Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2015, 18:11   #145
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Theodor, Ocero

Ocero spojrzał na Tarniusa i na Widzącego. Po chwili jakby coś go tknęło i miał nadzieję, że tor jego myśli nie był zły. Delikatnie popchnął Theodora, aby zapewnić Widzącemu dokładny widok tego co się zaraz stanie. Sam stanął z drugiej strony czekając na kolejny ruch swojego ojca.
Theodor mógł mieć tylko nadzieję, że stary kapłan ma jakiś plan.
Przymknął oczy i zaczął się modlić.
Z twarzy Tarniusa nie dało się niczego wyczytać. Czy się bał? Czy chciał to zrobić? Jakie myśli przechodziły mu przez głowę? Stał na krawędzi morderstwa, chociaż najwyraźniej mającego na celu ochronić młodszych, ale… czy takie morderstwo może być usprawiedliwione czymkolwiek? Dobrem ogólnym, misją? Tarnius w końcu wiedział co miał zamiar uczynić i musiał zdawać sobie sprawę, że jakiego wyboru by nie dokonał będzie miał on swoje konsekwencje… Za życia lub po.

Sytuacja bez wyjścia…

Stary kapłan przez chwilę przypatrywał się klęczącemu i modlącemu się mystrianinowi, najwyraźniej dając mu czas na dokończenie pojednania ze swoją boginią. Widzący przyglądał się temu z pewnym zniecierpliwieniem, ale nie odezwał się ani słowem. Czekał, czekał na przedstawienie, które napełni jego niewierną duszę rozkoszą.
Tarnius podszedł jeszcze do jednego ze strażników i zarządał od niego sztyletu. Ten spojrzał na Widzącego, ale kiedy przywódca skinął głową na znak zgody, dał staremu kapłanowi sztylet, którego tak pragnął. Tarnius wrócił do tego, który bogów nie odrzucił.
Ojciec Ocero chwycił kapłana Mystry, a sam przyklęknął obok niego z sztyletem w dłoni, kładąc tuż obok siebie na posadzce sejmitar, z którym przyszedł. Przyszły prezent dla Widzącego.
Zaczęło się.
IInteresujący był fakt, że stary kapłan trzymał skazanego wręcz wtulonego w siebie, jakby pocieszał go, jakby uspokajał, oszczędzając tym samym dwóm młodym widoku morderstwa i odbierając Widzącemu jego radość.
Ocero i Theodor ledwo usłyszeli jak ostrze zagłębia się w miękkie ciało.
Tarnius trzymał mocno mężczyznę, jak własnego syna, nie puszczając go i tak trwając w bezruchu.
Stało się.
Stary kapłan poświęcił światło swej duszy by młodsi mogli pozostać nieskalani.
Theodor przyglądał sie egzekucji zaciskając zęby.
Co teraz? Kogo jeszcze trzeba będzie zabić? Czyjego życia zarząda ten, tak zwany, Widzący?
Ocero nawet na chwilę nie odwrócił wzroku. Był tego winien Tarniusowi oraz temu wyznawcy Mystry. Cieszyło go, że stary kapłan zachował się dość humanitarnie i uspokajał skazanego do samego końca. Był teraz pewny, że jego ojciec był w pełni sił i sprawności umysłowej. Może nawet bardziej niż Ocero.

- Uczcie się, moi drodzy, na przykładzie tego pozbawionego okowów bogów byłego kapłana Selune! - powiedział Widzący z pełnią pasji do zgromadzenia. - Nadchodzą dobre czasy, bez bogów, bez strachu, pełne siły dla śmiertelnych i chwały! Pokonamy wroga, nie jesteśmy bezsilni! Wyrwijcie swoje rodziny, swoich najbliższych i przyjaciół z tego kłamstwa, którym nas karmiono od zarania dziejów! Okażcie im swoją miłość, swoją łaskę i sprowadzcie ich ku Prawdzie!
Jeszcze słowa Prawdziwie Widzącego nie zdążyły przebrzmieć, kiedy zgromadzeni ludzie entuzjastycznie je poparli, jakby były świętym objawieniem. Theodor i Ocero zobaczyli, że jedynie Tarnius wciąż wtulał w siebie mystrianina, trzymając jego głowę tak, aby nikt nie widział twarzy umarłego. Trwał tak w bezruchu, nie reagując na słowa Widzącego, nawet nie drgnąwszy, gdy ten się do niego zwrócił:
- Tarniusie. Odsłoń przed wszystkimi tego, który służył bogom. Pokaż gdzie ich "opieka" go zaprowadziła.
Tarnius nie odwrócił się ani na moment, a jedynie rzekł tak głośno, aby wszyscy słyszeli.
- Widzący, razem bierzmy udział w chwale, jaką przyniósł mój czyn. Razem odsłońmy słabość, jaka trawi ten świat.

