Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2015, 08:59   #66
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Kiedy Arnold Craven zarzygał ją całą szlamem, by w tej jednej, wielkiej, obrzydliwej fontannie ostatecznie rozpaść się w plamę mułu i wodorostów oblepiającą łóżko, Megan Romero zapadła się w niebyt. Gdzieś szła, coś mówiła, ktoś ją posadził na kanapie, wydarzenia działy się wokół niej ale zupełnie jej nie dotykały. Pragnęła tkwić w tym odrętwieniu już na wieczność, nie myśleć o duchach, zjawach , krukach i śmierci. Miała dość tajemnic i nienawiści. Tu, w tej chłodnej pustce, nic jej nie mogło dosięgnąć... ale czy na pewno?

- Przeleć wreszcie Megan to może napięcie z ciebie zejdzie! I tłumacz sobie, że mama na pewno tego by chciała!

Słowa trzasnęły jak bicz i przebiły ochroną bańkę w umyśle kobiety. Dlaczego Maddy tak bardzo ją nienawidziła? Czy naprawdę nie widziała, jak bardzo poświęciła się dla nich po śmierci Karen? Z Danielem... jakoś tak samo wyszło. Ale przecież nie pretendowała do roli matki, nie próbowała wejść na jej miejsce i wymazać z pamięci rodziny pamięc o niej.
Nic nie jest w stanie dorównać rozpaczy dziecka po stracie matki, ale nikt też nie ma prawa zagarniać dla siebie całej żałoby. Kiedy Karen żyła... były ze sobą tak blisko...

Zdusiła łzy i zebrała się w sobie, szukając siły w gniewie. Daniel zachowywał się jak szaleniec, rozbijając rodzinę i pozbawiając ją wątłego promyczka nadziei, jakim byli ich goście. Musiała go powstrzymać. Jej słowa zdawały się jednak wirować wokół mężczyzny, nie trafiając do jego świadomości, opływając go i zmierzając w niebyt. Po schodach szła rozmyślnie powoli, nasłuchując... jednak poza odgłosami pakujących się niemal w ciszy Nathana i April, nie usłyszała nic.
Bała się wejść do sypialni, ale bała się też siedzieć na dole z Danielem. W jego upartym "stąpaniu twardo po ziemi" widziała znamiona szaleństwa i bała się, że pójdzie w ślady żony.
Albo poprzednich właścicieli tego domu.

Nie zamknęła drzwi za sobą, mając w pamięci widmo, które ją zaatakowało. Ręce jej się trzęsły, kiedy wyciągała z szafy ubrania na chybił-trafił i pakowała dodatkowe do torby podróżnej. Nie zamierzała zostawać w tym miejscu dłużej, niż to było absolutnie konieczne - w jej przypadku było to wzięcie prysznica i próba przekonania Maddy i Jake'a by uciekli razem z nią. Jeśli się nie zgodzą... musiała sprowadzić "łowców duchów" z powrotem. Znaleźć Steve'a. Gdzieś na krawędzi świadomości kołatała jej myśl, że jednością i miłością mogą spróbować z tym walczyć, ale zamiast tego każde szło w swoją stronę... a pojedyńczo bardzo łatwo będzie ich wyłapać i zniszczyć.

Łzy bezsilności pociekły jej po twarzy, kiedy usłyszała na podjeździe odgłos zapalanego silnika a potem chrzęst opon na żwirze.
Odjechali.
Zostawili ich samych.
Pozwolił im.

Dalsze myśli zagłuszył wzmacniacz Maddison, który podkręcony chyba do maksimum, wypluł z siebie zabójcze riffowe crescendo. Ciężko będzie się dobić do jej pokoju w takich okolicznościach. Rozmawiać z kilmkolwiek przez telefon też się nie da.
Megan westchnęła bezgłośnie i weszła do łazienki, tu także nie zamykając za sobą drzwi. Krzywiąc się z obrzydzenia weszła pod prysznic w ubraniach i odkręciła wodę, dopiero po dłuższej chwili ściągając z ciała mokre i wciąż cuchnące łachy. Dygotała, choć woda była gorąca. Próbowała nie dać się owładnąć przerażeniu... myślała tylko o tym, że jej leki zostały na dole. Weźmie je, kiedy będzie wychodziła z domu.

Czyste ubrania włożyła na mokrą jeszcze skórę i nie tracąc czasu na suszenie włosów, ruszyła by choć spróbować przekonać Maddison i Jake'a, by poszli z nią. Potem spróbuje znaleźć Stevena. A potem... jeśli nie uda jej się dogadać z Maddison, będzie musiała spróbować dogonić Nathana i April.
Oby zdążyła...
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline