Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2015, 22:16   #325
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Druga, Oswald

Baba podeszła do stołu i zaczęła rozgarniać położone tam przez awanturników rzeczy. Mruczała przy tym do siebie, zupełnie niezrozumiale. Większość przedmiotów po chwili znalazła się na ziemi, a starucha niezadowolona odwróciła się do stojących obok właścicieli fantów i pogroziła im palcem.
- Nu, serdeńka. Nieładnie. Nic ciekawego nie widzę – mrugnęła okiem zakrytym przez bielmo i odcharknęła donośnie. Wykrzywionym paluchem, zakończonym długim, poczerniałym paznokciem postukała w blat stołu. – Zawrzemy umowę...

Nim wyjaśniła na czym owa umowa miała polegać, zaniosła się chichotem, którego przez długą chwilę nie mogła powstrzymać. Potem opadła na fotel i długo łapała oddech. W końcu jednak doszła do siebie. – Zrobimy tak... Ja wam pomogę, a wy mi zostawicie tego oto nieboraczka bez nogi na kuratelę. Na okrągły roczek.

W oczach Balina pojawił się strach. Szybko jednak znikł, gdy kapłan opanował emocje. Kuśtykając wystąpił do przodu – dumnie, z wypiętą piersią i uniesioną głową. – Na rok, nie dłużej. Zgadzam się.

Wiedźma znowu zaczęła chichotać. Podeszła do krasnoluda i pieszczotliwie poklepała go po policzku. – Siadaj złotko – wskazała mu fotel. Krasnolud posłusznie usiadł, a mebel niepokojąco zaskrzypiał. Starucha zakrzątnęła się po zagraconej izdebce, co rusz podnosząc jakieś śmieci i wrzucając je do gara wiszącego nad paleniskiem. Jeśli to tylko możliwe, w pomieszczeniu zaczęło jeszcze bardziej cuchnąć. Z naczynia uniósł się żółtawy dym, który rozszedł się po wnętrzu, powodując u wszystkich, poza Edhildą, napad kaszlu. Wiedźma pomamrotała nad zawartością naczynia, mieszając je drewnianą żerdką, po czym wyciągnęła z kąta dwa ubite, gliniane kubki, którymi zaczerpnęła napoju.

- Pijcie, nie rzygajcie i wynoście się stąd. Zostawcie mnie z moim brodatym serdelkiem – podała naczynia Oswaldowi i Drudze. Chcąc, nie chcąc wypili. Obaj z trudem powstrzymali torsje. Pozostały ogromny niesmak w ustach i zawroty głowy, których nie dało się opanować. Trzęsąc się i zataczając wyszli z domku.

Gunther, Søren

Hrabia wyglądał na bardzo zadowolonego, gdy obaj wyrazili chęć pomocy w ujęciu złodziei. Wstał i z szuflady biurka wyciągnął kasetkę wykonaną z czarnego drewna, inkrustowaną w geometryczne wzory. Z jej wnętrza wydobył pękaty trzos, z którego z kolei wyjął dziesięć złotych monet. Pieniądze położył na blacie biurka.

- Oto wasza zaliczka. Pozostałe pieniądze otrzymacie, gdy wrócicie z łupem złodziei. Zajdźcie do Helmuta, syna Helmuta. To u niego nocowali rabusie – po tych słowach wskazał dwójce mężczyzn drzwi. Gdy wyszli z gabinetu, zamknął za nimi drzwi. Łysy, milczący sługa wywiódł ich z powrotem w światło dnia. Wieś Ludenhoff rozciągała się u ich stóp.

Odnalezienie zagrody Helmuta było proste. Okazało się, że jest jednym z bogatszych kmieciów we wsi. Jego obejście składało się z budynku mieszkalnego, chlewa, stodoły i kurnika. Po podwórzu goniły świnie i kury. Sam właściciel pofatygował się, by ich powitać.
- Gość w dom... – pozdrowił, zapraszając do środka. Rozsiedli się przy ławie w białej izbie. Gospodyni podała chleb i zsiadłe mleko.

- Ja gościnny jestem. Tak mnie tatko wychował – wyjaśnił Helmut. – Tych dwóch, o których pytacie, też przenocowałem i ugościłem. Zapłatę mi nawet dali, chociażem się wzbraniał. To dwa milczki były, może z pięć zdań ze mną przez wieczór zamienili. Jeden stary, brodaty i siwy. Drugi młody, blondyn o szarych oczach. Pieszo byli. Pytałem skąd do nas, do Ludenhoffu zaszli i gdzie idą. Odpowiedzieli jeno, że z gór zeszli, a to gdzie się udają, to ich interes. Prowiantu im dałem na kilka dni, bo prosili. Wczesnym rankiem wyruszyli traktem ku Siementhal. Cztery dni temu to było. Jeszczem w życiu takiej mgły, jak wtenczas nie widział. Przestrzegałem ich, coby nie szli, bo drogę na Bagnisku pogubią, ale uparli się i poszli. Niech ich Taal wiedzie.
 
xeper jest offline