiskiem z naszymi ciałami - kobieta ściągnęła brwi. Tym ludziom przydało by się szkolenie wojskowe. Chociażby takie jakie jak jej, wojskowy mechanik.

Martin przewrócił z dezaprobatą oczami. Niby dorośli faceci, a zachowują się jak dzieci. Co to, pokaz kto ma więcej testosteronu? Ciekawe czy Martin, jako mężczyzna, też powinien poczuć pokusę wzięcia udziału w konkursie na samca alfa? Na pewno chętnie przywaliłby białowłosemu, ale nie po to by udowadniać swoją wyższość. Raczej dlatego, że Sav wciąż starał się pokazać wszystkim własną.
- Jestem za - Raynaud poparł pomysł Kondor. - Podziemiami mogę was przeprowadzić gdzie tylko chcecie, znam je dość dobrze. Demony nie będą stanowić problemu, skoro prawie na pewno ich nie napotkamy.

Lisa kończyła pakować do torby jakieś resztki leków lub bandaży, które udało jej się znaleźć. Co prawda miała tego już sporo, ale im więcej tym lepiej, nikomu to na pewno nie zaszkodzi. Kiedy skończyła rozglądać się po pomieszczeniu starała się wzrokiem wyszukać Rosjanina. Nie chciała komentować tego, co się przed chwilą stało między mężczyznami, było to zbyt komiczne, by mogła zrobić coś innego niż zaśmiać się pod nosem. Kiedy tylko znalazła swymi niebieskimi gałkami Siergieja, od razu do niego podeszła i spojrzała na niego z dołu, ponieważ bez wątpienia był od niej wyższy.
- Mogę zostać chwilę przy Tobie, póki się nie naradzą, co robimy? - spytała z lekkim, choć udawanym, niepokojem w głosie. Wyglądała jak takie małe słodkie, które aż prosi się o przytulenie i ochronę. Czy tak było? Bez wątpienia nie. Jednak jakoś starała się go wciąż do siebie przekonać i uważała, że jej taktyka w jakiś sposób na niego działa.
- Noga bardzo boli? - kolejne pytanie, tym razem mające na celu pokazać jej troskę. Wcześniejszym chciała podkreślić, jaki mężczyzna jest silny w jej mniemaniu i jak bardzo bezpiecznie się przy nim czuje.

Siergiej spojrzał na blondynkę, która stała teraz tuż przy nim. Jak spojrzał w dół to się uśmiechnął lekko w duszy. Widok był dobry, a ta kobieta potrzebowała bliskości. Jeśli chce to niech zostanie przy nim teraz, jednak go dużo bardziej interesowało to co będą robić. Instynkt przetrwania był zdecydowanie silniejszy niż pożądanie.
- Skoro chcesz to zostań. I tak niedługo ruszamy. Nie wiem czy boli, nie stawałem na niej, musi się zregenerować jak najszybciej, żeby była gotowa na podróż. -

- Chętnie będę obok Ciebie, kiedy pojawią się kolejne postoje - odpowiedziała, a resztę skwitowała uśmiechem. Nie było zbyt wiele czasu, faceci skończyli się wydurniać. Na pewno niedługo będą ruszać. Więc po prostu została obok niego do czasu, w którym grupa zadecyduje, że czas ruszać dalej.

Siergiejowi ta propozycja w ogóle nie przeszkadzała. Nawet mu się podobała, trzeba przyznać.
- żaden problem, jeżeli oczywiście dożyjemy do tego “następnego” postoju”. - Siergiej nie chciał siać paniki. Był to bardziej realizm. W sumie ciężko było być optymistą w tym świecie. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej ziarno słonecznika.
- Trzymaj Iwan, musisz coś zjeść. -

Tyle wystarczyło Dragoslavljevićowi. Jednym, płynnym ruchem schował ostrza, zaś nadnercza ucichły. Świat ponownie zaczął przyspieszać.
-Zatem szybszy ode mnie - odparł białowłosemu łowcy całkowicie ignorując stal lufy. Zignorował również pozostałych, po czym i odwrócił się. Plecak zalegający pod parapetem natychmiast wylądował na jego plecach.
-Świt zbyt późno - skomentował krótko.

- Powiedziałam przed świtem, nie powiedziałam ile - Kondor uśmiechnęła się szeroko. - Jak dla mnie moglibyśmy już teraz ruszyć i przeczekać noc niedaleko wyjścia wartując. Cholera wie ile nam zajmie dotarcie na skraj. Nawet jeśli “teoretycznie” tam nie będzie demonów… zawsze może coś się trafić. A w takiej sytuacji lepiej mieć więcej czasu.

-Teraz najlepiej - odparł, po czym odszedł w kierunku pozostawionych pojazdów.

-Około dnia drogi na południe, mijałem niewielkie miasteczko. Widziałem tam jakieś światło, ale nie sprawdziłem, co to. Może tam kogoś znajdziecie. Kogoś, kto użyczy wam trochę zapasów. Na waszym miejscu tam bym się na początku skierował, ale to już wasza decyzja. Ruszcie się wreszcie, bo zaraz ja sobie pójdę i nasz spodziewany gość znajdzie tutaj was, a nie mnie - zdaniem Sava łowcy marnowali za dużo czasu. Chociaż może to dlatego, że wiedzieli niewiele, a on wiedział wręcz za dużo i ich sposób myślenia zupełnie się różnił. Najważniejse było, by udało im się uciec, dalej powinni sobie poradzić.

- Dopiero noc zapadła - mruknęła Kondor wstając z łóżka. Odpuściła jednak dalszą dysputę i pozbierała swoje rzeczy. Zarzuciła szeleszczący ortalion na bluzę i podniosła swój motor spod ściany. Miała gdzieś czy powinna go brać ze sobą do środka. Tyle złodziei potrafi się kręcić…
- Err… ty policjant - wskazała na Loupa - prowadź.

- Ta, uwaga, bo ktoś użycza zapasów, dobre żarty. - skwitowała kpiąco Lisa i z parsknięciem podeszła do pojazdów. Bez pytania władowała się na brykę Lazara, zupełnie jakby jej się to należało. Nawet nie spytała, taka księżniczka!

Tak jak powiedziała bestia, świt był zbyt odległy. Trzeba było ruszać od razu, a wejście do tuneli metra było chyba najlepszym pomysłem na ominięcie zgrai demonów czających się po mieście. Sokolov wyciągnął zza pasa “Serebrą Krasotę” i sprawdził magazynek, brakowało pięciu nabojów. Uzupełnił je i wytarł lufę szmatką trzymaną w kieszeni. Musiał o nią dbać, to jest jego ostatnia linia obrony przez demonami. Chwycił za “Milczących Braci”, byli na miejscu, gotowi jak zawsze. Zdjął z pleców “Ponętną Lidię”, jego ukochaną kuszę i sprawdził wszystkie bloczki i bełty. Wszystko było gotowe. Jak skończył swój rytuał wstał powoli.
- Dawajcie, nie ma czasu. Lepiej dotrzeć do tamtego miasta jutro, jeszcze za dnia. - Rosjanin zrobił kilka kroków i poczuł, że kostka dużo mniej boli jak jest usztywniona. Spojrzał na Loupa. - Ja prowadzę, skończyła się zabawa. - Uśmiechnął się lekko i zaczął iść w kierunku swojej maszyny.

