Wrzawa trwała nadal. Kapitanowi się zmarło, a Pipa popędziła z panną w stronę zachodzącego słońca. Niemalże wymarzona sytuacja… Nic tylko strzelić sobie w łeb. Myśli buzowały jej w głowie, jednak to nie strach w niej wzrastała tylko gniew i podniecenie. Nigdy w życiu nie toczyła tak zażartych walk, nigdy wokół niej nie gnieździło się tyle niebezpieczeństw. Ktoś w tej sytuacji mógłby myśleć o domu i spokojnych czasach, jednak jedyne czego teraz chciała, to móc kogoś pochlastać mieczem. A okazja zbliżała się do niej bardzo prędko… i to z dwóch stron!
Zbiry wyleciały z zarośli, jednak na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Dwójka mężczyzn z lewej strony szarżowała na nich, kiedy niezidentyfikowany obiekt zderzył się z twarzą jednego. Strażnik chwycił się wolną ręką za nos i przez załzawione oczy, spojrzał na leżący przed nim obiekt, który przeszkodził mu w pracy. Jego i stojącego tuż obok mężczyzny oczy rozszerzyły się nagle w przypływie przerażenia, kiedy spostrzegli, że obiektem tym był…
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=CTGHnH7zF5E[/MEDIA]
Odrzuceni na boki, przez siłę eksplozji strażnicy upadli ciężko na ziemię z, praktycznie rzecz ujmując, mocno zmodernizowaną (wg. standardów kultystów chaosu, przeróżnego rodzaju) twarzą i ciałem.
- Co to za pie*dolony badziew żeście kupili. Nawet dwóch gości nie jest w stanie zabić – krzyknęła, kiedy zobaczyła, że oszołomieni mężczyźni, miejscami wciąż dymiąc, poczęli wstawać z ziemi i kontynuować natarcie.
Emilia miała już dość walki na dystans. No bo w końcu ile można, znęcać się nad ofermami na odległość. Z mieczem i tarczą w ręku zeskoczyła z wozu, a w jej oczach zabłysnął płomyk podniecenia.