Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-04-2015, 21:18   #13
Wafergix
 
Reputacja: 1 Wafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodze
FEYLAN



Jak głupio dałem się zwieść! Pomyślał tropiciel widząc elfa tak pasującego do opisu Khaan’a. Jak wielu jest na tych terenach opalonych południowym słońcem elfów o ognistych włosach?! W dodatku zwoje u pasa jasno wskazywały, że umie on korzystać z magii! Nic dziwnego, że las tak reaguje… Fey widział teraz mrok Wysokich Moczar tak wyraźnie, jakby był w tamtym lesie, nie w Cormanthorze. Duchy lasów Cię nie lubią. Skonstatował w myślach, a w jego dłoni pojawił się miecz. Teraz wystarczyło obserwować rudowłosego z ukrycia, a w odpowiednim momencie zaatakować i ogłuszyć…
Dandradin był teraz znacznie spokojniejszy. Trael nie był wrogiem. Trzeba będzie poszukać go potem, aby nic sobie nie zrobił, ale las nie im dwóm wypowiedział wojnę, o nie…
- Pomogę Ci go dostać, Leśny Duchu, nie zaszkodzi Ci jak to ma w zwyczaju, o nie…- szeptał tak cicho, że niemal bezgłośnie, licząc na to, że duchy puszczy wspomogą jego działania- ukryjcie mnie leśne duchy przed wzrokiem naszego wspólnego nieprzyjaciela, a wspólnie pozbędziemy się zagrożenia jakie przedstawia swą obecnością.- zwrócił się jeszcze z cichą prośbą, pamiętając jak łatwo wykrył go wcześniej Trael… Tym razem to nie może być zwykły zbieg okoliczności! Feylan zasadził się między pniami drzew i czekał, wpatrując się z wilczym wzrokiem w ofiarę. Czuł jak kły wydłużają mu się mimowolnie, ale póki co panował wciąż nad swoimi emocjami, ściskając rękojeść ojcowskiego miecza, aż zbielały mu knykcie…
Ognistowłosy elf jakby tknięty jakimś przeczuciem odwrócił głowę w stronę, gdzie ukrywał się Feylan. Nie wyglądał jednak na zaniepokojonego, a najwyraźniej w jakiś sposób był świadom obecności drugiej osoby… lub zwierza? Czy była w tym momencie jakaś różnica? Khaan, a o ile nim był, bez pośpiechu zaczął się przechadzać to w jedną, to w drugą stronę, zupełnie jakby drwił ze swojego przeciwnika… a może właśnie to robił? Był tak pewien swego?
Tropiciel trząsł się ze zdenerwowania. Zgrzytał rosnącymi mu w szczęce zwierzęcymi kłami, drapał korę drzewa, za którym się przyczaił i ściskał w żelaznym uścisku rękojeść miecza. Starał się głęboko oddychać, ale serce łomotało mu głucho w piersi, a szumiąca w uszach krew zalewała pole widzenia wściekłą czerwienią. Jak śmiesz zachowywać się tak beztrosko! Takiś pewny siebie?! Wrzeszczał w myślach leśny elf, ale wiedział, że musi zachować zimną krew. Czy po to podchodzi się godzinami zwierzynę, by w furii cisnąć w nią łukiem zamiast wypuścić precyzyjną strzałę? Uspokój się Fey! Nie przyszedłeś tu by go zabić! Musisz wydobyć z niego gdzie jest Alaya. Wydobył z plecaka jednwabną linę i wcisnął za pas, by była pod ręką. Zamierzał w jednym, szybkim skoku rzucić się na maga, ogłuszyć, a potem związać. A może zadziałałaby po prostu groźba? Może po pierwszym ataku da mu szansę, by sam się związał? Taaak…
Zdecydowany Dandradin skupił się i pozwolił swym dzikim rządzom opanować ciało, cały czas pilnując jedynie, by tym razem zachować ostatnie resztki rozsądku i nie zabić… Z mieczem gotowym do ciosu płazem, wyskoczył biegiem zza drzew i rozpędziwszy się wyskorzył na swoich wzmocnionych dzikością nogach. Uderz płazem! Napominał się w myślach, nie zauważając nawet strużki śliny cieknącej mu z uzbrojonej w kły paszczy...
Feylan rzucił się na możliwego Khaana i zamachnął się, aby ogłuszyć przeciwnika, który musiał przecież zostać zaskoczony tym nagłym atakiem. W ułamku sekundy Dandradin zobaczył jednak coś osobliwego, co jednak go nie zdołało powstrzymać - jego przeciwnik zdążył spojrzeć na niego bez cienia strachu, ale z wyraźnym… rozbawieniem.
Cios bezbłędnie dotarł do celu.
Jednak…
Feylan stracił równowagę, kiedy natrafił on na drugiego elfa i po prostu przeszedł przez niego, a jedyne co sprawił, to zniknięcie osobnika, po prostu rozproszenie się w powietrzu, jakby go tam nigdy nie było. Ten… Ten…
Wokół elfa rozległ się drwiący śmiech, zdający się nie mieć swojego konkretnego źródła. Śmiech pełen pogardy, pełen lekceważenia.
A więc to duch lasu zadrwił z niego tak okrutnie! Przeklęta puszcza… Fey wstał z ziemi i otrzepał się, ale złość wcale go nie opuściła.
- Złośliwy duchu! Nie pogrywaj ze mną!- Dandradin zastanawiał się teraz, czy to możliwe, że obraz Khaana jaki mu się ukazał jest aktualny? A może to jedynie projekcja jego wyobrażeń o nim? Czy Trael jest w takim razie nadal wolny od podejrzeń? Teraz i tak nie znajdzie Traela wbrew woli ducha… Ale może jeśli dotrze do centrum tej puszczy… Warto spróbować! Tropiciel nie nawykł do zawracania z raz obranej drogi. Ruszył dalej w kierunku, który uznał za właściwy.
- Wybierasz się gdzieś? - usłyszał rozbawiony głos z kierunku, w który miał się udać i zobaczył kawałek dalej tego rudego elfa, opartego beztrosko o drzewo. - Podobają ci się moje iluzje? Kobiety je uwielbiają…
Zawrócił w pół kroku. But zarył w ściółkę od gwałtownego zwrotu. Znów iluzja? Nieważne! Wrazi mu miecz w nogę, nie zabije, a jedynie spowolni. A jeśli to też iluzja i wpadł w pułapkę Khaana, to trudno, nie sprzeda skóry tanio.
- A więc to jednak Ty!- ryknął i ruszył powtórnie, choć jeszcze chwilę wcześniej jego serce dopiero co się uspokoiło… Nic to, do ostatniego tchu będzie walczył, od tego zależy los jego siostry- Nie chcę Cię zabić Khaan, ale jeśli stawiasz opór…!- celowo nie dokończył groźby. Dość słów, niech Makenai’a przekonają czyny! Mięśnie prężyły się w potężnym wysiłku, gdy powtórnie rzucił się swym długim susem na rozbawiony cel.
Elf spróbował odskoczyć, ale nie zdołał w porę. Feylan nie chcąc go zabijać wbił miecz w nogę rozbawionego Tel’quessir wyrywając z niego zduszony krzyk, bardziej zaskoczenia niż bólu. Siłą naparł na wroga przyciskając go do drzewa, a ten próbował mimo wszystko na tyle wyswobodzić ręce, aby najwyraźniej rzucić czar.
- Nawet nie próbuj Khaan!- syknął leśny elf do ucha ranionego- jeśli powiesz jedno słowo, którego nie zrozumiem, bądź jeden nieostrożny gest palców, utnę Ci i język i dłonie!- Dandarin miał nadzieję, że jego oponent zachowa resztki zdrowego rozsądku, Był gotów na najmniejszy gest przekręcić ostrze w ranie i sprawić Makenai’owi wielki ból. Wyjął z futerału maga pierwszy lepszy zwój i podał tamtemu do ust.
- Chwyć to w zęby, żebym widział, że nic nie mamroczesz- poinstruował twardo i cały czas przypierając go do drzewa wyciągnął zza pasa przygotowaną linę i podał schwytanemu- A teraz grzecznie zawiążesz na tej linie pętlę szubieniczną, założysz i odwrócisz się do mnie plecami z założonymi na nich rękoma, bym mógł związać Ci i ręce.
Elf spojrzał na Feylana z uśmieszkiem politowania, wziął zwój do ust, aby go zaraz wypluć na ziemię, ale linę przyjął, chociaż nic z nią nie zrobił. Jasne było, że teraz tak łatwo jej nie odda.
- Marzyciel.
Leśny elf ściągnął w gniewie brwi i krytycznie spojrzał na uśmiechniętego maga.
- Skoro tak stawiasz sprawę…- przekręcił ostrze w ranie, licząc na to, że nagły ból pozbawi Khaana przytomności, a jeśli nie ból, to celny cios w szczękę powinien załatwić sprawę, a kto wie, jeśli mu ją wywichnie to może tamten nie będzie w stanie wypowiadać słów zaklęć?
Elf był jednak wytrzymalszy, niż Fey mógł przypuszczać. Oczywiście, wrzasnął z bólu, ale nie stracił przytomności, a jedynie się szarpnął, ale zanim zdołał wypowiedzieć jakiekolwiek słowa otrzymał celny cios w szczękę. Zwiotczał, ale nie odpłynął, jednak wyraźnie takie traktowanie uszczupliło jego bunt.
- Nie myśl, że wzbudzisz we mnie litość- zaznaczył tropiciel wyraźnie akcentując słowa- Widziałem już konsekwencje Twoich czynów- oświecił pojmanego- A teraz wiąż linę jak kazałem, lepiej nie tkwić w miejscu. Chcę Cię żywego, więc rób co mówię, a potem sobie szczerze pogadamy- o tak, zachęcić więźnia do posłuszeństwa, poprzez obietnicę ochrony go w tym nieprzyjaznym środowisku powinna go przekonać do uległości. Fey wiedział jak traktować więzionego by sam się poddał. W końcu elf sam długo był więźniem…
- Jeśli ten zwój tak Ci uwałcza, niech będzie, że Cię nie zaknebluję, ale usłyszę choćby zapowiedź obcego mi języka, a złamię Ci ją i przez następne tygodnie będziesz mógł najwyżej seplenić.
Jego więzień przez dłuższą chwilę przypatrywał się mu. Ten drań się ponownie uśmiechnął! Jego to wciąż bawiło! Niemniej wykonał polecenie Feylana, nie spuszczając go z oczu. Patrzył na niego nie dość, że z rozbawieniem, to jeszcze w sposób, w jaki rodzice patrzą na niesfornego potomka.
Feylan związał ręce Makenai’a wiążąc dokładnie palce, by wykonywanie magicznych gestów nie było możliwe, po czym odsunął się od słonecznego elfa dając mu opaść na ściółkę. Wyjął z plecaka bandaż i owinął ponad wbitym w udo maga mieczem, by ucisk zmniejszył nadchodzące krwawienie.
- Zaboli- ostrzegł i wyrwał ostrze z rany. Nie patyczkując się z czarodziejem opatrzył ją jak umiał najlepiej i odstąpił by obejrzeć efekt.- Wygląda całkiem dobrze- uznał na głos- To teraz się stąd zbierajmy.- podniósł rudego elfa na nogi i podtrzymał za sprytny węzeł na plecach, by go podtrzymać. W wolnej ręce trzymał cały czas “Przebaczenie”, ojcowski miecz, wciąż zabarwiony czerwienią krwi. Co teraz? Wszedł do tej piekielnej puszczy tylko po maga, teraz najwygodniej by było ją opuścić, ale czy duch lasu mu na to pozwoli? Może to stąd uśmieszek Khaana? Wiedział, że Cormanthor nie jest tak groźny dla niego, jak dla Dandradina i stąd rozbawienie staraniami łowcy? Nieważne, udowodni Khaanowi, że się co do niego myli… Odszukał w pamięci drogę, którą tu dotarł i postanowił raz jeszcze odnaleźć wyjście.
- Duchu Cormanthoru, jeśli mnie wypuścisz zniknie i ten groźny mężczyzna, który przybył tu siać zniszczenie. Daj nam przejść, a może już nigdy nie wróci w Twe progi- szeptał idąc, ale nie spuszczał wzroku z karku rudego elfa. Oby duch posłuchał…
 
Wafergix jest offline