- A tak, te wasze maszyny - skwitował Martin z dezaprobatą. Jak dziwnym by się to mogło nie wydawać, zupełnie o nich zapomniał. Sam w tych czasach nie korzystał z pojazdów mechanicznych w ogóle, dlatego nie zaprzątały mu głowy. Nie licząc dzisiejszego dnia, ostatni raz prowadził jakiś wtedy, gdy padł Paryż, a on pędził do domu by... - Trochę komplikują sprawę, ale rozumiem, że na nic zdałoby się namawianie was do ich porzucenia, więc nawet nie będę próbował.
"Zresztą lepiej, żeby je mieli przy sobie, gdy opuszczą miasto" pomyślał. Na pustkowiach lepiej się poruszać szybko. Czas od świtu do zmierzchu nie zawsze był wystarczająco długi, by zdążyć znaleźć nową kryjówkę. A przynajmniej Raynaud tak to sobie wyobrażał.
- Kanałami przeprowadziłbym was bez zadraśnięcia, w metrze ryzyko będzie nieco większe - mówił idąc z innymi do motorów. - Będziemy musieli przejechać w pobliżu kilku "gniazd" demonów, ale ich "lokatorzy" powinni się w tym czasie znajdować na powierzchni, więc jeśli będziemy mieli szczęście nie dojdzie do walki - "Broń jednak lepiej trzymać pod ręką" dodał w myślach, wiedząc, że nie musi tego tłumaczyć innym. - I jeszcze jeden szczegół. Linia metra kończy się kilka kilometrów przed granicami miasta, czeka was jeszcze rajd po przedmieściach. Całe szczęście większe demony należą tam do rzadkości, rozumiecie, brak odpowiednich kryjówek za dnia. Aha, i nie jestem policjantem - dodał jak gdyby miało to jakiekolwiek znaczenie.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Saverock jest offline  
Stary 20-04-2015, 21:15   #24
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
Jeszcze przed dosyć dynamicznymi wydarzeniami z rodzaju, bardzo krótkiego sparingu między Savem, a Lazarem oraz zachowaniem Alexa, która naprawdę mogło kiedyś zdenerwować kogoś zbyt bardzo, ktoś zostawił grupę. Była to Lucille, zniknęła gdzieś na dłuższą chwilę i pojawiła się dopiero, gdy wszyscy już czekali ze swoimi maszynami na przy wyjściu ze szpitala. Tym razem prowadziła już swój motocykl, by nie musieć korzystać z uprzejmości innych. Miała też ze sobą torbę wypchaną sobie tylko wiadomymi rzeczami.

Sav tuż przed odjazdem łowców, wyszedł na zewnątrz i zatrzymał ich na moment.
- Jeśli uda wam się dotrzeć za mur, znajdźcie pewną kobietę. Na imię ma Arin. I przekażcie jej to. Będzie wiedziała, co z tym zrobić - podał Martinowi srebrny pocisk. Sądząc po jego kalibrze była to amunicja do karabinu snajperskiego. - I rada na przyszłość. Jeśli nie znacie przeciwnika, celujcie w głowę. Zawsze skutkuje. Jeszcze jedno. Gdy będziecie za murem w momencie ataku demonów i zobaczycie "pierzastego", zróbcie wszystko by się do niego przebić i zabić. Armia demonów bez dowódcy będzie mniejszym zagrożeniem. A teraz znikajcie, szybko.

Grupa łowców demonów, w której skład wchodziły najróżniejsze osobistości, ruszyła do metra, by przedostać się nim na przedmieścia Paryża. Na szczęście przez większość drogi nie natrafili na żadne przeciwności. Jeszcze na powierzchni, Siergiej korzystając ze swojej skazy prowadził grupę daleko od skupisk demonów, a już pod ziemią, Martin czuł się jak u siebie w domu. Doskonale znał sieć tuneli rozciągniętych pod Paryżem i mógł wędrować przez nie z zamkniętymi oczami. Prowadził wszystkich pewnie do przodu. Momentami kazał zatrzymać się wszystkim, a sam skierował się do odnogi, którą zamierzał iść dalej i sprawdzał, czy droga była bezpieczna.

Dopiero po dotarciu na przedmieście łowcy natknęli się na przeciwność, której nie mogli ominąć. Tuż przy wyjściu z metra, spotkali grupę ogarów, które gryzły się między sobą o jakąś starą kość, całkowicie ogołoconą z mięsa. Nie pozostało nic innego, jak przebicie się przez stado, nie pozostawiając nawet jednego żywego. Nie chcieli ściągnąć większej ilości demonów, więc zdecydowali się użyć broni do walki w zwarciu. Nie miało to jednak wielkiego wpływu na wynik starcia. Ogary nie miały szans.

Na koniec pozostał tylko szaleńczy rajd poza miasto. Łowcy na swoich maszynach przemknęli przez przedmieścia. Mijali parę niewielkich grup demonów, ale nawet się nie zatrzymywali. Po prostu sięgali po noże, pałki, maczety i przejeżdżając powalali kilka osobników, co skutecznie odstraszało pozostałych od pogoni.

Grupa znalazła się poza granicami miasta niemal dokładnie w momencie, gdy zaczęły pojawiać się pierwsze promyki słońca. Z daleko niegdysiejsza stolica Francji, wyglądała niemal jak normalne miasto, które za kilka chwil miało obudzić się do życia. Jednak tylko tak wyglądało i każdy zdawał sobie sprawę, że to tylko zwyczajne złudzenie. Chwilę później usłyszeli głośny huk gdzieś z głębi Paryża. Odczuli nawet niewielkie wstrząsy ziemi. To bez wątpienia musiało oznaczać przybycie demona, którego Kondor widziała w swojej wizji.

Teraz pozostała ostateczna decyzja. Ruszyć według rady Sava na południe i spróbować odnaleźć prawdopodobnie zamieszkane przez kogoś albo co gorsza, przez coś miasteczko, czy zdać się na własny instynkt i wybrać inną drogę, prosto do Watykanu, gdzie ktoś miał na nich czekać?
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Saverock jest offline  
Stary 24-04-2015, 23:28   #25
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Martin dotarł z grupą znacznie dalej niż początkowo zamierzał. Najpierw planował odłączyć się u wyjścia z metra, ale musiał przyznać, że spodobało mu się prowadzenie całej kompanii przez ciemne zakamarki podziemnej części Paryża. Drużyna, mimo najróżniejszych indywidualności, podczas akcji przypominała nie najgorzej zgrany zespół, może nie tak jak jego dawny oddział, ale zawsze. Raynaud musiał przyznać, że w takiej chwili są nawet znośni, może dlatego, że nie ma między nimi Sava, a może dlatego, że wszyscy siedzą cicho, przynajmniej przez większość czasu.
Tak czy siak, gdy zobaczył ogary uznał, że pomoże im się wydostać z miasta zamiast prostego wskazanie drogi wyjazdowej. W starym oddziale nie odwalał fuszerki, więc i teraz postanowił wykonać robotę do samego końca. Zresztą w dzień nie powinien mieć problemów z przejściem przez przedmieścia z powrotem. Z większymi czy mniejszymi problemami, udało im się wreszcie wyjechać na pustkowia.
Gdy słońce wstało Martin zobaczył coś czego nie oglądał już od dawna. W kierunku południa rozciągał się zielony horyzont, na którym nie sposób było dostrzec zabudowań, ani żadnych innych zdobyczy cywilizacyjnych, jeśli nie liczyć podziurawionej drogi. Kiedy to ostatnio opuścił Paryż? Dwa, nie, to już trzy lata minęły od budowy muru. Nie miał wtedy czasu na podziwianie widoków, chyba że uznać za takie wypatrywanie nadchodzących demonów. Chłopaki nieźle się wtedy z nimi rozprawiali. Jak to możliwe, że cały tamten trud poszedł na marne? A co z Fauconem, to też było bez sensu?
Z zamyślenia wyrwał go potężny huk, który wstrząsnął centrum Paryża. Raynaud odwrócił się w tamtym kierunku, ale niczego nie dostrzegł. To co poczuł wystarczało, by zrozumieć, że do jego miasta przybyło coś potężnego, coś silniejszego od wszystkich potworów, jakie dotąd widział, ale to nie było istotne. Martin musiał być blisko jedynej rzeczy na jakiej mu zależało, bez względu na cenę jaką będzie musiał za to zapłacić.
- To było na tyle, moi drodzy - odezwał się tonem, jak gdyby wychodził z przyjęcia od starych znajomych, przy czym wciąż wpatrywał się w stronę Paryża. - Jak powiedziałem Savowi, zostaję tutaj. Sergiej - zwrócił się do Rosjanina. - Trzymaj - rzucił mu pocisk, który wcześniej wręczył mu białowłosy. - Pamiętaj, ma na imię Arin... czy jakoś tak. Powiedziałbym, że fajnie było was poznać - znów skierował swoje słowa do wszystkich, tym razem spoglądając na nich - ale byłoby to wierutne kłamstwo - powiedział z uśmiechem. - Drugiej tak pokręconej paczki ten świat jeszcze nie oglądał. W każdym razie życzę wam wszystkim powodzenia na południu, jeśli tam się wybieracie. Nie sprzedajcie swojej skóry zbyt tanio i natłuczcie demonów ile tylko zdołacie - to powiedziawszy odwrócił się ponownie w stronę miasta i wolnym krokiem ruszył do domu.

Alex przez całą drogę był rozkojarzony. Trzymał się na końcu, nic nie mówiąc. Co jakiś czas, sięgał do swojej torby, oglądał guzik, po czym rzucał go z powrotem do tobołków. Przez pewną chwilę można było ujrzeć na jego twarzy, niepewność kiedy pozostała część grupy weszła już do kanałów, jednak dość szybko się przełamał. Kiedy towarzysze zaczęli walczyć, on przyglądał im się, nie - nie dlatego że nie chciał. Po prostu, nie ma żadnej broni białej. Kiedy udało im się, wyjść poza tereny zabudowane, wreszcie się zatrzymali.

Kiedy Martin, zakończył swoje przemówienie, Alex oglądał swój pistolet. Nie sprawdzał czy jest sprawny, po prostu go obejrzał, po czym znikł On w głębokich fałdach płaszczu. Kiedy jego towarzysz ruszył w drogę powrotną, Alex poszedł za nim.

Kondor odwróciła się patrząc na plecy odchodzących. Spojrzała w niebo, dookoła i dopiero wtedy schyliła się po coś z przyczepki. Wyciągnęła stamtąd porządną, srebrną taśmę izolacyjną. Odklejając początek uśmiechnęła się złowieszczo. Zsiadła z motoru i w kilku szybkich susach dogoniła Martina. Sprawnym ruchem, jakby wielokrotnie powtarzanym, rozwinęła taśmę i zarzuciła na niego mocno przyciągając w swoją stronę.
- Albo idziesz z nami po dobroci, albo zabiorę cię siłą - powiedziała wprost do jego ucha.
- Ty! - wskazała na Alexa. - Będziemy się targować i znajdziemy fajniejsze rzeczy po drodze. Nie pozwolę wam wrócić do tego miasta teraz. To samobójstwo.

Lazar zatrzymał się na chwilę, by wyjąć z plecaka pojemnik, zaś z niego wydobył mapę. Przez chwilę oglądał ją uważnie początkowo rozglądając się, by ustalić własną pozycję, po czym schował ją ponownie. Nim zasunął plecak napił się z bukłaka.
Ostatecznie spojrzał na wszystkich spode łba i pojechał.

- Hej, co ty wyprawiasz?! - krzyknął Martin na Kondor. - Puść mnie natychmiast! Nie myślisz chyba, że wracam tam by walczyć z tym czymś?!

- Puść...nas… - Alex powiedział, nieco zmieszany, bardzo chciał znaleźć fajne przedmioty, ale taka okazja nie zdarza się często - Musimy...iść

- Nie - Kondor stanowczo nie zamierzała odpuścić. Widząc, że mężczyzna również nie zamierza odpuścić tak łatwo taśma poszła dalej w ruch. Byłą z wytrzymałego materiału i można było nieco potargać swoją ofiarą.
- To, że nie chcesz walczyć nie znaczy, że to on do ciebie nie przyjdzie - nie było łatwo oplątywać taśma kiedy ofiara się szarpała. Trzeba było ją po prostu ciągnąc za sobą aż do przyczepki.

Siergiej chwycił nabój i schował do jednej z wielu kieszeni, które znajdowały się na jego kurtce. Grupa przez chwile była zespołem, ale znowu się zaczęło to co w szpitalu. Loup nie mógł tam iść, po prostu do cholery nie mógł. Kiedy się miotali przy taśmie Kondor on podszedł do niego spokojnie i spojrzał mu w oczy, był przestraszony.
- Kiedy mówiłeś, że wracasz do Paryża Iwan zadrżał bardzo mocno. A jak ten chomik drży to zawsze potem dzieje się coś nieprzyjemnego, albo nawet strasznego. - Rusek wziął oddech. - Nie wiem co ciebie tu trzyma, Loup, nie będę się w to mieszał. Jednak martwy nie pomścisz przyjaciela, ani nie spełnisz złożonej obietnicy. - Odetchnął i pogłaskał lekko Iwana, który siedział w swojej wygodnej kieszonce.


- A co was to obchodzi?! - Martin wściekał się coraz bardziej. - Jeśli będę chciał tam wrócić to żadne z was mnie nie powstrzyma! - to mówiąc naprężył wszystkie mięśnie i po chwili skupienia rozerwał taśmę, którą obwiązywała go Kondor. Prewencyjnie odwrócił się do niej przodem, by nie mogła zaskoczyć go po raz drugi.
- Wyjaśnijmy sobie coś! - rzekł tylko odrobinę spokojniejszym tonem. - Znacie mnie ledwie od parunastu godzin i niczego o mnie nie wiecie. Nie wracam tam, żeby się za kogoś mścić, wracam tam, żeby kogoś chronić! - ugryzł się w język o ułamek sekundy za późno. - Jeśli nie macie zamiaru mnie zastrzelić to darujcie sobie te gierki, bo inaczej mnie nie zatrzymacie!

Alex cały czas czekał, co jakiś czas spoglądał w ich stronę.
- Chodźmy...szkoda...czasu - Spojrzał w stronę miasta - Jak… pójdziesz...sam, zginiesz na marnę… Im...bliżej zajdziemy...lepiej...dla reszty… Nie wyglądał na szczególnie zatroskanego. Nawet nie okazywał za bardzo emocji. Po prostu, chciał tam iść.

- Kondor, jesteś w stanie zobaczyć, czy osoba, którą on chce chronić w ogóle żyje? Widzisz przyszłość, tak? Możesz sprawdzić, co tam się zadzieje w mieście? - Lu zatrzymała się razem z innymi. Spojrzała na grupę. Westchnęła. Sama nie wiedziała, skąd wzięła się w niej wiara w powodzenie tego przedsięwzięcia. Zdjęła swój plecak, postawiła go na motorze i zaczęła czegoś w nim szukać.
 
Col Frost jest offline  
Stary 25-04-2015, 12:06   #26
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Lisa całą drogę tunelami przespała, wbita twarzą w wielki tobół na plecach Lazara. Nawet krótka potyczka z ogarami nie sprawiła, że się przebudziła. Wielka Dama musiała odpocząć i nie miała zamiaru pozwolić, by cokolwiek jej w tym przeszkodziło.
Kiedy wszyscy zatrzymali się o świcie, królewna przebudziła się. To wszystko przez to, że Lazar na chwilę wykonał jakiś dziwny ruch i po prostu pizdnął ją plecakiem w twarz. Gdyby nie ten mały mankament, to może nawet by nie drgnęła. Westchnęła głęboko i przeciągnęła się z kocim pomrukiem. Nie przecierała oczu, mimo iż jej permanentny makijaż zniósłby to bez trudu. Mimo wszystko wciąż siedziała swymi jędrnymi pośladami na pojeździe i wesoło machała sobie nóżkami. Wciąż była zmęczona i najchętniej spałaby dalej. Kiedy Lazar ogarnął co miał i prawie po raz drugi zdzielił ją plecakiem po ryju, sądziła, że jeszcze się zdrzemnie, ale facet nagle ruszył z hukiem silnika!
Wszyscy widzieli jedynie jej dziwną minę, która sprawiała wrażenie jakby blondynka puściła mokrego bąka i właśnie była w wielkim szoku. Oczywiście nie, nie zrobiła tego! Jej piękna sukienka nie została skażona brązową nartą, jednak mimo wszystko, szok był podobny.
“Kurwa, porwano mnie... porwano!!” lamentowała z początku w myślach. Jej umysł na chwilę otrzeźwiał, by zrozumieć co właściwie przed chwilą się stało. “Zaraz, chwila, spokojnie, jakiś cel w tym mieć musi może…" zastanawiała się dalej siedząc wciąż na rozpędzonym motorze. Przecież nie będzie teraz z niego skakać. Panika pomału ustępowała, kiedy jej myśli spełzły na zupełnie inny tor. "Ach tak, był o mnie zazdrosny! O kurdę, ale narobiłam, teraz chce mnie zabrać jak najdalej od Siergieja, co za zwierz! Ach, nie dziwię mu się, gdybym mogła, to sama bym siebie porwała, ho ho.” spokojne myśli w głowie Lisy sprawiły, że się opanowała, wręcz była zachwycona!
- To dokąd mnie zabierasz, Zwierzaczku? - mruknęła zalotnie do Lazara, wysilając nieco swe struny głosowe, by dobrze i wyraźnie ją słyszał. Była taka wniebowzięta! W końcu niemalże się o nią bili, czy to nie cudowne?
Mimo to, Lazar milczał. Nic jej nie odpowiedział, więc ta gadała dalej.
- Milczący jesteś, co? - sprowokowała kolejnym pytaniem, jednak z ust Zwierza nie wydobyło się ani jedno słowo.
- No trudno, rozumiem, zły jesteś na mnie, ale nie bierz tego do siebie! To nie tak, że miałam zamiar od Ciebie uciec, po prostu warto szukać alternatywy, rozumiesz? - ględziła dalej. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że być może Lazar ma ochotę pierdolnąć sobie w łeb, by już jej nie słuchać.
- Rozumiem, że chcesz mnie tylko dla siebie - zachwycała się dalej.
- Nie musisz nic mówić, ja wszystko wiem! Doceniam to, że zechciałeś mnie porwać, jak Księżniczkę! Bym nie musiała iść pieszo z resztą. Ale nie musiałeś tego robić, oni na pewno teraz za mną tęsknią - jej ego było większe niż powierzchnia największej pustyni na świecie. Było to wręcz zadziwiające jak Lalka potrafi wszystko przekręcić na swoją korzyść i jeszcze prawdopodobnie w to wierzyła. A może to jednak było tylko takie biadolenie?
"Rany, jeśli w łóżku też jest taki milczący, to straszne!" pomyślała Lisa, jednak szybko ta myśl jej zbrzydła. "W jakim łóżku?!...."
-... FUJKA! - dokończyła swoje myśli na głos. Wyobrażała sobie jak Lazar przeprowadza z nią w łóżku przedseksualny rytuał dominacji, tak jak to robił khala Drogo z Daenerys. Myśl ta po części napawała ją minimalnym niesmakiem, choć Drogo był przynajmniej przystojnym barbarzyńcą. Im głębiej zapuszczała się w swoje myśli tym bardziej jej się one podobały. Lazar mógł poczuć odrobinę szczęścia, gdyż blondynka w końcu zamilkła, pogrążona w swej olbrzymiej wyobraźni, gdzie przed oczami malował jej się ten dziki seks w namiocie.
- Ale może chociaż powiesz mi dokąd w końcu jedziemy? Zabrałeś mnie bez słowa wyjaśnienia, to chyba trochę nie fair, prawda? Mógłbyś chociaż mi odpowiedzieć jednym słowem, wiem, że umiesz mówić. Może składanie zdań złożonych nie wychodzi Ci najlepiej, jednak słowa jakieś znasz, więc tyle mógłbyś zrobić.... Kurde, ale piździ gdy tak pędzisz, nie jest Ci zimno? Mnie jest zimno! - szczęście Lazara musiało uciec bezpowrotnie, choć pewnie z nadzieją gdzieś krążyło jeszcze wokół niego, jakby w oczekiwaniu na to, kiedy usta Lalki zamilkną.
- No odpowiesz mi czy nie?! - wydarła się już prawie wkurzona. Miała ochotę znowu go zdzielić i tak jak pomyślała tak też zrobiła.
- Ale jesteś buc!! - krzyknęła obrażona i fuknęła głośno pod nosem. Zadarła swój szlachetny nosek ku górze i odwróciła głowę w bok, na znak mega-giga-hiper-focha.
- Nie odezwę się póki mnie nie przeprosisz. - zakomunikowała i złączyła swe wargi w pakcie milczenia.
Fruwające, choć zapłakane do tej pory, niewidzialne szczęście, podskoczyło na ramieniu Lazara i ponownie w niego wniknęło. Jednak jak to się mówi: Nie chwal dnia przed zachodem słońca.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 25-04-2015 o 12:11.
Nami jest offline  
Stary 27-04-2015, 14:08   #27
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Kondor tymczasem patrzyła niezadowolona na kawałki porwanej, porozciąganej taśmy. To była naprawdę dobra taśma. Westchnęła.
- Mogę spróbować, ale ktoś później powinien za mnie poprowadzić motor - odpowiedziała Lucille. Zanim jednak się zabrała do roboty spojrzała na Martina.
- A, wisisz mi jedną taśmę izolacyjną. B, jeśli jesteś tak zapatrzony w ochronę tego kogoś to chyba powinieneś nieco przemyśleć swoje postanowienie. Tam też jest taki koleś jak ty, który jak upadnie miasto będzie łaził za niewiadomo kim. Paryż to moja piękna kochanka, której nie udało mi się ochronić. Nie mam ochoty aby inne miasto tak skończyło. Nawet nie patrząc w przyszłość mam przeczucie, że Sav nie wysłał nas tam tylko dla ochrony. To wszystko może prowadzić do znacznie większą sprawę… Ale szkoda już dłużej gadać. Wilczek sobie pojechał i za cholerę nie wiem dokąd. Jak i wy chcecie, no to rudno. Najwyżej sama się zmierzę z tym dziwadłem. Boże uchroń przed głupotą - Kondor przeżegnała się i odwróciła na pięcie.

Alex czekał na jakąkolwiek reakcje. Cały czas stał zwrócony w stronę miasta. Coraz mocniej zaczął zaciskać pięści, prawa ręka lekko zaczęła lekko drgać, opuścił wzrok na ziemie, po czym szybko złapał się za twarz - Aaaaaarrrrrrrghhhhhhhh! Upadł na jedno kolano, starał się jeszcze utrzymać równowagę, po chwili jego twarz zderzyła się z ziemią.

Lucille się zatrzymała. Przeprawa może nie była ciężka, ale do najprzyjemniejszych nie należała. Złapała wodę i się napiła. Odetchnęła i spojrzała po grupie. Żadne z nich w jakiś szczególny sposób nie ucierpiało. To dobrze. Przynajmniej nikt nie będzie zawalidrogą. Kobieta obejrzała się za siebie. Paryż: jej odwieczna miłość, dotychczasowe życie... Paryż: ostoja, która właśnie poległa. I choć od upadku miasta minęło już trochę, to jednak dopiero dziś do Lucille dotarła ta informacja. Lekarka zsiadła z motoru, mieli chwilkę. Zaczęła grzebać w plecaku. Kątem oka spojrzała na Martina, ale nie odezwała się. Natomiast zdziwiło ją to, że inna dwójka pomknęła gdzieś w drogę: bez słowa, bez niczego.
- Wziął sobie pannę, to i pojechał w ustronne miejsce - odpowiedziała Lucille nadal grzebiąc w plecaku. Po chwili zamknęła go i nim cokolwiek zdążyła zrobić, Alex wylądował z mordą w piachu. W ułamku sekundy doskoczyła do niego i pomogła mu się ułożyć na boku. Jeśli sam nie dał rady, przewróciła go.
- Nic ci nie jest? - zapytała, a jej palce szukały już jego nadgarstka, żeby zmierzyć mu puls.

- Martwy nikogo nie ochronisz Loup, tak to już bywa. Jak spojrzeć jeszcze na tego “Pierzastego” to on poluje na takich jak my, więc będąc przy tej osobie możesz narazić ją na jeszcze większe niebezpieczeństwo. - Blef z Iwanem mu nie wyszedł. No cóż, Siergiej kłamcą nie jest, a to chyba każdy widział, że Iwan III Groźny był niewzruszony i nie bał się niczego co chodziło po tej ziemi, nawet tego “przywódcy demonów”, kim on kurde był żeby podskakiwać do Króla Sklepu Zoologicznego? Demonem? Pfy… Nikt nie zadziera z Iwanem III Groźnym, a jak zadziera to kończy na tym bardzo źle. Pamiętacie Cerbera? Trójgłowy pies strzegący drogi do Świata Zmarłych, zamachnął się na Iwana a teraz leży martwy z rozwalonymi pyskami. Mówi samo za siebie. Kimkolwiek jesteś, nie zadzieraj z tym chomikiem.
Siergiej spojrzał na Loupa. - Czas jechać Martin, mamy mało czasu a to coś już tam zabija Towarzysza Dupę, a potem przyjdzie po nas. Dawajtje Towarisz! -

Martin głośno westchnął. Uwaga Kondor go zraniła. To nie tak, że nie chciał pomóc, po prostu nie mógł, miał już swoje zadanie. Nie oczekiwał, że inni go zrozumieją, on większości z nich nie rozumiał, ale, że przynajmniej pozwolą mu zrobić to co zrobić musi. Całkowicie spokojnym tonem zwrócił się do Sergieja:
- Beze mnie, ja zostaję.
Następnie podszedł do leżącego na ziemi Alexa i klęczącej nad nim Lucille.
- Mogę jakoś pomóc?

Alex nagle zaczął się miotać jak szalony i wyrwał się Lucille, która sprawdzała właśnie jego tętno. Przewrócił się na bok i nakrył głowę rękoma.
- Boli... - powiedział cicho. - Ma przestać...

- Trzeba go zabrać w jakieś bardziej bezpieczne miejsce. Tu zaraz nas coś dopadnie. Weź go i może wsadź do przyczepki. Sama nie dam rady - Lucille zaczęła dyrygować, skoro Martin zaoferował pomoc. - Przydałaby nam się Twoja pomoc. Na ten czas nie dość, że Bezimienny nam nie pomoże, to trzeba zadbać o jego dupę. Bez Ciebie...
To była pierwsza i ostatnia próba, jaką rudowłosa podjęła, by przekonać Martina do pozostania. Rudowłosa nie zdążyła dokończyć, bo właśnie Alex zaczął się rzucać. W pierwszej chwili zabrała ręce.
- Co boli?

Raynaud klęknął przy miotającym się mężczyźnie. W pierwszej chwili nie wiedział co ma robić, ale w końcu przeszedł do działania. Korzystając ze swojej siły przycisnął go do ziemi, starając się nie sprawiać mu zbyt wiele bólu.
- Spokojnie, kolego, spokojnie - powiedział do niego, a nastepnie zwrócił się do innych. - Spróbujmy go jakoś unieruchomić do czasu aż ten atak minie, bo jeszcze sobie coś zrobi. Szkoda, że podarłem tą cholerną taśmę…

Siergiej od razu zareagował i podbiegł do Alexa, żeby przycisnąć jego nogi swoim ciężarem ciała. Cholera wie jak mocne mógł mieć te kopyta.

- Zejdźcie z niego! W dupach wam się poprzewracało? Przecież coś mu jest, skoro się trzęsie! - Lucille nie wytrzymała. Co jak co, ale Bezimienny nie był teraz szkodliwy w żaden sposób. Sam sobie szkody swoim trzęsieniem się nie zrobi. Po cóż więc go trzymać. - Więcej szkody niż pożytku będzie z jego trzymania.
Widać było po dziewczynie, że sama się zdenerwowała. Głos w pewnej chwili jej się załamał. Co jak co, ale wystraszyła się całą sytuacją. Spojrzała na Alexa i ponowiła pytanie, ciszej, spokojniej, bardziej stanowczo i powoli.
- Co boli?

Przez dłuższą chwilę Alex wykrzywiał się w nieprzyjemnym grymasie. Po chwili jednak, ból ustąpił, został zastąpiony czymś innym, równie nieprzyjemnym. To coś wbiło mu się w głowę, niemal wypalając mu coś na czaszce. Na szczęście… ustąpiło. Jego wzrok znów zrobił się spokojny.
- Nic… - Odparł ponownie monotonnym głosem, jakby całkowicie odciął się od tamtego wydarzenia.

- Nie rób mi tego... - Lucille mruknęła niepocieszona. Nadal wpatrywała się w Alexa. Gdyby mogła, przeszyłaby go wzrokiem. Nie wiedziała, co ma ze sobą począć.
- Co się dzieje? - zapytała raz jeszcze. Pytanie proste, więc powinien zrozumieć. Na wszelki wypadek dodała: - I nie mów, że nic, bo widzieliśmy, że jednak coś.

Alex spojrzał na towarzyszke. Był to ten sam wzrok, z którym spotkała się pod szpitalem.
- Nic... - Mężczyzna nie zwracał uwagi czy ktoś go trzyma, cały czas leżał.
- Gdzie...jest...Alex? - Próbował dostać się dłonią do swojej torby, którą przygniótł podczas upadku.

Nie, wcale się nic nie stało. Doprawdy nic. Bezimienny tak z radości i dla zabawy tarzał się po ziemi. Lucille spojrzała ma mężczyznę, wzięła głębszy wdech. Zignorowała jego niedorzeczne pytanie.
- Zbieraj się, nie mamy czasu.
Sama wstała z klęczek i odwróciła się na pięcie. Złapała swój plecak, który leżał przy jej motorze. Kopnęła w złości jakiś niezbyt duży kamień. Martina już nie pytała, nie prosiła więcej o zostanie. Ma facet swój rozum, zrobi, co będzie chciał. A zaraz pewnie zacznie się kolejne piekło. Lucille założyła plecak i kask. Poprawiła zabezpieczenia swoich rzeczy, by niczego nie zgubić w trakcie jazdy. Wsiadła na motor, spojrzała na pozostałych.
- Proponuję już jechać - odpaliła maszynę i ruszyła w kierunku, w którym pojechała dwójka kochanków.

- Z miłą chęcią - mruknęła Kondor, która zaiste nie miała już ochoty zajmować się tą bandą dzieci. W zasadzie czekała aż któreś z nich powie coś mądrego. Odpaliła silnik. Jej mechaniczne wierzchowce zarżały kilkukrotnie i popędziły do przodu.

Martin spoglądał w stronę oddalających się kobiet. W jego głowie trwała prawdziwa batalia myśli, które uderzały w siebie niczym rozpędzona średniowieczna konnica wpadająca w szeregi zlęknionej piechoty. Raz atakowała jedna strona, innym zaś razem druga. Raz chciał ruszać za nimi, a zaraz stwierdzał, że to i tak bez sensu. Nie miało to zresztą żadnego znaczenia, bo decyzję co zrobi podjął już jakiś czas temu.
Pomógł wstać leżącemu mężczyźnie, który zdawał się powoli dochodzić do siebie, o ile w jego przypadku w ogóle można użyć tego określenia. Następnie sięgnął po swój plecak, który w jednej chwili zawisł na jego ramieniu. Rzucił jeszcze Sergiejowi spojrzenie zatytułowane "Nawet nie próbuj", po czym odwrócił się na pięcie i wolnym krokiem ruszył w stronę Paryża. Obiecał sobie, że zignoruje jakiekolwiek nawoływania, o ile takowe w ogóle się pojawią. Wprowadzały one zbyt wiele zamieszania, budziły zbyt wiele wątpliwości.

Alex stał wyraźnie...nie, nie właściwie wyglądał tak samo jak zawsze. Ale wewnątrz czuł się niezwykle rozbity. Z jednej strony, nie mógł przepuścić takiej okazji, by iść do Paryża i poczekać aż padną po kolei. Mieli fajny sprzęt, lepszy od niego. Jednak wiedział, że teraz nie jest to mądre posunięcie. A skoro On rezygnował z czegokolwiek, to musiało być to naprawdę poważne. Alex spojrzał w stronę miasta, które teraz wydawało się tak ciche.
- Nie...ma sensu… - skierował swoje słowa do odchodzącego towarzysza - Jeśli...chcesz...wrócić...po.po...pocz...zaczek aj...pare...godzin.. - Po chwili mężczyzna ruszył w stronę dziewczyn.

Loup podjął decyzję, trzeci raz powiedział co zamierza zrobić. Siergiej nie zamierzał go więcej nawoływać do pojechania z nimi. Znał go krótko, ale lubił tego typa, koleś który ma o co walczyć, który ma motywację, żeby przeżyć i żeby wstać jak upadnie. Jaką ma Syberyjczyk? Nie zginąć? Podróżować po świecie do zasranej śmierci? Świata nie uratują napewno, nie skończą plagi demonów, ale jak przetrwa Rzym, to być może z czasem, krok po kroku, kilometr po kilometrze będą odbijać to co stracili w 2012 roku.
Zasalutował, prowizorycznie, bowiem nigdy nie przechodził szkolenia wojskowego, zasalutował na pożegnanie dla Loupa. Jeszcze tylko dotknął dwoma palcami dotknął kolejno czoła, mostku, lewego i prawego barku. Niech Bóg ma tego człowieka w swojej opiece.
Odwrócił się sprawnie i usiadł na motor. Odpalił silnik i ruszył za resztą, co innego miał zrobić? W Paryżu nie zostanie, mimo że lubił to miasto, od dzieciaka w nim mieszkał. Teraz przyszedł czas się ruszyć, najbardziej zabójczy duet na zachód od Renu ruszał dalej, nie patrząc za siebie. Jeszcze raz pomyślał o Loupie, nawet jak zginie to zrobi to z jakiegoś powodu, Siergiej musiał znaleźć powód, dla którego on jeszcze żyje.
- Powiedz mi Iwan, byłeś kiedyś we Włoszech? Zabiorę ciebie na plażę, woda jest tam dużo cieplejsza niż w Sekwanie! - Rusek sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej ziarno słonecznika. - Jedz, podróż będzie długa.
 
Asderuki jest offline  
Stary 27-04-2015, 20:41   #28
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
Wszyscy(no prawie)

Łowcy po długiej wymianie zdań i dziwnym ataku Alexa, niemal w pełnym składzie postanowili ruszyć za Lazarem, które odjechał właściwie od razu. Kondor zawróciła, gdy dostrzegła, że Alex idąc, jakimś cudem myślał, że dogoni stalowe maszyny, pędzące na przód. Kazała mu wejść do przyczepki i dołączyła do reszty.

Po około godzinie, grupie udało się dogonić Lazara i przebywającą z nim właściwie z przymusu, Lisę. Łowcy jechali cały dzień, zatrzymując się tylko po to, by upewnić się, że jadę mniej więcej w dobrym kierunku. Oraz oczywiście wtedy, gdy poczuli głód lub musieli pójść za potrzebą. Do zmroku nie działo się nic niezwykłego. Droga była pusta, nie licząc pozostawionych samotnie samochodów, które już zdecydowanie nie nadawały się do użytku.

Gdy słońce niemal całkiem zniknęło za linią horyzontu, Alex, mający dużo czasu na rozglądanie się, poinformował pozostałych o świetle, które pojawiło się całkiem niedaleko. Grupa zatrzymała się. I tak musieli zrobić postój na noc, bo spokój za dnia wcale nie oznaczał bezpiecznej podróży w świetle księżyca. Decyzja była prosta. Sav twierdził, że gdzieś w okolicy znajdowało się niewielkie miasteczko. Światło sugerowało, że ktoś tam był. Możliwość snu nawet na twardym materacu była lepsza od spaniem pod gołym niebem, gdzieś na otwartym terenie, gdzie z każdej strony mogły nadejść demony.

Po przejechaniu około kilometra, bo taka odległość dzieliła łowców od miasteczka, trafili do niewielkiego miasteczka. A raczej na jego obrzeża. Przed apokalipsą to miejsce nie mogło mieć wielu mieszkańców. Zanim tutaj dojechali, światło zgasło. Miasto wyglądało na zupełnie opuszczone. Jednak jeśli widzieli światło, które nagle zgasło, niemożliwym było, by miejsce okazało się puste. Pozostawało tylko jedno, bardzo ważne pytanie. Czy gdzieś tutaj ukrywali się ludzie, czy jednak były to inteligentne demony, które próbowały wciągnąć wędrowców w pułapkę?

Martin

Martin jako jedyny podjął decyzję o tym, by pozostać w Paryżu. Miał swój powód, z którego nie zamierzał się nikomu tłumaczyć. Wracając do domu, którego nie zamierzał opuścić, zaobserwował coś dziwnego. Coś albo ktoś doprowadziło do wzmożonej aktywności demonów w całym mieście. Jednak ta aktywność była niezwykła. Raz minął grupkę ogarów, która przeszła jakieś dziesięć metrów od niego i nawet nie zwróciła na niego uwagi, tylko kierowała się dalej, gdzieś do centrum Paryża. Takie coś nigdy nie miało miejsca. Jednak dla Loupa było to nawet na rękę, przynajmniej nie musiał walczyć, by ostać się do domu.

Dosyć szybko był już na miejscu. Znalazł się w miejscu, które tak wiele dla niego znaczyło. Jednak coś było nie tak. Drzwi do środka była szeroko otwarte. Podobnie z drzwiami prowadzącymi do piwnicy. Zawsze je zamykał. Chociażby dlatego, by przypadkiem podczas jego nieobecności coś się nie zalęgło w jego schronieniu. Wiedziony złym przeczuciem zbiegł po schodach na dół. Stanął przed zniszczonymi drzwiami, prowadzącymi do niewielkiego pomieszczenia, które niegdyś było komórką na owoce i inne takie. To chyba było najgorsze, co mógł ujrzeć. W drzwiach znajdowała się dziura, którą bez problemu mógłby przecisnąć się dorosły człowiek. Bał się zajrzeć do środka. Bał się tego, co ujrzy, gdy zapali światło.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Saverock jest offline  
Stary 06-05-2015, 11:17   #29
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
DOC

Gdy Lazar zatrzymał motor pociągnął kilkukrotnie nosem jakby starał się wywęszyć lokalne demony.
Najwyraźniej jednak nieczego nie poczuł. Zszedł z motoru i obnażył dwa ostrza. Wtulony w cienie ruszył na poszukiwanie źródła światła zdążając do miejsca, w którym było widziane nim zgasło. Przynajmniej orientacyjnie. Nie sądził, by w poszukiwaniach pomógł mu węch lub słuch, ale nie zmierzał się zamykać wyłącznie na doznania wzrokowe samemu poruszając się ostrożnie i cicho.
Skoro Lazar sobie poszedl, to Lisa w koncu zeszla z motoru. Juz ją poslady piekly od tuch wibracji niestabilnego siedzenia. Zastanawoala sie przez chwile, czy poprowadzic motor juz pieszo idac za mezczyzna, ale wolala sie nie rządzic nieswoim, a skoro chlop nic nie mowil, to i ona milczala. Spojrzala jedynie na swojego Ruskacza i usmiechnela sie do niego.
Widząc, że niektórzy ruszyli sprawdzić teren, skupiła się by być w gotowości do ochrony kogokolwiek.
Siergiej zatrzymując motor wykonał swój rytuał. Zza pasa wystawała “Serebra Krasota”, koło niej znajdował się jeden z Milczących Braci był zaraz obok niej, drugi przy drugiej nodze. Na plecach czekała Ponętna Lidia. Sokolov był gotowy. Musiał sprawdzić co się tam działo, pobiegł lekko skulony po przeciwnej stronie ulicy od Lazara. W dłoni trzymał kuszę i przyglądał się wszystkiemu co mogło być niebezpieczne. Iwan był schowany w swojej kieszeni, jednak Rosjanin czuł jego ciepło na piersi, nie wiedział dlaczego, ale zawsze dodawało mu ono odwagi w takich sytuacjach.

Tym razem bezimienna kobieta nie pchała się do przodu. Postanowiła pilnować rzeczy, a w szczególności swoich. W końcu ostatecznie Alex pojechał z nimi. Złapała go za frak i kazała wysiąść z przyczepki. Była zła na niego i jego brak zdecydowania. To czy gadał głupoty to inna sprawa.

Grupa powoli posuwała się do przodu. Wokół panowała cisza. Z jednej strony mogła to być dobra wiadomość. Cicho, żadnego demona, czy innego niebezpieczeństwa w okolicy. Jednak jeśli jest się przygotowanym na najgorsze, to taka cisza jest czymś, co potrafi wykończyć każdego. Często dużo lepiej, gdy coś da znać o swojej obecności. Tym razem jednak nic się nie działo. Cisza, spokój. Ostatni promyk słońca znikający za horyzontem. Wielkie napięcie wśród łowców. I nadal nic.

Lazar pierwszy dotarł niemal przed drzwi budynku, w którym wcześniej widzieli światło. Już miał je otworzyć, ale nagle coś usłyszał. Spojrzał w stronę, z której dochodził cichy dźwięk. Dopiero po chwili dostrzegł małą myszkę, biegnącą wzdłuż ściany budynku. Po chwili znowu zapanowała cisza, a łowcy stali w pobliżu. Lazar najbliżej drzwi. Siergiej lekko z boku, a pozostali parę metrów od nich.

Drago nie pytał się innych o zdanie. Po prostu zdecydowanym ruchem otworzył drzwi wejściowe. Zaraz potem dało się słyszeć huk wystrzału z shotguna. Lazar wprawdzie odskoczył, ale to szybka reakcja Lisy i jej tarcze pozwoliły uniknąć mu zostania podziurawionym niczym durszlak. Gdy sytuacja się uspokoiła, okazało się, że drzwi połączono prostym mechanizmem ze spustem broni, która miała za zadanie wystrzelić natychmiast, gdy ktoś… albo coś spróbuje wejść do środka. Zdecydowanie nie była to robota żadnego demona. Pytanie tylko, czy pułapka pomogła przetrwać jakiemukolwiek z mieszkańców tego domu.

Lisa niemalże spociła się z tego stresu. Jej reakcja była mechaniczna, nawet nie była pewna czy jest przed czym bronić, ale chyba właśnie to zaskoczenie sprawiło, że użyła tarczy. Na szczęście tym razem się przydała.
- Co za typ, myślał, że go to ochroni przed demonami? Czy może bał się bardziej obcych ludzi? - mruknęła cicho, nie wiadomo czy bardziej do siebie czy może do reszty. Tym razem już bardziej pewna siebie podeszła bliżej chłopaków, by nie stać w aż takiej odległości.
- Możemy wejść w trójkę, mogę zrobić tarczę na max trzy osoby. - zaproponowała Lazarowi i Siergiejowi, choć była pewna, że Lazar jej nie odpowie, pewnie nawet głową nie kiwnie, ani spojrzeniem jej nie uraczy. Trzeba jednak się wbić do tej chaty, bo nie ma co się cackać. Ktoś na pewno tam mieszka. Chyba.

Siergiej zamarł kiedy broń wystrzeliła, nie był gotowy na pułapkę. Na szczęście nic nikomu się nie stało i mogli po chwili zobaczyć jak wszystko zostało przygotowane.
- Zabić nie zabije, ale huk jest tak głośny, że na pewno ostrzeże twórce pułapki, że ktoś tu przyjechał. - Rosjanin wiedział, że to nie oni mieli w tym momencie inicjatywę, atak mógł nastąpić tak naprawdę z każdej strony więc umiejętność Lisy powinna im się przydać, nie chciał dostać kulki. Lidia nie przyda mu się w domu, odległość była zbyt mała. Bliźniaki opuścili szaty i ujawnili swe metaliczne oblicza. Siergiej spojrzał na Lazara a potem na dziewczynę. Zrobił krok naprzód, wiedział że w tym miejscu raczej demonów nie ma więc skupił się na lewym oku, żeby widzieć lepiej w ciemnościach.
Gdy weszli do środka, szła blisko by móc otoczyć ich tarczą i przy okazji skupiła się na tej stronie pokoju, po której stała, rozglądając się uważnie. W sumie, jeśli ktoś tutaj był, to może wypadałoby go ostrzec? Spytać, powiadomić o obecności i dobrych, a na pewno “nie złych”, zamiarach?
- Jesteśmy Łowcami Demonów, nie szukamy problemów wśród ludzi - zagaiła wyraźnie, swym subtelnym, kobiecym głosem, nie tracąc czujności. W sumie, nawet jak ktoś w nich strzeli, to i tak nic mu to nie da.
- Jeśli znowu nas zaatakuje, to osobiście go zabiję. - szepnęła niezadowolona do chłopaków
- Albo ją. - sprostowała, gdyż nie była pewna z kim mają do czynienia.

Lucille w pierwszej chwili nie pomyślała o tym, by iść z mężczyznami i... aktoreczka? Co ona tam robi? Mniejsza. Rudowłosa spojrzała na Kondora. Poczciwa z niej dziewczyna, wróciła po Bezimiennego. Cóż, może się z nim lepiej dogada? Bo Lucille jak na razie to nie wychodziło. Przez dłuższą chwilę skupiła swoją uwagę na Alexie. Mogło to wyglądać, że kobieta się w niego wgapia. Cóż, niedoszła lekarka wolała upewnić się, że rzeczywiście "nic.".
Z zamyślenia wyrwał ją strzał. Podskoczyła aż. Cała trójka znajdowała się dalej od niej. Dlatego też Lucille nie czekając na nic, zerwała się i czym prędzej popędziła w stronę domu.
- Nic wam nie jest? - zapytała, kiedy do nich dopadła. Cóż, ona nie była łowcą, a przynajmniej nie takim... standardowym. Owszem, umiała siedzieć cicho, ale nie w momencie, w którym komuś coś mogło grozić.

Alex cały czas czymał się tyłów. Po prostu miał pewność, że nie zabłądzi. Tylu osób z pewnością nie zgubi z oczu. Kiedy spoglądała na niego Lucille, On nie zmienił swojej pozycji, nawet mogłoby się wydawać, że nie zwrócił na nią uwagi… Chociaż, to byłoby niemożliwe. Kiedy broń wystrzeliła, podniósł Głowę i skierował w stronę dźwięku. Ruszył chwiejnie za resztą, kiedy się do nich zbliżył, powiedział;
- Tresowana...wytresowana…- spoglądał wyraźnie w stronę Lisy - ehm...wy...tresowana...kobieta… robi… za dużo… hałasu…

Łowcy, a raczej ich część zdecydowali się zbadać dom, pomimo że ktokolwiek tam mieszkał teraz bądź kiedyś, nie przepadał za gośćmi. Przynajmniej tak sugerowała zastawiona pułapka. Budynek wyglądał normalnie. Nie wyróżniał się niczym specjalnym. Było ciemno, ale dało się w miarę normalnie obejrzeć wnętrze. Duże pomieszczenie zaraz przy wejściu obok schody na górę. Gdzieś tam stały zakurzone meble. Tylko fotel wyróżniał się wśród reszty tym, że nie pokrywała go warstwa kurzu, więc musiał być używany.

Nagle na górze rozległ się hałas. Jakby coś spadło na ziemię. Po chwili dźwięk się powtórzył i jakiś mały przedmiot potoczył się po schodach, wprost pod nogi niechcianych gości. To był granat. Lisa od razu stworzyła tarczę ochroną otaczającą wszystkich w środku. I czekała. Wszyscy czekali na wybuch, cokolwiek. Jednak nic się nie stało. Gdy pewnym było, że granat nie wybuchnie, Lazar podniósł go z ziemi. Bez problemu rozpoznał, że była to bardzo marna atrapa, która miała za zadanie tylko przestraszyć.

Brwi Drago ściągnęły się. Warknął cicho odsłaniając zęby. Poszedł na górę walcząc z ochotą wciśnięcia atrapy w odbyt gospodarza.

Lazar już miał wejść na pierwszy schodek i nagle coś się stało. Podłoga pod jego nogami zapadła się. Szybko i boleśnie wylądował w trzymetrowym dole. Gdy się otrząsnął po upadku, zobaczył, że dół prowadził do podziemnego tunelu, w którym bez większych problemów zmieści się człowiek.. Tunel był ciemny i nie dało się określić jak daleko sięga i co się w nim znajduję. Drago bez jakieś pomocy od pozostałych nie miał szans wyjść z dołu. Po chwili z góry rozległ się cichy śmiech.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 08-05-2015, 22:27   #30
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację


Błysk. Lazar widział lufę plującą ogniem i dymem. Wiedział, że nie zdoła uchylić się przed wszystkimi pociskami, lecz przynajmniej mógł zminimalizować obrażenia ustawiając się bokiem do pędzących w jego klatkę piersiową pocisków.

Przy pełnej prędkości odepchnął się prawą stopą od podłoża nadając ciału ruch obrotowy. Musiał ustawić się bokiem, by zminimalizować obrażenia. Jednocześnie odepchnął się też lewą stopą chcąc podskoczyć.

Kule dalej były diabelnie szybkie. Choć był w stanie dostrzec jak wylatują z lufy i suną przez powietrze jak pociąg po torach, to dalej nie był w stanie ich unikać.

Nagle metal pędzący z zabójczą prędkością wyhamował rozpłaszczając się na niewidzialnej tarczy. Widział też jak kilka przemyka koło niego, ale był to jedynie efekt połączenia jego szybkości z rosnącym wraz ze zwiększającą się odległością rozproszeniem.

Po wejściu do środka okazało się, że to nie był koniec atrakcji. Ze schodów spadł granat, którym Drago niespecjalnie się przejął. W normalnej sytuacji wyskoczyłby przez znajdujące się nieopodal okno. W tej jednak chwili wystarczyło jedno spojrzenie na Lisę, by wiedzieć, że stawia tarczę. Nie uciekała.

Gdy nic się nie działo już wiedział co leży u stóp schodów. Atrapa. Niemniej podszedł do niej ostrożnie jak do niewybuchu, co okazało się niepotrzebne. To rzeczywiście była atrapa i to słabej jakości.

Warknął cicho ściągając brwi i zaczął wspinać się na schody. Nagle świat ponownie zwolnił. Podłoga zapadła się, zaś Drago szybko rozejrzał się na boki szukając stabilnej krawędzi. Nie było takiej w zasięgu jego wzroku. Natychmiast sięgnął po oszczep jednocześnie spoglądając w dół. Nie było tam jednak żadnych kolców ani zabójczych narzędzi, więc natychmiast zrezygnował z pomysłu utrzymania się za wszelką cenę na poziomie, na którym był jeszcze przed chwilą.

Podłoże zbliżało się nieubłaganie, a kiedy tylko jego stopy zetknęły się z ziemią napiął wszystkie mięśnie pozwalając stawom na zginanie się. Swój ruch zakończył z nogami zgiętymi i z opartą dłonią jako trzecim punktem podparcia.
Wyprostował się powoli rozglądając się po najbliższym otoczeniu.
Rozległ się metaliczny huk, a Dragoslavljević pociągnął nosem jakby starając się wyczuć co znajduje się w tunelu.

W kilka chwil później zobaczył plandekę zwisającą ku niemu. Na górze wychylała się ruda głowa Lucille. Choć miał przy sobie dziesiątki metrów liny postanowił skorzystać z podanej mu pomocnej dłoni. Z grzeczności, która o mało nie skończyła się ściągnięciem kobiety na dół.
Zamiast niej spadł właściciel domu. Starszy człowiek w okularach. Aż dziw brał, że nic sobie nie uszkodził. W końcu upadek z trzech metrów mógł być potencjalnie groźny. Nie dla życia. Dla kości.

- Chodźcie, moje dzieci - zawołał udając się do tunelu. Drago mógłby go bez trudu złapać w szczególności, iż mężczyzna nie biegł, a odchodził w mrok.
Zamiast tego skorzystał z pomocy zaoferowanej również przez Siergieja i wspiął się na górę. Skinął głową Lucille i Siergiejowi.

- Moje dzieci... - gwałtowny okrzyk zakończył żywot nienormalnego staruszka. Coś tam było. Coś tam mordowało.

- Lazar, jak to wygląda tam na dole? To jest jakiś tunel czy co? - zapytał Rosjanin.

- Tunel - odparł, a następnie pokręcił głową na znak, że nic więcej nie udało się zobaczyć.

Spojrzał w dół jeszcze raz jakby miało to cokolwiek zmienić.
Bardzo chętnie zobaczyłby czym są owe "dzieci". Podejrzewał, że demonami lub ludźmi zmutowanymi w jakiś pokręcony sposób przez co zbliżyli się naturą do demonów. Chętnie by je zabił, choć na górze zdawało się być bezpiecznie. Skoro gospodarz żył, zaś schodząc umarł...

Niemniej Lazar był człowiekiem zdecydowanym. Nie głupim. Nie wskakiwał w środek pola walki, gdy zagrożenie nie było niskie. W pozostałych przypadkach układał w głowie strategię i taktykę bitwy. Planował. Szukał słabych punktów. Był niezauważony do chwili, w której mógł zadać zabójczy lub choćby znaczący cios.
W tej chwili nawet pojedyncze impy mogły być dość niebezpieczne ze względu na panujące na dole ciemności. Nie zamierzał walczyć po ciemku. Oczywiście oko ludzkie dostosowywało się rozszerzaniem źrenicy i w potrafiło widzieć podczas bezksiężycowej nocy prawie tak dobrze jak za dnia, lecz taka adaptacja wymagała więcej czasu. Naturalnie mógłby również łowić ruch prawie w każdych warunkach, zaś wolniejszy upływ czasu mógł dać mu nawet przewagę. To jednak było niewystarczające.

Podniósł głowę i zaczął rozglądać się za źródłami światła.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172