Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2015, 13:45   #18
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
https://www.youtube.com/watch?v=S5znNSkf89I

-Rany boskie... Co tu się do cholery stało?


Detektyw w przydługim kremowym prochowcu wyglądał na szczerze wstrząśniętego. I tak rzeczywiście było, w ciągu dwudziestu lat swojej służby Stan Morrison widział różne rzeczy. Widział ciała pozbawione głowy, martwe dzieci, kobietę która przez miesiąc leżała głową w misce zupy. Wiele z tego co zobaczył nie dawało mu spać po nocach. Zanosiło się na to, że miejsce zbrodni które miał przed oczami dołączy do tej długiej i mało chwalebnej listy sennych koszmarów. Szereg osób uwijało się po całym mieszkaniu szukając śladów i zabezpieczając możliwe dowody (przy okazji pewnie niszcząc kilka jak to zwykle bywa).

-Dwa trupy rasy białej. Mężczyzna ok. 45-50 lat oraz kobieta ok. 40 lat. Sądząc po lekkich odbarwieniach skóry zostali pozbawieni sporej ilości krwi post mortem. Następnie ktoś namalował to… - młody mężczyzna w białym fartuchu i gumowym rękawiczkach spojrzał na krwawy “obraz”i przerwał na chwilę swoją wypowiedź wyraźnie się zapowietrzając.

-Młody nie ekscytuj się tak bardzo bo zaraz pomyślę, że miałeś coś z tym wspólnego. Kto to w ogóle jest? - Morrison spojrzał krytycznym okiem na kogoś kogo najwidoczniej widział pierwszy raz w życiu.

-Jacobs musiał pilnie wziąć wolne, więc dali nam świeżaka z laboratorium. Kolejny pierdolony świr Stan - odparł partner detektywa, Leslie Cox.

-Uhmm Harry.. Harrison Morgan. Przepraszam szefie - młody blondyn zaśmiał się nerwowo.
-Oczywiście chodziło mi po prostu o fakt, że sposób działania sprawcy jest raczej... nietypowy i to w skali całego kraju.

-Uhmm Harry.. Harrison Morgan, doceniam zaangażowanie, ale my wszyscy staramy się trzymać niezbędny dystans w tej pracy. To jedyny sposób by nie zwariować - tłumaczył spokojnie Morrison tak jakby znów wykładał w akademii.

Blondyn kiwnął głową z twarzą, którą jak miał nadzieję wyrażała pokorę.
-Gdy zbyt długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również na nas jak mawiał Nietzsche.

-Taaak, dokładnie tak - detektyw poklepał go po plecach ignorując gest Coxa dość jednoznacznie obrażający inteligencję młodego technika laboratoryjnego.
-Kontynuuj Harry.

-Dziękuję sir. Kobieta zginęła jako pierwsza. Ktoś zaskoczył ją kiedy oglądała telewizję w swoim fotelu, podszedł od tyłu i poderżnął gardło jednym ruchem. Trochę niechlujnie jak na moje oko, ale wystarczająco głęboko by zgon nastąpił w przeciągu minuty. Mężczyzna to już zupełnie inna sprawa.

Technik wskazał na drugie ciało znajdujące się w pozycji siedzącej z opuszczoną głową przy rozbitej gablotce z rodzinnymi zdjęciami. Z jego klatki piersiowej, ramion oraz głowy wystawał szereg wbitych noży i widelcy a grubą szyję znaczył czerwony pasek i zaschnięta krew.

-Wygląda na to, że ktoś się z nim bawił, wiele płytkich ran. Sztućce wbite ze stosunkową niewielką siłą. Kąt pod którym zostały wbite świadczą o tym, że szukamy kogoś niskiego ok. 160-165 cm wzrostu. Nie można wykluczyć, że sprawcą jest kobieta. Kiedy mężczyzna upadł demolując gablotę jego morderca podszedł blisko i poderżnął gardło - dokończył spokojnym tonem młody laboratorant.

Detektyw Morrison podszedł bliżej przypatrując się zachowałym zdjęciom. Szczególną uwagę zwrócił na chłopaka z szarymi oczami, który figurował na kilku z nich.

-Mieszkali z kimś jeszcze? Jakieś dzieci?

-Jedno. Syn Matthew lat 12. Spokojny chłopak, trochę zamknięty w sobie jeśli wierzyć sąsiadce. Nie było go w domu. Przygotywał się w bibliotece do jakiejś prezentacji czy coś w tym guście.. W tej chwili jest z psychologiem i chyba nie za bardzo rozumie co tu się stało
- Cox pokręcił smutno głową.

-Czemu? Jest upośledzony? - szczerze zdziwienie w głosie blondyna ściągnęło na niego zdziwione lub wręcz obrzydzone spojrzenia niektórych z osób będących w pokoju.

-Rany Morgan chłopak stracił rodziców Chyba mało wiesz o życiu poza swoim małym laboratorium co?

Blondyn nie odpowiedział, być może nie do końca zrozumiał co ma na myśli Cox. Wszyscy troje jeszcze przez moment wpatrywali się w przesłanie mordercy. Krew mieszała się z bielą ściany tworząc coś o było bez wątpienia dziełem jakiegoś bardzo chorego umysłu. Mały domek w lesie, drzewa z powykręcanymi gałęziami, kręta leśna dróżka. Zwyczajny rysunek, wręcz banalny w swojej prostocie. Po oczach bił jedynie fakt, że z konarów zwisały kształty przypominające powieszonych ludzi.


---


W pewnym momencie telefon odebrał się sam u tych, którzy nie mieli zamiaru lub nie zdążyli odebrać tworząc coś w rodzaju telekonferencji.
Na zegarze komórki była godzina 05:35.

- Czekam na sprawozdanie - rzuciła zimno Szefowa.

Jako pierwszy odezwał się zaspany i ledwo zrozumiały męski głos, który uczestnicy spotkania w kawiarni mogli dość dobrze kojarzyć z facetem w czarnej masce.
- Tu aussmatyczna seeekosprokreacjtarkokopiarka mr Blacka. Panicz w sej chwili nie mosze podejść do telefonu. Bo nikt normalny nie dzwoni o tak pogańskiej godzinie!
Po niespodziewanym krzyku, głoś mężczyzny znów wrócił do swojej pierwotnej formy kogoś na wpół pogrążonego we śnie.
-Chcesz coś to się nagrywaj i oszuacham później… Aaa bo bym zapomniał, biiiiip.
Mężczyzna jednak najwyraźniej wcale się nie rozłączył. Zamiast tego w słuchawkach rozmówców rozległo się głośne chrapanie.

Zaraz po nim zabrali głos inni, ale najwyraźniej podobnie jak Black nie byli w zbyt kwitnącym stanie i nie wnieśli żadnych konkretów do rozmowy. Czuć było, że cierpliwość szefowej zaraz się wyczerpie.

Przez chwilę Szefowa nie odzywała się, po czym powiedziała z niesmakiem:
-Wiecie z kim lecicie sobie w chuja? Wy lecicie sobie w chuja z Panem Bogiem. Chcecie mieć utrudnione życie? Proszę bardzo. Załatwię wam to od ręki. Tylko dajcie mi powód. Raport postępami - syknęła podobnie do jadowitego węża.

-Jzu… Co za suka.. - wymamrotał ość cicho pod nosem Black. Przeciągnął się ostentacyjnie. Po czym podniósł się do pozycji siedzącej, zgarnął słuchawkę bezprzewodową z nocnej szafki i zaraz zamontował ją sobie do prawego ucha. Po chwili sprawiał już wrażenie jakby był w nieco lepszej formie.

-Znaczy miło panią słyszeć. Tak, tak raport przedstawia się eee następująco: jesteśmy w Grecji, jest słoneczko. ptaszki śpiewają. Co jeszcze? Zrobilsmy małą integrację, ale prawie nikt nie pił. No tylko Cassa, ale ta to chyba całe życie się integruje. Słyszysz mnie tam czarnulko? Tęsknięęę… Za tobą też Nataszzzasza, ale klasa… Tak bardzo.. tęsknię… Nawet za tym wielkim dupkiem, który jest śmieszny jak Flip i Flap..
W słuchawkach rozmówców rozległ się cichy męski szloch. Po chwili jednak głośno wydmuchał nos podciągając maskę do góry i ciągnął dalej.

-A tak.. Sprawni i gotowi. Wszyscy jak dwóch mężów i żony szefie. Czy może woli pani szefowo? Wolałabym mieć pewność żeby nie palnąć jakiejś gafy bo w końcu jest teraz to całe równouprawnienie i.. ten no nie żebym nie lubił jak kobieta jest dla odmiany nade mną ale..
Wiem, że coś miałem pewnie powiedzieć i zaraz to do mnie dojdzie.. Moment.. Moment.. Hmm.. Jeszcze dochodzę..


O ile jego kabaret z klasy C mógł nie przypaść do gustu ich przełożonej to co odwalił mężczyzna, którego Black pamiętał jako Cederica vel “wielki drągal” było już istną komedią. Grozić tej babie? Black zatkał sobie miejsce w których miał usta próbując nie parsknąć śmiechem.

-Halo? Ah te baby... Pewnie przypomniała sobie, że zostawiła zupę na gazie - powiedział do siebie Black zdając sobie sprawę, że kobieta bez słowa zakończyła całą rozmowę.
-No nic - mruknął obojętnie.
Najwyraźniej nie przejął się zakończeniem rozmowy i poszedł spokojnie na balkon mając na sobie jedynie swoją maską i opróżnił przepełniony do granic możliwości pęcherz na jeden z balkonów poniżej.
Następnie podśpiewując pod nosem jakąś dziecięcą rymowankę skierował swe kroki w stronę łazienki w celu rozpoczęcia operacji "depilacja", której efekty miał zamiar później przetestować na dziewczynach. Najbliższe pół godziny spędził smarując się woskiem i odrywając plastry z miejsc intymnych oraz goląc się hotelową brzytwą. Przerwał jakąś “arcyważną” i równie bolesną czynność kiedy w hotelu raz po raz rozlegały się jakieś dziwne dźwięki.

-Fuck.. Co to za hałasy? Jesli to znowu ten Niemiec i jego "pies" to...

Black wyszedł z łazienki i zaczął nasłuchiwać. Nie brzmiało to dobrze. Rozważył swoje opcje. Widział oczami wyobraźni jak próbuje uciec przez balkon, ślizga się na własnym moczu i leci w dół by zostać jedynie czerwoną plamą na chodniku. Otarł niewidzialne łzy i aż zatoczył się ze śmiechu. Najwyraźniej szefowa nie lubiła jak się z nią pogrywa. Tylko patrzeć aż zaraz ktoś wpadnie do ich pokojów i wystrzela jak zwierzęta. Stwierdził, że miał to po prostu gdzieś. Miał wszystko i wszystkich gdzieś. Nie zależało mu już na tym co się z nim stanie. Usiadł nagi w fotelu i wpatrywał się w obraz na ścianie przedstawiający trzy małe kotki w białej filiżance. Zastanawiał się w którą stronę polecą odpryski krwi kiedy rozwalą mu głowę. Czy zachlapią kotki? Nawet nie zauważył u siebie potężnej erekcji, ktora pojawiła się wraz z tą myślą. Siedział i czekał pogrążony w swoich fantazjach.



Siedział i czekał aż nagle zdał sobie sprawę, że od dłuższego czasu nie słyszy już tych samych odgłosów. Zastąpiły je rozmowy hotelowych gości, obsługi i dźwięki telefonów.
-Jaka szkoda… - powiedział zawiedziony Black nie ruszając się z miejsca na milimetr.

Krótką chwilę później był już ubrany tak samo jak dzień wcześniej w kawiarni. Nie licząc maski, którą z całej siły cisnął za okno. Czuł, że to nie załatwi sprawę, ale miło było znów poczuć się sobą. Nawet jeśli tylko przez moment. Bowiem maska zawsze odnajdywała do niego drogę czy sobie tego życzył czy nie. Burczenie w brzuchu przypomniało mu, że najwyższa pora na jakieś śniadanie.

Zszedł na dół i pozwolił sobie na prawie niedostrzegalny lekki uśmiech kiedy zobaczył Cassandrę siedzącą przy jedzeniu. Wziął ze stołówki kakao, jajecznicę i bułkę z bananem a następnie skierował kroki w stronę kobiety z zamiarem by przysiąść się do jej stolika.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 24-04-2015 o 14:01.
traveller jest offline