Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2015, 19:39   #34
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Shavri, Kain, Gergo, Sinara i w roli głównej: Wnyki

Wilczy Las
13 Tarsakh, Rok Orczej Wiosny
Noc



Shavri doskonale widział znaki, które Gergo starał się przekazać. Dzielny kobold już dwa razy udowodnił, na co go stać.
- Evan! Evan musimy wejść do lasu! - Shavri krzyknął w kierunku kapitana. Jednak zdaje się, że tamten miał własne problemy z koboldami w tym samym czasie, ponieważ nie odpowiadał. Shavri zagryzł szczęki. Od zachodu, z miejsca, w którym był druid, dobiegło go wściekłe syczenie, a potem na sekundę tamta cześć lasu i wioski rozbłysła. Chłopak zacisnął wolną dłoń w pięść. Nie chciał samowolnie złamać narzuconego przez Evana zakazu, ale w lesie przed nim być może leżał ten hiopotetyczny jeden kobold zraniony przez niego. O ile rzecz jasna został trafiony i o ile to faktycznie kobold. Sęk w tym, że nikt chłopakowi nie zagwarantuje, że kobold był na tyle ranny, aby nie móc uciekać. Podczas, gdy Shavri krzyczał, Gergo stał z rękoma przyciśniętymi do pyszczka i wyglądał na bardzo skupionego. Shavri westchnął. Szybko zmienił łuk na oba swoje miecze i biegiem ruszył pomiędzy drzewa, dokładnie w chwili, w której Gergo odsunął ręce od pyszczka.

W tym momencie do miejsca, w którym trwał kobold przybiegł Kain, dysząc opierał się na kiju i wyglądał wyraźnie na osobę wczorajszą. Zmierzwione włosy, byle jak założone ubranie, improwizowana broń i wzrok mówiący, że nie wie jaka jest obecna sytuacja.
- Gergo… czemu Shavri biegnie sam do lasu? – zapytał, śledząc wzrokiem sylwetkę tropiciela.
- Nie mam pojęcia - wyskrzeczał Gergo. I powiedział to absolutnie szczerze, nie widział najmniejszego powodu by ryzykować skórą, zanurzając się w las, kiedy jeszcze koboldy były całkiem blisko.
Zresztą nie ważne, idę za nim. – Czarodziej ruszył pośpiesznie za towarzyszem. Biegnąc, odrzucił niepotrzebny kij, a macając się po kieszeniach, wyczuł zawiniątko z świecącą kula. Mogło się przydać do oświetlenia okolicy, ale wpierw musi się dowiedzieć się, czemu w ogóle zagłębiają się w knieje.

Gergo miał nadzieje, że wysocy wiedzą co robią. Dla pewności narysował przed sobą w powietrzu kształt tarczy, wyrzucając z siebie jednocześnie słowa w smoczym języku. Tarcza zmaterializowała się, powiększyła, zamigotała i nagle znikła. Teraz powinno być odrobinę bezpieczniej. Zaklinacz ruszył za towarzyszami, nie chcąc ich skazywać na błąkanie w ciemności. Tamci nie odbiegli daleko; bieg w całkowitych ciemnościach, potykanie się na wystających korzeniach i wpadanie na krzaki nie były najbardziej efektywną metoda pościgową. Rozpędzony Sharvi omal nie skręcił nogi, wpadając nią w jakąś norę, a podstępne gałęzie zostawiły na gładkiej twarzy Kaina czerwone szramy. Świeczuszka Gergo niewiele pomogła, oświetlając zaledwie najbliższe chaszcze. Przynajmniej zaklinacz nie miał takich problemów; on widział znakomicie…, a raczej widziałby, gdyby duzi (i krzaki) mu nie zasłaniali. Mimo to domyślał się, że uciekajace grupki są już daleko. A przynajmniej miał taką nadzieję.

Najwyraźniej mdłe światło świecy za plecami zmobilizowało tropiciela-samobójcę do dalszych działań. Co prawda nadal nic nie widział, potykał się o wszystko i choć jego determinacja słabła, brnął w las za postrzelonym koboldem jakby to był najtłustszy jeleń. Tyle że nawet śmiertelnie ranny jeleń dawno uciekłby gdzie pieprz rośnie, gdyż echo hałasów ze wsi i nawoływań leśników oraz najemników niosło się po całym Wilczym Lesie. Shavri potknął się po raz kolejny i wdepnął w coś miękkiego; zachwiał się, zrobił kolejny krok - i coś zatrzasnęło się na jego stopie żelaznymi kleszczami.

Tropiciel zamiast krzyknąć, zacisnął własne szczęki niemal tak samo mocno. Aż zgrzytnęły. Chyba nawet złamał mu się ząb. Puścił oba miecze, wydał z siebie przeciągły, głęboki stęk bólu i zgiął się w pół nad uwięzioną nogą. But przyjął na siebie impet “ugryzienia” (a przynajmnej tak sobie wmawiał), ale siła ciosu wymalowała mu przed oczami oślepiające gwiazdki, co biorąc pod uwagę ciemność dookoła, stanowiło dosyć ciekawe wrażenie, nad którym chłopak z pewnością by się zatrzymał, gdyby nie to, że ból w nodze był trudny do opisania, a co dopiero zniesienia. Sięgał szczytu czaszki i promieniował wzdłuż kręgosłupa.
Zgięty w pół przewalił się na bok, lądując w miękkim poszyciu. Nos wypełnił mu zapach błota, mchu i butwiejących liści. Jęknął i zamknął oczy, dysząc z bólu. Jego oddech był płytki i przyśpieszony. Oblał go zimny pot. Boli, pomyślał błyskotliwie. Ból zagłuszał mu sygnały ze wszystkich zmysłów. Musiał go ogarnąć. Musiał zacząć myśleć. Pułapka nie była duża (a przynajmnej tak sobie wmawiał). Szczęście w nieszcześciu. Gdyby była większa, raczej nie miałby problemu z uwolnieniem nogi (a przynajmnej tak sobie wmawiał). Leżał przez chwilę, uspokajając oddech i siebie. Słuchał. Wciąż dobiegał go gwar z wioski. Słyszał też ciężkie kroki Kaina i inne, lżejsze, choć szybsze. Prawdopodobnie należące do Gergo. A także szum wiatru w koronach drzew, grzmoty, trzaskanie ognia, szmer deszczu i wszystkie inne dźwięki, które uniemożliwiały usłyszenie napastników, gdyby ci postanowili się pod niego podkraść.
- Kija albo kamienia! - wycharczał, łapiąc rękami za szczęki pułapki, żeby je rozewrzeć, chociażby minimalnie. - Potrzebuje kija lub kamienia… Czuł jak but wypełnia mu się ciepłą krwią. Nie czekając na odpowiedź, wzmocnił nacisk na stalowe zęby, chcąc je rozewrzeć… Niemal nieludzkie wycie wypełniło okolicę, gdy Shavri spróbował wyrwać żelazne zęby z własnej łydki. Paści nawet nie drgnęły, za to młodzieńcowi pociemniało w oczach z bólu. Czyżby pułapka wbiła mu się w kość? Ze łzami w oczach puścił wnyki, stęknął jeszcze raz i namacał oba swoje ostrza.

Kain, gdy usłyszał krzyk towarzysza, nie myślał już o ukrywaniu się. Wyjął świecącą kulę i zbliżył się do Shavri.
- No to mamy problem - krótko skomentował widok nogi tropiciela w sidłach. - Spokojnie zaraz coś wymyślimy - dodał czarodziej chociaż w duchu modlił się by wrogie koboldy były daleko. Przyjrzał się mechanizmowi. Nie znał się na pułapkach, ale naciskając na sprężynę uścisk powinien zelżeć. Rozejrzał się też za kamieniem, czymś co można by włożyć pomiędzy rozstawione szczęki sidła. Kain nie był fizycznie silnym człowiekiem, ale postanowił spróbować. Shavri wydał z siebie kolejne wycie, gdy metal poruszył się w ciele, szorując o kość.
- Wybacz Shavri, brak mi siły by Cię uwolnić z tego mechanizmu. - powiedział czarodziej drżącym głosem. - Po prostu poczekamy na resztę. - dodał. Miał nadzieję, że ktoś się w końcu zjawi. Mimo to usłyszawszy szelest liści i widząc niską postać o mało nie zszedł na zawał. Na szczęście okazało się, że to tylko Gergo. Niedługo potem zjawiła się również Sinara.
 

Ostatnio edytowane przez Drahini : 24-04-2015 o 20:41.
Drahini jest offline