Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2015, 22:47   #284
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Bryn Shander, jakiś czas wcześniej
26 T.

Burro odkąd zgarnął ich patrol i posadził na konie, nic nie robił tylko się wiercił. Chłop który wziął go na siodło uparł się że wygodniej będzie mu z tyłu, a może że nieco mniej będzie przeszkadzał przy powodzeniu koniem jak go sobie posadzi za plecami. No i skutkiem tego nizioł tylko te plecy mógł oglądać, co uwierzcie może się znudzić po dwóch modlitwach. No więc wiercił się i patrzył na boki, bo ciekawy był kolejnego miasta do którego zdążali. Do tej pory przecież te wszystkie osady były tylko runami na mapach, które gdzieś tam w Ybn i u khazadów oglądał.

Teraz podobno zbliżali się już do miasta i niziołek już marzył o wygodnej gospodzie, gdzie może coś dobrego do jedzenia dają, może jakiś przysmak lokalny godny jego Wielkiej Księgi Kucharskiej? Tymczasem, gdy wjechali w uliczki Bryn Shander, nagle rejwach się zrobił, bo ktoś zauważył znajomków. Szybko jednak się okazało, że to swoi. Kucharz zeskoczył zza pleców wojaka, który go wiózł i popatrzył uważnie, po czym uśmiechnął się szeroko.
- Grzmot i reszta, jak pragnę dobrobytu. - Wytężył wzrok, cofnął się o krok. - Grzmot? Jak ty bracie wyglądasz?!
- Kwitnąco bym powiedział, ale ja to tam akurat nic, jak Shanda zobaczycie to dopiero się zdziwicie. - Rzucił wesoło goliat.
- Shanda? - Mara rozdziawiła usta oszołomiona tym obwieszczeniem. Uśmiechnęła się odruchowo do goliata i wyciągnęła w jego stronę patykowate ramiona aby pomógł jej zejść z końskiego grzbietu. - Jak to Shanda? Mówże!
Niziołek jeszcze szerzej otworzył oczy i zaniemówił. Nie no Grzmot przecież nie żartował by sobie z nich w taki sposób.
- Shando żyje?! - wrzasnął więc i zaczął się przygladać reszcie próbując wypatrzeć czarodzieja.
Goliat ściągnął magiczkę prawie jak liść, nawet się nie zająkując, potem pomógł Burrowi. - No tak to, zajrzałem do tutejszej świątyni, zapytałem czy da radę go wskrzesić, dało radę. - Powiedział Grzmot prawie jakby mówił o wczorajszym śniadaniu. - Nooo, przyznam że się zdziwiłem, tutejszy kapłan Helma też. U Arnulfa się spotkamy wszyscy, obecnie poszedł do tutejszej czarodziejki się radzić odnośnie paru spraw. Chodźcie gdzieś, gdzie nie wieje, mamy dużo do pogadania, co nieco się dowiedziałem No, nawet tego drowa cośmy go widzielim u tego pokręconego maga też wczoraj widziałem. No, zamykać te gęby bo wam śniegu naleci i języki zamarzną na kołki. - Rzucił Var szeroko się uśmiechając. Oddział pozdrowił goliata i ruszył wgłąb miasta, by zdać raporty.
- Naut? Tutaj? - na policzek dziewczynki wypełzł delikatny rumieniec, fartownie przytłumiony warstewką świeżo hodowanego brudu. Ekscytacja wyzierała z jej zazwyczaj chłodnych oczu. - Muszę się z obojgiem widzieć. To… cudowne wieści! Chodźmy do tej czarodziejki z miejsca!

Ponieważ jednak goliat nie wiedział gdzie znajduje się siedziba rzeczonej magini cała piątka ruszyła do domu Lothbroka. Jeśli ktoś obserwował Grzmota to pierwsza część kłamliwej opowieści Ignisa właśnie została odkryta.




Bryn Shander, domostwo Arnulfa Lothbroka

Goliat przyprowadził do domu porucznika grupę przybyłą z Dougan,s Hole. Szczęściem wczoraj wyprowadziła się od niego wdowa z synem, którym zaoferował schronienie kiedy uciekli z Good Mead. Teraz jednak sytuacja uspokoiła się na tyle, że wraz z innym i krewnymi rozsianymi po Shander, kobieta postanowiła wrócić do swojego opuszczonego domostwa.

Miejsca w izbach było mało, ale jakoś udało się im wszystkim pomieścić. Konie i zwierzęta odprowadzili do stajni, gdzie stał już wierzchowiec należący do Arnulfa. W murowanym piecu w większej izbie trzaskał ogień, ochłodziło się bowiem od rana. Nim tworząca się drużyna - jeśli tak można to było nazwać - zaczęła dyskutować, Oestergaard zaklęciem Wykrycia magii sprawdził zarówno samo pomieszczenie jak i obecnych; na szczęście niczego nie wykrył.

Arnulf przedstawił pozostałym sprawę z kanałami i pokazał plany jakie otrzymał od Mówcy. Objaśnił gdzie znajdują się zaznaczone na mapie wejścia i że nad nimi są dwa budynki należące do miasta - schronienia dla biedoty i żebraków. Nad trzecim był zawalony magazyn należący do rodziny Hayattów. Powtórzył też wieści, jakimi podzielili się z nim kapłani od Trójcy. Słyszeli, że Bhaal ma swoich wyznawców w mieście oraz, że wśród nich są bogaci i wpływowi ludzie. Niestety poza przypuszczeniami kapłan nie podał mu żadnych konkretów. Ilmaryci jako, że to głównie oni zajmowali się najuboższymi, zaobserwowali znaczny ubytek ich liczby. To mogła być kolejna poszlaka, świadcząca o aktywności złowrogiego kultu w mieście. Potem porucznik oddał głos reszcie towarzyszy.

Grzmot z kolei opowiedział o poznanym zmierzchowcu bez skrzydeł, czekającym na pylek i Panu Bobrze, zidentyfikowaniu zmiennokształtnego jako malaugrima. Nawet o kolekcjonerze dziwacznych ustrojstw z jednego z miast dekapolis, niejakim Culversie prowadzącym sklep z rozmaitościami dodał pare słów. Potem dopiero opowiedział o wskrzeszeniu Shanda, pogłoskach o Śmierdzącym Petrze i podziemnym ringu, gdzie widzieli drowa i całkiem sporo zamaskowanych a pewnie bogatych ludzi. Zastanawiał się czy czegoś nie pominął, a potem postarał dodać wszystko, o czym jeszcze nie powiedział, przekazując pałeczkę dalej.

Gdy Var skończył Tibor zreferował to czego on z kolei się dowiedział - opowiedział więc o pergaminach z chaty Lama - o opisie koszmarnego rytuału, o liście nazwisk, o szkicu i mapie. Przekazał ostrzeżenie Arli Hightower dotyczące bhaalitów i możliwym ich celu. Wreszcie wspomniał o korespondencji wiezionej przez Thoga, głównie ze względu na nazwisko Hyatt, przewijające się w opowieściach towarzyszy i na liście Lama.

Ignis zreferował jeszcze raz swoje dwie wyprawy do slamsów. Rozmowę z Jurgą o co najmniej 3 wejściach do tuneli o tym że przestępca bał się tych co tam siedzą oraz ich szerokich kontaktach oraz “gościnę” w podziemiach. Opisał swojego kata, płaszcza tego co się ukrywał, oraz że płaszcz był najpewniej magiczny chociaż człowiek go noszący najpewniej nie był magiem bo zostawili mu magiczne buty. Przypomniał że po głosie rozpozna go wszędzie. Ponadto opowiedział co nakłamał bandziorom o drużynie. O tym że Burro z kimś do pary powinni odgrywać całe posiłki oraz że powinni tylko niziołka uważać za czarodzieja.

Grzmot zaproponował porównanie map, bo na piśmie to się nie znał, ale za to zawijasy nieco większe już łatwiej było porównać. Przyjrzał się obu, mapie od mówcy i odnowionemu pergaminowi Liama, stwierdzając że na pewno są to te same miejsca. Nawet gdyby niektóre korytarze były zamurowane, warto było odgrzebać i ewentualnie się przebić tu i ówdzie. Przypomniał też o pozostałych niezidentyfikowanych proszkach, które ze sobą targał i grzebieniu znalezionym w tajnej skrytce.

Mara po prawdzie nie miała nic do dodania po tym jak Tibor zreferował ich pobyt w Dougan’s Hole. Zgodziła się absolutnie z Varem, że podziemia trzeba przeczesać z szczególnym uwzględnieniem punktów naniesionych na mapę Lama. Zastanawiał ją też mocno nowo poznany przez Grzmota zmierzchowiec.
- Te skrzydła zdaje się są dla niego bardzo ważne. Był bardzo pewny swego, że niebawem je odzyska. To chyba nie taka prosta sprawa wrócić komuś skrzydła, prawda? Tak mi się nasuwa czy... takie kuszenie nie pasuje do kultystów? Nawróć się a Pan Mordu da ci to czego twoi bogowie nie mogli? - dziewczynka strzelała w ciemno opierając się wyłącznie na swoich przeczuciach dlatego wzrok miała dość niepewny. - Może warto go przycisnąć albo wziąć pod obserwacje?
- Może i warto, na razie jednak trzeba by zrobić coś nieco innego. Przed świętem Traw musimy sprawdzić kanały, skoro pokrywają się ze szlaczkami Liama. Arnulf, mógłbyś zorganizować ludzi do obstawienia wejść tu i tu? - Goliat wskazał wejście pokrywające się z obszarem zaginięć i to na południowy wschód. - My wejdziemy tędy, zostawiając za sobą kogoś ze straży. Nie powinni się tego spodziewać w taką pogodę jak dzisiaj. Żeby mieć jakąś pewność, trzeba to zrobić w nocy. W dniu święta mielibyśmy większe szanse napotkać tam więcej kultystów, ale jeśli coś szykują i chociażby szykują się do ofiar z ludzi, to wolałbym im przeszkodzić wcześniej. Jak raz wejdziemy w te tunele, to wyjdziemy dopiero kiedy je całe zbadamy, więc i jakiś mały prowiant się przyda, kilka pochodni lub lampa, najlepiej zaciemniana dla was, mnie będzie tylko razić i zdradzać obecność. - Zamilkł na chwilę i przeczyścił gardło chrząknięciem. - Zanim ruszymy, sprawdźmy co to za grzebień i te proszki jeśli zdążymy. Jeśli mamy tam wchodzić, to jak najlepiej przygotowani. Później będzie czas na szukanie tych czy tamtych i rozmowy. Trzeba się tym zająć, póki mamy chociaż minimum przewagi zaskoczenia. - Zakończył barbarzyńca.
Marę stanowczy głos goliata zaskoczył na tyle, że zwyczajnie ja najpierw zatkało. Po chwili gorliwie pokiwała głową a na końcu niemrawo dodała:
- Zrozumiano. Najpierw podziemia, później inne tropy - i wcale poważnie zasalutowała na żołnierską modłę.
- Jak dla mnie nie ma co na łapu capu. To mnie przypalają ogniem, łgam co by wam większe większe szanse zapewnić a wy na hura w paszcze lwa chcecie leźć? - uniósł się bard - To ja ostatni raz na przeszpiegi lazłem i karku nadstawiałem.
Niziołek zaś słuchał i pluł sobie w brodę ile go ominęło. Tyle ciekawych rzeczy a on jak kapcan siedział z Tiborem i Marą i o niczym nie mieli pojęcia. Na koniec pokiwał głową i powiedział nieśmiało.
- Nie myśl że nie doceniamy twojego poświęcenia i umiejętności. - powiedział do barda. - Ale sprawdzić ten trop przecież trzeba. Pójdę z wami - zwrócił się do Vara i dziewczynki. Przecież i tak sobie postanowił że musi mieć na nią oko. - Co do odgrywania magusa, to mi nawet odpowiada, w końcu całe życie go odgrywam.
Kucharz uśmiechnął się zawadiacko i mrugnął okiem.

Arnulf odpowiedział w swoim stylu, twardo i zdecydowanie: - Mój oddział ma wrócić dziś do miasta. Mogą obstawić dwa wejścia do kanałów, na trzecie musimy mieć jeszcze jakieś posiłki. Spróbuję Mówcę poprosić, choć o tyle. Dobrze by było, gdyby Tibor poszedł ze mną i wyłuszczył to czego się z listy Lama dowiedział. Może miejscowi kapłani pomogą? Nie wierzę, że Trójca byłaby zadowolona z triumfu Bhaala w tej okolicy? Jeśli istnieje jakieś prawdopodobieństwo makabrycznego rytuału, to Święto Traw i rzesza ludzi jakie przybędą, będą doskonałą okazją dla takiego plugastwa. Dlatego zgadzam się z Varem, musimy działać szybko. Odpowiednio wyekwipowani, możemy spróbować te kanały przeczesać. To jak Ostergaard, pójdziesz ze mną do kapłanów i Mówcy?
- Oestergaard, jeśli już zwracasz się po nazwisku - poprawił chłopak. - Dobrze, pójdę, i tak miałem nawiedzić świątynię. Jeszcze jedno - jest nas ośmioro, dla bezpieczeństwa nie rozdzielajmy się zbytnio, żeby nie skończyło się jak z Innocentym.

Ignis westchną teatralnie i przewrócił oczyma w geście rezygnacji. - Pójdę z wami. - zaproponował - Słyszałem tego padalca im więcej osób usłyszę tym dopisze nam szczęście i trafimy na niego przypadkiem. - uderzył się w udo jak by coś mu nie wyszło - O i znowu się wyrwałem do przodu.

- Tak swoją drogą… ci co cię porwali wiedzieli dość dużo, prawda? Potraficie określić - Oestergaard popatrzył na towarzyszy którzy wcześniej dotarli do Bryn, więc Vara Arnulfa i Ignisa - komu co opowiedzieliście, co by pasowało do tego o co wypytywano Ignisa?*- Niezbyt, bo zaczęli go wypytywać o wszystko, głównie dlatego ze zaczął węszyć. - Rzucił Grzmot w odpowiedzi na pytanie kapłana. Ten skinął głową.
- To co mąż w kapeluszu powiedział na koniec przesłuchania to początkowe słowa jakiegoś zaklęcia, tak mi się przynajmniej wydaje. Do tego… - chłopak zawahał się - mógł to być kultysta, kapłan czy ktoś taki, bowiem była to inkantacja w mowie mieszkańców Otchłani. Mag albo zaklinacz zapewne posługiwałby się smoczą mową - dodał, bawiąc się starą mapą Bryn Shander, jak się okazało - zaznaczone na niej kontury ukazywały miasto o połowę mniejsze od dzisiejszego.

A tu nagle...
Gotowy rzucić się na łóżko Shando Wishmaker przekroczył drzwi arnulfowego domostwa, gdy usłyszał znajome głosy. Uśmiechnął się od ucha do ucha i spojrzał na nowoprzybyłych i ich dziwne miny.
Starł uśmiech z twarzy, skrzyżował ręce na piersi zmierzył ich surowym, choć kiepsko udawanym spojrzeniem, po czym rzekł
- Co jest? Wyglądacie, jakbyście zobaczyli ducha?!
- Shaaaaando! - rudy podrostek wystrzelił jak z procy w stronę czarodzieja. - Ty żyyyyjesz! Dziewczynka ciasno objęła czarodzieja chudymi ramionami, wzruszenie wyzierało z jej wielkich oczu.
- Znowu żyję, pędraku - podniósł pannicę w uścisku i postawił na ziemię - Burro, Tibor! Dobrze was widzieć! - kolejne uściśnięte ręce. - No dobra, Thoga się nie spodziewałem. Mam nadzieję, że zapomniałeś już o obitej szczęce, półorku?
Ignis pacnął się w czoło aż klasnęło.
- No teraz to mi to przebranie będzie potrzebne nawet na co dzień. A co mi tam. Idźmy w te kanały. Bo nie sądze że uda się taki rodzinny zjazd ukryć przed wścibskimi oczyma. - Powiedział z rezygnacją bard.
Kucharz też chciał popędzić na spotkanie i choć po plecach poklepać Shanda, ale uznał że jak Mara go wyściskała tak dokładnie to już starczy. Ograniczył się więc do wymamrotania:
- Aleś nas wystraszył… dzwońcu jeden. My już cię łzami opłakali… a ty… - Ciężko było mamrotać bo niziołkowi do oka coś najwyraźniej wpadło i musiał kraciastą chustką wytarganą z kamizelki powieki ocierać.

Po pewnym czasie i kolejnej burzy pomysłów, w czasie której Mara sugerowała wspomnienie tutejszym kapłanom o magicznej słabości Tibora, Ignis zaś stwierdził że musi odpocząć i przygotować swoje zaklęcia, Arnulf proponował obserwację wejść do kanałów z okolicznych domostw, zaś Grzmot zwyczajnie siedział i słuchał z wielkimi oczyma i rozłożonymi ramionami; jakby nie patrzeć, zdawało się że wszyscy dookoła mają cały już prawie ustalony plan goliata głęboko w poszanowaniu sugerując co chwila coś innego. Grzmot miał zamiar później forsować na tyle na ile to możliwe zbadanie kanałów jak najszybciej, ale jeśli faktycznie trzeba było poczekać aby kapłan i reszta się przygotowali, to nie miał za bardzo wyjścia. Jakoś tak wyszło, że poza Arnulfem, dookoła siedziała zgraja czarodziejów i kuglarzy. Przekonał się w ciągu tego czasu, który z nimi podróżował, że potrafią być potężni, dopóki mają w zanadrzu jakąś magiczną sztuczkę czy dwie. Potem muszą zwyczajnie się zregenerować. Zawsze mógł ponownie odwiedzić arenę lub karczmę, w której poznał zmierzchowca. Mara na pewno by się nim zachwyciła, zdawała się być łasa na wszystko co przedziwne.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline