Karl patrzał na płonące miasto. Miasto płonące z rąk zielonego ścierwa i jego plugawego pomiotu. Dłoń mimowolnie opadła na głownię krasnoludzkiego młota bojowego który to zaczął nieświadomie gładzić. Stał jak na szpilkach oczekując ataku. Nie wiedział tylko z której strony, orczego plugastwa, czy podstępnego maga parającego się brudną magią.
Kiedy Lotar i elfka wrócili ze zwiadu, wiedział co pocznie i w duchu rad był, że Wolf był tej samej myśli co on. Inaczej musiałby się sprzeciwić i wyklinać go od tchórzy i fałszywych synów Imperium. Na szczęście to się nie stało.
Wódz dał znak do ataku i chociaż żołnierzem nie był poczuwał się do świętego i miłego Sigmarowi obowiązku wykorzeniania zielonej plagi. Jak by to powiedział sierżant Yorri Harningson, khazad z którym służył przez lata w jednej Kampanii: "Krzywdy Alynd zostaną dzisiaj spłacone".
- Niech świeża krew ścierwa użyźni te ziemie. - powiedział dobywając młot. Po czym wykreślił nim na piersi znak Sigmara i zacytował słowa księgi - "Nie będzie pokoju między człowiekiem, a Zielonym. Co od chaosu pochodzi, niech będzie zgładzone, byśmy my nie stali się im podobnymi w niewoli."
Oprawca zamknął oczy i dopowiedział w duchu. "Morrze, miej tych którzy polegli tego dnia w opiece, albowiem oni życie oddali w słusznej walce i chroń nasze ciała, i dusze przed ponownym powrotem w nieżyciu" |