Prawdziwie Widzący przez moment się zawahał, chociaż natchnienie nie opuściło jego oblicza. Ruszył jednak spokojnym krokiem w stronę Tarniusa, wymijając dwóch niedoszłych morderców patrząc, jak stary kapłan delikatnie kładzie na zimnej posadzce ciało, twarzą do ziemi. Wtedy też odwrócił głowę w stronę Widzącego... Nie, napomniał się Ocero i Theodor, nie w stronę Widzącego, ale w nich, patrząc na dwóch młodych... w oczekiwaniu? Na co? Na działanie? Na pomoc? Czy nie był tego godzien?
Widzący stanął przed Tarniusem, który powoli unosił się z klęczek. Heretyk nie okazywał nawet grama niepokoju, bo czemu miałby? W pomieszczeniu byli jego strażnicy, jego zwolennicy. Był bezpieczny.

Nie wiedzieli nawet kiedy to się stało. Ocero nie sądził, że w tym starym kapłanie pozostało tyle sił. Niemniej kiedy tylko Tarnius stanął twarzą w twarz z Widzącym, sejmitar, który jeszcze przed chwilą leżał na posadzce obok martwego mystrianina, znalazł swoje miejsce w dłoni kapłana, a stal broni mroziła skórę gardła zszokowanego heretyka, jak i zszokowani byli zgromadzeni wraz ze strażnikami, którzy dobyli broni, ale nie ważyli się ruszyć.
Ocero i Theodor widzieli, jak ochroniarze powoli ustawiają się na pozycjach, z czego dwóch nieopodal nich, ale ze strachu, że stary kapłan w razie ich ataku po prostu zabije Widzącego, nie zrobili żadnego agresywnego ruchu.
Czekali. Czekali na moment.
Jak i czekało zgromadzenie gotowe rozerwać ojca Ocero gołymi rękoma.

- Dość tego szaleństwa. - odezwał się cicho Tarnius. - Dość tego kłamstwa.

A jednak starzec miał pazury! Theodor mógł mu tylko bić brawo.
Sam doszedł już do wniosku, że ów Widzący napełnia go wyłącznie obrzydzeniem. Wiedział, że jeśli stary kapłan zabije heretyka to on zrobi wszystko by pomóc mu wyjść z tego z życiem.
Ocero szybko ruszył do ojca i ustawił się między nim a straznikami.
- Więc jaki plan teraz?
Tarnius spojrzał na syna z nutą czegoś nieokreślonego. Strażnicy zdążyli okrążyć ich, a było ich wielu. Ponad tuzin, wszyscy przy broni, ale na wielkie szczęście żaden nie posiadał kuszy czy innej broni, którą mógłby uczynić szkody z odległości.
- Ocero, wspomóż mnie! - rzucił do kapłana Widzący patrząc z nienawiścią na Tarniusa.
Jeden ze strażników, który stał blisko Theodora i szepnął do niego:
- Zajdź zdradzieckiego, szalonego kapłana od tyłu i wyrwij Prawdziwie Widzącego z jego łap…
Ocero spojrzał na Widzącego zimnym wzrokiem, ale nie skomentował jego wypowiedzi.
- Nie możemy go tutaj zabić bo nas rozszarpią. - szepnął do ojca. - Uda ci się ich przekonać, aby zrobili nam przejście? Inaczej coś niemiłego spotka ich ukochanego przywódcę.
Theo wahał się krótko.
-Słyszeliście? To się nastąpcie! Wychodzimy razem z Widzacym i nie chcę widzieć was na naszej drodze!
Z wyrazu twarzy Tarniusa nie dało się nic odczytać, a jedyne co odczuwał Ocero od ojca to chłód i determinacja. Kalkulacja. Młody kapłan jeszcze nigdy wcześniej nie widział swojego opiekuna w takim stanie… i nie wiedział czy powinien się cieszyć, czy przeciwnie.
Słowa Theodora nie sprawiły, że poplecznicy i strażnicy od razu się rozsunęli, ale na pewno sprawiły, że ochroniarz stojący obok Greycliffa i szepczący do niego spróbował go pochwycić. Na szczęście dla Theodora, wyznawca Tymory był zwinniejszy od niego, więc zdołał się uchylić przed strażnikiem, jednak od razu zrozumiał, że stanął w nieciekawej sytuacji. Strażnik, który trzymał już obnażony miecz miał zamiar zrobić porządek z tym młodym zdrajcą…
Tarnius nie odpowiedział Ocero, ale widząc sytuację Theodora wyraźnie postanowił działać. Przyjął najdumniejszą pozę, jaką może przybrać ktoś trzymający sejmitar przy gardle pochwyconego i mówiąc głośno, wprost do zgromadzenia wyrzucił z siebie mocne słowa:
- Czy naprawdę tego nie widzicie? On was tak oślepił? Idziecie za jego słowem? - rozejrzał się po wszystkich. - Bogowie nadchodzą, nadchodzą, aby nas zniszczyć. Nadchodzą, a wy słuchacie słów zdrajcy, który potajemnie oddaje cześć tym bytom! - nie spuszczał jednak z oczu Theodora i Ocero, jakby chcąc mieć pewność, że nie zginą…
Zgromadzenie poruszyło się. Tarnius zasiał ziarno, które namąciło, ale nie sprawiło, że wszyscy ci ludzie uwierzyli bezgranicznie w słowa starego kapłana. Zasiał ziarno, ale ktoś musiał dać mu możliwość wykiełkować.
Upewniwszy się, że żaden ze strazników nie może go chwilowo dosięgnąć Theodor stanął za plecami Widzącego.
-Daj mi sztylet, kaplanie - rzucił w kierunku Tarniusa - To nie pora na ewangelię. Wynośmy się stąd z tym heretykiem na ostrzu noża. Daj sztylet mówię!
Ocero spojrzał na Theodora, poruszył delikatnie dłońmi i momentalnie jego ciało pokryło się zbroją.
- Z szacunkiem kmiocie. Nie jest w pozycji, aby dać ci cokolwiek. - Ocero spojrzał na zebranych wokół siebie - Spójrzcie wokół! Zobaczcie co zrobiliście! Ta rezydencja była niegdyś piękna, a wy w waszym ślepym posłuszeństwie zniszczyliścię ją. Spójrzcie na martwego kapłana u naszych stóp. Nawet jeżeli zbłądził nie zasłużył na śmierć tylko za to, że trwał w tym w co wierzył i chciał pomóc tym, którzy pomocy potrzebowali. - Ocero spojrzał na widzącego- A teraz ty… “Prawdziwie Widzący”. Wyjaw nam swój sekret. Komu służysz?!
-Proszę o wybaczenie - wycedził przez zaciśnięte zęby Theodor - No Prawdziwie Widzący? Komu służysz? Jeśli powiesz, że ludzkości to nie ręczę za siebie.
Spojrzenie, jakie Tarnius posłał Ocero, kiedy ten zwrócił się do Theodora, nie należało do tych najprzyjemniejszych. Zerknął jeszcze na Greycliffa, jakby oczekując najgorszego…

- Ślepi głupcy! - warknął Widzący. - Wasze działania mogą jedynie doprowadzić do zguby śmiertelnych!

Stary kapłan w tym czasie uważnie obserwował ruchy zgromadzonych, którzy ostrożnie, prawie niezauważalnie zaczęli się zbliżać, czego świadomy był także Theodor i Ocero. Sytuacja bez wyjścia… Sytuacja śmiertelna?
Tarnius się do czegoś przygotowywał, czego wyrazem było całkowite skupienie i gotowość mięśni do działania; czego wyrazem było zimno stali sztyletu wciśniętego w dłoń Greycliffa, lód srebrnego symbolu Selune włożonego w dłoń Ocero.
- Dopóki wola Myrkula nie sprowadzi na ciebie zagłady… Będziesz żył. - Tarnius szepnął do ucha Prawdziwie Widzącego tak, żeby usłyszeli to Theodor i Ocero. Cokolwiek to znaczyło.

Po Wysokim Kapłanie Selune nie widzeli śladu strachu, ale napewno zadawał sobie sprawę z powagi sytuacji.

Tylko szaleniec nie zdawałby sobie z tego sprawy.
A Tarnius nie był szalony.
Nie był...
...prawda?
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline